Dieta dziecka ze spektrum

Od czasu diagnozy Zespołu Aspergera u Zeta zaczęliśmy zgłębiać wiedzę na ten temat. Spotykaliśmy się z wieloma różnymi opiniami, jak "leczyć" lub łagodzić objawy. Na forach dla rodziców dzieci ze spektrum autyzmu czy w rozmowach że znajomymi ciągle przewija się temat diety i suplementów. O co chodzi z tą dietą i jak to u nas wygląda?


pasja1000/pixabay

Równie dobrze mogłabym napisać tekst pt. "Dieta blondynek" albo "Dieta dla osób o wzroście 168 cm". Pewnie wiele osób złapie się za głowę, ale powiem Wam z mojej obserwacji, że nie ma czegoś takiego, jak jedyna słuszna dieta dla autysty. Jednocześnie nie neguję, że ta szeroko stosowana i opisywana u niektórych dzieciaków może działać.

Dieta wyłaczeń


Najprościej byłoby napisać, że podstawą diety autysty jest wyłączenie cukru, glutenu i kazeiny. W praktyce wygląda to tak, że cukrów nie da się wyłączyć zupełnie, bo występują one naturalnie, choćby w owocach. Oczywiście nie jest to ten biały, rafinowany, ale nadal działa na organizm pobudzająco.  Gluten znajdziemy w większości zbóż, ale prawda jest taka, że czytać trzeba absolutnie wszystkie etykiety na produktach spożywczych (i nie tylko), bo wiele z nich może zawierać śladowe ilości glutenu (ale znajdziemy go choćby w ciastolinie). Kazeina to białko mleka ssaków kopytnych, czyli znów czytanie etykiet.

Zwolennicy tej diety są bardzo restrykcyjni, trzeba ostrym cięciem zrezygnować z wszystkich produktów zawierających wymienione składniki i absolutnie, bez żadnych wyskoków przestrzegać jej, jednorazowe odstępstwo może spowodować regres u dziecka. Nie wykluczam, że u osób z dużymi zaburzeniami różnice w zachowaniu mogą być wyraźne, w końcu już starożytni mówili, że żołądek jest naszym drugim mózgiem, więc to co się dzieje w nim może wpływać na funkcjonowanie naszego organizmu. Bywa, że nie mając nawet alergii, mamy nietolerancję różnych składników, po ich spożyciu bywamy ociężali, rozkojarzeni i niespokojni.

Ale gdy jesteśmy zdrowi...


Nie jestem lekarzem, ani dietetykiem, co wielokrotnie podkreślałam, ale z tego co udało mi się dowiedzieć w szkole, w czasie pracy zawodowej, czy rekreacyjnego czytania eliminacja jakiegoś składnia odżywczego nie jest najlepszym pomysłem. Upraszczając - człowiek jest wszystkożerny. Oczywiście, że istnieją np. wegetarianie i żyją, ale raczej nie przechodzą oni na dietę z biegu, tylko porządnie się do tego przygotowują.

Bez glutenu

Są ludzie, którzy rzeczywiście nie mogą go jeść, są to chorzy na celiakię oraz osoby uczulone na białko ze zbóż. Każda z tych osób, przechodząc na dietę ze względów zdrowotnych, powinna skonsultować się z dietetykiem, który pomoże ułożyć dietę wyrównującą straty.

Bez nabiału

W dzisiejszych czasach nabiał można dość łatwo zastąpić produktami roślinnymi, ale umówmy się, że to dość kosztowna impreza. Litr pełnotłustego mleka świeżego kosztuje około 3 zł, mleko migdałowe, czy gryczane to już 8-14 zł... Nie wspomnę nawet o jogurtach, maśle, itd.

Bez cukru

Konia z rzędem temu, kto jest w stanie nauczyć dziecko i dziadków i ciocie, że cukier w Waszym domu nie istnieje. Oczywiście najczęściej rezygnuje się z cukrów prostych i to jest do zrobienia. Ale unikać węglowodanów tak całkiem, nie polecam, bo szybko się okaże, że dziecko nie jest w stanie funkcjonować.

Jak to jest u nas?


Był moment, że mleko krowie szkodziło Zygmuntowi. Była to dla nas sytuacja dramatyczna, bo on poza nabiałem nie jadł prawie nic. Metodą prób i błędów w konsultacji z alergologiem zdecydowaliśmy o przejściu na mleko... kozie. Ono także zawiera kazeinę, ale szybko okazało się strzałem w dziesiątkę, Zet przestał ciągle łapać infekcje, skarżyć się na brzuch i nagle stał się jakiś spokojniejszy. Po roku lekarz polecił stopniowo wrócić do mleka krowiego i od trzech lat pilnujemy, żeby Zet przyjmował maksymalnie szklankę dziennie, do tego czasem jakiś jogurt i objawy nie wróciły.

Z glutenem nigdy nie było problemu, bo Zygmunt nie chciał jeść chleba, a jeśli na stół wjeżdżają naleśniki, makaron czy krakersy to staramy się, żeby nie jadł ich wywrotkami. Nie zauważyłam, żeby jakoś na niego wpływały.

Cukier w nadmiarze działa pobudzająco na większość znanych mi dzieci, poza tym cukrzyca, próchnica i inne takie ustrojstwa. Mimo to jesteśmy zwolennikami niepopularnego podejścia. Słodycze trzymamy na wierzchu w zasięgu małych rączek. Nie zdarzyło nam się przez 8,5 roku rodzicielstwa, żeby któreś z naszych dzieci zjadło jakiś słodycz bez pytania. Nawet jogurtu nie wezmą bez zgody. Kiedyś mój brat, zdaje się, że trzyletniemu Zetowi dał cukierka "Zjedz, mama nie widzi." Wiecie, co zrobił Zet? Oburzył się i nakablował na wujka. Może dlatego, że nikt im słodyczy nie broni (w rozsądnych ilościach).

To co z tą dietą?!


Każdy organizm jest inny, każde dziecko jest inne. Czytam etykiety, unikam barwników, szczególnie tych czerwonych i żółtych, podobno są najgorsze. Zdarza się, że sięgamy po gotowce, np. pierogi ruskie, ale tylko te z krótkim składem, staramy się odżywiać rozsądnie, wszyscy. Nie żremy po nocach chipsów po kryjomu, jak wjeżdżają popcorny, to na rodzinny wieczór filmowy, większość jedzenia przygotowuję w domu, jak pracowałam na etacie, też to robiłam. Gotujemy na dwa dni, żeby mieć czas na inną aktywność, jak zostaje - mrozimy ipodpisujemy, co jest w pojemniku. W domu zawsze są owoce i warzywa, nawet jeśli dzieci nie chcą ich jeść świadomie, to przemycam.  Kombinuję, jak większość mam.

Uważam, że do wszystkiego trzeba podchodzić z pewną rezerwą i wychodzę z założenia, że to co pasuje jednemu, drugiemu nie musi. Nie dawajmy sobie wmówić, że istnieje jeden słuszny sposób życia, jedzenia, jedna słuszna literatura, muzyka czy gatunek filmowy. Żyjmy po swojemu. A jeśli już decydujesz się na wprowadzenie diety, a szczególnie u dziecka to nie rób tego na wariata i na własną rękę. Pogadaj z lekarzem, dietetykiem i zastanów się, czy cała rodzina jest gotowa na zmiany. Bo wprowadzenie diety jednemu domownikowi, to nie tylko katowanie go, ale też dodatkowa robota, dla kogoś kto ogarnia zakupy i gotuje.

Komentarze

  1. Myślę dokładnie tak samo jak TY. Do wszystkiego należy podchodzić z rezerwą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobne, zdroworozsądkowe podejście jak Ty. Nie dać się zwariować, bacznie obserwować, co i jak wpływa na nasz organizm, robić regularne badania, unikać chemii w jedzeniu, gdzie to tylko możliwe :) Fajny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  3. mam takie samo podejście jak Wy. cieszę sie że staracie się tak jak możecie by pomóc swojemu dziecku, że edukujecie się, nie spoczywacie na laurach. Gdy u mnie wykryli Hashimoto naczytałam się że nie mogę jeść glutenu, nabiału i warzyw z rodziny psiankowatych, nawet jakiś czas trzymałam się tych zasad, ale zauważyłam że one niewiele mi i dały i teraz po prostu zdrowo jem. Nie ma co się nakręcać i stosować system zerojedynkowy. A już w temacie wpisu to nie wiedziałam o tych zaleceniach :) i kolejna ciekawostka wpadła do głowy

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z Tobą! Jedzenie ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie i zdrowie. Widzę ogromną poprawę u córki (ma chorą tarczycę) odkąd zmieniłam jej dietę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam sie. Najważniejsze to mieć zdrowe podejście do zycia i nie popadac ze skrajności w skrajnosc :) moje córki jedza to co my- nie mamy specjalnej diety ale staramy sie zdrowo, smacznie i lekko odzywiac i wszyscy mamy swietne chumory ;)
    Ewelina P.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym. O samym autyzmie wiem niewiele. Jednak sama wiem jak nadmiar cukru wpływa na moje dziecko, czy nawet na mnie:) Jednak u nas jest tak, że do wszystkiego podchodzimy z umiarem i rezerwą. Nie jemy samej zieleninki, czy bezglutenowych dań. Nie występują u nas alergie pokarmowe. Od czasu do czasu pozwalamy sobie na grzeszki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie zdrowy rozsądek musi brać górę! pewnie że odstawienie nagle wielu produktów nie jest łatwe ale jednak możliwe

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz