"Sławciu, jak to ty tak sam z tymi dziećmi?" Ojciec, to nie jest rodzic drugiej kategorii!
Sytuacja zastana w sklepie typu dyskont. Mężczyzna, jak zakładam ojciec z dwójką dzieci w sklepie. Jedno na oko roczne, siedzi w wózku zakupowym i wciąga bułę, drugie, myślę, że czteroletnie biega wokół starego, jak mały meserszmit. Przynosi różne rzeczy do koszyka, jedne z listy, którą ojciec cierpliwie czyta, inne zupełnie od czapy, głównie słodycze. I wtedy wkracza ona - matrona.
Choć pewnie powinnam napisać wielką literą Matrona. Lat jakoś po 60. "Panie Sławku, a gdzie Gosia?!" - pyta wyraźnie zaskoczona, że on - młody samiec sam wybrał się z potomstwem na zakupy. "Okna myje." No a jakże, myślę sobie, chyba tylko ja jeszcze nie umyłam. I wtedy zaczyna się show.
Jaki pan dzielny!
Matrona wychwala Sławka pod niebiosa, jaki on zaradny i dzielny, bo sam z tymi dziećmi, kiedy ta żona w domu siedzi. No może biednemu Sławciowi pomóc, bo jak on te dzieci ogarnie i te kartofle do siatki zapakuje Sam, samiuteńki, bez kobiety u boku, no nie da rady.
Sławek, któremu już lekko zaczęłam współczuć natarczywej baby, cierpliwie pakuje warzywa, wiem, bo stoję obok i ładuję swoje siaty, podczas gdy gdzieś na drugim końcu sklepu mój osobisty mąż pakuje inne gadżety do wózka, wokół niego też biegają dzieci. Rozbawia mnie myśl, że jemu nikt nie współczuje, bo przecież nikt nas tu nie zna.
Ostrzeliwany pytaniami mężczyzna w końcu odpowiada swojej rozmówczyni "Normalnie, to moje dzieci". Jak ja w tym momencie tego Sławka szanuję!
Ojciec nie jest rodzicem drugiej kategorii
Nie raz widuję podobne sceny, mój osobisty Luby nie raz zbierał ochy i achy na placu zabaw, kiedy wychodził z chłopakami. Często był jedynym ojcem, który w tym czasie tam przewał, bo pracując na zmiany zdarzało mu się wybierać tam z dziećmi, kiedy inni ojcowie byli w pracy.
Zastanawiam się, co trzeba mieć w głowie, żeby tak tego chłopa potraktować. Ojciec to też rodzic, taki sam, jak matka. W normalnych warunkach nie zrobi dziecku krzywdy, da jeść, pobuja na huśtawce, podsadzi na zjeżdżalnię. Wiecie, jak matka, tylko pewnie szybciej pozwoli jechać na rowerze, wyżej się wspiąć, a podrzucać, na pewno będzie wyżej.
Kiedy byłam dzieckiem, mój tata często wyjeżdżał, ale kiedy wracał do domu, cały był nasz. Nic nie było tak ważne, jak czas spędzony z dziećmi. Tata gotował obiady, robił pranie, jeszcze w pralce typu Frania, czesał mi długie włosy, zaklejał podrapane kolana, dmuchał na uderzone paluszki i inne takie.
Przestańcie robić show
Wyobrażacie sobie, że ktoś podchodzi do matki i mówi, wow, jesteś taka dzielna, przyszłaś z dzieckiem do sklepu, albo jej, i ty tak sama z dwójką dzieci na placu zabaw? Ale z ciebie gościówa! I obiad im ugotowałaś? No szacun! - Nie widzę tego, do kobiety nikt tak nie mówi, ale do faceta tak. Czemu im tak lubimy umniejszać?
Powiecie, że jest jakiś podział ról takich przypisanych z góry? Więc czemu, jak jadę sama wymienić opony w aucie, albo na przegląd, czy jak dziś, postanowię skopać sobie grządkę na kwiatki, ludzie nie zatrzymują się, żeby mi bić brawo? Pewnie wiedzą, że silna i niezależna kobieta sama zajmuje się takimi pierdołami, ale silny i niezależny facet sam z dziećmi to już nie?
Porzucam ich regularnie
Oczywiście piszę to z przekąsem, ale mój własny mąż do lekarza z dziećmi chodzi, kiedy tylko może, jak mają zaplanowane szczepienie, to wręcz bierze wolne, bo wie, że mnie to obciąża psychicznie. Zabiera ich sam na zakupy, nawet, jak trzeba im kupić buty albo ubrania. Chodzą na spacery beze mnie. Ba, nawet jak wyjeżdżam na kilka dni, to nie gotuję na zapas, bo Michał sam to ogarnie.
Nigdy nie zgubił żadnego dziecka, nie zdarzyło się, żeby któryś z chłopaków się uszkodził, albo zadzwonił do mnie z prośbą o pilny powrót, bo jest głodny. Ba, pod moją nieobecność ogarnął naukę wiązania butów i jazdy na rowerze.
Dajcie tym chłopom szansę, oni naprawdę sobie poradą, nie są jacyś ułomni. Zadając pytanie "ale jak to, ty sam?" Dajecie im poczuć, że coś z nimi nie tak, a przecież tak nie jest!