Okiem Żywiciela i Żywicielki: Sezon otwarty

Okiem Żywiciela i Żywicielki: Sezon otwarty

Drodzy nasi kochani Czytelnicy i Wy boty googla i chińskie narzędzia
szpiegujące. Nadchodzą Święta Bożego Narodzenia (wybierzcie sobie
dowolnego boga, nie będziemy narzucać) więc pora się oddać rodzinnym
przyjemnościom, radościom i lenistwu. Uroczyście ogłaszam sezon
"Zostaw!! To na święta!" za otwarty i w związku z tym życzę Wam:


pixabay

- aby kawa w domu zawsze była

- aby samochód psuł się tylko wtedy gdy nie jest potrzebny

- aby sok nigdy nie wylewał się na dywan

- aby piwo zawsze było w promocji

- aby dzieci wcześnie wstawały w tygodniu, a nie w weekend

- aby te dni u żony zawsze wypadały w delegację

- aby szwagier wyczyniał cuda jak już trzymacie mu piwo

- aby puszczali naprawdę kozackie reklamy podczas Kevina samego w domu

- aby w urlop zawsze świeciło słońce

- aby zwrot podatku przychodził szybciej niż mandaty

- aby dziadek w Tico, co rozpędza się max do 30 jechał zawsze za Wami

i wogóle oby Nam się...

smacznego jajka i mokrego Dyngusa dla wszystkich!!!


A od matki:

Uśmiechu nie tylko od święta
Niech choinka prosto stoi
Barszczyk będzie w punkt kwaśny
Uszka żeby się nie rozkleiły
Prezenty niech okażą się trafione
Szarlotka udana
Karp wysmażony
Deszcz żeby przestał padać
Wy żebyście nie padli na pysk
Odpocznijcie
Niech obżarstwo idzie w cycki
Cieszcie się sobą i bliskimi
Miejcie siłę i dobry humor
Peace, love and All I want for Christmas :*
Wspólne blogowanie przy choince: Już prawie święta

Wspólne blogowanie przy choince: Już prawie święta

Choinka ubrana, porządek nie zrobiony. Umyłam okna, zrobiłam kapustę i pierogi. Prezenty dla dzieci czekają, aż ktoś je spakuje. Siedzę, piję kawę. Pierniczków miało nie być, są koślawe, nie będzie ręcznie robionych ozdób, ani kartek świątecznych hand made. Przeżyjemy bez.


pixabay

Czuję presję, już od dawna, jeszcze w październiku w markecie budowlanym rzucili ozdoby świąteczne, ludzie lali się o białe choinki w dobrej cenie tydzień przed pierwszym listopada. Dookoła wszyscy pisali, jak zrobić kalendarze adwentowe. Przez chwilę nawet miałam wyrzuty sumienia, bo moje dzieci nie dostały takich pięknych choinek na pół ściany z kreatywnymi zadaniami. Ale poszłam pod prysznic i zmyłam z siebie te wyrzuty.

Święta dla kogo?


Nie będę Wam mówić, że trzeba wyłączyć te wszystkie kreatywne matki i panie domu, że macie nie oglądać, jak inni siedzą w wystrojonych domach od mikołajek. Oglądajcie, ja też oglądam. Ale biorę pod uwagę, że nie jestem taka doskonała, jak moje koleżanki po fachu. I wiecie co? Podziwiam je zamiast hejtować. Może coś podpatrzę, skopiuję, zainspiruję się, ale jeśli mi się nie uda, to zdecydowanie nie będę robić sobie wyrzutów. Święta to nie jest konkurs na miss kuchni, ani festiwal uszczęśliwiania innych. Święta są dla wszystkich, również dla mnie. Jeśli o tym zapomnę, to w Wigilię po opłatku zamiast spędzać miło czas z rodziną, będę zerkała, czy nikt nie poplamił obrusu, czy wszystko równo leży i modliła się, żeby już było po wszystkim, żebym mogła iść spać, a przecież nie tak ma być.

Kompleksy precz


Nie stać Cię na prezenty z reklam? I co z tego, ważniejsze, żeby były od serca. Nie masz estetyki Małgorzaty Rozenek (i sztabu stylistów wnętrz) i Twoja choinka wygląda, jakby ubieraj ją niewidomy kosmita w czasie trzęsienia ziemi? Pomyśl - jaka jest oryginalna! Przeczytałaś mój przepis na pierogi i stwierdziłaś, że w Biedronce są pyszne? Świetnie! Też je lubię, w zeszłym roku dokładnie takie serwowałam na naszej Wigilii. Ciasto z cukierni jest pyszne, a w gotowych stroikach nie ma nic złego. Spotykasz się z rodziną i bliskimi, żeby pobyć razem, a nie przeprowadzić zbiorowy test białej rękawiczki. Nie ma NIC ZŁEGO w schowaniu bałaganu do szafy. Każdy czasem tak robi.

Zawsze po swojemu


Jeśli nie chcesz zakładać sukienki na kolację u teściowej, nie zakładaj, nie przejmuj się tym,że spojrzy na Ciebie z dezaprobatą, kiedy zasiądziesz do stołu w zabawnym świątecznym swetrze. Masz prawo być sobą. Jeśli nie lubisz śledzi, podziękuj, kiedy Ci je zaproponują, nie uszczęśliwiaj innych kosztem własnego szczęścia. Irytują Cię pytania o chłopaka, zamążpójście, dziecko, pracę, których nie masz? Powiedz o tym, stanowczo i grzecznie, masz prawo nie odpowiadać na takie pytania, nawet przy świątecznym stole, a może zwłaszcza na forum całej rodziny. Znajdź własny #christmasmood i tak spędź ten czas.

Znajdź czas


Tylko dla siebie, na czytanie książki, oglądanie głupiej komedii, spacer, jogę, czy czego tam potrzebujesz, na cokolwiek masz ochotę, zrób sobie taki prezent na święta. Zapewniam Cię, że jeśli raz przeżyjesz ten czas po swojemu, zyskasz wzorzec,do którego będziesz dążyć w następnych latach. W zeszłym roku odpowiedziałam sobie na kilka pytań i to były moje najlepsze święta w życiu. Takich i Tobie życzę.

I jak co roku...



To niezmienne jest, że chcę z Tobą za rękę iść

To niezmienne jest, że chcę z Tobą za rękę iść

Nie mam pojęcia czemu ludzie dziwią się, jak mówię, że byłam na "Krainie Lodu 2". Do kina wybrałam się z Teodorem, Zygmunt był wcześniej ze szkoły. Często łapię się na tym, że ludzi dziwi, że mając trzech synów znam "dziewczęce" bajki, książki i gry. Nadal uważam, że to absurd dzielić dziecięce treści na płci, ale ok, niech im będzie.




W każdym razie chciałam Wam napisać o tym filmie, bo jeśli jeszcze jakimś cudem go nie widzieliście, to koniecznie musicie sięwybrać do kina. Nie ważne, czy macie syna, córkę, czy może zupełnie nie macie dzieci. Ten film jest świetny!

Tak, powoli już jesień nadchodzi, znów jesteśmy mniej młodzi


Bohaterów chłodnej hitowej animacji spotykamy właśnie jesienią. Anna, Elza i reszta ekipy czują się szczęśliwi, w królestwie w końcu zapanował spokój, wszystko układa się świetnie, nawet Kristoff szykuje się do oświadczyn Annie i normalnie brokat - lodowy - od pierwszych scen, ale nie. Królowa Elza słyszy głosy! Niezłe co?

Czy to początek czegoś, czy kres?


No jasne, że początek! Wielkiej,wcale nie takiej pluszowej przygody. Jak pewnie wiecie, Elza ma pewien dar, tyle, że nie wiadomo czemu tak jest. Te głosy, wspomnienia z przeszłości i małe problemy meteorologiczne w królestwie sióstr powiodą bohaterów to magicznej puszczy, którą przed laty duchy w zemście za zachowanie ludzi spowiły magiczną mgłą. Nie będę Wam psuła zabawy opowiadając dalej fabułę. Pozwólcie, że podzielę się wrażeniami.

Chwytajmy każdą chwilę


Serio, już dawno żadna bajka nie podobała mi się aż tak. W recenzjach czytałam, że fabuła jest naiwna i przewidywalna. Ale pamiętajmy, że to bajka, że nagrywa się ją wokół pewnego schematu. Choć muszę przyznać, że chyba moje wewnętrzna naiwne dziecko i tak zostało zaskoczone. Bo spodziewałam się happy endu na ołtarzu. Tu nic takiego nie ma miejsca. Bohaterowie korzystają z nadarzających się okazji i mierzą się z przeciwnościami. Elza odkrywa, kim jest naprawdę, obydwie bohaterki muszą zmierzyć się z przeszłością swojego rodu. Anna musi podnieść się po wielkiej stracie i stanąć oko w oko z niebezpieczeństwem, wybrać mniejsze zło. To nie są proste decyzje. Ani łatwe momenty. Ale warto.

A ja nie wiem pierwszy raz, którą wybrać z dróg


Miłość, ta do siostry i przyjaciół, która wręcz bije z filmu sprawia, że staje się on piękną opowieścią o tym co ważne, o tym, że nie zawsze, to co dobre dla nas jest najlepszą decyzją, czasem trzeba zdecydować inaczej. Po prostu. Moralność bohaterek wręcz zawstydza, bo każdy z nas chciałby być pewien, że w momencie próby postąpi słusznie. To jak postępują dziewczyny budzi podziw, nie tylko u małych widzów.

Nie wiem czy wołać za Tobą


Wszystkie śródtytuły w tym tekście są zapożyczeniami z polskich piosenek do filmu. Bo ścieżka dźwiękowa jest tu na niezwykłym poziomie, człowiek ma wrażenie, że wszystkie powstały właśnie dla polskiej wersji. Matko, olśniło mnie! Ta bajka to świetny musical! Jeszcze z kina napisałam do Michała wiadomość, że chce płytę ze ścieżką dźwiękową z Krainy Lodu 2 do samochodu. Podsumowując jeśli nie widzieliście, zobaczcie, tylko ostrożnie z makijażem, bo ja płakałam pół filmu, Ted się śmiał ze mnie, ale nie widział tego tatusia, który siedział koło niego i przyszedł z córką do kina i też "miał oczy w mokrym miejscu".

A i koniecznie posłuchajcie tych piosenek, tylko tak z tekstami <3


Pikowany zagłówek DIY to nie jest trudne! A jakie tanie

Pikowany zagłówek DIY to nie jest trudne! A jakie tanie

Sypialnia długo była naszym marzeniem. Najpierw wynajmowane mieszkanie, gdzie mieliśmy pokój do wszystkiego z rozkładaną kanapą, potem własne "M", do którego wprowadziliśmy się już z małym Zygmuntem, więc znów los rzucił nas na rozkładaną kanapę w "salonie". Kiedy wprowadzaliśmy się do domu, wiedzieliśmy, że jest jeden pokój za mało, ale postanowiliśmy zaryzykować i urządzić pokój tylko dla nas (i częściowo dla Kazika, ale o tym innym razem).





Pokój jest dość duży, ale na trzech ścianach ma otwory: okno na środku ściany, drzwi na środku ściany, a na trzeciej ścianie drzwi... prawie na środku. Prawda jest taka, że gdybyśmy ponad dwa lata temu do tego domu mając worek luźnej gotówki pewne rzeczy dziś wyglądałyby inaczej, ale nie mieliśmy, więc poszliśmy inną drogą.

Najważniejsze to się wyspać i schować gacie


Pierwszą rzeczą, która stanęła w naszej sypialni były więc podpisane kartony w ubraniami, nie pamiętam ile ten stan rzeczy trwał, ale godność naszych t-shirtów i wyjściowych dresów uratował kolega, który wymieniał meble w pokoju córki. Tak staliśmy się posiadaczami szafy. Równocześnie z kartonami wjechał do sypialni materac, gruby, wygodny, taki na którym nie podskakuję, kiedy Michał przekręca się na drugi bok. Spaliśmy tak na materacu ułożonym na podłodze, aż zadzwoniła koleżanka z informacją, że wymienia łóżko, a to stare jest duże, ma pakowne szuflady i w zasadzie to by je zostawiła, ale po remoncie raczej nie wejdzie jej do sypialni. Michał pojechał i przywiózł. Komfort życia podskoczył znacznie. Ale umówmy się łóżko poza oczywistymi zaletami nie było najładniejszym w swojej klasie. Ale postanowiliśmy dać mu drugie życie.

Dojrzałość do zmian


Stan rzeczy zwany "tymczasem" trwał dwa lata. W tym czasie ciągle pojawiał się temat zagłówka, dekoracji, wjechały firany, zasłony, ale ciągle nie było tego ważnego elementu - tapicerowanego zagłówka, żeby w łóżku nie tylko padać jak trup, ale też móc wygodnie usiąść poczytać, pogadać. Żeby do tego pokoju przyjemnie się wchodziło. Z gotowymi zagłówkami ciągle coś było nie tak, a to kolor, a to materiał,a to za małe, a guziki nie takie, no i większość jest plaska, a nam się marzył skos, skos można zrobić na zamówienie, ale kosztuje tyle, że spędza sen z powiek, a przecież sypialnia powinna działać dokładnie odwrotnie,dlatego postanowiliśmy zrobić zagłówek idealny sami.

Potrzebne będą


Wymiary - szerokośc to wiadomo, łóżko plus troszkę wystawania, żeby było ładnie, a wysokość? Tu już musicie się zastanowić u nas wyznacznikiem było "ma się kończyć jeszcze nad głową jak siedzimy" i drugi wymiar "galopujące materacem potomstwo ma mieć utrudnione rozbijanie głowy" wyszło więc wysoko, bo prawie metr od ramy łóżka.

Jakaś podstawa - u nas padło na płytę OSB. Jest tania, łatwa w obróbce i wystarczająco stabilna. Michał to obmierzył jakąś bliżej nieznaną mi metodą i ustalił pożądany kąt pochylenia, potem z pomocą przyszedł wujek Pitagoras i powstały cztery trójkąty, które "odpychają: zagłówek od ściany. Połączył te trójkąty z tyłu, żeby w razie nagłego naporu dziecka się nie złożyły i tak powstało to co widzicie poniżej. Jeśli chcecie mieć guziczki, rozplanujcie je już teraz, nawierćcie dziurki na wylot - za chwilę będzie na to za późno.





Gąbka tapicerska - radzę udać się do hurtowni tapicerskiej, bo po pierwsze powiedzą Wam czego tak naprawdę potrzebujecie, a po drugie wysyłka tego jest droższa niż materiał, więc gąbkę lepiej odebrać samemu. Użyliśmy takiej, którą zwykle daje się pod pupę, bo jest stabilniejsza - jeśli macie w domu materace piankowe, to dokładnie o tym materiale rozmawiamy. Użyliśmy 7 cm, ale spokojnie wystarczyłaby 5 cm. Tnie się to, uwaga hit - nożykiem tapicerskim, sprawa jest banalna. Jak już macie wycięte z płyty wymiary zagłówka, kładziecie je do dwóch brzegów gąbki i pozostałe dwa delikatnie docinacie, potem można zdjąć płytę i dokończyć cięcie w powietrzu, żeby nie poharatać podłogi, zwłaszcza, jeśli tak jak my postanowicie rozłożyć warsztat w salonie.



Klej tapicerski - kupiliśmy w tej samej hurtowni co gąbkę, zgodnie z instrukcją popsikaliśmy nim odkurzoną płytę i gąbkę, potem położyliśmy jedno na drugim i docisnęliśmy. Nawet jeśli jesteście mega samodzielni, do tego przydaje się druga osoba, bo klej schnie dość szybko i trzeba sprawnie działać i dobrze dopasować, co przy takim formacie wcale nie jest takie łatwe.


Watolina - u nas w domu o nią nietrudno, bo wypełniam nią kocyki dla niemowląt, które szyję, jak ktoś z naszych przyjaciół postanowi się rozmnożyć. Watolina jest niezbędna, żeby wygubić ostre brzegi, o które materiał mógłby się przecierać. Jak policzyć ile trzeba takiej watoliny? Długość zagłówka, plus grubość gąbki, plus grubość płyty, plus 10 cm i tak samo z szerokością, trzeba zawinąć i założyć z tyłu tak z 5 cm. Stąd moje obliczenia.

Materiał - można znaleźć mnóstwo pięknych obiciowych tkanin w sieci, sami nie raz (do innych projektów) kupowaliśmy "kupony" o wymiarach 270/160cm za 20 zł. Wystarczy poszukać. Tym razem kupiliśmy w tej samej hurtowni, co resztę. Jeśli jesteście z Warszawy to jedźcie TUTAJ, obsługa mega, wybór ogromny i to poczucie, że człowiek nie chce Cię naciągnąć, bo proponuje Ci tańsze rozwiązania, kombinuje, jak możesz zaoszczędzić na gąbce, itd. Materiału potrzebujecie mniej więcej tyle co watoliny, plus 10 cm jeśli chcecie obciągane guziki.

Obciągane guziki - prawda, że uroczo się nazywają? Zrobienie tego jest proste, ale kupienie guzików do samodzielnego obciągnięcia na sztuki okazało się nie lada wyzwaniem. Na szczęście sympatyczny pan tapicer w naszej okolicy zrobił to w jakieś 5 minut inkasując 1,50 zł za sztukę. Także tego - nie obciągałam sama :)

Nić i igła - ale nie takie do zaszywania dziur w majtkach, tylko full profeska - za 1000 metrów nici zapłaciłam 12zł, za igłę, którą chudego człowieka można przebić na wylot - 3 zł. Przydadzą się do montowania guzików, ale tym zajmiemy się za chwilę.

Taker - jeśli macie pneumatyczny pójdzie szybciej, przy ręcznym przyda się trochę pary w łapach, ale nadal jest to do zrobienia. Zapas zszywek też nie zaszkodzi. To co do dzieła?



Jak obijać


Skoro na płycie mamy już przyklejoną gąbkę, to teraz rozkładamy na podłodze na płasko materiał, prawą stroną do dołu na to kładziemy watolinę i zagłówek, gąbką do dołu. Teraz zawijamy jeden brzeg i przybijamy zszywki, rozciągamy tylko na bok, najlepiej zacząć od złapania środka i przesuwać się w bok, prawa, lewa, prawa, lewa i tak dalej. Potem bierzemy się za przeciwną stronę i tu już ciągniemy również do siebie. potem ładnie formujemy rogi, jak prezent i lecimy boki. Jeśli planujecie element niepikowany, gratulacje - skończyliście, został montaż. Ale dla tych co pikują....





Jak pikować


Bierzecie do ręki igłę, nici i cierpliwość, przyda się.  Kroki po kroku: ucinamy kawałek nici, około 40-50 cm. Nawlekamy na igłę. Wbijamy igłę w dziurkę z tyłu zagłówka i wychodzimy po drugiej stronie. Jeden koniec nici zostaje z tyłu, drugi wyciągamy z przodu, nawlekamy guzik i wracamy przez tą samą dziurkę. To nie jest bardzo łatwe, ale da się zrobić. Powiem Wam, że jakoś to celowanie łatwiej szło Michałowi. Kiedy już mamy dwa końce z powrotem z tyłu naciągamy, mocno, z tyłu można przytakerować nici, my nawlekaliśmy tam duże drewniane guziki i wiązaliśmy nicy na kilka supłów.

Jak powiesić


Nasz zagłówek zawisł na "french cleat" czyli francuski klin, piszę Wam po angielsku, bo to po tej nazwie łatwiej znaleźć w google grafika, jak to wygląda. Można też powiesić na hakach, ale Michał mówi, że to słabe mocowanie, a ja mu wierzę, jak macie w sobie coś z burżuja, możecie zrobić zagłówek tak duży, że stanie na podłodze. Dobra. To tyle. Niżej macie mnóstwo zdjęć ze step by step, tylko guzików nie sfotografowaliśmy. Jeśli macie pytania piszcie, chętnie podpowiemy.




Najlepsze


Gotowy zagłówek, w takim wymiarze jak nasz, tylko płaski kosztuje minimum 1500 zł, skośny znalazłam tylko na zamówienie za 2500 zł. Materiał kosztował nas mniej więcej 450 zł, praca zajęła nam dwa popołudnia i to niespieszne.Także jeśli macie jakieś wątpliwości, czy warto się w to bawić, to tak. A no i szukam sensownych stolików nocnych, coś pomiędzy boho a scandi. Sugestie mile widziane.


Tak wyglądała zapowiedź zmian

Szersze spojrzenie

Zagłówek wisi na ścianie

Czas przysunąć łóżko

A teraz jest tak

Okiem Żywiciela: Od patostreamerów do patointeligencji czyli obyś żył w ciekawych czasach.

Okiem Żywiciela: Od patostreamerów do patointeligencji czyli obyś żył w ciekawych czasach.

Jeszcze niedawno sen z powiek odpowiedzialnych rodziców spędzali patostreamerzy,,którzy robili najgorsze obrzydliwości, aby tylko przyciągnąć widzów do oglądania swoich "programów" i żeby przekonać widzów do wpłacania pieniędzy dzięki, którym mogli dalej chlać, uprawiać seks i robić inne dużo głupsze rzeczy "na wizji". Jeśli ominęło Cię to kuriozum to proponuje wpisać w google np. Lord Kruszwil, a zrozumiecie, że Big Brother jest programem wysoce moralnym z mocno rozbudowanym systemem zasad.


pixabay

Jeśli nie wiesz o co chodzi to już tłumaczę, jeśli masz internet i jakiekolwiek urządzenie rejestrujące dźwięk i obraz to już możesz zostać gwiazdą patosceny. Chlanie na umór, bijatyki z kumplami, wykorzystywanie matki alkoholiczki, podpuszczanie małoletniego do chamskich podrywów czy wyrażanie aprobaty po zamachu na Pawłą Adamowicza, to tylko kilka sposobów, aby zaistnieć na tej scenie, o mowie nienawiści i braku jakiejkolwiek kultury nie wspomnę. Streamy to oczywiście chociażby z racji medium, w którym są rozprowadzane produkt dla dzieci i młodzieży.

Po tym jak patostreamerzy przebili się do oficjalnych mediów chociażby poprzez galę FameMMA gdzie, ktoś wpadł na pomysł aby zamiast bić się o popularność na swoich kanałach można ich wszystkich zebrać w jednym miejscu i wsadzić do klatki aby telewizja też mogła zarobić na tym, że Oni się biją (walka Rafonix vs Daniel Magical i paskudne złamanie nogi to już klasyk) zrobiła się wielka afera, bo media błyskawicznie zrobiły nagonkę (skądinąd słuszną) na rosnącą konkurencję i YouTube pozamykał wiele kanałów.

O ile patostreamy były sposobem biednych na zarobienie pieniędzy, to profile typu Rich kids of (tu wstaw miasto np. Londyn) na instagramie to raczej miejsca gdzie można się pochwalić fortuną przeważnie rodziców, tutaj z kolei widzimy granie w karty iphone'ami spuszczanie w kiblu drogich alkoholi i inne równie "zabawne" zagrywki podane w sosie z luksusu i przepychu. W tym wszystkim pojawia się Mata ze swoim utworem patointeligencja i nie tylko to taki Rich kids tyle,że na duużo mniejszą skalę. Raper dla bogatej rozpuszczonej młodzieży, która pluje na swoje dobre szkoły, na swoje luksusowe zamknięte osiedla i swoich rodziców, którzy za to wszystko zapłacili.

Z tego co można znaleźć w mediach Mata to syn wykładowcy UW profesora Marcina Matczaka i absolwent "elitarnego" liceum im. Batorego, Tata sam podobno zawiózł go do studia nagrań, aby mógł śpiewać o tym jak pie*doli Mamę i Tatę i diluje dla sportu. Cóż Pan Mata pewnie wyjdzie na swoje i dzięki setkom tysięcy odsłon na YT i wywiadach zgarnie całkiem przyjemną sumkę na swoim chamstwie. W moim odczuciu od patostreamerów różni go tylko poziom techniczny nagrywanego materiału, mam tylko nadzieję, że zostało wystarczająco dużo rodziców chcących wychowywać swoje dzieci zamiast, zapychać im usta banknotami, że faktycznie jakaś nie patointeligencja po nas zostanie.


Wegańskie wigilijne pierogi z kapustą i grzybami

Wegańskie wigilijne pierogi z kapustą i grzybami

Wpadam na szybko, bo dzisiejszy dzień jest troszkę zabiegany, ale chciałam Wam szybko podrzucić mój przepis na pierogi wigilijne. Wersja pierwsza, najbardziej tradycyjna i w pełni wegańska. ale uwaga, polska kuchnia tradycyjna nie bardzo myśli o bezglutenowej diecie, tym zajmiemy się przy najbliższej okazji. 




Zanim się zabierzecie za pracę, pozwólcie, że powiem Wam parę rzeczy. Po pierwsze najpierw robimy farsz, do pierogów, wieczorem, żeby kleić rano, rano, żeby kleić wieczorem, ewentualnie farsz może spędzić kilka godzin więcej w lodówce. Podaję małą ilość składników, taką na 40 pierogów, dosłownie tyle mi wyszło, dlatego, że będę robić jeszcze inne. Pierogi na luzaku możecie zrobić już teraz i zamrozić, smażone będą jeszcze lepsze ;)

Farsz:


30 dag kiszonej kapusty
1 mała marchewka
1 mała cebula
30 dag mrożonych borowików, może też być pół szklanki suszonych
sól
pieprz

Jeśli używasz suszonych grzybów, zalej je gorącą wodą i odstaw na kilka godzin, potem odsącz i drobno posiekaj (nie mielimy, kroimy, będzie smaczniej). Mrożone grzyby odmrażamy i też drobno siekamy. Resztę w obydwu wersjach robimy tak samo.

Cebulę obieramy i drobno siekamy, podsmażamy na łyżce oleju roślinnego - wszak Wigilia, a my robimy wegańskie pierogi. Kiedy cebula się zeszkli dodajemy posiekane grzyby i chwilę razem podsmażamy przyprawiając obficie pieprzem i delikatnie solą. Dodajemy startą na drobnej tarce marchewkę, osobiście nawet jedną wrzucam do malaksera, ale kto co lubi.

Kapustę siekamy bardzo drobno, jakbyśmy mieli jutro stracić zęby. Dorzucamy do grzybów i porządnie mieszamy, podsmażamy, podlewając co jakiś czas łyżką wody, żeby się nie przypaliło kapusta powinna zmięknąć i zupełnie odparować płyn. Zostawiamy to w spokoju, musi całkiem wystygnąć i się przegryźć.

Pierogi dzień drugi. ;)


Ciasto:

2 szklanki mąki (ale miejcie zapas)
2 łyżeczki soli
łyżka oleju
około szklanki dobrze ciepłej wody

Mąkę wsypujemy do miski, dosypujemy sól i dodajemy olej, powoli dolewamy wodę mieszając całość łyżką, na koniec odrzucamy łyżkę i nurkujemy ręką. Zagniatamy i i w miarę potrzeby dosypujemy mąki, ciasto powinno być gładkie i sprężyste, no i nie kleić się do ręki. Nakrywamy ciasto ściereczką i zajmujemy się dopiciem kawy, za 15 minut zaczniemy lepić.


W dużym garnku nastawiamy wodę. Na stolnicę, albo czysty stół (nie bądźmy ortodoksyjni) wysypujemy cienką warstwę mąki i wykładamy pierwszą partię ciasta (mi wyszły trzy kulki) i wałkujemy, cienko. Przy pomocy czegoś okrągłego, u mnie szklanka do whiskey, wykrawamy kółka, na środku układamy łyżeczkę farszu i zaklejamy. Można na ładnie, jak ktoś umie. Na YouTube znajdziecie mnóstwo instrukcji, jak zrobić piękne brzegi.Osobiście skupiam się, żeby farsz został w środku. To nie konkurs miss.

Zalepione (jak kto umie bez kompleksów) pierogi układam na desce, albo talerzu oprószonym mąką. Kiedy woda zawrze,solę ją i wrzucam pojedynczo pierogi. gotuję około trzech minut,ogławiam, przelewam każdy zimną wodą i kładę do durszlaka. Po przestudzeniu, każdą sztukę smaruję olejem i zostawiam do całkowitego wystygnięcia. Po czym mrożę. Wyjęte z zamrażarki pierogi można bez problemu oddzielić i usmażyć (nie trzeba już dodatkowej porcji oleju) albo upiec płasko ułożone na blaszce.




Jakie książki warto kupić pod choinkę dzieciom w różnym wieku

Jakie książki warto kupić pod choinkę dzieciom w różnym wieku

Przyznaję się. Cały zeszły tydzień prawie nie włączałam komputera, potrzebowałam czasu na inne aktywności i wzięłam sobie trochę niezapowiedzianego urlopu. Ale już wracam. Z racji na tę dłuższą nieobecność zwolniłam dziś Michała z obowiązku pisania. Postanowiłam wrócić własnym tekstem. 




Jeśli znacie jakiegoś dziewięciolatka, wiecie, jak specyficzne poczucie humoru ma człowiek w tym wieku. Kiedy zobaczyłam książkę "Dziennik Rowleya. Zapiski chłopca o złotym sercu" wiedziałam, że Zetowi się spodoba.

Chłopak taki jak Ty


Rowley nie miał bardzo oryginalnego pomysłu, prowadzenie dziennika zgapił od swojego kolegi - Grega, którego dzienniki zyskały już niemałą sławę. Ale Rowley gorszy nie jest, też napisze swój dziennik i to całkiem sam, zresztą nawet ilustracje zrobił sam. Nie jest to najbardziej poważny chłopak na świecie. Ma mnóstwo szalonych pomysłów, czasem kłóci się z Gregiem, ale i tak, wie, że ten jest jego najlepszym przyjacielem. Razem mają najlepsze pomysły i najlepiej się bawią. Choć wcale nie przeszkadza im to dokuczać sobie nawzajem. Ot, normalne chłopaki.

Śmiech, jak z tuby


To mniej więcej dobiegało nas z pokoju Zeta, kiedy czytał tę książkę. "Totysie" i "rany Julki" weszły na stałe do jego słownika. Książka ma przyjemną formę tekstu dość gęsto przeplatanego zabawnymi i prostymi obrazkami, które faktycznie mógł narysować chłopiec w wieku mojego syna. Z wielką przyjemnością patrzyłam, jak Zet po skończonych lekcjach brał "Dziennik..." do ręki i znikał w swoim pokoju. Jeśli szukacie przyjemnej lektury dla 8-12 letniego chłopca, możecie być pewni, że ta książka będzie strzałem w dziesiątkę.







Święta blisko


"Wieczór gwiazdkowy na placu budowy" musiał się spodobać Kazikowi, który ostatnio uwielbia koparki traktory i inne takie. Książeczka pokazuje kolejne prace wykonywane za pomocą ciężkiego sprzętu na placu budowy. Po zakończonej pracy każda z maszyn dostaje prezent z miłym liścikiem, na koniec dowiadujemy się, jaki budynek powstał na tym placu. Rymowany, krótki tekst mi osobiście nie przypadł do gustu, ale w sumie nie mam logicznego uzasadnienia tego faktu. Zwyczajnie jak dla mnie za mało wpada w ucho. Przywykłam do książeczek dla najmłodszych, których rymowaną fabułę po dwóch czytaniach jestem w stanie wyrecytować, ten się nie zapamiętuje. Ale ilustracje, świąteczny klimat i ogólny wydźwięk publikacji działają na jej korzyść, nie żałuję, że ją zamówiłam, bo mały bardzo ją lubi.


Piękne jest przesłanie, które książeczka niesie. Każdy czeka na to, by go docenić, nawet najprostszy prezent potrafi uszczęśliwić obdarowanego. Fajnie jest obdarowywać bliskich.







Okiem Żywiciela: Jak prawidłowo karmić dziecko?

Okiem Żywiciela: Jak prawidłowo karmić dziecko?

Dzisiaj będę się bawił w Adama Słodowego rodzicielstwa i przedstawię krótką instrukcję wprowadzania zawartości lodówki w krwiobieg naszego ukochanego słoneczka.


Trzeba ograniczać przekąski między posiłkami. Za wszelką cenę.

Na starcie wyjaśnijmy sobie parę rzeczy, po pierwsze jeśli oczekujesz, że po posiłku pomieszczenie w którym karmimy będzie tak czyste, że nadaje się na wizytę teściowej to muszę Was rozczarować. Prawda jest taka, że każde karmienie po którym nie trzeba malować zbyt wielu ścian jest sukcesem.

Niech Miś będzie głodny


Druga sprawa to musimy sobie uświadomić, że jest jedna rzecz, która może Nam ułatwić tą czynność o 500 proc., jest nią głód naszego potomka. Bardzo możliwe, że jeśli próba karmienia wygląda jak zapasy z niedźwiedziem grizzly, to wystarczy poczekać godzinkę i będzie to karmienie koali. Naprawdę warto się zastanowić czy nie było jakichś nadprogramowych przekąsek, albo dużej ilości picia, które zapchały żołądek naszego małego kochanego worka na pieniądze. Pomaga też trochę wysiłku przed jedzeniem na przykład spacer albo po prostu szaleństwo na kanapie żeby pobudzić apetyt.

Opanuj długie kończyny 


Jak już zadbaliśmy o to żeby była chęć do jedzenia to przygotowujemy sobie plac boju. Dla cięższych przypadków polecam elegancki kaftanik z rękawami zawiązywanymi z tyłu, dla lżejszych pelerynę fryzjerską dla nas strój ochrony przeciwgazowej. Jeśli chodzi o miejsce to ja preferuję metodę pustych przestrzeni i zabieram co można z zasięgu rąk (oczywiście nie bierzemy pod uwagę długości rąk naszego dziecka, liczy się to tak: długość ręki średniej wielkości orangutana razy dwa plus 20 centymetrów). Są ludzie, którzy zawalają młodego zabawkami, tak żeby niepostrzeżenie przemycać między różnymi melodyjkami albo błyskami porcje jedzenia. Ale metoda ta ma dwie wady po pierwsze lawirowanie łyżką wśród tylu obiektów przypomina latanie Sokołem Millenium przez pas asteroidów, a po drugie niczego nie uczymy dziecka i dajemy mu do zrozumienia, że może robić, co mu się żywnie podoba, a my odwalimy za niego całą robotę.  To się po prostu na nas zemści.

W zasięgu rąk tylko jedzenie.


Bardzo Lubię Wycierać


Można też stosować BLW (Bobas lubi wybór), czyli metodę dla totalnych hardcorowców i amatorów remontów ekstremalnych oraz dla mojej żony. W skrócie wygląda to tak, że sadzasz dziecko, stawiasz przed nim jedzenie w nietłukących się naczyniach i odsuwasz się na bezpieczną odległość (żartuje, nie ma takiej, no chyba, że sąsiednie województwo). Poza oczywistymi minusami metoda ta ma te plusy, że dziecko rozwija się manualnie i ogarnia te całe sztućce no i można porobić mu kompromitujące zdjęcia, które będziemy wyświetlać na projektorze podczas jego 18-tki.

Rybki czy akwarium? Biorę wszystko


Ja preferuję metodę pośrednią. Przygotowujesz przestrzeń (jeśli oglądaliście Dextera to wiecie o czym mówię, a potem dajesz dziecku łyżkę jako atrybut władzy, żeby czuło, że coś tutaj zależy od niego (łyżka jest dużo bezpieczniejsza od widelca, dla nas oczywiście, ale dziecku może być jednak wygodniej miotać trójzębem i nadziewać na niego swoją ofiarę, czyli np.marchewkę). Teraz najważniejsze to przełamać barierę, biorę ciut jedzenia na łyżkę i jeśli dziecko nie otwiera ochoczo buzi to brudzę mu usta jedzeniem. Tak trochę, usta, nie czoło, ma dosięgnąć do próbki językiem, żeby miało szansę sprawdzić, czy bardzo ohydne i trujące jest to, co próbujesz mu podać. Nie trzeba nic wpychać, po prostu dziecko samo się obliże i tym sposobem spróbuje jedzenia. Ta odrobina jeśli dziecko jest głodne uruchamia takie ssanie w żołądku naszej ofiary naszego maleństwa, że reszta jest już formalnością. Pozwalasz dziecku samodzielnie wkładać jedzenie jego łyżką, jednocześnie podając trochę swoją. Wkładasz pełne i wyjmujesz puste, aż nastąpi protest, wtedy zaglądamy do buzi i jeśli w przełyku widać jedzenie to znaczy, że napełniliśmy dziecko w stopniu wystarczającym i można przestać.

Konsekwencja Bracia (i Siostry)


Nie twierdzę, że metoda działa w 100 proc. ale jeśli będziemy konsekwentni i powstrzymamy się przed podkarmianiem przed posiłkiem i pokażemy naszej słodszej wersji kota ze Shreka, że łzy i krzyki na nas nie działają, że nie negocjujemy z terrorystami i jedyne na co może liczyć to zaległy obiad, którym pogardził to mamy szansę wypracować coś w rodzaju porozumienia. Ty jesz obiad, a tatuś nie popada w obłęd.

Po jakimś czasie malowanie wypada już tylko raz w tygodniu.

5 powodów dla których warto wyjść za mąż

5 powodów dla których warto wyjść za mąż

Niech będzie, że to już ostatnia prosta. Nim otworzymy pierwsze okienka w kalendarzach adwentowych, zaczniemy trzaskać rodzinę po rękach za wyjadanie świątecznych smakołyków i szukać jedynej słusznej choinki, usiądźmy na chwilę, wyjmijmy kij z... no wiadomo i cieszmy się "normalnym" piątkiem. 


pixabay

A jak ma być normalnie, to przypomnijmy sobie, coś co powinno być oczywiste. Po co ludzie wiążą się w pary. Długo musiałam myśleć, żeby wymyślić aż tyle powodów, ale z potem na czole, udało się ;)

1. Powody mechaniczne


Czasy są, jakie są, większość z nas jednak jeździ autem, ja to sobie nawet zatankuje i umyję, chociaż znam takie domy, gdzie kobieta nie ma pojęcia, gdzie w okolicy jest porządna myjnia. Ale powiem Wam tajemnicę. Nie mam pojęcia, jakie ciśnienie powinna mieć w oponach moja Grażyna. Ba, nie wiem nawet, gdzie się podłącza ten wężyk kręcony. Szczerze mówiąc mój mózg regularnie wypiera również informację, gdzie jest ta dźwignia, co sprawia, że maska się otwiera. Mąż, chłopak, konkubent (boskie słowo - rodem ze światka przestępczego) pewnie ogarnia to bez udziału zwojów mózgowych. Mój osobisty mąż ma jakiś czujnik, który co ileś tam wizyt na stacji każe mu dopompować koła. Ta sama funkcja pozwala mu bezwysiłkowo uzupełniać również różne płyny, które wlewa się pod maską i robi to do właściwych zbiorników. Nie wiem jak, nie pytajcie mnie.

2. Powody komunikacyjne


Skoro już jesteśmy przy aucie... Parkowanie, w boki jakoś ogarniamy ile samochód zajmuje miejsca. I jego i mój zwykle się mieszczą. Ale już tak na przykład "ile mam jeszcze miejsca z tyłu" no nie da się tego oszacować z wnętrza pojazdu bez czujników ruchu.Widzicie mnie z trójką dzieci, jak wjeżdżam na parking, wysiadam, ile jeszcze, no troszkę, wsiadam, podjeżdżam, wysiadam, za mała troszka, jeszcze ciut... No ja tego nie czuję. mąż to stanie powie "jeszcze, jeszcze, stop!" i wiesz! Pięć razy szybciej. Żeby nie było, że ja jestem bezużyteczna, do przodu oceniam czy samochód przejdzie bez problemu. Bez wysiadania. "Stary" wspiera mnie też komunikacyjnie, jak dwa razy do roku jadę pociągiem. Mi ta strona pkp nie działa, jemu zawsze...

3. Zachowanie potomstwa


Wiecie co się dzieje z dziećmi, których nikt nie odbierze ze szkolnego autobusu, jeżdżą tam i z powrotem, tam i z powrotem... Skąd człowiek ma wiedzieć, o której wyjść na przystanek, jak w 9 na 10 przypadków, kiedy dziecko wraca ze szkoły człowiek jest w pracy? No nie wie, ale jak ta żona czasem opuści lokal, to i tak można zadzwonić i matka dzieciom powie, o której wyjść. W ramach rewanżu ojciec zabierze dzieci na basen i uwaga - wrócą w komplecie! Nie wiem, jak on to robi.

4. Luz wyższych lotów


Teraz już widzę, jak się część z Was gotuje. Ale no nie mogę tego nie zapisać po stronie plusów. Czy Wy wiecie, jaki to komfort nie golić nóg co wieczór? Ja nie mówię, żeby pleść warkoczyki, boże broń, ale te milimetrowe kłaczki na łydkach były niedopuszczalne na pierwszej, dziesiątej i trzydziestej randce. Po 12 latach razem i trzech wspólnych porodach wiem, że niezależnie od futra na ligawkach jestem dla niego piękna i rąk sobie nie pokaleczy, jak akurat tego dnia depilator będzie miał wolne. Czy to nie komfort? Albo to, że jak nadchodzi jesień i jest mi wiecznie zimno i zakładam swój pancerz ochronny, zamiast satynowej piżamki, a on patrzy na mnie z czułością, zamiast politowania.

5. Czeka


Jest czwartek 23:10 siedzę, oglądam "damy i wieśniaczki", właściwie to nie oglądam, leci w tle. Jego jeszcze nie ma, musiał coś załatwić, czekam, nie położę się, póki nie wróci. On też czeka, jak mnie nie ma wieczorem. Fajnie wiedzieć, że ktoś na Ciebie czeka. Jak ktoś ma z Tobą hipotekę i dzieci, ma dodatkową motywację.

Zanim zaczniesz tego chłopa ganiać ze ścierę, bo klosza na czas nie ściągnął do mycia, albo kotleta podebrał, pomyśl o tym, kto sprawdzi Ci ciśnienie w oponach, jak go skutecznie wygonisz? Ukochoj Go, niech sobie odświeży, że jest ważny dla Ciebie <3
Szakszuka, shakshuka czy czakczuka? Pomysł na śniadanie z resztek

Szakszuka, shakshuka czy czakczuka? Pomysł na śniadanie z resztek

Wiecie, że nie lubię, jak się coś marnuje, a już najgorzej z jedzeniem. Dlatego w weekend rzadko jemy "ładne" dania, za to prawie zawsze dokańczamy to, co w lodówce zostało. Shakshuka brzmi egzotycznie,pochodzi z Izraela. W oryginale jest eleganckie i słoneczne,choć z założenia resztkowe. Ale u mnie recykling bardziej w realiach PL.



 

Jakiś czas temu, kiedy zaczęłam częściej pokazywać nasze talerze,pojawiły się pytania, co jemy, kiedy nie jest tak ładnie, więc doczekamy się tu i przykładowych jadłospisów tygodniowych, ale to jeszcze nie dziś. Dziś będzie przepis na "czakczuke po polsku" :P

Składniki - jak leciało, co zostało w lodówce:


kilka plasterków chorizo (albo innej kiełbasy)
1/3 czerwonej papryki
5 cebul
2 ząbki czosnku
papryka wędzona w proszku
sól
pieprz
4 jajka
kilka grzanek
6 oliwek
5 pomidorków koktajlowych


Chorizo pokroiłam w plasterki i wysmażyłam na suchej patelni. Cebulę pokroiłam w cienkie półplasterki, zeszkliłam na tłuszczu z kiełbasy, dolałam odrobinę wody, dodałam sól, pieprz i paprykę w proszku, kiedy cebula zmiękłą dodałam pokrojoną w paseczki paprykę. Poddusiłam warzywa razem około 10 minut. Na koniec dodałam pokrojone oliwki i pomidorki, wymieszałam. Zrobiłam zagłębienia do których wbiłam jajka. delikatnie oprószyłam je solą i patelnię (uwaga na wybór naczynia - musi mieć metalową rączkę i nadawać się do zapiekania) wstawiłam na 8 minut do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.  Podałam ze świeżą bazylią.
Nie mów mi, jak mam żyć!

Nie mów mi, jak mam żyć!

Przeglądam internety i co? Dowiaduję się, jak mam się odżywiać, jak sprzątać, jak rozmawiać, jak podrywać i jak nie dać się zdradzić. Internet, a przynajmniej jego kobieca strona to mrok, kamienie i dwa metry mułu. Nie daj się wciągnąć.


Pixabay


Sama nie raz mówię o depresji, obowiązku badania się, o trudach, normalnych, codziennych. Ale jak wchodzę na portal dla kobiet i widzę same szare zdjęcia i dołujące tytuły, budzi się we mnie instynkt obronny. Przejrzę to, zaśmieję się i pójdę na kolejny, ale wiecie ile nastolatek to czyta? Ile kobiet o niskim poczuciu własnej wartości? Osób, których to nie rozbawi, które poczują się gorsze, poczują, że coś z ich życie, związkiem,relacjami jest nie tak.

Nie jedz, nie pij, nie żyj


Odstaw mleko, gluten, cukier, mięso, sól, tłuszcz, smak. Żyj tylko na wodzie zielonych warzywach i energii z kosmosu. Co z tego,że Ci smakuje i nie szkodzi, odstaw. Taka moda, nikt już tego nie je, więc czemu Ty? Zjadłaś kurczaka zamiast tofu - jesteś gorsza.

Nie nie jesteś. Tofu nie bez powodu się tak nazywa to - fu, nie musi Ci smakować, mięso też nie musi, ale bycie vege jest społecznie akceptowalne, ale bycie zdeklarowanym mięsożercą już nie? Czy ja mówię, że z ludźmi, którzy nie piją mleka krowiego jest coś nie tak? Nie, to czemu świat próbuje mi wmówić, że moja dieta jest zła? Jem mięso, gluten i całą resztę, mam wzorcowe wyniki, kiedyś próbowałam to odstawić i nie były - mój organizm wybrał, więc czemu portal mówi mi, że powinnam to zmienić? Nie słuchaj ich, jedz to, co Ci służy, odstaw to, co szkodzi. Nie bierz udziału w absurdalnych wyzwaniach "30 dni bez..." tylko dlatego, że taka jest moda.

Twój facet to ZŁO


Z babskich portali dowiesz się,że choćbyś nie wiem, jak była szczęśliwa w związku, to tylko złudzenie. Każda kobieta bowiem powinna mieć radar na potencjalne zdrady i kłamstwa partnera, a nawet znać cechy charakterystyczne potencjalnych partnerek i uwaga - wiedzieć, że wiele rzeczy dla tych kochanek łatwych nie jest.

Ale szczerze, co mnie to obchodzi? Naprawdę chcemy szukać usprawiedliwień, żyć w atmosferze kontroli? Każdego wieczoru kładę się spać koło faceta, którego wybrałam, śmieję się z nim i płaczę.Ufam mu, nie chcę przestać. To bez sensu. Czytając taki artykuł możesz zacząć widzieć coś, czego niema,po co Ci to? Jeśli nie ufasz, to po co Ci ta relacja? A z osobą wiecznie kontrolującą ciężko żyć. To zamknięte koło. Daj sobie i partnerowi luz.

A poza tym


Nie daj sobie wmówić jak masz żyć, ani internetom, ani sąsiadce, ani nikomu. to Ty masz czuć się dobrze w swoim życiu, domu, związku,ze swoją dietą i poglądami. Póki nie krzywdzisz innych - chętnie przybiję Ci piątkę.Dlaczego o tym piszę? Bo za mną wielka praca. Wiele miesięcy, dobra - kilka lat, systematycznej roboty wykonanej po to, żeby uśmiechać się rano do lustra. Z tym samym uśmiechem otwierać lodówkę i szafę, nie wstydzić się wziąć dokładki smacznego jedzenia w miejscu publicznym, nie stawać na rzęsach, kiedy mąż spóźnia się pół godziny po pracy. Przed nami święta, nowy rok, taki okres pięknych deklaracji, fajna chwila, żeby coś zacząć robić, coś zmienić. Popracować nad jakością swojego samopoczucia. Co powiecie na wspólne postanowienie poprawy?
Pomysły na prezent dla żony

Pomysły na prezent dla żony

Tak, to już. Nie wpadam w panikę, nie latam po sklepach, ale powoli zaczynam myśleć o tym, jakie drobiazgi podaruję swoim bliskim przy okazji zbliżających się świąt. Pomyślałam więc, że zacznę od tego na czym znam się najlepiej. Od prezentów dla kobiety trzydziestoletniej. Znam taką jedną.




Ostatnie miesiące obrodziły u mnie w kilka fajnych drobiazgów (i nie tylko), które z pełną odpowiedzialnością mogę Wam polecić, jako prezent dla kogoś bliskiego, ale i dla siebie. Uwaga tekst nie będzie zawierał słowa "sztos", na które mam niewielką alergię :D Ceny są różne, produkty z różnych kategorii, a kolejność zupełnie przypadkowa.

Prasowanie, że aż się chce


Jeśli znasz kogoś, kto lubi, albo nie lubi, ale musi prasować to pozbywając się kilku stówek możesz odmienić życie tej osoby. Do tej pory prasowanie mi nie przeszkadzało, to jest jedna z tych czynności, które ni mnie ziębią, ni mnie parzą. Ale moje żelazko, które do naszego związku wniósł mój mąż ma z całą pewnością więcej niż 12 lat, bo kupił je zanim zaczęliśmy się spotykać. Kiedy więc w moje ręce wpadł generator pary okazało się, że prasowanie można pokochać. Takie żelazko, jak moje kupicie TUTAJ

Może kosmetyk?


Kosmetycznych propozycji z ostatnich miesięcy mam dla Was kilka. Po pierwsze świetne serum na noc, które dostałam od koleżanki, już po pierwszej nocy moja skóra sprawiała wrażenie niesamowicie wyspanej. To chyba najlepsze określenie, jakie znajduję. Kolejne aplikacje tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że moja twarz czekała na ten kosmetyk, bo moja twarz chyba nigdy nie była tak gładka, jak po tym kosmetyku. To cudo możecie kupić TUTAJ. Serum wjechało do mnie wraz z kuzynem na dzień, który ma zabezpieczać twarz przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Ten preparat się zupełnie u mnie nie sprawdził. Już zapach okazał się rozczarowaniem, jeśli chodzi o działanie - nie zauważyłam żadnej zmiany, choć znam takich, którzy go chwalą, więc podpowiem Wam, że możecie kupić TUTAJ.

Coś dla gadżeciary


O zakupie szczoteczki sonicznej do mycia twarzy myślałam już dłuższy czas, ale jakoś nie wychodziło, może dlatego, że te popularne są tak drogie, że zwyczajnie było mi szkoda kasy na "testowanie". W moje ręce wpadła taka szczoteczka z Aliexpress. Kosztowała kilkanaście złoty i... już jej nie oddam. Ale jeśli chcecie zrobić komuś taki prezent, to spieszcie się, bo na przesyłki z Ali trochę się czeka.

A może jakaś szmatka?


Osobiście nie znoszę zakupów odzieżowych. To znaczy dla dzieci mogę kupować, ale dla siebie, to już gorzej. Ale wiadomo, że jak większość kobiet lubię mieć ładne ciuchy i dobrze wyglądać. Ponieważ nie wiadomo nigdy jaki rozmiar wybrać dla kobiety najlepiej postawić na coś uniwersalnego. Ostatnio kupiłam sobie fajną sukienkę w sklepie internetowym. Swoją kieckę kupiłam na finał Influencer's Top. Śmiało mogę polecić Wam sklep, dużo ower size, ale nie w typie worka, tylko raczej seksownej księżniczki, a ceny bardzo zachęcające, dlatego jeśli rozważacie zakupy odzieżowe na prezent i nie tylko - zajrzyjcie do Look Fashion bardzo fajny sklep. Dostawa ekspresowa i zapakowane od razu jak na prezent.

I trochę pudru na torcie


Dobra nie na torcie, na twarzy. Znów powiem Wam, że można to obgonić tanio, a dobrze. Kilka tygodni temu dostałam w prezencie kilka kosmetyków marki Revers Cosmetics. Sprawdziłam kilka różnych produktów, ale dwa z nich szczególnie przypadły mi do gustu: baza pod makijaż wyrównująca koloryt  o TAKA i podkład mineralny o TAKI. Te kosmetyki kosztują niewiele,mniej niż 20 zł, ale każdy z nich jakością nie odbiega od swoich znacznie droższych odpowiedników. Baza jest boska nawet jak się nie maluję, bo moje przebarwienia są mniej widoczne. Podkład nie wysusza, dobrze kryje bez efektu maski, a twarz nie błyszczy się nawet po kilku godzinach bez poprawek.To bardzo fajne kosmetyki, które warto mieć.

To co następne? Prezenty dla faceta czy dla dzieci?


Okiem Żywiciela: Czytałeś nowego Minecraft'a? Pomysł na prezent dla 7 - 10 latka

Okiem Żywiciela: Czytałeś nowego Minecraft'a? Pomysł na prezent dla 7 - 10 latka

Książka na podstawie gry komputerowej? To kiedyś było nie do pomyślenia, a dzisiaj jest codziennością, niestety często ponurą i smutną. Całe szczęście nie tym razem. Jeśli nie wiesz co to Minecraft, to omija Cię wielki kawał pop kultury XXI wieku, ta gra to fenomen, zarówno jeśli chodzi o rozgrywkę, jak i jej popularność. Ponad 10 lat minęło od jej pierwszej wersji, ponad 170 milionów sprzedanych egzemplarzy gry - to tylko cyferki, a ta gra naprawdę zmieniła wiele.

Album z mapami

Nie jestem jakimś wielkim fanem grania w Minecraft ale gra, w której możesz zbudować własny dom albo wieżę Eiffla, albo walczyć z potężnym smokiem, to coś obok czego ciężko przejść obojętnie. Podobnie jest z książkami wydanymi przez Egmont.

Wszystkie, które miałem w ręku są świetnie wydane, paleta kolorów użyta w nich świetnie współgra z tą z gry i pozwala poczuć klimat. Zawiera mnóstwo informacji, które są przejrzyście podane. Wiele ilustracji i parametrów je opisujących powoduje, że zarówno taki cyniczny laik jak ja znajdzie tam kilka porad dzięki, którym nie odstaję tak bardzo od syna jak i chłopcy, którzy recytują cechy każdego moba, jak my inwokację wciąż się nią jarają i przeglądają w podróży czy w łóżku przed snem. Książki w formacie A5 pomimo twardej oprawy świetnie sprawdzają się w drodze czy nawet szkolnym plecaku ,a te większe albumowe wydania to już prestiż i luksus pełną gębą. Bardzo mnie też cieszy, że wydawca mając świadomość, że to gra w dużej mierze sieciowa (choć wcale nie koniecznie) i skierowana do młodszego odbiorcy umieścił w każdej książce podstawowe informacje o tym jak zachowywać się bezpiecznie i odpowiedzialnie w internecie.

Zygmunt, z którym konsultowałem swoje opinie na temat tej książki stwierdził, że nie jest niezbędne posiadanie każdej z wydanych części, bo część informacji się dubluje przynajmniej pomiędzy wydaniami dotyczącymi tych samych biomów ale już taka "kolekcja podręczników gracza" to bardzo fajny zestawik, który nie tylko będzie ozdobnikiem półki ale i dołoży naszym pociechom +10 do szacunku w klasie, a to się liczy.

Ja wiem, że to dalej książki o grze bez fabuły i rozumiem, że nie każdy musi się tym interesować, ale jeśli z jakiegoś powodu wkraczamy w świat Minecrafta, to warto mieć przewodnika i książki Egmontu wypełniają to zadanie bardzo dobrze, bez chaosu i pośpiechu filmików z YouTube'a. Może to sposób żeby dzieci częściej sięgały po książki?

P. S.
Na plakacie starszy strażnik wykonuje rzadki atak wycieńczający gracza. Info od Zygmunta. :)

Wszystkie książki kupicie TUTAJ

Idealnie odwzorowane kolory

Szczegółowe przedstawienie biomów to duża zaleta tych książek

Teczka kolekcjonerska zawiera Creepera do samodzielnego złożenia

fot. Egmont 

fot. Egmont, bo Zet zabrał książkę do szkoły i nie udało się zrobić zdjęcia ;)

Kapusta wigilijna na trzy sposoby

Kapusta wigilijna na trzy sposoby

Tak,tak, nie przewidziało Wam się. Jeśli śledzicie mnie na Instagramie, wiecie, że mam ściśle opracowany plan przygotowywania jedzenia na święta, tak, żeby w czasie, który należy się rodzinie nie stać trzy dni longiem przy garach. Gotuję to, co da się się zamrozić już teraz. Teraz wszystko jeszcze tańsze, czasu więcej, a wiele z tych potraw można zamrozić.



Wymyśliłam sobie, że w tym roku przygotuję dwanaście dań wigilijnych... razy trzy. Najbardziej klasycznie, bez glutenu i w wersji wegańskiej. Da się? Pewnie że tak, tylko tylko trzeba to dobrze zaplanować. Dlatego pierwszy post z tej serii publikuję już dziś. Ilości składników podam tak, jak wyszło u mnie, ale jeśli macie większą rodzinę, to sobie nie żałujcie.

Kapusta wigilijna z grochem (wegańska bezglutenowa)


1/2 kg kapusty kiszonej
3/4 szklanki grochu łuskanego połówek
1 duża cebula
łyżeczka kminku
3 ziela angielskie
2 liście laurowe
sól i świeżo mielony czarny pieprz do smaku
olej roślinny

Groch zalać zimną wodą, około centymetra powyżej ziaren i gotować na małej mocy palnika, zebrać pianę powstającą w czasie gotowania, po 10-15 minutach lekko osolić, gotować około godziny, aż zacznie się rozgotowywać, w miarę potrzeby dolewać wodę.

Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę, na dużej patelni rozgrzać dwie łyżki oleju, podsmażyć cebulę z dodatkiem ziela, listków i kminku.

Kapustę lekko przepłukać na sicie pod bieżącą wodą, posiekać i dodać na patelnię z cebulą, podsmażyć około 10 minut i dodać odrobinę wody, smażyć około pół godziny, aż zmięknie często mieszając i podlewając wodą. Pod koniec smażenia doprawić solą i pieprzem.

Kapustę przełożyć do ugotowanego grochu i gotować razem na małym ogniu często mieszając. Minimum to 10 minut, ale im dłużej, tym smaczniejsze będzie danie. Na koniec doprawić do smaku.

Kapustę spokojnie można ugotować już teraz i zamrozić w odpowiednim pojemniku na święta.


Kapusta wigilijna z fasolą i suszonymi grzybami (wegańskie, bezglutenowe)


1 szklanka fasoli (u mnie piękny jaś)
1 kg kapusty kiszonej
2 cebule
3/4 szklanki suszonych borowików
sól
pieprz
olej roślinny

Zaczynamy już w wieczór przed planowanym gotowaniem. Fasolę namaczamy w zimnej wodzie, a pokruszone grzyby zalewamy wrzątkiem. Jedno i drugie,powinno dostać 4 razy tyle wody co zajmuje samo. Rano wstawiamy fasolę, razem z wodą,w której się moczyła. Dopiero kiedy zmięknie - solimy i gotujemy jeszcze kilka minut. Gotując fasolę pamiętaj, że jeśli musisz dolać wodę, dolewaj tylko wrzątek, żeby nie zatrzymywać gotowania. Mój jaś gotował się ponad 2 godziny na malutkim ogniu.

Cebulę drobno posiekać i usmażyć na złoto, dodać opłukaną i posiekaną kapustę. Podsmażać razem w dużym garnku,podlewając odrobiną wody do miękkości, dodać sporo pieprzu. Wlać grzyby razem z wodą, w której się moczyły i ugotowaną fasolę. Razem gotowałam jeszcze godzinę podlewając wodą. Doprawić do smaku solą i pieprzem.


Kapusta wigilijna z żurawiną i borowikami (wegetariańskie) 


1/2 kg kapusty kiszonej
1/2 szklanki suszonej żurawiny
1 szklanka mrożonych borowików
5 suszonych śliwek
1 mała cebula
1/2 łyżeczki kminku
1/2 szklanki wina białego wytrawnego
sól i pieprz do smaku
olej słonecznikowy lub lniany
2 listki laurowe
3 ziarenka ziela angielskiego
3 goździki
3 ziarenka jałowca
1 łyżka mąki pszennej
2 ząbki czosnku
2 łyżki masła

To jest taki "ekskluziw" składników sporo, do tego masło i mąka, ale powiem Wam, że warto spróbować, zaskoczona byłam, jak genialnie to smakuje.

Na dużej patelni rozgrzać łyżkę oleju i łyżkę masła (może być klarowane). Podsmażyć na złoto posiekaną cebulę, dodać opłukaną i posiekaną kapustę, kminek, ziele i listki. Smażyć razem 10 minut.

Na drugiej patelni podsmażyć  posiekany drobno czosnek, dodać mrożone grzyby, dusić razem 15 minut, doprawić solą i tłuczonym pieprzem. w pół szklanki wody dobrze wymieszać mąkę (jak się upieracie może być kleik ryżowy, będzie bezglutenowo) i dodać do grzybów, kiedy zacznie gęstnieć, przełożyć grzyby i kapustę do jednego garnka, zalać winem i szklanką wody. Gotować razem około 30 minut często mieszając, po tym czasie dodać jałowiec, goździki, żurawinę i posiekane śliwki. gotować razem jeszcze 10 minut.

I na finiszu - wyznanie ;)


Jeśli dobrnęliście aż tutaj, zdradzę Wam tajemnicę - nie lubię kiszonej kapusty, a każda z tych zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, tą z grochem i tą z żurawiną musiałam sama przed sobą schować. Ta z fasolą jest dla mnie jak najbardziej akceptowalna, choć fasoli nie lubię. Ale moja mama zawsze właśnie taką gotuje, a ja bardzo chciałam ją z tego obowiązku odciążyć. Kiedy to czytacie, ja siedzę w samochodzie,właśnie jadę do rodziców, sama. Jeśli nie liczyć kapusty w pojemnikach, która na Wigilię poczeka w zamrażarce rodziców, moja jest za mała. A przecież jutro będę robić pierogi!


Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger