Święci rodzice z mediów

Jestem chwilowo uziemiona. Siłą rzeczy spędzam większość czasu na swojej niezwykle wygodnej kanapie, a na kanapie jak wiadomo, jest nudno. Siedzę tak sobie z nogą w górze i czytam, jednym okiem patrzę na TV. Dzisiaj włączyłam Dzień Dobry TVN i trafiłam na pewną mamę w roli eksperta. Pani jest znane z tego, że dawniej lubiła jeździć pociągiem, obecnie lubi być żoną znanego - niegdyś uwielbianego - aktora. No i siedzi ta śliczna Pani na kanapie i mówi, że owszem karze dzieci, odsyła je do kąta, ale rzadko, żeby im ten kąt nie spowszedniał.. I tak sobie myślę, że nie jest to pierwszy raz, kiedy to aktywna zawodowa mama jest ekspertem we wszystkim. Są takie Panie, które mają chyba etat w śniadaniówkach. Mówią o tym jak zatrzymać przy sobie mężczyznę, jak zabawiać dzieci, jak upiec ciasto, gdzie wyjechać do SPA z przyjaciółkami, jak utrzymać porządek w 200 metrowym apartamencie i jak przygotować ogród na sezon. Do tego zarzekają się, że są zupełnie samodzielne, niezależne, nie mają nianiek ich dzieci jedzą domowe, ekologiczne obiadki, zero słodyczy, no chyba że ciasto z mąki gryczanej słodzone syropem z agawy posypane sproszkowaną spiruliną pieczone przez mamę w piecu chlebowym w pełnię księżyca. Oczywiście te dzieci nigdy nie oglądają TV, nikt na nie nie krzyczy, a w wieku 2 lat samodzielnie decydują o wszystkim co ich dotyczy, bo muszą być gotowe do życia w tym okrutnym świecie. Tę straszną przyszłość wśród troglodytów będzie im łatwiej znieść dzięki znajomości 5 języków obcych, których uczą się w czasie wolnym, oraz dzięki ukochanej przez te kilkuletnie duszyczki lekcjom tańca, jazdy konnej, gry w tenisa...

Droga matko z telewizji, powiem Ci szczerze, że jeśli nigdy nie krzyczysz  na swoje dzieci, to albo masz dobre leki, albo spędzasz z nimi za mało czasu. Nie namawiam nikogo do złego traktowania dzieci, przeciwnie. Jestem absolutną przeciwniczką przemocy, nie tylko wobec dzieci. Ale mój wewnętrzny stoik nie wytrzymuje, kiedy jedno z moich dzieci ćwiczy celność rzucając czymś w brata, kiedy próbuje wygrać wyścig przewracając przeciwnika. Istotne, żeby dziecko karą, czy nawet krzykiem nie czuło się upokorzone, zawsze kiedy emocje opadną trzeba się przytulić i porozmawiać, wytłumaczyć...

Telewizor? Przyjaciel i wróg. To że dzieci nie powinny oglądać TV to chyba każdy przeczytał już w pierwszym podręczniku dla przyszłych rodziców, jaki dopadł czekając na pierworodne dziecko. Ale śmiało podnieście rękę, jeśli nie włączacie dziecku ekranu. Nie widzę lasu. No bo przecież tu nie chodzi tylko o oglądanie bajek. Jeśli przy dziecku oglądasz serial, wiadomości, MTV, czy dajesz mu pograć na telefonie czy tablecie to łamiesz ten zakaz. My też go łamiemy. Znasz to uczucie, kiedy chcesz spędzić czas z jednym, bo ono tego potrzebuje, a nie masz nikogo, kto zajmie się drugim? Jak usadzić 2,3,4,5 latka w miejscu, żeby nie spadł z żyrandola, na którym na pewno się uwiesi, jak tylko spuścisz go z oczu? Najłatwiej włączyć 67 raz "Psi patrol", przynajmniej nigdzie nie pójdzie.


Czy przez to, że czasem krzyknę, nakarmię czekoladą albo włączę bajkę jestem złą matką? Nie wydaje mi się. Nasze dzieci śmieją się z nami, przychodzą, kiedy im smutno, żeby się przytulić i pogadać, chętnie spędzają z nami czas i wspólny spacer cenią sobie bardziej niż nową zabawkę.

Zatem pozdrawiam Cię telewizyjna matko-celebrytko bez skazy, Matka Żywicielka, której dzieci nie chodzą na milion wymyślnych zajęć, ale są dziećmi, które każdego dnia staramy się rozumieć, wychodzić na przeciw im potrzebom, dzieci, które są kochane ponad wszystkie i czasem brudne, ale prawie zawsze uśmiechnięte.

O systemach motywacyjnych, żeby działały

Próbowaliście kiedyś ujędrnić ciało, nauczyć się szyć,zapuścić włosy, zacząć biegać? Kupiliście wtedy odpowiednie kremy, kawałki materiału, odżywki do włosów, buty do biegania i.... rzuciliście to wszystko w diabły. Duży był szok, że cellulit sam nie znika, włosy nie rosną, a pachworkowe koce nie zdobią waszych domów?

Bez sensu się dziwić, prawda? Przecież wiadomo, że te wszystkie nowiutkie gadżety i kosmetyki nic nie zrobią same, jeśli będą mieszkały na dnie szuflady wstydu prawda? Logiczne, że liczy się systematyczność w działaniu, znacie przysłowie: "Dobrymi chęciami, to jest piekło wybrukowane"? Każdy z nas choć raz przerabiał słomiany zapał, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo inaczej oznaczałoby, że tylko ja jestem taka słaba... W moim domu jest półka wstydu. Leżą w niej stroje do fitnessu, mata, ba nawet ciężarki i sportowa opaska na telefon...

Ale do rzeczy, podobnie jest z systemem motywacyjnym. Znacie tablice z punktami, kalendarz z buźkami, wyznaczanie dziecku celów? My znamy, oj, znamy aż za dobrze. Zet od początku terapii, czyli czerwca 2014 roku pięknie wszedł w punkty. Zbierał nakrętki w słoiku, klocki w pojemniku, buźki na kalendarzu, naklejki w zeszycie, sama nie wiem co jeszcze, ale były tego dziesiątki, na każde osiągnięcie inne, niektóre są z nami do dziś inne zamieniliśmy na ciekawsze.

Po co to piszę? A no po to, że zawsze, kiedy punktom towarzyszyła systematyczność, osiągaliśmy pożądany efekt, kiedy tylko ciut odpuszczaliśmy, wszystko padało i trzeba było zaczynać od nowa.

Co zrobić, żeby to działało?

1. JASNO ustalić z dzieckiem zasady za jakie pożądane zachowania będzie dostawało punkty, np. 1 klocek lego do słoika za jedną łyżkę dania, na które niekoniecznie ma ochotę.

2. WYZNACZAMY GRANICĘ I NAGRODĘ - Dziecko nie może zbierać tych punktów do świętego nie wiadomo kiedy, albo dla samego ich posiadania! Można np. wziąć na tyle mały słoik, żeby napełnił się klockami w czasie posiłku, wtedy nagroda musi być od razu, np. ulubiona bajka, gra z mamą czy tatą, ulubiony smakołyk na kolejny posiłek, My zbieramy plusy lub buźki w kalendarzu, umawiamy się z góry na tydzień lub ostatnio na miesiąc jakiś pożądanych zachowań, np. jeśli w tym tygodniu zjesz w przedszkolu co najmniej 4 z 5 obiadów, to w weekend pójdziemy do kina, jeśli w tym miesiącu z 20 dni, które będziesz w przedszkolu Pani pochwali Cię przynajmniej 15 razy, to dostaniesz wybraną zabawkę, ale tu jasno określamy budżet i wybieramy razem na początku miesiąca.

3. NIE CHOWAMY I NIE  OMIJAMY PUNKTÓW! - Znacznie łatwiej jest dziecku w to wejść jeśli jego cząstkowe osiągnięcia dzieją się na jego oczach, tzn.: tabelkę, kalendarz, tablicę wieszamy w widocznym miejscu, np. na przeciw łóżka dziecka, w sali przedszkolnej obok jego szafeczki, itd. To dziecko a nie my ma mieć punkty w zasięgu wzroku, więc nie wieszamy na "metrpsiąt" tylko tak jak sięga człowiek, u nas 104 cm, tak wysoko od podłogi ma oczy skubaniec ;) No i nie oczekujemy od 5 latka, że wstanie rano 17 stycznia i będzie pamiętał na co się z nami umówił 1 stycznia, ok? Przypominamy dziecku codziennie o umowie, zapraszamy do obejrzenia tabelki, podziwiania sukcesów, itd.

4. K O N S E K W E N C J A !   ---- No teraz będzie bolało! Jak jedziemy do babci, to bierzemy ze sobą słoiki z klockami, kalendarze ścienne, wyklejanki i cały plecak innych motywatorów i punktów, jak jemy na mieście to też mamy ze sobą słoik i w restauracji wrzucamy do niego klocki, no chyba, że już Wam się znudził ten system i planujecie inny to możecie raz zapomnieć, bo po powrocie do domu już raczej nie będzie działał. Nie no, żartuje. Nie możecie zapomnieć. Nie wolno Wam schować tabelki z małymi punktami do szuflady, bo szpeci mieszkanie, nie możecie jej zamienić na dobre lub złe słowo, no chyba że Wasze dziecko na 25 lat, to wtedy możecie. Kilkulatek, w dodatku taki z zaburzeniami, choć nie tylko nie będzie obrazował słów, on MA WIDZIEĆ SWOJE SUKCESU, BO TO ONE GO MOTYWUJĄ!

5. A CO JEŚLI NIE ZBIERZE PUNKTÓW? - patrz punkt 5. Konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja. Nie zebrał nie ma nagrody, nie ma nagród pocieszenia, nie ma naciągania faktów. Jak obywatel pójdzie do szkoły i dobra ocena będzie za 100 pkt na teście, to nikt mu jej nie da "żeby mu nie było przykro" za 80 pkt. Chwalimy, że już prawie, może w nast tygodniu się uda ale jeszcze nie teraz, jeszcze musi popracować, bo Ty wiesz i on wie, że potrafi, więc zróbcie to!
Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger