Czy rodzice mogą płakać?

Wolno nam oczywiście. Jak dziecko zetrze kolano, zgubi zabawkę, czy (tfu, tfu odpukać) jest chore. Ale czy wolno nam płakać, kiedy mamy dość? Czy my możemy mieć dość?
Ciągle mówi się, pisze o pięknych stronach rodzicielstwa, internet jest pełen porad z gatunku: jak odstawić smoczek, nauczyć dziecko korzystać z toalety, wyłączyć gluten, zrobić deser bez cukru... A gdzie "świadectwa" rodziców, którzy tak lecą i pędzą, że zapomnieli o sobie i padli na pysk?
Mam gorszy czas, już od kilku tygodni. Nie, nie chcę oddać dzieci. Po prostu w moim życiu nałożyło się na siebie kilka spraw, które odebrały mi siły. Nie traktuję mojego bycia na co dzień z chłopcami jak porażki. Nie płaczę po nocach za przerwaną karierą.  Jestem mamą na pełen etat od 20 miesięcy. W tym czasie działo się dużo i szybko, prawda jest taka, że chyba ten szaleńczy pęd trzymał mnie w kupie, bo kiedy pewne rzeczy się poukładały - ja się rozsypałam.
Pewnego pięknego dnia odbywając niemal rytualną awanturę przy obiedzie (- Jedz. -Nie będę jadł, bolą mnie rączki/nóżki/głowa/brzuszek/oko...) rozpłakałam się tak po prostu i wyszłam do kuchni. Przez ścianę usłyszałam, jak Zet też zaczął płakać i tłumaczyć Tedowi, że:
- jestem niemiła
- jemu jest bardziej smutno
- mamy nie płaczą
- chcę dla niego źle, bo każę mu jeść zupę
- a na dokładkę poszłam sobie, płacząc niewiadomo czego, bo przecież to jemu jest smutno!

Nagle uświadomiłam sobie, że kiedyś w czasach, kiedy nie mieliśmy dzieci płakałam dość często, czasem sama na siebie wściekałam się za bycie nadmiernie miękką. Rozczulała mnie reklama czekoladek Merci, że jesteś tu, jako dorosła osoba płakałam na Kocie w butach, bo zabrano mu te buty, płakałam czytając wiersze, słuchając muzyki... Płakałam ciągle z radości, wzruszenia i oczyszczałam się tymi łzami. Pamiętam, jak Zet miał 7 miesięcy, wróciłam do pracy, całe noce wisiał przy piersi. Pewnego dnia byłam tak strasznie zmęczona, że zaczęłam płakać z tego zmęczenia. Zet nie wiedział co się dzieje, siedział i patrzył na mnie tymi wielkimi oczami. Bał się. Wtedy postanowiłam, że muszę panować nad sobą przy nim. I sama sobie zabrałam prawo do słabości.

Cała sytuacja kojarzy mi się z wyretuszowanymi zdjęciami w gazetach. Pokazują fałszywy świat, ideały, które nie istnieją. Nie chcę, żeby moje dzieci dorastały w przekonaniu, że dorośli są nieomylni, że zawsze wszystko wiedzą, że zawsze panują nad emocjami. Chciałabym, żeby moje dzieci wiedziały, że każdy ma prawo do słabości, że każdemu wolno się złościć, smucić, ale też cieszyć bawić. Chciałabym, żeby pamiętały, że każdy ma prawo do swojej przestrzeni, do swoich poglądów. Żeby nie bały się wyrażać siebie, ale i umiały zaakceptować, że ktoś może czuć, myśleć inaczej niż one.



8 komentarzy:

  1. a nie myślisz, że w tej sytuacji konkretnej wylazł z niego Asperger? i jego oslawiony brak empatii? mój Wojtek ma kłopot z rozpoznawaniem moich uczuć (gł. smutek, żal itp.) myśli, że tylko on- dziecko tak może, a ja się mu staram tlumaczyć, że każdy może, jesli jest mu źle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że to jednak kwestia ciągłego "kloszowania" dzieci. Bo mimo, że Aspi jest pozbawiony empatii, to wyłożone emocje rozumie. A on był w szoku, że to się dzieje, że ja mam doś.

      Usuń
  2. Ależ ja Ciebie rozumiem.Rozplakalam się ostatnio przy moim dwu i pół latku z bezsilności. Też już nie miałam siły. A on się rozplakal i przytulil. MAMUSIA PRZEPRASZAM.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ten tekst...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy (!) właśnie dla dobra naszych dzieci pamiętać o sobie. Dopuszczać do głowy swoje potrzeby, bo po pierwsze dajemy dzieciom przykład, a to znacznie ważniejsze niż słowa, a po drugie, lepiej regularnie upuszczać powietrze, niż dopuścić do pęknięcia balonu. Musiałam znaleźć się w bardzo kiepskiej sytuacji psychicznej, żeby to dostrzec i dlatego o tym piszę, bo może ktoś nie będzie musiał dojść do granicy, żeby przejrzeć na oczy.

      Usuń
    2. Ojjj mam tak samo. Przy dwojce dzieci, ciaglych obowiazkach w domu (czyt.syzyfowe prace ), opieka nad moja babcia , praca dwa razy w tyg itp czesto czuje zmeczenie. Gorsze jeszcze jest to, ze czuje sie z tym wszystkim taka SAMA. Mimo, ze mam meza- ale on ma prace, swoje sprawy (czyt. tv, internet, auto)....nie rozumie mojego zmeczenia. Chyba nie chce zrozumiec. Normalne jest , ze wszystko musi byc zrobione i juz. Innej opcji nie widzi. Takze i on i dzieci uwazaja , ze mama musi wszytkiemu podolac, bez gadania ! Babcia podobnie plus dochodzi ciagla krytyka, ze nie tak wychowuje dzieci, ze za jej czsow to bylo tak i tak. Ja to teraz mam super bo sa lodowki, prali, pampersy, ona to miala ciezkie zycie. A ja jakbym w bajce zyla ! Nie moge powiedziec, ze mi zle i ciezko bo za kazdy rax zaczyna sie ta sama historia ! Czasem sama sobie juz przez to wyrzuty robie, ze moze faktycznie jestem niewdzieczna, słaba i w ogole do niczego ! Nie raz nie wytrzymam i poplacze sie z tego wszystkiego. Z tej presji, ze ja tylko MUSZE I POWINNAM. Moje dzieci sa troche w szoku , jak zobacza mnie placzaca. Ale mowie im , ze to ze zmeczenie, braku sil.... nie wiem na ile to rozumieja. I na ile to dobrze, ze mnie widza w takim stanie. Mi z tym najlepiej nie jest, ale czasem nie zapanuje nad emocjami... ewka

      Usuń
    3. Ewa, każdy ma prawo do słabości. Każdy sam musi to sobie poukładać. Nie mogę powiedzieć, że ja też ze wszystkim jestem sama, bo to nie prawda. Ojciec Żywiciel to najlepszy mąż, jakiego można sobie wymyślić, jest dla mnie wsparciem, ramieniem do płakania i tym, który mnie zawsze zbiera do kupy. Często go nie ma, jak się zjawia to też zalega przed komputerem, ale kiedy mam gorzej rozmawiam z nim, nie czekam aż się domyśli, bo to facet. Kiedy już powiem o co mi chodzi, bez pretensji spokojnie, przejmuje stery, żebym mogła odetchnąć. Teraz miał w końcu wolny weekend i przechwycił opiekę nad chłopcami, a ja mega odpoczęłam...
      Może usiądź i spokojnie pogadaj z mężem.

      Usuń
  4. Myślę, że to bardzo źle, kiedy nie okazujemy dzieciom, że jesteśmy ludźmi. Dziecko POWINNO wręcz widzieć matkę wkurwioną, załamaną, zapłakaną czy sfrustrowaną. Dzięki temu może oswajać się z negatywnymi uczuciami i uczyć, jak sobie z nimi radzić. Pokazywanie dziecku, że wszystko zawsze jest cacy, ludzie są mili, spokojni i opanowani powoduje, że mały człowiek wzrasta w przekonaniu, że świat jest idealny. A nie jest.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger