Okiem Żywiciela i Żywicielki: Sezon otwarty

Okiem Żywiciela i Żywicielki: Sezon otwarty

Drodzy nasi kochani Czytelnicy i Wy boty googla i chińskie narzędzia
szpiegujące. Nadchodzą Święta Bożego Narodzenia (wybierzcie sobie
dowolnego boga, nie będziemy narzucać) więc pora się oddać rodzinnym
przyjemnościom, radościom i lenistwu. Uroczyście ogłaszam sezon
"Zostaw!! To na święta!" za otwarty i w związku z tym życzę Wam:


pixabay

- aby kawa w domu zawsze była

- aby samochód psuł się tylko wtedy gdy nie jest potrzebny

- aby sok nigdy nie wylewał się na dywan

- aby piwo zawsze było w promocji

- aby dzieci wcześnie wstawały w tygodniu, a nie w weekend

- aby te dni u żony zawsze wypadały w delegację

- aby szwagier wyczyniał cuda jak już trzymacie mu piwo

- aby puszczali naprawdę kozackie reklamy podczas Kevina samego w domu

- aby w urlop zawsze świeciło słońce

- aby zwrot podatku przychodził szybciej niż mandaty

- aby dziadek w Tico, co rozpędza się max do 30 jechał zawsze za Wami

i wogóle oby Nam się...

smacznego jajka i mokrego Dyngusa dla wszystkich!!!


A od matki:

Uśmiechu nie tylko od święta
Niech choinka prosto stoi
Barszczyk będzie w punkt kwaśny
Uszka żeby się nie rozkleiły
Prezenty niech okażą się trafione
Szarlotka udana
Karp wysmażony
Deszcz żeby przestał padać
Wy żebyście nie padli na pysk
Odpocznijcie
Niech obżarstwo idzie w cycki
Cieszcie się sobą i bliskimi
Miejcie siłę i dobry humor
Peace, love and All I want for Christmas :*
Wspólne blogowanie przy choince: Już prawie święta

Wspólne blogowanie przy choince: Już prawie święta

Choinka ubrana, porządek nie zrobiony. Umyłam okna, zrobiłam kapustę i pierogi. Prezenty dla dzieci czekają, aż ktoś je spakuje. Siedzę, piję kawę. Pierniczków miało nie być, są koślawe, nie będzie ręcznie robionych ozdób, ani kartek świątecznych hand made. Przeżyjemy bez.


pixabay

Czuję presję, już od dawna, jeszcze w październiku w markecie budowlanym rzucili ozdoby świąteczne, ludzie lali się o białe choinki w dobrej cenie tydzień przed pierwszym listopada. Dookoła wszyscy pisali, jak zrobić kalendarze adwentowe. Przez chwilę nawet miałam wyrzuty sumienia, bo moje dzieci nie dostały takich pięknych choinek na pół ściany z kreatywnymi zadaniami. Ale poszłam pod prysznic i zmyłam z siebie te wyrzuty.

Święta dla kogo?


Nie będę Wam mówić, że trzeba wyłączyć te wszystkie kreatywne matki i panie domu, że macie nie oglądać, jak inni siedzą w wystrojonych domach od mikołajek. Oglądajcie, ja też oglądam. Ale biorę pod uwagę, że nie jestem taka doskonała, jak moje koleżanki po fachu. I wiecie co? Podziwiam je zamiast hejtować. Może coś podpatrzę, skopiuję, zainspiruję się, ale jeśli mi się nie uda, to zdecydowanie nie będę robić sobie wyrzutów. Święta to nie jest konkurs na miss kuchni, ani festiwal uszczęśliwiania innych. Święta są dla wszystkich, również dla mnie. Jeśli o tym zapomnę, to w Wigilię po opłatku zamiast spędzać miło czas z rodziną, będę zerkała, czy nikt nie poplamił obrusu, czy wszystko równo leży i modliła się, żeby już było po wszystkim, żebym mogła iść spać, a przecież nie tak ma być.

Kompleksy precz


Nie stać Cię na prezenty z reklam? I co z tego, ważniejsze, żeby były od serca. Nie masz estetyki Małgorzaty Rozenek (i sztabu stylistów wnętrz) i Twoja choinka wygląda, jakby ubieraj ją niewidomy kosmita w czasie trzęsienia ziemi? Pomyśl - jaka jest oryginalna! Przeczytałaś mój przepis na pierogi i stwierdziłaś, że w Biedronce są pyszne? Świetnie! Też je lubię, w zeszłym roku dokładnie takie serwowałam na naszej Wigilii. Ciasto z cukierni jest pyszne, a w gotowych stroikach nie ma nic złego. Spotykasz się z rodziną i bliskimi, żeby pobyć razem, a nie przeprowadzić zbiorowy test białej rękawiczki. Nie ma NIC ZŁEGO w schowaniu bałaganu do szafy. Każdy czasem tak robi.

Zawsze po swojemu


Jeśli nie chcesz zakładać sukienki na kolację u teściowej, nie zakładaj, nie przejmuj się tym,że spojrzy na Ciebie z dezaprobatą, kiedy zasiądziesz do stołu w zabawnym świątecznym swetrze. Masz prawo być sobą. Jeśli nie lubisz śledzi, podziękuj, kiedy Ci je zaproponują, nie uszczęśliwiaj innych kosztem własnego szczęścia. Irytują Cię pytania o chłopaka, zamążpójście, dziecko, pracę, których nie masz? Powiedz o tym, stanowczo i grzecznie, masz prawo nie odpowiadać na takie pytania, nawet przy świątecznym stole, a może zwłaszcza na forum całej rodziny. Znajdź własny #christmasmood i tak spędź ten czas.

Znajdź czas


Tylko dla siebie, na czytanie książki, oglądanie głupiej komedii, spacer, jogę, czy czego tam potrzebujesz, na cokolwiek masz ochotę, zrób sobie taki prezent na święta. Zapewniam Cię, że jeśli raz przeżyjesz ten czas po swojemu, zyskasz wzorzec,do którego będziesz dążyć w następnych latach. W zeszłym roku odpowiedziałam sobie na kilka pytań i to były moje najlepsze święta w życiu. Takich i Tobie życzę.

I jak co roku...



To niezmienne jest, że chcę z Tobą za rękę iść

To niezmienne jest, że chcę z Tobą za rękę iść

Nie mam pojęcia czemu ludzie dziwią się, jak mówię, że byłam na "Krainie Lodu 2". Do kina wybrałam się z Teodorem, Zygmunt był wcześniej ze szkoły. Często łapię się na tym, że ludzi dziwi, że mając trzech synów znam "dziewczęce" bajki, książki i gry. Nadal uważam, że to absurd dzielić dziecięce treści na płci, ale ok, niech im będzie.




W każdym razie chciałam Wam napisać o tym filmie, bo jeśli jeszcze jakimś cudem go nie widzieliście, to koniecznie musicie sięwybrać do kina. Nie ważne, czy macie syna, córkę, czy może zupełnie nie macie dzieci. Ten film jest świetny!

Tak, powoli już jesień nadchodzi, znów jesteśmy mniej młodzi


Bohaterów chłodnej hitowej animacji spotykamy właśnie jesienią. Anna, Elza i reszta ekipy czują się szczęśliwi, w królestwie w końcu zapanował spokój, wszystko układa się świetnie, nawet Kristoff szykuje się do oświadczyn Annie i normalnie brokat - lodowy - od pierwszych scen, ale nie. Królowa Elza słyszy głosy! Niezłe co?

Czy to początek czegoś, czy kres?


No jasne, że początek! Wielkiej,wcale nie takiej pluszowej przygody. Jak pewnie wiecie, Elza ma pewien dar, tyle, że nie wiadomo czemu tak jest. Te głosy, wspomnienia z przeszłości i małe problemy meteorologiczne w królestwie sióstr powiodą bohaterów to magicznej puszczy, którą przed laty duchy w zemście za zachowanie ludzi spowiły magiczną mgłą. Nie będę Wam psuła zabawy opowiadając dalej fabułę. Pozwólcie, że podzielę się wrażeniami.

Chwytajmy każdą chwilę


Serio, już dawno żadna bajka nie podobała mi się aż tak. W recenzjach czytałam, że fabuła jest naiwna i przewidywalna. Ale pamiętajmy, że to bajka, że nagrywa się ją wokół pewnego schematu. Choć muszę przyznać, że chyba moje wewnętrzna naiwne dziecko i tak zostało zaskoczone. Bo spodziewałam się happy endu na ołtarzu. Tu nic takiego nie ma miejsca. Bohaterowie korzystają z nadarzających się okazji i mierzą się z przeciwnościami. Elza odkrywa, kim jest naprawdę, obydwie bohaterki muszą zmierzyć się z przeszłością swojego rodu. Anna musi podnieść się po wielkiej stracie i stanąć oko w oko z niebezpieczeństwem, wybrać mniejsze zło. To nie są proste decyzje. Ani łatwe momenty. Ale warto.

A ja nie wiem pierwszy raz, którą wybrać z dróg


Miłość, ta do siostry i przyjaciół, która wręcz bije z filmu sprawia, że staje się on piękną opowieścią o tym co ważne, o tym, że nie zawsze, to co dobre dla nas jest najlepszą decyzją, czasem trzeba zdecydować inaczej. Po prostu. Moralność bohaterek wręcz zawstydza, bo każdy z nas chciałby być pewien, że w momencie próby postąpi słusznie. To jak postępują dziewczyny budzi podziw, nie tylko u małych widzów.

Nie wiem czy wołać za Tobą


Wszystkie śródtytuły w tym tekście są zapożyczeniami z polskich piosenek do filmu. Bo ścieżka dźwiękowa jest tu na niezwykłym poziomie, człowiek ma wrażenie, że wszystkie powstały właśnie dla polskiej wersji. Matko, olśniło mnie! Ta bajka to świetny musical! Jeszcze z kina napisałam do Michała wiadomość, że chce płytę ze ścieżką dźwiękową z Krainy Lodu 2 do samochodu. Podsumowując jeśli nie widzieliście, zobaczcie, tylko ostrożnie z makijażem, bo ja płakałam pół filmu, Ted się śmiał ze mnie, ale nie widział tego tatusia, który siedział koło niego i przyszedł z córką do kina i też "miał oczy w mokrym miejscu".

A i koniecznie posłuchajcie tych piosenek, tylko tak z tekstami <3


Pikowany zagłówek DIY to nie jest trudne! A jakie tanie

Pikowany zagłówek DIY to nie jest trudne! A jakie tanie

Sypialnia długo była naszym marzeniem. Najpierw wynajmowane mieszkanie, gdzie mieliśmy pokój do wszystkiego z rozkładaną kanapą, potem własne "M", do którego wprowadziliśmy się już z małym Zygmuntem, więc znów los rzucił nas na rozkładaną kanapę w "salonie". Kiedy wprowadzaliśmy się do domu, wiedzieliśmy, że jest jeden pokój za mało, ale postanowiliśmy zaryzykować i urządzić pokój tylko dla nas (i częściowo dla Kazika, ale o tym innym razem).





Pokój jest dość duży, ale na trzech ścianach ma otwory: okno na środku ściany, drzwi na środku ściany, a na trzeciej ścianie drzwi... prawie na środku. Prawda jest taka, że gdybyśmy ponad dwa lata temu do tego domu mając worek luźnej gotówki pewne rzeczy dziś wyglądałyby inaczej, ale nie mieliśmy, więc poszliśmy inną drogą.

Najważniejsze to się wyspać i schować gacie


Pierwszą rzeczą, która stanęła w naszej sypialni były więc podpisane kartony w ubraniami, nie pamiętam ile ten stan rzeczy trwał, ale godność naszych t-shirtów i wyjściowych dresów uratował kolega, który wymieniał meble w pokoju córki. Tak staliśmy się posiadaczami szafy. Równocześnie z kartonami wjechał do sypialni materac, gruby, wygodny, taki na którym nie podskakuję, kiedy Michał przekręca się na drugi bok. Spaliśmy tak na materacu ułożonym na podłodze, aż zadzwoniła koleżanka z informacją, że wymienia łóżko, a to stare jest duże, ma pakowne szuflady i w zasadzie to by je zostawiła, ale po remoncie raczej nie wejdzie jej do sypialni. Michał pojechał i przywiózł. Komfort życia podskoczył znacznie. Ale umówmy się łóżko poza oczywistymi zaletami nie było najładniejszym w swojej klasie. Ale postanowiliśmy dać mu drugie życie.

Dojrzałość do zmian


Stan rzeczy zwany "tymczasem" trwał dwa lata. W tym czasie ciągle pojawiał się temat zagłówka, dekoracji, wjechały firany, zasłony, ale ciągle nie było tego ważnego elementu - tapicerowanego zagłówka, żeby w łóżku nie tylko padać jak trup, ale też móc wygodnie usiąść poczytać, pogadać. Żeby do tego pokoju przyjemnie się wchodziło. Z gotowymi zagłówkami ciągle coś było nie tak, a to kolor, a to materiał,a to za małe, a guziki nie takie, no i większość jest plaska, a nam się marzył skos, skos można zrobić na zamówienie, ale kosztuje tyle, że spędza sen z powiek, a przecież sypialnia powinna działać dokładnie odwrotnie,dlatego postanowiliśmy zrobić zagłówek idealny sami.

Potrzebne będą


Wymiary - szerokośc to wiadomo, łóżko plus troszkę wystawania, żeby było ładnie, a wysokość? Tu już musicie się zastanowić u nas wyznacznikiem było "ma się kończyć jeszcze nad głową jak siedzimy" i drugi wymiar "galopujące materacem potomstwo ma mieć utrudnione rozbijanie głowy" wyszło więc wysoko, bo prawie metr od ramy łóżka.

Jakaś podstawa - u nas padło na płytę OSB. Jest tania, łatwa w obróbce i wystarczająco stabilna. Michał to obmierzył jakąś bliżej nieznaną mi metodą i ustalił pożądany kąt pochylenia, potem z pomocą przyszedł wujek Pitagoras i powstały cztery trójkąty, które "odpychają: zagłówek od ściany. Połączył te trójkąty z tyłu, żeby w razie nagłego naporu dziecka się nie złożyły i tak powstało to co widzicie poniżej. Jeśli chcecie mieć guziczki, rozplanujcie je już teraz, nawierćcie dziurki na wylot - za chwilę będzie na to za późno.





Gąbka tapicerska - radzę udać się do hurtowni tapicerskiej, bo po pierwsze powiedzą Wam czego tak naprawdę potrzebujecie, a po drugie wysyłka tego jest droższa niż materiał, więc gąbkę lepiej odebrać samemu. Użyliśmy takiej, którą zwykle daje się pod pupę, bo jest stabilniejsza - jeśli macie w domu materace piankowe, to dokładnie o tym materiale rozmawiamy. Użyliśmy 7 cm, ale spokojnie wystarczyłaby 5 cm. Tnie się to, uwaga hit - nożykiem tapicerskim, sprawa jest banalna. Jak już macie wycięte z płyty wymiary zagłówka, kładziecie je do dwóch brzegów gąbki i pozostałe dwa delikatnie docinacie, potem można zdjąć płytę i dokończyć cięcie w powietrzu, żeby nie poharatać podłogi, zwłaszcza, jeśli tak jak my postanowicie rozłożyć warsztat w salonie.



Klej tapicerski - kupiliśmy w tej samej hurtowni co gąbkę, zgodnie z instrukcją popsikaliśmy nim odkurzoną płytę i gąbkę, potem położyliśmy jedno na drugim i docisnęliśmy. Nawet jeśli jesteście mega samodzielni, do tego przydaje się druga osoba, bo klej schnie dość szybko i trzeba sprawnie działać i dobrze dopasować, co przy takim formacie wcale nie jest takie łatwe.


Watolina - u nas w domu o nią nietrudno, bo wypełniam nią kocyki dla niemowląt, które szyję, jak ktoś z naszych przyjaciół postanowi się rozmnożyć. Watolina jest niezbędna, żeby wygubić ostre brzegi, o które materiał mógłby się przecierać. Jak policzyć ile trzeba takiej watoliny? Długość zagłówka, plus grubość gąbki, plus grubość płyty, plus 10 cm i tak samo z szerokością, trzeba zawinąć i założyć z tyłu tak z 5 cm. Stąd moje obliczenia.

Materiał - można znaleźć mnóstwo pięknych obiciowych tkanin w sieci, sami nie raz (do innych projektów) kupowaliśmy "kupony" o wymiarach 270/160cm za 20 zł. Wystarczy poszukać. Tym razem kupiliśmy w tej samej hurtowni, co resztę. Jeśli jesteście z Warszawy to jedźcie TUTAJ, obsługa mega, wybór ogromny i to poczucie, że człowiek nie chce Cię naciągnąć, bo proponuje Ci tańsze rozwiązania, kombinuje, jak możesz zaoszczędzić na gąbce, itd. Materiału potrzebujecie mniej więcej tyle co watoliny, plus 10 cm jeśli chcecie obciągane guziki.

Obciągane guziki - prawda, że uroczo się nazywają? Zrobienie tego jest proste, ale kupienie guzików do samodzielnego obciągnięcia na sztuki okazało się nie lada wyzwaniem. Na szczęście sympatyczny pan tapicer w naszej okolicy zrobił to w jakieś 5 minut inkasując 1,50 zł za sztukę. Także tego - nie obciągałam sama :)

Nić i igła - ale nie takie do zaszywania dziur w majtkach, tylko full profeska - za 1000 metrów nici zapłaciłam 12zł, za igłę, którą chudego człowieka można przebić na wylot - 3 zł. Przydadzą się do montowania guzików, ale tym zajmiemy się za chwilę.

Taker - jeśli macie pneumatyczny pójdzie szybciej, przy ręcznym przyda się trochę pary w łapach, ale nadal jest to do zrobienia. Zapas zszywek też nie zaszkodzi. To co do dzieła?



Jak obijać


Skoro na płycie mamy już przyklejoną gąbkę, to teraz rozkładamy na podłodze na płasko materiał, prawą stroną do dołu na to kładziemy watolinę i zagłówek, gąbką do dołu. Teraz zawijamy jeden brzeg i przybijamy zszywki, rozciągamy tylko na bok, najlepiej zacząć od złapania środka i przesuwać się w bok, prawa, lewa, prawa, lewa i tak dalej. Potem bierzemy się za przeciwną stronę i tu już ciągniemy również do siebie. potem ładnie formujemy rogi, jak prezent i lecimy boki. Jeśli planujecie element niepikowany, gratulacje - skończyliście, został montaż. Ale dla tych co pikują....





Jak pikować


Bierzecie do ręki igłę, nici i cierpliwość, przyda się.  Kroki po kroku: ucinamy kawałek nici, około 40-50 cm. Nawlekamy na igłę. Wbijamy igłę w dziurkę z tyłu zagłówka i wychodzimy po drugiej stronie. Jeden koniec nici zostaje z tyłu, drugi wyciągamy z przodu, nawlekamy guzik i wracamy przez tą samą dziurkę. To nie jest bardzo łatwe, ale da się zrobić. Powiem Wam, że jakoś to celowanie łatwiej szło Michałowi. Kiedy już mamy dwa końce z powrotem z tyłu naciągamy, mocno, z tyłu można przytakerować nici, my nawlekaliśmy tam duże drewniane guziki i wiązaliśmy nicy na kilka supłów.

Jak powiesić


Nasz zagłówek zawisł na "french cleat" czyli francuski klin, piszę Wam po angielsku, bo to po tej nazwie łatwiej znaleźć w google grafika, jak to wygląda. Można też powiesić na hakach, ale Michał mówi, że to słabe mocowanie, a ja mu wierzę, jak macie w sobie coś z burżuja, możecie zrobić zagłówek tak duży, że stanie na podłodze. Dobra. To tyle. Niżej macie mnóstwo zdjęć ze step by step, tylko guzików nie sfotografowaliśmy. Jeśli macie pytania piszcie, chętnie podpowiemy.




Najlepsze


Gotowy zagłówek, w takim wymiarze jak nasz, tylko płaski kosztuje minimum 1500 zł, skośny znalazłam tylko na zamówienie za 2500 zł. Materiał kosztował nas mniej więcej 450 zł, praca zajęła nam dwa popołudnia i to niespieszne.Także jeśli macie jakieś wątpliwości, czy warto się w to bawić, to tak. A no i szukam sensownych stolików nocnych, coś pomiędzy boho a scandi. Sugestie mile widziane.


Tak wyglądała zapowiedź zmian

Szersze spojrzenie

Zagłówek wisi na ścianie

Czas przysunąć łóżko

A teraz jest tak

Okiem Żywiciela: Od patostreamerów do patointeligencji czyli obyś żył w ciekawych czasach.

Okiem Żywiciela: Od patostreamerów do patointeligencji czyli obyś żył w ciekawych czasach.

Jeszcze niedawno sen z powiek odpowiedzialnych rodziców spędzali patostreamerzy,,którzy robili najgorsze obrzydliwości, aby tylko przyciągnąć widzów do oglądania swoich "programów" i żeby przekonać widzów do wpłacania pieniędzy dzięki, którym mogli dalej chlać, uprawiać seks i robić inne dużo głupsze rzeczy "na wizji". Jeśli ominęło Cię to kuriozum to proponuje wpisać w google np. Lord Kruszwil, a zrozumiecie, że Big Brother jest programem wysoce moralnym z mocno rozbudowanym systemem zasad.


pixabay

Jeśli nie wiesz o co chodzi to już tłumaczę, jeśli masz internet i jakiekolwiek urządzenie rejestrujące dźwięk i obraz to już możesz zostać gwiazdą patosceny. Chlanie na umór, bijatyki z kumplami, wykorzystywanie matki alkoholiczki, podpuszczanie małoletniego do chamskich podrywów czy wyrażanie aprobaty po zamachu na Pawłą Adamowicza, to tylko kilka sposobów, aby zaistnieć na tej scenie, o mowie nienawiści i braku jakiejkolwiek kultury nie wspomnę. Streamy to oczywiście chociażby z racji medium, w którym są rozprowadzane produkt dla dzieci i młodzieży.

Po tym jak patostreamerzy przebili się do oficjalnych mediów chociażby poprzez galę FameMMA gdzie, ktoś wpadł na pomysł aby zamiast bić się o popularność na swoich kanałach można ich wszystkich zebrać w jednym miejscu i wsadzić do klatki aby telewizja też mogła zarobić na tym, że Oni się biją (walka Rafonix vs Daniel Magical i paskudne złamanie nogi to już klasyk) zrobiła się wielka afera, bo media błyskawicznie zrobiły nagonkę (skądinąd słuszną) na rosnącą konkurencję i YouTube pozamykał wiele kanałów.

O ile patostreamy były sposobem biednych na zarobienie pieniędzy, to profile typu Rich kids of (tu wstaw miasto np. Londyn) na instagramie to raczej miejsca gdzie można się pochwalić fortuną przeważnie rodziców, tutaj z kolei widzimy granie w karty iphone'ami spuszczanie w kiblu drogich alkoholi i inne równie "zabawne" zagrywki podane w sosie z luksusu i przepychu. W tym wszystkim pojawia się Mata ze swoim utworem patointeligencja i nie tylko to taki Rich kids tyle,że na duużo mniejszą skalę. Raper dla bogatej rozpuszczonej młodzieży, która pluje na swoje dobre szkoły, na swoje luksusowe zamknięte osiedla i swoich rodziców, którzy za to wszystko zapłacili.

Z tego co można znaleźć w mediach Mata to syn wykładowcy UW profesora Marcina Matczaka i absolwent "elitarnego" liceum im. Batorego, Tata sam podobno zawiózł go do studia nagrań, aby mógł śpiewać o tym jak pie*doli Mamę i Tatę i diluje dla sportu. Cóż Pan Mata pewnie wyjdzie na swoje i dzięki setkom tysięcy odsłon na YT i wywiadach zgarnie całkiem przyjemną sumkę na swoim chamstwie. W moim odczuciu od patostreamerów różni go tylko poziom techniczny nagrywanego materiału, mam tylko nadzieję, że zostało wystarczająco dużo rodziców chcących wychowywać swoje dzieci zamiast, zapychać im usta banknotami, że faktycznie jakaś nie patointeligencja po nas zostanie.


Wegańskie wigilijne pierogi z kapustą i grzybami

Wegańskie wigilijne pierogi z kapustą i grzybami

Wpadam na szybko, bo dzisiejszy dzień jest troszkę zabiegany, ale chciałam Wam szybko podrzucić mój przepis na pierogi wigilijne. Wersja pierwsza, najbardziej tradycyjna i w pełni wegańska. ale uwaga, polska kuchnia tradycyjna nie bardzo myśli o bezglutenowej diecie, tym zajmiemy się przy najbliższej okazji. 




Zanim się zabierzecie za pracę, pozwólcie, że powiem Wam parę rzeczy. Po pierwsze najpierw robimy farsz, do pierogów, wieczorem, żeby kleić rano, rano, żeby kleić wieczorem, ewentualnie farsz może spędzić kilka godzin więcej w lodówce. Podaję małą ilość składników, taką na 40 pierogów, dosłownie tyle mi wyszło, dlatego, że będę robić jeszcze inne. Pierogi na luzaku możecie zrobić już teraz i zamrozić, smażone będą jeszcze lepsze ;)

Farsz:


30 dag kiszonej kapusty
1 mała marchewka
1 mała cebula
30 dag mrożonych borowików, może też być pół szklanki suszonych
sól
pieprz

Jeśli używasz suszonych grzybów, zalej je gorącą wodą i odstaw na kilka godzin, potem odsącz i drobno posiekaj (nie mielimy, kroimy, będzie smaczniej). Mrożone grzyby odmrażamy i też drobno siekamy. Resztę w obydwu wersjach robimy tak samo.

Cebulę obieramy i drobno siekamy, podsmażamy na łyżce oleju roślinnego - wszak Wigilia, a my robimy wegańskie pierogi. Kiedy cebula się zeszkli dodajemy posiekane grzyby i chwilę razem podsmażamy przyprawiając obficie pieprzem i delikatnie solą. Dodajemy startą na drobnej tarce marchewkę, osobiście nawet jedną wrzucam do malaksera, ale kto co lubi.

Kapustę siekamy bardzo drobno, jakbyśmy mieli jutro stracić zęby. Dorzucamy do grzybów i porządnie mieszamy, podsmażamy, podlewając co jakiś czas łyżką wody, żeby się nie przypaliło kapusta powinna zmięknąć i zupełnie odparować płyn. Zostawiamy to w spokoju, musi całkiem wystygnąć i się przegryźć.

Pierogi dzień drugi. ;)


Ciasto:

2 szklanki mąki (ale miejcie zapas)
2 łyżeczki soli
łyżka oleju
około szklanki dobrze ciepłej wody

Mąkę wsypujemy do miski, dosypujemy sól i dodajemy olej, powoli dolewamy wodę mieszając całość łyżką, na koniec odrzucamy łyżkę i nurkujemy ręką. Zagniatamy i i w miarę potrzeby dosypujemy mąki, ciasto powinno być gładkie i sprężyste, no i nie kleić się do ręki. Nakrywamy ciasto ściereczką i zajmujemy się dopiciem kawy, za 15 minut zaczniemy lepić.


W dużym garnku nastawiamy wodę. Na stolnicę, albo czysty stół (nie bądźmy ortodoksyjni) wysypujemy cienką warstwę mąki i wykładamy pierwszą partię ciasta (mi wyszły trzy kulki) i wałkujemy, cienko. Przy pomocy czegoś okrągłego, u mnie szklanka do whiskey, wykrawamy kółka, na środku układamy łyżeczkę farszu i zaklejamy. Można na ładnie, jak ktoś umie. Na YouTube znajdziecie mnóstwo instrukcji, jak zrobić piękne brzegi.Osobiście skupiam się, żeby farsz został w środku. To nie konkurs miss.

Zalepione (jak kto umie bez kompleksów) pierogi układam na desce, albo talerzu oprószonym mąką. Kiedy woda zawrze,solę ją i wrzucam pojedynczo pierogi. gotuję około trzech minut,ogławiam, przelewam każdy zimną wodą i kładę do durszlaka. Po przestudzeniu, każdą sztukę smaruję olejem i zostawiam do całkowitego wystygnięcia. Po czym mrożę. Wyjęte z zamrażarki pierogi można bez problemu oddzielić i usmażyć (nie trzeba już dodatkowej porcji oleju) albo upiec płasko ułożone na blaszce.




Jakie książki warto kupić pod choinkę dzieciom w różnym wieku

Jakie książki warto kupić pod choinkę dzieciom w różnym wieku

Przyznaję się. Cały zeszły tydzień prawie nie włączałam komputera, potrzebowałam czasu na inne aktywności i wzięłam sobie trochę niezapowiedzianego urlopu. Ale już wracam. Z racji na tę dłuższą nieobecność zwolniłam dziś Michała z obowiązku pisania. Postanowiłam wrócić własnym tekstem. 




Jeśli znacie jakiegoś dziewięciolatka, wiecie, jak specyficzne poczucie humoru ma człowiek w tym wieku. Kiedy zobaczyłam książkę "Dziennik Rowleya. Zapiski chłopca o złotym sercu" wiedziałam, że Zetowi się spodoba.

Chłopak taki jak Ty


Rowley nie miał bardzo oryginalnego pomysłu, prowadzenie dziennika zgapił od swojego kolegi - Grega, którego dzienniki zyskały już niemałą sławę. Ale Rowley gorszy nie jest, też napisze swój dziennik i to całkiem sam, zresztą nawet ilustracje zrobił sam. Nie jest to najbardziej poważny chłopak na świecie. Ma mnóstwo szalonych pomysłów, czasem kłóci się z Gregiem, ale i tak, wie, że ten jest jego najlepszym przyjacielem. Razem mają najlepsze pomysły i najlepiej się bawią. Choć wcale nie przeszkadza im to dokuczać sobie nawzajem. Ot, normalne chłopaki.

Śmiech, jak z tuby


To mniej więcej dobiegało nas z pokoju Zeta, kiedy czytał tę książkę. "Totysie" i "rany Julki" weszły na stałe do jego słownika. Książka ma przyjemną formę tekstu dość gęsto przeplatanego zabawnymi i prostymi obrazkami, które faktycznie mógł narysować chłopiec w wieku mojego syna. Z wielką przyjemnością patrzyłam, jak Zet po skończonych lekcjach brał "Dziennik..." do ręki i znikał w swoim pokoju. Jeśli szukacie przyjemnej lektury dla 8-12 letniego chłopca, możecie być pewni, że ta książka będzie strzałem w dziesiątkę.







Święta blisko


"Wieczór gwiazdkowy na placu budowy" musiał się spodobać Kazikowi, który ostatnio uwielbia koparki traktory i inne takie. Książeczka pokazuje kolejne prace wykonywane za pomocą ciężkiego sprzętu na placu budowy. Po zakończonej pracy każda z maszyn dostaje prezent z miłym liścikiem, na koniec dowiadujemy się, jaki budynek powstał na tym placu. Rymowany, krótki tekst mi osobiście nie przypadł do gustu, ale w sumie nie mam logicznego uzasadnienia tego faktu. Zwyczajnie jak dla mnie za mało wpada w ucho. Przywykłam do książeczek dla najmłodszych, których rymowaną fabułę po dwóch czytaniach jestem w stanie wyrecytować, ten się nie zapamiętuje. Ale ilustracje, świąteczny klimat i ogólny wydźwięk publikacji działają na jej korzyść, nie żałuję, że ją zamówiłam, bo mały bardzo ją lubi.


Piękne jest przesłanie, które książeczka niesie. Każdy czeka na to, by go docenić, nawet najprostszy prezent potrafi uszczęśliwić obdarowanego. Fajnie jest obdarowywać bliskich.







Okiem Żywiciela: Jak prawidłowo karmić dziecko?

Okiem Żywiciela: Jak prawidłowo karmić dziecko?

Dzisiaj będę się bawił w Adama Słodowego rodzicielstwa i przedstawię krótką instrukcję wprowadzania zawartości lodówki w krwiobieg naszego ukochanego słoneczka.


Trzeba ograniczać przekąski między posiłkami. Za wszelką cenę.

Na starcie wyjaśnijmy sobie parę rzeczy, po pierwsze jeśli oczekujesz, że po posiłku pomieszczenie w którym karmimy będzie tak czyste, że nadaje się na wizytę teściowej to muszę Was rozczarować. Prawda jest taka, że każde karmienie po którym nie trzeba malować zbyt wielu ścian jest sukcesem.

Niech Miś będzie głodny


Druga sprawa to musimy sobie uświadomić, że jest jedna rzecz, która może Nam ułatwić tą czynność o 500 proc., jest nią głód naszego potomka. Bardzo możliwe, że jeśli próba karmienia wygląda jak zapasy z niedźwiedziem grizzly, to wystarczy poczekać godzinkę i będzie to karmienie koali. Naprawdę warto się zastanowić czy nie było jakichś nadprogramowych przekąsek, albo dużej ilości picia, które zapchały żołądek naszego małego kochanego worka na pieniądze. Pomaga też trochę wysiłku przed jedzeniem na przykład spacer albo po prostu szaleństwo na kanapie żeby pobudzić apetyt.

Opanuj długie kończyny 


Jak już zadbaliśmy o to żeby była chęć do jedzenia to przygotowujemy sobie plac boju. Dla cięższych przypadków polecam elegancki kaftanik z rękawami zawiązywanymi z tyłu, dla lżejszych pelerynę fryzjerską dla nas strój ochrony przeciwgazowej. Jeśli chodzi o miejsce to ja preferuję metodę pustych przestrzeni i zabieram co można z zasięgu rąk (oczywiście nie bierzemy pod uwagę długości rąk naszego dziecka, liczy się to tak: długość ręki średniej wielkości orangutana razy dwa plus 20 centymetrów). Są ludzie, którzy zawalają młodego zabawkami, tak żeby niepostrzeżenie przemycać między różnymi melodyjkami albo błyskami porcje jedzenia. Ale metoda ta ma dwie wady po pierwsze lawirowanie łyżką wśród tylu obiektów przypomina latanie Sokołem Millenium przez pas asteroidów, a po drugie niczego nie uczymy dziecka i dajemy mu do zrozumienia, że może robić, co mu się żywnie podoba, a my odwalimy za niego całą robotę.  To się po prostu na nas zemści.

W zasięgu rąk tylko jedzenie.


Bardzo Lubię Wycierać


Można też stosować BLW (Bobas lubi wybór), czyli metodę dla totalnych hardcorowców i amatorów remontów ekstremalnych oraz dla mojej żony. W skrócie wygląda to tak, że sadzasz dziecko, stawiasz przed nim jedzenie w nietłukących się naczyniach i odsuwasz się na bezpieczną odległość (żartuje, nie ma takiej, no chyba, że sąsiednie województwo). Poza oczywistymi minusami metoda ta ma te plusy, że dziecko rozwija się manualnie i ogarnia te całe sztućce no i można porobić mu kompromitujące zdjęcia, które będziemy wyświetlać na projektorze podczas jego 18-tki.

Rybki czy akwarium? Biorę wszystko


Ja preferuję metodę pośrednią. Przygotowujesz przestrzeń (jeśli oglądaliście Dextera to wiecie o czym mówię, a potem dajesz dziecku łyżkę jako atrybut władzy, żeby czuło, że coś tutaj zależy od niego (łyżka jest dużo bezpieczniejsza od widelca, dla nas oczywiście, ale dziecku może być jednak wygodniej miotać trójzębem i nadziewać na niego swoją ofiarę, czyli np.marchewkę). Teraz najważniejsze to przełamać barierę, biorę ciut jedzenia na łyżkę i jeśli dziecko nie otwiera ochoczo buzi to brudzę mu usta jedzeniem. Tak trochę, usta, nie czoło, ma dosięgnąć do próbki językiem, żeby miało szansę sprawdzić, czy bardzo ohydne i trujące jest to, co próbujesz mu podać. Nie trzeba nic wpychać, po prostu dziecko samo się obliże i tym sposobem spróbuje jedzenia. Ta odrobina jeśli dziecko jest głodne uruchamia takie ssanie w żołądku naszej ofiary naszego maleństwa, że reszta jest już formalnością. Pozwalasz dziecku samodzielnie wkładać jedzenie jego łyżką, jednocześnie podając trochę swoją. Wkładasz pełne i wyjmujesz puste, aż nastąpi protest, wtedy zaglądamy do buzi i jeśli w przełyku widać jedzenie to znaczy, że napełniliśmy dziecko w stopniu wystarczającym i można przestać.

Konsekwencja Bracia (i Siostry)


Nie twierdzę, że metoda działa w 100 proc. ale jeśli będziemy konsekwentni i powstrzymamy się przed podkarmianiem przed posiłkiem i pokażemy naszej słodszej wersji kota ze Shreka, że łzy i krzyki na nas nie działają, że nie negocjujemy z terrorystami i jedyne na co może liczyć to zaległy obiad, którym pogardził to mamy szansę wypracować coś w rodzaju porozumienia. Ty jesz obiad, a tatuś nie popada w obłęd.

Po jakimś czasie malowanie wypada już tylko raz w tygodniu.

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger