To nasza wina. Twoja, moja, nasza. Rodziców.

To nasza wina. Twoja, moja, nasza. Rodziców.

Ten tekst napisałam w lipcu 2016 roku. Nie wiem czemu nie powiesiłam go wtedy. Ostatnio przeglądając "zapasy" natrafiłam na niego i uświadomiłam sobie, jak bardzo jest dla mnie ważny. Może dla Ciebie też okaże się ważny?


Ile razy słyszałeś, że dzieci nie chcą być złe, złośliwe i nieznośne? Zapewne miliony, aż zacząłeś myśleć, że to pusty frazes, jestem tego pewna. Tak samo, jak czasem sobie myślę o moich własnych dzieciach: "Boże, czemu one są takie niemiłe, nieznośne". Ale czy zastanawiasz się czasem dlaczego tak jest? My ostatnio rozmawialiśmy o tym, jak to się dzieje, że moje dwa aniołeczki są aniołeczkami na placu zabaw, w przedszkolu, u babci, ba nawet w domu, jak jesteśmy wszyscy. Kiedy jednak za Ojcem Żywicielem zamykają się drzwi, BAM! Aniołki przeobrażają się w trudne do zniesienia osobniki. Zwykle to pod moją opieką dzieją się najbardziej dantejskie sceny: gryzienie brata, kopanie w niego piłką, klepanie go z całej siły w plecy (działa w obie strony, żaden nie jest jakoś wybitnie aktywniejszy od drugiego w tych zachowaniach).

No więc siadłam sama ze sobą, a właściwie stałam w kuchni, wkładałam ogórki do słoików i myślałam, czym się różnią od siebie te sytuacje i olśniło mnie! Kiedy jesteśmy we troje w domu, ja zawsze mam jeszcze coś do zrobienia, rzadko jestem skupiona na czymś w stu procentach. Niby czytam dzieciom książkę, ale drugim okiem i ręką płacę rachunki, niby się z nimi bawię, ale gotuję obiad. No i masz babo placek! Jak dokończyć stronę, kiedy wiesz, że ziemniaki kipią? A jak kipią to się wściekam i zaczynam krzyczeć na ludzi pod nogami....


Wczoraj zacięłam się i WSZYSTKO co było do zrobienia w domu zrobiła zanim odebrałam ich z przedszkola. Oczywiście, że moje dzieci próbowały się tłuc, bo czemu niby nie, skoro od tygodnia robią to codziennie. Ale tym razem zamiast rozbraniać jedną ręką, a drugą krojąc marchewkę, kucnęłam przed Zetem i spokojnym głosem poprosiłam, żeby na mnie spojrzał. Oczywiście nie zrobił tego od razu, ale mocno go przytuliłam i zmusiłam, żeby skupił całą uwagę na mnie. Wytłumaczyłam mu spokojnie w czym rzecz i... zareagował od razu. Sama byłam zdziwiona.Uświadomiłam sobie, że kiedy nie jesteśmy sami, bo Michał mnie saportuje, albo wychodzimy gdzieś, gdzie nie mam nic innego do roboty zawsze tak robię, czemu więc w domu postępuję inaczej? Przez brak uważności.

Moje dzieci generalnie uchodzą za grzeczne. Ostatnio ktoś nawet zapytał mnie jak to możliwe, że mając dwóch chłopców udało nam się osiągnąć taki efekt, podchodzą pytają, czy mogą przyłączyć się do zabawy, zawsze są uśmiechnięci, rozmawiają z dorosłymi. Padło stwierdzenie: To musiało kosztować dużo pracy. Nie wiem, czy to było dużo pracy. Lubię przebywać z moimi dziećmi, czasem się wściekam, czasem krzyczę, czasem zagryzam zęby... Ale choćbym nie wiem jak była wściekła, nie używam przemocy, nie mówię do moich dzieci: jesteś niegrzeczny, głupi, beksa, złośliwiec, itp. Nazywam zachowania, nie przyczepiam łatek, nawet tych pozytywnych. Bo dziecko musi mieć wybór, samo musi odkryć kim jest i jakie jest.

Jaka jest więc nasza rola? Po pierwsze musimy sobie uświadomić, że nie jesteśmy właścicielami dzieci! Dziecko to nie rzecz. Dziecko to czysta kartka, którą my mamy zapisać, a właściwie zrobić didaskalia, żeby dziecko umiało zapisać ją samodzielnie.

Szanuj dziecko, to taki sam człowiek, jak Ty. Czy jeśli w pracy ktoś Cię zdenerwuje wydrzesz się na niego, czy raczej spokojnie mu o tym powiesz? Traktuj dziecko jak partnera do dyskusji.

Pokazuj mu co jest dobre, co jest akceptowalne społecznie, jakie zasady obowiązują. Pokazuj, nie mów. To różnica.

Nazywaj zachowania, np. bardzo ładnie dzisiaj poprosiłeś Olę o pożyczenie łopatki. To było bardzo grzeczne. Jestem z Ciebie dumny. Albo: Nie podobało mi się, jak wyrwałeś Oli łopatkę, to było niegrzeczne. Oli było smutno. Powinieneś poprosić.

Bądź konsekwentny! Jeśli mówisz dziecku: Nie, nie wolno ci tego brać. To choćby dziecko płakało, kładło się krzyżem w piaskownicy, to NIE WOLNO mu tego wziąć, a Tobie nie wolno zmienić zdania. Wiem, wiem, tylko krowa nie zmienia zdania. Ale musisz pamiętać, że dwulatek nie zna tego przysłowia, natomiast bada granice. Jeśli granice są jasne, świat jest łatwiejszy. Jeśli stają się płynne, raz wolno, a raz nie bo mamusia ma burzę hormonów, lepszy/gorszy dzień, czy to tam komu się przydarzyło, to wszystko się komplikuje i wymaga kolejnych prób! Jeśli dziecku odmówisz czegoś 5-7 razy to jest spora szansa, że następnym razem już będzie pamiętało o zasadach.




Wyprawka dla noworodka, czyli jak nie dostać świra

Wyprawka dla noworodka, czyli jak nie dostać świra

Dobra, zacznę od tego, że tytuł miał Was zachęcić do kliknięcia.. Świra nie unikniecie. Jeśli ktoś sądzi, że robiąc wyprawkę dla dziecka nr 3 jest nam łatwiej, bo starzy z nas wyjadacze, to jest w błędzie. Kiedy miał urodzić się Zet delikatnie mówiąc nasz budżet nie kulał szczególnie, do tego dziecko było pierwsze w rodzinie, więc nikt mu niczego nie żałował, a po ubranka w rozmiarze 56 chodziło się z wielką przyjemnością. Rzeczy po Zecie szybko znalazły nowych właścicieli, chociaż te grubsze typu wózek czy łóżeczko nam zostały, więc zakupy dla Tesia nie były wielkim wyzwaniem.


Tym razem ogołociliśmy się ze wszystkiego. Maleńkie 40 metrowe mieszkanie zmuszało nas do pozbywania się rzeczy na bieżąco, więc z Kazikiem zaczęliśmy od zera.
Nasze szaleństwo zakupowe zaczęliśmy od mojej paniki, tak w połowie września, że nie mamy absolutnie nic! Przeczesałam więc internety (tak z osiem razy dla pewności) i ze wszystkich znanych mi stron wybrałam sobie najrozsądniejsze „must have”. Oto one (mocno subiektywne oczywiście).

Tekstylia dla dziecka:
  • 9 body (u nas wszystkie z długim rękawem, ze względu na porę roku) najlepsze na świecie, szczególnie na początku są tak zwane kopertowe, czyli takie zapinane wzdłuż całego dziecka. Dla początkujących rodziców te wkładane przez głowę mogą być za dużym wyzwaniem.
  • 4-5 koszulek (taka mała bluzka z bawełny wiązana na tasiemki albo zapinana na zatrzaski – guziki sobie darujcie, serio). Przydają się szczególnie na początku, kiedy trzeba wietrzyć kikut pępowiny)
  • 6-9 szt śpiochy, półśpiochy lub rajstopy z Zetem mieliśmy same śpiochy, rozpina się to w kroku wyciąga to co brudne, obmywa, zakłada czyste, wkłada nogi dziecka zapina zatrzaski, koniec. Tedem odważyliśmy się mieć półśpiochy, ba nawet mikro rajstopy i jak dla prawdziwego człowieka spodnie i skarpetki. Teraz nie kupiliśmy nawet jednej pary śpiochów. Dlaczego? W małym kroku mieści się aż 5-7 zatrzasków, szybciej jest naciągnąć półśpiochy.
  • 3 kaftaniki, sweterki, bluzy do wyboru, musi być kilka, bo jak się uleje, zabadzia, matce z ust kapnie jedzenie przy karmieniu... A tak serio, odradzam guziki, suwak jest waszym przyjacielem, ew. zatrzaski na początek warto zrezygnować z tych wkładanych przez głowę, po co się stresować? Ważne! Choć większość tego ma „słodziutkie i urocze kapturki z uszkami” szukajcie takich bez (jedno może mieć ale nie wszystkie). Dlaczego? Zakładacie to dziecku na spacer, na spacerze dziecko leży w wózku, często na plecach, kaptur pod plecami w czasie dwugodzinnego spaceru? Nie sądzę, żeby to było wygodne. Wdzianka z kapturem przydają się do chusty.
  • 3-4 pajacyki Pajacyk to jest taki coś co opakowuje całe dziecko od góry do dołu. Można tego używać na body, szczególnie zimą. U nas pajacyki były i znów będą niezastąpioną piżamą. Jak w domu jest 20-21 stopni to nawet body już nie potrzebujecie.
  • 3 pary spodenek. Dziecko nie tylko wygląda w tym obłędnie, ale też uwaga – mniej marznie. Niezależnie od tego, czy wybierzesz śpiochy, półśpiochy czy rajstopki, spodenki przydadzą się każdemu noworodkowi urodzonemu między wrześniem a czerwcem.
  • Zimą przydadzą się kombinezony zimowe. U nas przy każdym dziecku „latają” dwa. Czasem jednak wyprać trzeba, a na spacer też wypadałoby wyjść, że już nie wspomnę o konieczności odholowania starszaków do placówek.
  • Cienka czapeczka, celowo piszę liczbę pojedynczą. Na porodówce zakłada się dziecku czapeczkę na świeżourodzoną głowę, powód jest prosty w środku było prawie 40 stopni, w szpitalu przy dobrych wiatrach jest 22. Czapeczka gościła na główkach naszych dzieci przez kilka pierwszych godzin potem już nie, bo dziecko się przystosowuje do nowych warunków.
  • Czapka na dwór, znowu wracamy do kwestii, kiedy dziecko pojawia się na świecie. Jeśli w sierpniu przy 40 stopniowym upale i będziecie spacerować tylko z wózkiem czapka nie jest niezbędna, ale jesienią, zimą czy wiosną może się przydać.
  • Kocyki lub rożki w ilości 2-3, osobiście wolę kocyki, dają więcej możliwości, usztywniane rożki możecie sobie od razu odpuścić, kto chciałby spać na desce?
  • Zimą przyda się też ciepły śpiworek do wózka, tym razem nie mamy i żyjemy, ale prawie nie używamy wózka, spacerujemy raczej w chuście.


To tyle z ubranek. Poza tym przed porodem warto zaopatrzyć się w:
  • pieluchy jednorazowe „1” są płytsze z przodu niż kolejne rozmiary, to bardzo pomaga przy pielęgnacji kikuta pępowiny. Warto też od razu kupić trochę „2”, bo tuż po porodzie nikt nie ma ochoty łazić po sklepach.
  • Pieluchy flanelowe lub tetrowe, jestem fanką tych pierwszych są mięciutkie i śliczne :) Przydają się zaraz po urodzeniu dziecka do otulenia go w czasie kontaktu skóra do skóry, jako podkład do przewijania, do wycierania buzi kiedy maluch zaleje się mlekiem albo uleje, a w momentach, kiedy karmicie piersią... same zobaczycie, że się przydadzą ;) Warto mieć przynajmniej 8 sztuk.
  • Chusteczki jednorazowe do wycierania pupy. Tak wiem, ekologia, woda mydełko i myjka... Na wyjścia, w nocy, jak mały człowiek wrzeszczy, bo piecze go tyłek, stawiam zdecydowanie na jednorazówki. Na początek darujcie sobie wielopaki, może się okazać, że maluch na te konkretne jest uczulony i trzeba szukać innych.
  • Płyn do kąpieli dla dziecka, im mniej pachnie tym lepiej, podobnie jak chusteczki, nie każda marka będzie odpowiednia dla każdego człowieka.
  • Mięciutkie ręczniki, dwa typowo dla dziecka wyprane i wyprasowane to minimum, przekonacie się o tym przy pierwszej awarii na ręczniku ;)
  • Oliwka, olejek, krem, balsam. Nie potrzebujesz wszystkich tych rzeczy, wystarczy jedna. Obecnie odchodzi się od rutynowego smarowania dzieci oliwką. Może zatykać pory i powodować problemy skórne. Kazik jest miziany olejkiem ze słodkich migdałów, ale tylko wtedy, gdy zauważymy, gdzieś suchą skórę.
  • Szczoteczka z miękkiego włosia do włosków. Nawet jeśli dziecko jest całkiem łyse warto mieć taki sprzęt, skóra na główce lubi się przesuszać, warto ją naoliwić i wyczesać.
  • Jałowe gaziki do... mycia zębów, no dobra dziąseł. Owijamy gazikiem palec, zanurzamy w letniej przegotowanej wodzie i paluchem obmywamy dziąsła dziecku, my na tym etapie robimy to raz dziennie przy okazji kąpieli. Wiem, że nie wszyscy tak robią, ale nasze starsze dzieci nie mają śladu próchnicy, więc uznajmy, że mogę mieć rację.
  • Waciki kosmetyczne, takie jak do demakijażu, ale duże kwadratowe do mycia twarzy dziecka. Zanurzamy w przegotowanej letniej wodzie odciskamy i przecieramy dziecku twarz. Zaczynamy od oczu, zawsze w kierunku od skroni do noska, potem reszta buzi.
  • Do pielędnacji kikuta, a potem po odpadnięciu pępka przyda się środek odkażający Octanisept i patyczki takie jak do uszu, mogę być te szersze. Osuszony po kąpieli pępuszek psikamy Octaniseptem i czyścimy patyczkami, odważnie, dziecka to nie boli. Octanisept jest zimny, więc samo psiknięcie może być dla dziecka mało przyjemne.
  • Witamina D3. My mamy taką w aerozolu, ale każda przeznaczona dla dzieci będzie ok, są w kropelkach, kapsułkach, które się wyciska, co komu wygodnie. Witaminy K obecnie już nie suplementuje się dzieciom, które dostały zastrzyk w szpitalu.
  • Linomag albo inna maść natłuszczająca, przy każdym przewijaniu smarujemy dziecko w pachwinkach i okolice odbytu, żeby się nic nie działo. Wcześniej porządnie osuszamy te miejsca.
  • Maltan to taka maść, która pomaga, kiedy bolą sutki po karmieniu, ale warto o niej pomyśleć również, kiedy dziecko np. odparzy się w pachwinkach, szybko i skutecznie goi, sprawdza się też na matczyne pryszcze i obtarne kolana starszaków, nasze absolutne must have.
Z "grubszych" rzeczy przydać się mogą:
  • wózek lub chusta
  • łóżeczko
  • wanienka
  • przewijak
  • Fotelik samochodowy



W drugiej części zapakujemy do szpitala mamę ;) Do zobaczenia :)
Zmiany, zmiany

Zmiany, zmiany

Są dni, kiedy otwieram oczy i zastanawiam się co mi się nie podobało w życiu we dwoje? Wygodne mieszkanie w centrum dużego miasta, znajomi, kino, imprezy, wszystko na wyciągnięcie ręki, spontaniczny wyjazd na weekend - bardzo proszę, ograniczała nas tylko fantazja.

Nadszedł jednak dzień, w którym zapragnęliśmy żyć inaczej, mieć dzieci, założyć rodzinę. Ta jedna decyzja zmieniła wszystko. Niewiele ponad rok po ślubie urodził się Zet, nasz świat na chwilę stanął na głowie, przeprowadziliśmy się na obrzeża miasta, kupiliśmy mieszkanie i już sobie wszystko poukładaliśmy, wróciłam do pracy, świat znów zaczął być zorganizowany i ułożony. Wtedy wpadliśmy na kolejny pomysł - czas na drugie dziecko.

Ted był zupełnie inny od brata, bardziej absorbujący, przerobiliśmy to, czego los oszczędził nam przy Zecie. Poród zamiast 5 godzin trwał 13, zaliczyliśmy kolki, nieprzespane noce, szpital, lęk o życie dziecka. Ted szybko został moim oczkiem w głowie, żeby być z nim na dwa lata zrezygnowałam z pracy. Kiedy Tedzik był malutki zdiagnozowaliśmy u Zeta Zespół Aspergera, rozpoczęliśmy walkę o to, żeby żyć normalnie. Dzięki pracy wielu osób, a przede wszystkim Zeta udało nam się osiągnąć wiele. Pamiętacie, jak walczyliśmy o każdy kęs nowego jedzenia, z różnym skutkiem, teraz już śmiało mogę powiedzieć, że Zet je bardzo dużo. Ale nie tylko z jedzeniem się mierzyliśmy i nadal mierzymy. Problemy są różne i kiedy wydaje się, że najgorsze za nami pojawiają się nowe, ale dziś widzimy, kiedy nadchodzi spadek i coraz lepiej sobie z nim radzimy.

Gdybym miała powiedzieć co teraz jest najtrudniejsze odpowiedziałabym relacje z rówieśnikami. Po przeprowadzce Zet trafił do klasy z dziećmi, które znają się z przedszkola, on jest nowy i wejście w grupę wcale nie jest łatwe. On sam uwielbia szkołę, lubi się uczyć i śmiało mogę powiedzieć, że wyprzedza program, ale w relacje wchodzi raczej oszczędnie. Trudno jest go namawiać do starania, bo on się w szkole nie nudzi, w domu doskonale dogaduje się z bratem, który go podziwia i rozumie, z którym dzieli pasje i spędza długie godziny na rozmowach. Staramy się, walczymy, z różnym skutkiem.

Teodor zachwyca każdego, kto go pozna jest wygadany, zawsze uśmiechnięty, ma głowę pełną pomysłów. W domu bywa kłopotliwy, jest uparty, kiedy coś nie idzie zgodnie z jego oczekiwaniami obraża się i krzyczy nie zaważając na konsekwencje. Ładnie rysuje i koloruje, ale nie przeszkadza mu to na wykonanym w przedszkolu obrazku z babcią i dziadkiem narysować babci... planszy do chińczyka na twarzy podczas, gdy inne czterolatki starają się nie wychodzić za linie. Plus jest taki, że na tablicy od razu można rozpoznać pracę naszego dziecka.

Mając w domu pierwszaka i przedszkolaka zostaliśmy rodzicami po raz trzeci. Kazik urodził się w Wigilię. Stąd pomysł na zmiany na blogu. Postanowiłam, że czas, aby zaczęły się tu pojawiać teksty dotyczące każdego z naszych synów oddzielnie, w końcu mamy pełne spektrum ;) Dodatkowo, z racji, że znów mam przerwę w pracy, chciałabym pokazać Wam też trochę nas rodziców, pokazać co robimy, kiedy nie trzymamy żadnego dziecka na rękach. Dlatego spodziewajcie się postów z hashtagami #uczeń #przedszkolak #niemowle #matka #ojciec.

Jeśli Was to nie przerazi w najbliższym czasie opowiem Wam też o wyprawce dla noworodka przygotowanej przez rodziców dla trzeciego dziecka, czyli w końcu bez nadmiaru, o tym jak Kazik nas zaskoczył na starcie i o tym jak powitali go bracia.



Zapraszam też na Instagram, gdzie pokazujemy migawki z naszego życia: https://www.instagram.com/martalewsob/


Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger