Home office nie taki nowy

To kto już wrócił do biura, a kto jeszcze na home office? A może nie wracacie, bo okazało się, że całkiem zacnie możecie wypełniać swoje obowiązki z domowych pieleszy obniżając przy tym rachunki szefa (swoje podwyższając przy okazji)? O minusach pracy z domu pisałam już kiedyś TUTAJ, ale pozwólcie, że zasiądę do tego tematu raz jeszcze, z nieco innej perspektywy.


\pixabay

Jeśli słowa "praca z domu" kojarzą Ci się z obrzydliwą nowinką to zacznę od tego, że jak to rzekł klasyk "jesteś w mylnym błędzie" to nic nowego. Jak się dobrze zastanowisz, to Twoi przodkowie byli rolnikami, więc pracowali na swojej posesji, może pradziadek był szewcem i miał zakład mistrzowski na rynku miasteczka, w pięknej kamienicy, gdzie na górze mieszkał z rodziną. Bo drodzy moi, home office, to żadna nowość. 

Podział przestrzeni


Prababcia miała jedną izbę, może dwie, dzieci było z pięcioro, dziadek pracował w polu, a babcia szyła na maszynie, nie tylko dla swoich dzieci, ale też dla znajomych i sąsiadów, szyła w izbie przy piecu, przy stole, na którym potem podawała rodzinie posiłek. Wszyscy tak żyli, jeszcze wcale nie tak dawno. Potem ludzie sobie wymyślili, że na te zakłady i sklepiki to wynajmą sobie lokal, żeby obcy przestali się po domu kręcić i tak zrodziła się ochrona domu przed obcymi. Rozdzielono te dwie strefy, dom stał się miejscem odpoczynku od pracy. Nagle zmieniło się nasze postrzeganie świata.

Znak naszych czasów


Mama przyjeżdżała z pracy ściągała eleganckie ciuchy, wysokie buty i przebierała się w coś wygodniejszego, żeby po pierwsze odpocząć, a po drugie zająć się czymś innym nim przez poprzednie osiem godzin. Do tej pory wielu moich znajomych wraca z pracy i zmienia całe dżinsy na porwane, t-shirt na bardziej rozciągnięty, choć niekoniecznie i "przestaje być w pracy". Takie przebieranie jest oczywiste, kiedy wykonujesz zawód z uniformem, nie ważne czy pracujesz w policji, szpitalu czy w biedronce, dobra, zrozumiałe jest to jeszcze u "garniturowców", ale wiele osób, choć nie ma dress code w pracy, po powrocie do domu się przebiera, znam i takich, co najpierw się kąpią, mimo, że jechali autem z klimatyzacją i cały dzień spędzili w klimatyzowanym biurze. Potrzebuję postawić wyraźną granicę praca-dom.  Dom to miejsce odpoczynku, relaksu, tu nie ma miejsca, na dedlajny, kole i inne korpogadki. Dom naszą ostoją normalności. 

Aż nadszedł marzec 2020


No i już wiecie o czym będzie? Równo ze szkołami wiele firm zdecydowało się wysłać swoich pracowników do pracy zdalnej, czyli z domu... No i tu zaczyna się problem. Nagle okazało się, że znani mi ludzie, którzy dotąd zadawali szyku na korporacyjnych korytarzach i popijali latte w pracowej kuchni, muszą przejść na rozpuszczalną kawę wypitą w akompaniamencie wrzeszczących owoców swojej miłości i muszą znaleźć miejsce na postawienie swojego eleganckiego służbowego (jeśli mieli szczęście) laptopa. Tu zawiązuje się kilka obozów... Byli tacy, co jakimś cudem to ogarniali, łącznie z e-lekcjami pociech (jesteście dla mnie herosami), tacy co od początku złorzeczyli, że to jest niezły galimatias i tacy, którzy mieli jeszcze większy problem, bo dwoje pracujących z domu rodziców, plus dzieci, które miały lekcje online to jest jazda bez trzymanki, Was podziwiam.

Przestrzeń


Pół biedy, jak ktoś dysponuje metrażem pozwalającym na zamknięcie drzwi i odcięcie się od świata (pod warunkiem, że dzieci miały jakąś opiekę), gorzej, jak taka opcja odbywa się na 40m2, a to przecież sytuacja wcale nie rzadka. Polskie mieszkanie w bloku to dwa, czasem trzy pokoje i kuchnia i jak to ogarnąć? Niezależnie od tego czy zajmujesz kuchenny stół, toaletkę w sypialni czy kawałek przestrzeni wygospodarujesz na biuro, warto, nie mówię, że trzeba, ale warto po zakończonej pracy zamknąć, schować i na chwilę wyprzeć, bo inaczej zawsze będziesz w pracy, nigdy nie odpoczniesz. A Twój mózg tego potrzebuje. Musi wiedzieć, kiedy przechodzicie tryb domowy, bo zaraz zaczną Ci się śnić te Exele, wiem co mówię, przerabiałam to. Moi znajomi mówią, że praca w sypialni jest najgorsza, bo wtedy są w niej od razu po przebudzeniu, nawet w wolny dzień.

Granica


Ci, którzy mają wideokonferencja mówią, że ubieranie się w garnitur (przynajmniej górę od garnituru) pomaga im granicę wyznaczyć, patrz punkt  o stroju. Może więc nawet jeśli nie prowadzisz takich spotkań warto spróbować się w godzinach pracy ubierać inaczej? Bo czas też może być granicą, nawet w tak zwanych wolnych zawodach. Wyłącz prywatny telefon, jeśli możesz, nie włączaj facebooka, nie płać rachunków, nie reaguj na dzwonek do drzwi w godzinach pracy, nawet jeśli sam wyznaczasz te godziny, załóż sobie, że od 8 do 16 pracujesz i wtedy nie ma czasu na prywatę. To trochę pomaga, chociaż w roku szkolnym wcale nie było łatwo, nikomu, kto ma dzieci. 

Ograniczenia


To jest punkt, o którym mogę napisać trylogię. Naszym największym ograniczniem okazał się internet, bo u nas nie ma kabla. Jest Cyfrowy Polsat, który zupełnie nie zdaje egzaminu, ale nie mamy wyboru, bo innej opcji nie ma. Na szczęście do moich rodziców mamy 60 km, a tam internet jest stabilny jak dębowa podłoga. W gorętszych okresach Michała pracy pakowaliśmy biuro i szkołę i jechaliśmy do dziadków nadwerężając ich gościnność, jak tylko się dało, choć nigdy nie dali nam poczuć, że przeszkadzamy, to uświadommy sobie, że ładowaliśmy im się w piątkę. Bywały burze, kiedy zdychał prąd, bywały awarie sprzętu, jeszcze raz szturcham Polsat, który od półtora miesiąca nie może nam wymienić sprzętu, a jego awaria jakimś cudem znika na kilka dni po każdym telefonie do nich, kiedy nie jestem miła...

Organizacja


Dlaczego o tym teraz piszę, choć politycy mówią, że pandemia ustępuje (wbrew liczbom, nie tylko u nas ale i na świecie), wbrew wakacjom, które teoretycznie niwelują problem, bo nie ma lekcji? Bo za pasem mamy wrzesień. Teoretycznie we wrześniu Michał wróci do biura, Zet i Teo pójdą do szkoły a Kazik do przedszkola. Ale wiecie co? Nie wierzę w tę bajkę. W mojej głowie ciągle powstaje scenariusz, jak poradzimy sobie, kiedy to wszystko jesienią znów walnie. Już teraz, kiedy Michał pracuje, a ja skupiam się głównie na trzymaniu dzieci na tyle daleko, żeby jego koledzy z pracy nie słyszeli krzyków i pisków ciężko mi wygenerować czas, kiedy mogłabym spokojnie pisać. Bo ten blog, to część mojej pracy. Czasem siadam nocą, czasem od razu jak Michał kończy swoją pracę, ale np. tworzenie sensownych zdjęć coraz bardziej mnie przerasta. Chyba muszę bardziej pochylić się nad tym, jak radziła sobie moja prababcia.

5 komentarzy:

  1. Ja pracę zdalną uwielbiam! Nie znoszę natomiast bezpośredniego kontaktu z ludzmi, patrzenia mi na ręce przez przełożonego i irytujących osobników wokół mnie w biurze czy gdziekolwiek indziej. W pewnym sensie pandemia jest dla mnie wybawieniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pracowałam zdalnie od marca. Ostatnie dwa tygodnie byłam w biurze. Gdzie pracuje mi się lepiej? Zdecydowanie w domu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nie umiałabym pracować w domu. Mam nadzieję, że nie będę musiała tego doświadczać. Dla mnie dom to święte miejsce na ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mojej pracy nie da się wykonywać zdalnie, z domu. Może zaledwie 20%. Dom powinien pozostać domem, a praca pracą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Praca zdalna była dla mnie kiedyś wybawieniem, gdy chorowały dzieci. Potem zmienił się przełożony i uważał, że jak ktoś w domu to nie pracuje. Zdecydowanie zawsze więcej jestem/byłam w stanie zrobić w domu.

    Pandemia zmusiła wielu pracodawców do zmiany myslenia

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger