Niejadek? serio?

"E tam, moje dziecko też nic nie chce jeść." - to zdanie słyszę najczęściej, kiedy włączam się w jakąkolwiek rozmowę o "niejadkowości" dzieci. Tyle, że każdy rodzić, który to mówi w dalszym etapie przyznaje, że jak posiedzi z dzieckiem godzinę, to zje ono kotlecika, ziemniaczki, a i surówką z kwaszonej kapusty nie pogardzi. Co dla nas znaczy dziecko, które nie chce jeść? To znaczy, że 5-cio latek NIGDY nie zjadł żadnego drugiego dania, nawet gotowanych ziemniaków, że do 4,5 roku miksowaliśmy wszystkie zupy, że nie wie, jak smakuje chleb, parówka, jabłko, banan, biszkopt, tort, który miał na urodzinach, że nigdy nie polizał lukru...
Uprzedzę pytania "Tak, próbowaliśmy". w naszym domu je się wszelkie warzywa, owoce, mięsa. Gotuję codziennie świeże, kolorowe posiłki sięgam do rozmaitych kuchni świata, piekę ciasta, a bywa, że i domowe pieczywo, robię pizze i miliony innych rzeczy. Zawsze proponujemy spróbowanie choćby odrobiny. Zet do niedawna wymiotował na sam widok naszego obiadu, rzucał talerzami. Trafiliśmy kiedyś do pediatry, który kazał przegłodzić. Nie jadł trzy dni i nie mógł się ruszyć, ale nie spróbował niczego co mu zaproponowaliśmy.
Na tym etapie (pewnie z braku innych argumentów) słyszę najczęściej "Ale przecież dobrze wygląda, to o co Ci chodzi". Na to nauczyłam się już nie odpowiadać. Pół roku. Tyle zajęło mi odkrycie, że w zmiksowanej zupie brukselkowej da się przemycić kaszę jaglaną, a w dobry dzień nawet jajko. Stałam się mistrzem miksowania dwóch łyżek zupy z odrobiną mięsa, żeby nie było wyczuwalne w pomidorówce, odkryłam ile trzeba gotować kalafior, żeby w zupie miał maksymalną akceptowalną twardość.
Mogłabym napisać książkę o tym, co tak na prawdę znaczy "niejadek", jakie to są ograniczenia na jakimkolwiek wyjeździe, znam na pamięć większość składów serków waniliowych, bo tylko to je na śniadanie, po latach odkryłam, że waniliowy jogurt typu greckiego może być dla nich alternatywą.
Po trzech miesiącach ciężkiej pracy naszej ukochanej Pani Psycholog i naszej, a przede wszystkim Zygmunta przestaliśmy w końcu miksować zupy. Teraz próbujemy wprowadzić inne rzeczy, które dotychczas były nie do pomyślenia. Pierwsze próba była mega sukcesem, bo zjadł makaron z sosem pomidorowym i ogłosił, że czasem może to być na obiad. Trzy dni trwało przekonanie go, żeby spróbował mini naleśniczka z nutellą. Miałam ochotę tańczyć i śpiewać, kiedy w końcu się udało, w między czasie odkryliśmy, że jest zdecydowanie za wcześnie na melona. choć 1cm3 został pogryziony, ale połowa wypluta, więc za jakiś czas spróbujemy znowu. Ugotowany ziemniak spotkał się z akceptacją, choć nadal mówimy o spróbowaniu, a nie zjedzeniu porcji. Dziś żółty ser był tak przerażający, że nie udało się nawet domknąć buzi z nim w środku. Pół łyżeczki jajecznicy - to dzisiejszy sukces, choć przyznaję się do przekupstwa, to i tak uważam, że było warto. Jutro będziemy się mierzyć z pomidorem, może być ciężko, ale damy radę. Wierzę, że w końcu ten nasz wspólny wysiłek przyniesie efekty, o których marzymy, czyli wspólny, pozbawiony płaczu obiad z moim Synem. Tak, teraz to moje największe marzenie. Oby się spełniło.

Następnym razem, kiedy pomyślisz o swoim dziecku "niejadek" zastanów się, czy może po prostu nie jest tak, że jakiegoś dania nie lubi, ale z apetytem zjada coś innego. Może porcje, które mu proponujesz są za duże, a dania mało kolorowe i atrakcyjne.
Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger