"Sławciu, jak to ty tak sam z tymi dziećmi?" Ojciec, to nie jest rodzic drugiej kategorii!

"Sławciu, jak to ty tak sam z tymi dziećmi?" Ojciec, to nie jest rodzic drugiej kategorii!

Sytuacja zastana w sklepie typu dyskont. Mężczyzna, jak zakładam ojciec z dwójką dzieci w sklepie. Jedno na oko roczne, siedzi w wózku zakupowym i wciąga bułę, drugie, myślę, że czteroletnie biega wokół starego, jak mały meserszmit. Przynosi różne rzeczy do koszyka, jedne z listy, którą ojciec cierpliwie czyta, inne zupełnie od czapy, głównie słodycze. I wtedy wkracza ona - matrona.

unsplash


Choć pewnie powinnam napisać wielką literą Matrona. Lat jakoś po 60. "Panie Sławku, a gdzie Gosia?!" - pyta wyraźnie zaskoczona, że on - młody samiec sam wybrał się z potomstwem na zakupy. "Okna myje." No a jakże,  myślę sobie, chyba tylko ja jeszcze nie umyłam. I wtedy zaczyna się show.

Jaki pan dzielny!

Matrona wychwala Sławka pod niebiosa, jaki on zaradny i dzielny, bo sam z tymi dziećmi, kiedy ta żona w domu siedzi. No może biednemu Sławciowi pomóc, bo jak on te dzieci ogarnie i te kartofle do siatki zapakuje Sam, samiuteńki, bez kobiety u boku, no nie da rady.

Sławek, któremu już lekko zaczęłam współczuć natarczywej baby, cierpliwie pakuje warzywa, wiem, bo stoję obok i ładuję swoje siaty, podczas gdy gdzieś na drugim końcu sklepu mój osobisty mąż pakuje inne gadżety do wózka, wokół niego też biegają dzieci. Rozbawia mnie myśl, że jemu nikt nie współczuje, bo przecież nikt nas tu nie zna.

Ostrzeliwany pytaniami mężczyzna w końcu odpowiada swojej rozmówczyni "Normalnie, to moje dzieci". Jak ja w tym momencie tego Sławka szanuję!

Ojciec nie jest rodzicem drugiej kategorii

Nie raz widuję podobne sceny, mój osobisty Luby nie raz zbierał ochy i achy na placu zabaw, kiedy wychodził z chłopakami. Często był jedynym ojcem, który w tym czasie tam przewał, bo pracując na zmiany zdarzało mu się wybierać tam z dziećmi, kiedy inni ojcowie byli w pracy.

Zastanawiam się, co trzeba mieć w głowie, żeby tak tego chłopa potraktować. Ojciec to też rodzic, taki sam, jak matka. W normalnych warunkach nie zrobi dziecku krzywdy, da jeść, pobuja na huśtawce, podsadzi na zjeżdżalnię. Wiecie, jak matka, tylko pewnie szybciej pozwoli jechać na rowerze, wyżej się wspiąć, a podrzucać, na pewno będzie wyżej. 

Kiedy byłam dzieckiem, mój tata często wyjeżdżał, ale kiedy wracał do domu, cały był nasz. Nic nie było tak ważne, jak czas spędzony z dziećmi. Tata gotował obiady, robił pranie, jeszcze w pralce typu Frania, czesał mi długie włosy, zaklejał podrapane kolana, dmuchał na uderzone paluszki i inne takie. 

Przestańcie robić show

Wyobrażacie sobie, że ktoś podchodzi do matki i mówi, wow, jesteś taka dzielna, przyszłaś z dzieckiem do sklepu, albo jej, i ty tak sama z dwójką dzieci na placu zabaw? Ale z ciebie gościówa! I obiad im ugotowałaś? No szacun! - Nie widzę tego, do kobiety nikt tak nie mówi, ale do faceta tak. Czemu im tak lubimy umniejszać?

Powiecie, że jest jakiś podział ról takich przypisanych z góry? Więc czemu, jak jadę sama wymienić opony w aucie, albo na przegląd, czy jak dziś, postanowię skopać sobie grządkę na kwiatki, ludzie nie zatrzymują się, żeby mi bić brawo? Pewnie wiedzą, że silna i niezależna kobieta sama zajmuje się takimi pierdołami, ale silny i niezależny facet sam z dziećmi to już nie?

Porzucam ich regularnie

Oczywiście piszę to z przekąsem, ale mój własny mąż do lekarza z dziećmi chodzi, kiedy tylko może, jak mają zaplanowane szczepienie, to wręcz bierze wolne, bo wie, że mnie to obciąża psychicznie. Zabiera ich sam na zakupy, nawet, jak trzeba im kupić buty albo ubrania. Chodzą na spacery beze mnie. Ba, nawet jak wyjeżdżam na kilka dni, to nie gotuję na zapas, bo Michał sam to ogarnie.

Nigdy nie zgubił żadnego dziecka, nie zdarzyło się, żeby któryś z chłopaków się uszkodził, albo zadzwonił do mnie z prośbą o pilny powrót, bo jest głodny. Ba, pod moją nieobecność ogarnął naukę wiązania butów i jazdy na rowerze. 

Dajcie tym chłopom szansę, oni naprawdę sobie poradą, nie są jacyś ułomni. Zadając pytanie "ale jak to, ty sam?" Dajecie im poczuć, że coś z nimi nie tak, a przecież tak nie jest!

Nie byłam na pierwszych występach moich dzieci. ,,Koronarok" odebrał nam wiele. Ale też sporo dał

Nie byłam na pierwszych występach moich dzieci. ,,Koronarok" odebrał nam wiele. Ale też sporo dał

Do tej pory nie ominęłam żadnego występu moich dzieci. Miałam to szczęście, że zawsze mogłam na nich być. Jasełka, dzień babci i dziadka, dzień mamy, ślubowania szkolne i przedszkolne. Piekłam ciasteczka na urodziny, razem z owocami taszczyłam je z samego rana do przedszkola... I nagle przyszedł on. koronawirus. Dokładnie rok temu przyszedł i zabrał mi to, co dla każdej matki jest ważne.


Pixabay


Pokolenie, które nie zna świata bez maseczek

Kazik urodził się w grudniu 2017 roku. Tegoroczny śnieg będzie pewnie pierwszym w jego pamięci. poprzedniej zimy miał dwa lata i jego wspomnienia z tego okresu raczej nie będą wyraźne. Jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że pewnego dnia, zdejmiemy maski, pójdziemy do kina, albo na obiad do knajpy.

Kazik nie będzie wiedział jak się zachować. Ostatnim razem jak był w kinie miał może rok. Opowiadanie mu dziś o tym brzmi, jak totalne si-fi. Dobrze, że mieszkamy na wsi, gdzie jest mało ludzi i spokojnie da się zobaczyć kogoś idącego w oddali bez maseczki. Przecież istnieją dzieci, które urodziły się już w erze wszechobecnych maseczek.

Przedszkole bez mamy

Wiecie, jakie to było smutne, jak dzieci śpiewały dla dziadków, a oni  nie mogli tego zobaczyć? Pokazałam im dopiero tydzień później wideo z zamkniętej grupy na Facebook. Nie byłam na ślubowaniu Kazika w przedszkolu i Teodora w szkole. Kiedy mieli urodziny zamiast tych ciasteczek, które zawsze przypalam, ale są tak zdrowe, że aż mdli musiałam zanieść cukierki.

I to dwa dni wcześniej, żeby odleżały kwarantannę. Oczywiście z tego samego powodu nie było owoców, zanim minęłoby 48h, mogłyby zgnić. Takie wspomnienia będę mieć z roku, kiedy moje dzieci zaczęły kolejno przedszkole, pierwszą klasę i czwartą klasę. Żadnych przedstawień, wchodzenia do szkoły po dziecko. 

Czy jeszcze będzie przepięknie?

Jak mantrę od roku powtarzamy ,,Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie..." Tylko co znaczy normalnie? Wg czyjej normy będziemy liczyć? Ostatni rok zabrał mi bardzo dużo. Zabrał mi to, czego już nigdy nie odzyskam, bo już nie będzie tych pierwszych występów, ślubowań...

Ale byłabym hipokrytką, gdybym napisała, że nie dał mi nic w zamian. Ostatni rok, to był wyjątkowy czas. Czas, który w 100 procentach skupiliśmy się na rodzinie. Pracując z domu spędziliśmy razem maksimum czasu, graliśmy w planszówki, oglądaliśmy bajki i robiliśmy mnóstwo rzeczy, na które nigdy wcześniej nie mieliśmy czasu. Życzę wam zdrowia. A reszta? Pies to trącał, mamy siebie.

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger