Projekt: drzwi do nieba. Pomysł na nietypową furtkę do ogródka



 Pamiętacie, jak opowiadałam o tym, jak popsuliśmy trawnik z powodu braku elementarnej wiedzy? Nie to, żebyśmy byli jakoś szczególnie mądrzejsi, niż kiedy się tu wprowadzaliśmy, ale na pewno po pierwsze: mamy większe dzieci, więc łatwiej nam znaleźć czas na prace w ogrodzie, a po drugie: wiem już, że wszystkiego na raz nie ogarnę, więc zaczęliśmy od kawałeczka.

Zanim za płotkiem zaczęło cokolwiek ładnego rosnąć, wymarzyły mi się drzwi. takie z czapy, pośrodku niczego. Jednak ten pomysł ewoluował, bo M. zamarzył o białym płoteczku i tak powstało to, na co patrzycie "odpałowe drzwi", które zatrzymuj ciekawskie spojrzenia przechodniów. A chyba w sumie o to w życiu chodzi, żeby robić rzeczy ciekawe ;) Żarcik, zwyczajnie marzyłam o drzwiach do magicznego ogrodu.

Wszystko zaczęło się od malowania ogrodzenia

Nasze ogrodzenie było już w opłakanym stanie, od soli drogowej zaczęła łuszczyć się farba i wyglądało, delikatnie mówiąc, nieciekawie. Rok wcześniej wycięliśmy thuje, które rosły wzdłuż ogrodzenia. Zrobiliśmy to z kilku powodów, po pierwsze, dominowały nad wszystkim i wypijały niesamowite ilości wody, przez co nic tu nie chciało rosnąć. 

Po drugie śmierdziały, te krzewy mają specyficzny zapach, którego osobiście nie lubię, po trzecie były siedliskiem przędziorków, które zagrażały winoroślom, a także kleszczy, które w psa się nie wpijały, bo ma obrożę Foresto, ale za to ochoczo na owym psie przyjeżdżały do domu. Nie lubię znajdować ich na kanapie... Thuje wycięliśmy, ale przed malowaniem należało wykopać karpy, zajął się tym mój brat, który przyjechał malować ogrodzenie, a skoro już miał szpadel w ręku... poprosiłam, aby usunął część mocno przesuszonej darni, na początek zaledwie kilka metrów. Tam miał zaczynać się mój rajski ogród, a on potrzebował drzwi.


Z czego robi się płot?

Konstrukcję pod ogrodzenie Michał postanowił zrobić ze stali, on tak lubi: na poważnie, a że chwilę wcześniej kupił spawarkę, mógł sprawdzić swoje umiejętności i muszę powiedzieć, że wykonał ramę drzwi, a także stelaż pod płotek z aptekarską dokładnością. Profile stalowe kupiliśmy w składzie stali, drzwi dostaliśmy za darmo. Napisałam na lokalnej grupie pytanie, czy ktoś nie ma takich do oddania i znalazł się. Całkiem niezłe, z Ikea, wewnętrzne. Założenie jest takie, że na zimę będziemy je chować. 

Sztachety kupiliśmy heblowane i ciśnieniowo impregnowane w Obi. Pomalowaliśmy je impregnatem do drewna w kolorze białym. Drzwi, dokładnie takim samym, tyle że w kolorze bezchmurnego nieba. Dosłownie, tak się nazywa. Drzwi trzeba było dostosować do otworu, więc nie obyło się bez przymiarek. Stalowy stelaż pomalowaliśmy tą samą farbą, co ogrodzenie posesji.


Montaż płotka to jedno popołudnie

Sztachety pomalowaliśmy jeszcze przed montażem, żeby je lepiej zaimpregnować. Kupione w markecie sztachety to niby gwarancja powtarzalności, ale... naprawdę napociliśmy się, żeby znaleźć ich odpowiednią ilość, tak, żeby nie miały wielkich sęków (mogą wypaść i sączą żywicę) i były proste. Montaż zajął mniej więcej 3 godziny.



Razem to zaczęło mieć sens

Pod płotkiem zostawiliśmy zagłębienie, które wypełniłam różnej wielkości kamieniami polnymi. Początkowo chciałam tam wsypać kamień ozdobny, ale ostatecznie uznałam, że wiejski klimat ogródka lepiej gra z otoczakami. Klamkę kupiłam w Mrówce. A reszta, czego nie opowiem, to dowygląda :)





Komentarze