Ze wsi do miasta i z do miasta na wieś, rzecz o zmianach
Byłam wczoraj w mieście. Nic ekscytującego. Przecież mieszkałam w Warszawie ponad 11 lat (sic!). Ale tak sobie pomyślałam, że napiszę Wam o tym parę słów, ale spoko, nie będzie relacji minuta po minucie co robiłam. Do zwierzeń nakłoniła mnie jedna malutka refleksja.
Kiedy w maju 2006 roku stanęłam na Dworcu Centralnym w Warszawie z jedną torbą, w której był koc,kilka ciuchów, sto złotych i pasta do zębów, byłam przerażona. Nawet nie bardzo ogarniałam, w którą stronę mam pójść. Wychowałam się na wsi. Nigdy się tego nie wstydziła, przeciwnie, byłam z tego dumna. Moi rodzice zatroszczyli się o to, żebym nie miała na tym punkcie kompleksów, żebym umiała się wszędzie odnaleźć.
Rok rozpaczy
Tak to z grubsza wyglądało. W każdy możliwy wolny dzień wsiadałam do PKSa i jechałam do rodziców, całą drogę powrotną do Warszawy płakałam. Tęskniłam. Bardzo. Nie umiała się odnaleźć, miała fajną pracę, fajnych znajomych, wygodne mieszkanie,ale nie była szczęśliwa. Czułam się nie na miejscu i ciągle gubiłam się w podziemnych korytarzach pod Centralnym. To był dla mnie bardzo ciężki, wyczerpujący i intensywny rok. Potem zaczęłam się spotykać z Michałem i jakoś z dnia na dzień było mi łatwiej tam być.
We have a dream...
Nie będę Wam tu opowiadać o moich kolejnych etapach akceptacji życia w metropolii, ale fakt jest taki, że z czasem w Warszawie zrobiło mi się wygodnie. Mieliśmy jednak z Michałem wspólne marzenie - mały biały domek na wsi. Spełniliśmy je po 10 latach wspólnego życia. Byłam w trzeciej ciąży, nasze 40 metrowe mieszkanie od dawna było zbyt ciasne, więc kiedy bank zgodził się nam pomóc, stanęliśmy w progu naszego domu. Dobrze mi tu. Nam. Kiedyś Wam to wszystko opowiem, ale dziś napiszę o czymś innym.
Ja dzisiaj
Nie maluję się codziennie, bywa, że cały dzień chodzę w dresach, teraz, kiedy dzieci jeżdżą do placówek autobusem bywa, że moje jedyne wyjście w ciągu dnia kończy się na terenie posesji. Pamiętam, jak Kazik miał może pół roku, po dłuższej przerwie wybraliśmy się do Warszawy. Podróż Trasą Toruńską w godzinach szczytu była dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Jakoś dużo tych samochodów i to tak blisko... Michał śmiał się, że mam lęk urbanizacyjny. A przecież dosłownie kilka miesięcy wcześniej tą samą drogą jeździłam codziennie do pracy, cóż zmieniło mi się. Wysiadłam wczoraj na tej samej Centralnej, co 13 lat temu z pociągu. Odstawiona, jak szczur na otwarcie kanału, wśród ludzi pędzących w garniturach do pracy czułam się dziwnie i znów zaplątałam się w tych podziemiach... Umówiłam się na hali głównej z koleżanką i nie mogłam tam dojść :D w końcu dotarłam.
Co robi matka
Wypiłyśmy kawę w eleganckiej kawiarni, zjadłam ciastko tak ładne, że mogłabym je postawić na komodzie, jako dekorację, przespacerowałam się Krakowskim Przedmieściem i pojechałyśmy na śniadanie prasowe do eleganckiego hotelu na Mokotowie, gdzie prawie, jak za dawnych czasów, kiedy pracowałam w gazetach posłuchałam o nowościach kosmetycznych, zjadłam fajne jedzenie i napiłam się pysznej kawy, a co najważniejsze, spędziłam czas z bardzo fajnymi dziewczynami.
Te Laseczki to Aneta ze Świata Karinki i Gosia z Lili_Arisza
I gdzie ta refleksja?
Otóż refleksja polega na tym, że chociaż wychowałam się na wsi i ponad dekada w mieście była dla mnie bardzo wymagająca, to trochę za tym miastem tęsknię. Tak każdego dnia, jest mi tu lepiej, wiecie, trawnik, plaża, zdrowsze powietrze, las za płotem, dzieciaki zadowolone, miejsca więcej, te plusy mogę wymieniać dwa dni. Ale prawda jest taka, że gdybym częściej miała z kim zostawić Kazika (wczoraj została z nim moja mama, parę wcześniejszych razy Michał), to chętnie bym się częściej do stolicy bujnęła, żeby całkiem nie zdziczeć, tak po prostu.
Obie ja, to ja
Ostatnio nawet podłączyłam się do takiej fajnej akcji na Instagramie. Sprawa tyczyła się pewności siebie. I tak od razu przyszło mi do głowy, że pewność siebie to zdolność do pokazywania siebie w makijażu i bez, z uśmiechem i ze sutkiem wypisanym na twarzy. Dla mnie pewność siebie, to również po tygodniach chodzenia w dresie założenie czegoś innego, zrobienie makijażu i stanięcie twarzą w twarz z tymi wszystkimi pięknymi dziewczynami. A dla Ciebie?
Zmiany są potrzebne w życiu każdego z nas. Dzięki nim poszerzają się horyzonty. Do zdobycia pewności siebie też prowadzi nie łatwa droga. Ja jeszcze jej nie przeszłam i nie do końca umiem pokazać prawdziwą siebie.
OdpowiedzUsuńFajnie by było jak byśmy się tak częściej mogły spotykać
OdpowiedzUsuńMieszkałam na wsi, w mieście (mniejszym jednak, ale mieście), teraz na wsi i... wrócę chyba do miasta :D
OdpowiedzUsuńZmiaby są korzystne i pozwalają odpocząc psichicznie ;-)
OdpowiedzUsuńJuż niedługo dzieci bardziej się usamodzielnią i będziesz miała więcej czasu dla siebie :)
OdpowiedzUsuńMnie zawsze denerwowało jak wiele czasu tracę w Warszawie na dojazdy. Kilkanaście km = godzina jazdy autobusem + tramwajem. Dalej tu mieszkam, ale 90 % spędzam w swojej dzielnicy i bardzo mi to pasuje.
OdpowiedzUsuń