Jak stworzyć więź z dzieckiem
Kiedy rodzi się dziecko, razem z nim rodzi się matka. Ale ciąża, poród, a nawet połóg, to dopiero początek wspólnej historii. Rzecz w tym, żeby stworzyć więź. Taką, która nie tylko pozwoli wychować dziecko w okresie niemowlęcym i nie zwariować, ale też przeżyć resztę wspólnej drogi i nadal się szanować i kochać.
pixabay
Podobno dla stworzenia tej najbardziej pierwotnej relacji z dzieckiem kobieta potrzebuje zaledwie kilka minut od razu po porodzie. Kiedy dziecko położone delikatnie powyżej łona matki samo wspina się do piersi, ale nim zacznie ją ssać próbuje spojrzeć w oczy tej, która dała mu życie. Bajeczne to, takie mistyczne. Ba nawet całkiem realne, pod warunkiem, że rodzisz siłami natury, a położna, która odbiera poród jest fanką takich naturalnych rozwiązań, no i oczywiści stan mamy i dziecka pozwalają na odbycie im tego pierwszego spotkania. Ale jak wiemy, bywa różnie.
Wydobyciny i inne durne hasła rzucane przez idealne e-matki
Jest takie staropolskie powiedzenie "Życie, to nie jest bajka, nie głaszcze Cię po jajkach", dobra wcale nie jest staropolskie, ale idealnie sprowadza nasze fantazje o idealnym świecie do parteru. Nie każda matka może urodzić dziecko siłami natury, nie każda chce, ale czy to czyni je matkami "mniej", kiedyś jak jeszcze facebook nie bardzo się przebił, a instagrama nie było wcale, bardzo popularne były fora tematyczne, np. na Gazeta.pl to tam po raz pierwszy spotkałam się z terminem wydobyciny, czyli po naszemu rocznica cesarskiego cięcia, bo przecież dziecko się nie rodzi, tylko się je wydobywa. Te same osoby, jako jedyną słuszną drogę wskazywały karmienie dziecka piersią za wszelką cenę, najlepiej do 12 r.ż. już wtedy popularyzowano pieluszki wielorazowe, jako jedyną słuszną drogę, a chusty powoli zaczynały wypierać wózki. Nie odżegnuję się od żadnej z tych rzeczy, ale nie o tym dziś chcę pisać.
Kobiety w internecie bywają gorsze niż banda 14 latków, którym się wydaje, że nikt ich nie widzi. E-matki, bez żadnych skrupułów powiedzą innym kobietom, że jeśli nie jest taka jak one, to nie ma szansy na zbudowanie trwałej i pełnej miłości relacji z dzieckiem. Bo przez pierwsze cztery lata życia dziecka trzeba być z nim non stop, schować dumę i ambicje do kieszeni, bo to zaowocuje w przyszłości piękną więzią. Innej drogi nie ma. Wiecie co? To straszne "gówno prawda". Tak jak twierdzenie, że ktoś kto nie zaznał czułości rodziców, sam nie będzie umiał być czułym rodzicem. Wszystko moi piękni i mądrzy Czytelnicy można wypracować. Wszystko.
Potrzeby pierwszej potrzeby
10 lat temu, kiedy urodził się Zet reagowałam na absolutnie każdy dźwięk, jaki z siebie wydał. W zasadzie wiele nie musiałam reagować, bo prawie nie wypuszczałam go z rąk. Pierwsze cztery miesiące to była plaża, bo czekając aż mieszkanie będzie gotowe, mieszkaliśmy u moich rodziców, mama sprzątała, prała, gotowała, robiła mi śniadania... Jak szłam pod prysznic trzymała młodego na rękach. Kiedy się przeprowadziliśmy do siebie, nadszedł moment, że musiałam z dzieckiem zostać sama. Nadal musiałam korzystać z toalety, jeść, itd. Okazało się, że jak jestem głodna, to bardziej się denerwuję na sytuację, w której jestem. Szybko pojęłam, że najpierw muszę się najeść i umyć, żeby móc się spokojnie i z czułością zająć dzieckiem. Przy kolejnych oprócz moich potrzeb dochodziły jeszcze potrzeby starszych dzieci, które nadal były ode mnie zależne.
Odłożenie na kilka minut do łóżeczka nawet kwilącego dziecka nie kończy budowania relacji, nie zaprzepaszcza wszystkiego, co stworzyliście do tej pory. Żeby pielęgnować ideę rodzicielstwa bliskości nie trzeba trzymać dziecka non stop na rękach. Ważniejsze wydaje się tu reagowanie na jego realne potrzeby, adekwatnie do nich. Jeśli dziecko się nudzi i chce popatrzeć na znajomą twarz, można postawić go w leżaczku czy foteliku samochodowym w łazience i spokojnie się umyć, jeżeli jest w stanie uspokoić się przy karuzeli w łóżeczku, to włącz ją i idź zrobić sobie te kanapki. To nie zniszczy waszej więzi. Przeciwnie, najpierw zaspokajamy podstawowe potrzeby swoje i dziecka, potem reszta.
Już nie niemowlę
Moje dzieci już nie są niemowlętami, chyba nadal nas lubią, przychodzą się przytulić, chcą żeby pójść z nimi na rower, spacer, zagrać w planszówkę, opowiadają nam co robiły w szkole, na urodzinach u kolegi, u babci. Wiedzą, że mogą nam powiedzieć wszystko, za wyznawanie prawdy nie ponoszą konsekwencji. Tak wychowano nas i tak my wychowujemy dzieci. Staramy się im zakodować, że dom to bezpieczna przystań, miejsce,gdzie można być sobą. Zasada jest prosta, jeśli ktoś coś przeskrobie i sam powie to musi ponieść naturalne konsekwencje, ale nie otrzymuje od nas kary. Dostaje wsparcie i pochwałę, że miał odwagę, czasem pomoc w naprawieniu, jeśli sytuacja tego wymaga. Nie tolerujemy kłamstw, bo jeśli mamy stworzyć więź, to musimy być wobec siebie szczerzy, ufać sobie nawzajem. I tak, wiedząc, że możemy na sobie polegać, łatwiej znoszą odmowy, jeśli kogoś poniosą emocje, staramy się je nazywać razem, szukać wspólnie wyjścia.
To jest dla mnie więź. Stworzenie dziecku bezpiecznego zakątka, w którym dostanie jedzenie, wyśpi się, zostanie przytulone, wysłuchane, zrozumiane, dostanie odpowiedź na pytanie, które je nurtują, wsparcie w rozwiązaniu problemów, czułość, rozmowę. Nie ważne, czy urodziłaś je siłami natury, przez cesarskie cięcie czy adoptowałaś, niezależnie od tego czy karmiłaś piersią, butelką czy łyżeczką, niezależnie od tego czy spało w kołysce, łóżeczku czy łóżku rodziców.Więź, wartościową pełną miłości i wzajemnego szacunku można stworzyć zawsze.