Jezus z młotkiem i sepleniące aniołki, czyli najlepsze Jasełka na jakich byłam

Jezus z młotkiem i sepleniące aniołki, czyli najlepsze Jasełka na jakich byłam

W przedszkolnych Jasełkach jest pewna magia. Nawet gdyby aktorzy po prosto położyli się przebrani za aniołki na podłodze i zaczęli dłubać w nosach i tak istnieje pewna wąska grupa odbiorców, którzy będą zachwyceni i będą klaskać, jakby właśnie wysłuchali prywatnego koncertu Adele. 



Mali aktorzy przetaczający się po estradzie w białych sukienkach i z lekko przekoszonymi aureolami śpiewający prawdopodobnie najbardziej zaskakującą aranżację kolędy o pasterzach, jaką słyszał świat, po prostu musieli powalić tłum na kolana. Warto dodać, że publiczność na oglądanie tego występu czekała ponad dwa lata, bo wcześniej wirus zatrzymywał rodziców na przedszkolnym progu.

Jezus z młotkiem

Gwiazdą przedstawienia był nie kto inny jak prawie pięcioletni Jezus w długiej do kolan białej koszuli starszego brata. Rola, choć najważniejsza w całym przedstawieniu młodemu adeptowi aktorstwa wydała się jednak nieco zbyt cicha, więc uznał, że czas, aby Jezus przemówił, wszak wiadomo, że dziecko to wyjątkowe i za niejeden cud odpowiada. 

Jezus nie zważając więc szczególnie na pastuszków, którzy właśnie przynieśli mu dary, postanowił krzyknąć do oczekujących na swoją kolej królów, aby podali mu młotek. Nikt nie wie, dlaczego akurat młotek, ale publiczność nie zdążyła się zastanowić nad tym głębiej, bo nastąpił nagły zwrot akcji. Jeden z pasterzy przyniósł Jezuskowi pętko kiełbaski, które dosłownie wyskoczyło mu z ręki.

Pasterze padli więc na kolana w poszukiwaniu zaginionej kiełbaski i odnieśli sukces. Jezus ziewał przy tym i robił liczne miny, prezentując przy tym niespodziewany wachlarz emocji. Publiczność zapominając wyraźnie o dobrych manierach z teatru, klaskała po każdej, choćby najkrótszej kwestii.

Publika na kolanach

Całe przedstawienie zwieńczyło wyproszenie Jezusa ze żłoba, który przeniesiono na środek sceny. Cudowne Dzieciątko w poskokach wróciło na miejsce, zarzucając blond grzywą i przystąpiono do zbiorowej rzezi rodziców. 

Grupa dwudziestu kilku sepleniących karzełków wyśpiewała spod serca "Pastorałkę prosto z nieba". Prawdopodobnie był to najbardziej bestialski fragment całego przedstawienia, bo blisko 50 dorosłych zalało się łzami. Czasem myślę, że tym łamaniem rodzicielskich serc i wyciskaniem wzruszenia do ostatniej łzy nauczycielki w przedszkolu mszczą się za wszystkie sraczki, jakie z przedszkola zaniosły do domu przez ostatni rok.

Dziękuję za te Jasełka.




Babski wypad edycja letnia. Gdzie wyskoczyć z koleżankami na weekend. Vienna House Easy Cracow - cała prawda

Babski wypad edycja letnia. Gdzie wyskoczyć z koleżankami na weekend. Vienna House Easy Cracow - cała prawda

W tym roku nie zaplanowaliśmy żadnego dłuższego wyjazdu, tak wyszło. Co nie znaczy, że porzuciłam chęć odpoczynku. Prawdę mówiąc, dawno nie byłam tak wyczerpana codziennością, jak ostatnio. Może nawet nigdy. Zadzwoniła Aneta - Jedźmy do Krakowa - powiedziała. No to jedziemy, a właściwie już wróciłyśmy, ale i tak wam opowiem.




Dlaczego Kraków

Z Anetą byłyśmy w Krakowie na początku 2021 roku. Wtedy było świetnie, ale zjedzenie czegoś w przyjemnej lokalizacji graniczyło z cudem, bo był głęboki lockdown i wszystko było zamknięte. Wtedy zrodził się pomysł, żeby wrócić do Krakowa "kiedy już to się skończy". 

Życie wybrało za nas i trochę się to wszystko przeciągnęło w czasie, ale w końcu się udało. 8 lipca roku pańskiego bieżącego wsiadłam do pociągu spóźnionego o 40 min i pojechałam na stację Kraków Główny. Dotarłam nocą. Aneta czekała już w hotelu razem z Anią, bo tym razem pojechałyśmy w większym składzie.  

Wtedy, w 2021 roku zapadł nam szczególnie w pamięć hotel. W Vienna House Andel's Cracow podobało nam się tak bardzo, że tym razem wybrałyśmy inny obiekt tej sieci. Easy jest położony nieco dalej od dworca, ale w letni wieczór z wielką przyjemnością poszłam do niego spacerkiem. Zajęło mi to raptem 15 minut. 

Pokój w Vienna House Easy Cracow

Z racji na kład zdecydowałyśmy się na dwa połączone pokoje. W każdym z nich znalazło się podwójne łóżko, wygodna łazienka z wanną i sporym blatem, a także niezbędnymi artykułami higienicznymi. W pokoju znalazł się także zestaw do parzenia kawy i herbaty i wszystko to, co w czterogwiazdkowym obiekcie być powinno. 






Co ciekawe po raz kolejny w obiekcie z sieci Vienna żelazka nie znalazłyśmy w pokoju, w obiekcie jest prasowalnia, która odpowiada na potrzeby gości. Można zejść i w każdej chwili skorzystać, dla mnie - wystarczające rozwiązanie. Nie muszę mieć żelazka w pokoju.

Pokój typowy - hotelowy. Elegancki, ale bez zadęcia, wzrok zatrzymują detale, lampa przy łóżku, kolorowe poduchy na siedzisku. Całość jest bardzo klasyczna, bez zadęcia. Sprzyja odpoczynkowi od bodźców, których nie brak w lobby.





Podobnie jak inne obiekty sieci, które miałam okazję odwiedzić, wspólna część hotelu zachwyca. Krzesła w holach, kanapy na dole, rośliny doniczkowe, mnogość kolorów i faktur - to wszystko jest w tych obiektach cechą wspólną. Wszystkiego jest dużo, a jednak nie czuć przesytu. Każdy zakątek na tej otwartej przestrzeni jest z jednej strony zamkniętą formą, z drugiej - płynnie prechodzi w kolejną. Co tu dużo mówić, dobrze czuję się w tych wnętrzach.







Zarezerwowałyśmy pobyt ze śniadaniem, ale tu nie ma nad czym się rozwodzić. Śniadanie, jak to w hotelu, jajka, kiełbaski, warzywa, płatki, kawa - w sumie niczego więcej nie potrzeba. W końcu a babski weekend nie jedzie się, żeby siedzieć w hotelu ;)

Lokalizacja zmienia wszystko


Wybierając miejsce na babski weekend, nauczyłyśmy się już, że nie ma sensu wybierać obrzeży miast. Centrum daje zupełnie inne możliwości, można dojść wszędzie pieszo, a po drodze trafić na ciekawe miejsca, których nie miałybyśmy szansy zobaczyć z taksówki. Spacer na krakowski Kazimierz w letni dzień to czysta przyjemność, piękne uliczki, zakątki optymistyczne hasła, które pamiętałyśmy z poprzedniego razu...



W końcu nogi zawiodły nas do Warsztatu smaku, uroczej knajpki, która serwuje naprawdę przyzwoite jedzenie w zaskakująco niskich cenach. Do tego niemożliwe do przejedzenia porcje. A potem butelka dobrze schłodzonych bąbelków tuż obok i kolejny spacer. 






W zasadzie babskie weekendy zawsze wyglądają podobnie, bo nie oszukujmy się, nikt nie jedzie tam oglądać zabytków. Oczywiście mogłabym zachwycać się sztuką, architekturą, podziwiać zabytki i zachłysnąć się wszystkim tym, czego dawno nie widziałam. Prawda jest jednak taka, że potrzebowałam luzu, spokoju, ciszy, rozmów o niczym i odrobiny oderwania i nabrania dystansu. 






To właśnie znalazłam w Krakowie w czasie tego weekendu. Zahaczyłyśmy nawet  tańce, ale to już zostawię waszej wyobraźni. Vienna House Easy Cracow to świetny wybór na babski weekend, ale też na krótki wypad we dwoje czy pobyt służbowy. 
Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger