Poród okiem Ojca? Rozdział 1 - Zygmunt
No dobra spróbuje to jakoś opowiedzieć chociaż muszę uczciwie powiedzieć, że nie wszystko pamiętam, podejrzewam, że adrenalina zrobiła swoje i nie tylko ona.
![]() |
Facebook/Żywicielka |
Pierwszemu porodowi dałem się zaskoczyć. Co prawda byliśmy przygotowani, torba była spakowana, dużo rozmawialiśmy o tym, jak to powinno wyglądać i czym należy się zająć ale nie poszło tak jak powinno, z mojej strony, bo Zygmunt i Marta to robota na medal.
Od wyznaczonego przez lekarza terminu jeździliśmy regularnie do szpitala na KTG. Pięć dni po terminie mieliśmy się stawić z rzeczami i nastawieniem, że Żywicielka zostaje. Pojechaliśmy PKSem (nie mieliśmy wtedy swojego samochodu), Pani zostaje, a Pan niech nie przeszkadza. Tak to mniej więcej się zaczęło. Zaopatrzyłem żonę w obiad, bo szpitalny jej nie przysługiwał i wróciłem do teściów (u nich wtedy mieszkaliśmy). Czekam.
Telefony w mojej głowie
W szpitalu był wieczór (praktycznie noc), w niedużej salce Żona, Położna (specjalnie z dużej litery) i ja. Położna była młodą kobietą ale miała w twarzy coś takiego, że wiadomo, że widziała już dużo. Moja rola sprowadzała się do podawania wody, prowadzania pod prysznic i zbierania opierdzielu za tego Szwagra od nocnych rozmów. Minęło parę godzin, i zaczęły się dziać cuda.
Siła jest Kobietą
Potem było jeszcze trochę krzyku i kłótni. Dasz radę! Nie dam rady!! Musisz!! Nie mogę!!! Musisz!! Pomiędzy Martą, a Położną oczywiście, bo ja postanowiłem tę rundę przeczekać, oczywistym było dla mnie, że nie wyjdziemy stamtąd dopóki dziecko nie wyjdzie z Marty, więc musiałbym poprzeć Położną, a miałem wspierać żonę, więc oglądałem sufit i czekałem.
Teraz już z górki, albo i nie...
Przez cały poród byłem raczej spokojny i opanowany, bardziej w roli widza, ewentualnie suflera na tym przedstawieniu, ale w momencie kiedy Zet wyszedł poczułem drżenie całego ciała, tak jakby dreszcze tylko mocniej, to w końcu organizm przeszedł z postawy "walczysz" do "relaks".
Przy wypisie okazało się, że było kiepskie ułożenie płodu, zwapnienie i dopiero wtedy zrozumieliśmy słowa Położnej, która pomogła nam przez to przejść i dlatego piszę o Niej z wielkiej litery.
A z Teodorem to było tak... (opowieść w następnym wpisie)
Miałam cesarkę i to godzinę wcześniej niż planowano, no i mąż się spóźnił, przyszedł na koniec :).
OdpowiedzUsuńDziały sie cuda:0 oo tak przy porodzie dzieją sie ogromne cuda:0 Fajnie to opisałęś i dzielny byłeś- brawo TY.Mój mąż był przy pierwszym porodzie- dziwnie cały blady:0 ale wytrzymał do główki i wyszedł:)
OdpowiedzUsuńSzczególne doświadczenia i szczególne wydarzenie, wielokrotnie się do nich wraca.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem części drugiej. Mój po pierwszym stwierdził że to jakaś masakra i że nigdy więcej, a po drugim że nawet fajnie było 😊
OdpowiedzUsuńHa! Akurat 3,5 miesiąca temu uczestniczyłem przy porodzie (17h!) i muszę powiedzieć, że twoje słowa pokrywaja się w większości z moją rolą, zony czy położnych ;)
OdpowiedzUsuńMy przy Karinie założyliśmy że będę rodzić sama, ale po 2h porodu zmieniłam zdanie i kazałam P przyjechać, po godzinie od jego przyjazdu "Ona" była już na świecie. Za to z Noamem jak usłyszałam że będzie cc to tak płakałam ze strachu, że on wiedział że musi być obok na sali operacyjnej ze mną. No i był i tylko to mnie tak uspokajało bo ciągle na niego patrzyłam...
OdpowiedzUsuń