Siedem grzechów kobiet, które denerwują facetów

Siedem grzechów kobiet, które denerwują facetów

Co denerwuje facetów w kobietach? Jak to denerwuje? Jak można się wściekać w raju? Chciałabym móc tak napisać, ale patrząc na siebie i kobiety z mojego otoczenia kilka rzeczy bym znalazła. Dla pewności, że nie jestem w błędzie rozpytałam też okolicznych facetów, no bo wiadomo, najlepiej u źródła. A że mamy piątunio, to wiecie, luzujemy troszeczkę. Będzie łatwiej wytrzymać za biureczkiem. 


Podobno faceci nie lubią, kiedy płaczemy bez powodu, gadamy godzinami przez telefon z koleżankami, albo wyjadamy im frytki z talerza. Nie ma jednak na to dowodów naukowych, a tych, którzy mówili takie rzeczy głośno nikt później nie widział, więc w zasadzie można uznać, że wycofali zeznania. Więc co złości tych, po których ślad nie zaginął?

pixabay

Grzech 1: Niezdecydowanie


- To jaki film oglądamy? - pyta on.
- No nie wiem, wybierz coś - odpowiada ona. A jemu gotuje się krew w żyłach, bo wiadomo, że co nie wybierze to i tak będzie słabo. Jak wybierze film akcji, to nie jej klimat, jak wybierze komedię romantyczną, to ją szufladkuje. Ach drogie panie! Pokochajcie w końcu Marvela i będzie z głowy. Bo skąd ten biedny facet ma wiedzieć, czy Ty masz ochotę na sushi czy burgera. A jak już zostawiasz mu wybór, to jedz tego sznycla i uśmiechaj się. Bo jak miałaś ochotę na sałatkę, to uwaga news - mogłaś mu powiedzieć!

Grzech 2: Huśtawki emocjonalne


I tu nie chodzi o hormony, nie, nie. Wiecie, co umiemy zrobić? "Kali śmiać się z innych dobrze, śmiać się z Kaliego - źle." Oj, umiemy drogie panie w te klocuszki! No bo przecież możemy się pośmiać, że mężowi brzuszek urósł, że niedziwiadek na pleckach, ale niech on tylko spróbuje powiedzieć, że nóżki zarośnięte, jak u sarenki, albo że oponka mięciutka. Będzie piekło jak ta lala. Od łez śmiechu do focha z przytupem i akrylem na ścianę w 3 sekundy. Dziwicie się, że ich to wkurza?

Grzech 3: Zbyt duża uwaga dla powierzchowności


Pozwólcie, że przytoczę tu rozmowę, jaką odbyłam z osobistym mężem, który pomógł mi przygotować ten tekst.
- Wiesz, nie chodzi o to, że chcesz zamalować pryszcza. Tylko o to, że kobiety często uważają, że ich kosmetyki w łazience są znacznie większym dobrem narodowym, niż narzędzia faceta w garażu - powiedział On.
- No bo są! - odparłam ze śmiechem.
- Narzędziami można zarobić, a przynajmniej zaoszczędzić, a kosmetykami... - tu mu przerwałam.
- No daj spokój, kosmetykami też! - powiedziałam z przekonaniem.
- Chyba jak jest się prostytutką - rzucił bez zastanowienia.
- Nie tylko! - broniłam się - jak jesteś blogerką też!
To oczywiście żartobliwy dialog, ale prawda jest taka, że faceci wściekają się, jak idąc do pracy zakładasz najlepszą kieckę, szpilki, robisz makijaż, bo przecież ta ruda wiedźma z biurka obok nie może wyglądać lepiej niż ty, a po przekroczeniu progu domu zakładasz sprane dresy, rozciągnięty sweter i związujesz włosy. Po pierwsze koledzy z korpo mają wystrojoną laskę, a on potwora kanapowego, co jest w jego oczach niesprawiedliwe, a po drugie, co się strasznego stanie, jak ktoś zobaczy tego cholernego pryszcza, albo buty nie będą idealnie pasować odcieniem do apaszki? No litości!

Grzech 4: Brak zaufania


No tu to już można pisać opasłe tomisko z przykładami. Ale najprościej będzie tak, jak raz powiedział, że kocha i nie odwołał, to kocha. Jak facet twojej przyjaciółki miał kochankę, to nie znaczy, że każdy przedstawiciel tego gatunku na Ziemi będzie miał kochankę. Jak obiecał, że zaopiekuje się dziećmi, to leż na tym cholernym masażu i przestań pisać co dwie minuty SMS'y czy dziecko zjadło zupkę, czy zrobiło kupkę, czy zmienił pieluchę i czy płacze. Zostawiłaś go z dzieckiem, bo jest jego ojcem, więc zaufaj mu. Nie każ mu ciągle odrywać się od Dziedzica, żeby odpisał Ci na wiadomość. Poszedł na służbową imprezę? Super, nie dzwoń do niego co chwila, życz mu udanej zabawy i albo umów się z koleżanką, albo idź spać. Odpuść. Nikt nie chce być stale sprawdzany!

Grzech 5: Seks jako kij i marchewka


"A jakbyś tak pojechał moim autem na myjnię, to wieczorem Ci się odwdzięczę.", "Skoro ja muszę czekać, aż zmienisz uszczelkę w kranie, to ciekawe ile wytrzymasz bez seksu." No ludzie!Serio? Trudno mi uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, ale plotka głosi, że zdarzają się takie przypadki. Co zasyfione auto ma wspólnego z sypialnią? Poza tym umówmy się, że to nie on Ci to auto ubrudził. Oczywiście auto i uszczelka, to tylko przykłady.

Grzech 6: Facet z kryształową kulą


"Już nic", "w porządku" odpowiadają kobiety, kiedy on pyta, co się dzieje. No to jak w porządku to zostawia i wtedy sprowadza na siebie GNIEW! Bo przecież nie kapnął się, że księżna podprogowo chciała mu przekazać, że zapomniał o rocznicy pierwszego buziaczka, a ona tak liczyła na te kwiaty! Chcesz coś? Powiedz temu chłopu, bo skąd on biedny na wiedzieć, przecież Ty masz pamięć, jak słoń, a on o 11:00 nie pamięta, co jadł na śniadanie. No to przecież nie zgadnie, co Ty masz w głowie, powiedz mu otwartym tekstem, będzie Wam obojgu łatwiej.

Grzech 7: Zawsze wie gdzie stoi majonez


- Nie ma już majonezu" - pyta każdego dnia kilka tysięcy facetów na świecie.
- Jest w lodówce, na trzeciej półce - odpowiadają ich kobiety.
- Nie ma - mówi już lekko niepewnym głosem on.
- Ech... - ona wzdycha ciężko i nie patrząc nawet w stronę lodówki pierwszym ruchem wyciąga słoik. To budzi męski podziw i zazdrość, to przekracza ich granice postrzegania świata. To jest mega kobiece a jednocześnie dla faceta, który według natury powinien polować dla stada... No cóż, poudawaj czasem, że musisz poszukać w tej lodówce. Niech łowca nie czuje się gorszy.


Ten tekst nie ma na celu nikogo obrazić, ani urazić. Czasem warto spojrzeć na siebie cudzym okiem i posłuchać siebie cudzym uchem. Tylko przyjmując krytykę i pochylając się nad swoim zachowaniem, można pracować nad sobą i stać się milszym człowiekiem.


Gram w zielone! + przepis na najlepsze gofry

Gram w zielone! + przepis na najlepsze gofry

Dziś moja kreatywność literacka jest raczej z tych pełzających, dlatego zamiast wzbijać się na wyżyny elokwencji opowiem Wam o moim nowym odkryciu. Kilka dni temu na zaproszenie All About Life miałam przyjemność gościć na gali Influencer's Top 2019. O samym wydarzeniu przeczytacie o TUTAJ. Nie byłam w gronie testerów, ale kilka z produktów będę testować teraz w domu. To co moim zdaniem warte uwagi na pewno Wam pokażę. 


pixabay

Dziś chciałabym się z Wami podzielić... konopią. Ale spoko, nie indyjską a siewną. Badania naukowców z Kolegium Nauk Biologicznych i Kolegium Żywności, Rolnictwa i Zasobów Naturalnych Uniwersytetu Minnesoty ponad wszelką wątpliwość udowodniły, że konopia siewna i konopia indyjska to dwie różne rośliny, które mają różny kod genetyczny.Można ją bezpiecznie podawać dzieciom. Tematem interesowałam się już od dawna, bo konopia jest w gronie tak zwanego superfood. A wiadomo, człowiek chciałby zdrowo się odżywiać i dawać dzieciom to, co najlepsze. 

Właściwości zdrowotne konopi


Tak najkrócej - konopie mają idealną proporcję kwasów Omega-6 i Omega-3 (3:1), a to gwarantuje wsparcie dla układu krążenia, obniżają ciśnienie krwi, poziom złego cholesterolu, działają przeciwzapalnie i zmniejszają ryzyko zawału serca. Mają też pozytywny wpływ na nasz największy organ, czyli skórę. Nie tylko poprawiają jej kondycję, ale pomagają też walczyć z łuszczycą i egzemą. W konopi znajdziemy również kwas gamma-linolenowy, który przysłuży się przy wzroście komórek całego organizmu. Ten kwas powinna pokochać każda kobieta, bo łagodzi objawy towarzyszące menstruacji i menopauzie. Warto pamiętać, że żadna znana człowiekowi roślina nie ma nasyconych kwasów tłuszczowych w takiej ilości jak konopia.

Bogactwo dobrości


Co jeszcze znajdziemy w konopi? Świetnie przyswajalne białko roślinne, doskonałe dla wegetarian sportowców, ale nie tylko, mięsożercy też je pokochają. Do tego mnóstwo błonnika, ulubiona witamina naszej młodej skóry czyli E, do tego magnez, fosfor, cynk i żelazo. Czyli jeszcze raz punkt dla Was wegetarianie i weganie, i Ty mój synu Zygmuncie. Trzy łyżki nasion konopi załatwiają aż połowę dziennego zapotrzebowania na magnez. 

Konopia dla autysty


Dzięki zawartym w roślinie nasyconym kwasom tłuszczowym produkty konopne zalecane są osobom z autyzmem, chorobą Alzheimera, ułatwiają ich funkcjonowanie. Dodatkowo konopia pomaga usuwać metale ciężkie z organizmu, wycisza i pomaga walczyć ze stresem. No musieliśmy spróbować! W czasie wspomnianej na początku gali dostałam paczuszkę z kilkoma produktami od Dobrych Konopii. Już dobrałam się do niej i powiem Wam, że zaskoczona jestem, jak moje dzieci konopią nie pluły. Zaproponuję Wam dziś gofry z jej dodatkiem, następnym razem liczę, że przepisów będzie więcej, bo teorię będziemy mieli za sobą.

Gofry z dodatkiem konopnego białka


2 szklanki mąki pszennej
1,5 szklanki mleka
1/2 szklanki oleju
1/3 szklanki cukru
3 łyżki błonnika z konopi
2 jajka
łyżeczka proszku do pieczenia
łyżeczka cukru wanilinowego

Nie ma tu wielkiej filozofii, wrzucamy wszystko do miski i mieszamy, odstawiamy na chwilę, grzejemy gofrownicę, a na koniec jemy z ulubionymi dodatkami. Zastanawiacie się pewnie, czy "nie wali zielskiem". Nie. Nie wali. W zapachu jej nie czuję , w smaku gofry są cudownie orzechowe, i mają tycie chrupiące drobinki, ale nie takie przeszkadzające. Zet je nawet chwalił, a jak wiecie, on nie lubi mieszanych konsystencji, Ted jadł ze smakiem, Kazik jadł ze smakiem, no co Wam powiem. Dobre jest, już się nie mogę doczekać kolejnych eksperymentów!








Świat zmienia się po 30. Magiczny próg

Świat zmienia się po 30. Magiczny próg

Niby kobietom się lat nie liczy, ale okazuje się, że często, choć do metryki przyznajemy się niechętnie, to jednak w większości z nas pewne zmiany zachodzą przy okazji okrągłych urodzin. A może same sobie to wmawiamy? Trudno stwierdzić. Osobiście kończąc trzydzieści lat większych zmian nie odnotowałam, ale pół roku później nastąpiło maleńkie "pyk" i poczułam, że coś się zmieniło.


Free-Photos/pixabay

Ostatnio co prawda częściej bywamy na czterdziestych niż trzydziestych urodzinach, ale muszę napisać ten tekst teraz, kiedy nadal bliżej mi do tej niższej liczby. Pamiętam, jak zachwycałam się swoją sąsiadką w dzieciństwie, miała JUŻ trzydzieści lat a nadal była szczupła i atrakcyjna. Ćwierć wieku temu trzydziestka była kobietą stateczną z krótkimi uczesanymi przez fryzjera włosami i garsonce. A dziś?

Wyglądamy inaczej


Zajrzałam do swojej szafy. Nie ma tam żadnej garsonki. Mam koszulę w żyrafy, sweter w usta, koszulkę z catburgerem, bardzo krótkie spódnice, dziurawe jeansy... Chętnie podbieram Zetowi pomarańczową czapkę i... nie jestem w tym odosobniona. Wiele moich koleżanek nosi takie "niepoważne" ciuchy. Bo możemy, bo dziś trzydziestka wcale nie musi być stateczną panią, zresztą te są w mniejszości. Wiemy, jakie kroje służą naszej sylwetce i dopuszczamy do siebie, że baskinka, choćby nie wiem jakim hitem była, nie na każdym będzie wyglądać dobrze. Umiemy już wyłuskać w sklepach to, co podkreśli nasze atuty i ukryje mankamenty.

Nie spieszymy się


To znaczy ja się w sumie pospieszyłam, bo kiedy brałam ślub miałam 24 lata, mamą zostałam rok później.Byłam ewenementem wśród moich koleżanek. Wiele z nich nadal nie weszło w stały związek i wcale nie dlatego, że brak chętnych. Dziewczyny całkiem świadomie robią karierę, zwiedzają świat, szukają swojej drogi. Nie wykluczają założenia rodziny, ale dziś trzydziestokilkuletnia pierworódka nikogo nie dziwi, granica się przesunęła i mamy wybór, od czego chcemy zacząć.

Lubimy siebie


To "pyk", o którym pisałam powyżej to była taka nagła myśl, że w sumie to dobrze mi ze sobą. Nie wiem czemu naszło mnie to akurat wtedy, kiedy siedziałam w swoim mieszkaniu i robiłam dokładnie nic. Ale tak się właśnie stało. Jako nastolatki walczymy z pryszczami, w wieku dwudziestu kilku lat rozpoczynamy gonitwę na rynku pracy, szukamy swojej drogi i swojego miejsca na ziemi. Chcemy być atrakcyjne dla otoczenia, wyglądać profesjonalnie na rozmowach o pracę, zaczynamy wkręcać się w różne trendy i testować je na sobie, siłownia, pilates, a może zumba, do tego dieta wegańska, czy może dr Dąbrowskiej, albo białkowa? Nie ma czasu podrapać się po tyłku, świat stoi przed nami otworem, mamy tyle opcji, wszystkiego trzeba spróbować. Po trzydziestce ten pierwszy szał mija. Zaczynamy mieć odwagę mówić np. ja nie lubię ćwiczyć, lubię siedzieć na mojej kanapie, trudno, że to kiecka sprzed roku - lubię ją i dobrze w niej wyglądam. Mogłabym tak wymieniać długo. Sądzę, że to wynika z tego, że mamy już ustabilizowaną sytuację społeczną. Przyjaciele, partner akceptują nas i kochają, nie musimy już udawać, ani udowadniać. Zaczyna nam być dobrze w swoim ciele i życiu.

Mamy więcej odwagi


Wraz z pierwszymi zmarszczkami (daj Panie Boże od śmiechu) i siwymi włosami zaczynamy odkrywać, że już naprawdę nie będziemy młodsze. A życie wiadomo, mamy tylko jedno. Czemu więc nie rzucić znienawidzonej pracy i nie zostać instruktorką jogi, albo otworzyć własną firmę? Przecież za rok nie będzie łatwiej. Już nie czekamy na lepszy czas, zaczynamy brać swoje, bo do naszych głów dochodzi, że szczęśliwi i spełnieni ludzie są dokładnie tacy jak my, różnią się tylko tym, że się odważyli.Czas więc wziąć życie w swoje ręce. A jeśli się nie uda? Dlaczego ma się nie udać? Jeśli nie spróbujesz nigdy nie dowiesz się, jakby to było... Ryzykujemy i sięgamy po swoje.

Jesteśmy bardziej świadome


Powoli odkrywamy co nam służy, co nam się podoba, a co niekoniecznie. Umiemy już nie tylko rozsądnie komponować swoją dietę i garderobę, ale wiemy też np. co się sprawdza w łóżku. Robimy się bardziej zmysłowe, wiemy, jakie sytuacje potrafią nas rozgrzać i dążymy do nich. Nie wstydzimy się już tak bardzo swoich reakcji i potrzeb. Nasze życie seksualne jest w rozkwicie.

Znamy swoją wartość


Szefowa zbeształa Cię za banalny błąd, facet po spotkaniu się nie odezwał, a przyjaciółka wygarnęła Ci, że nie masz dla niej czasu? Dziesięć lat temu płakałabyś po nocach, rozpamiętywała cała sytuację i analizowała ją w każdą możliwą stronę ostatecznie dochodząc do wniosku, że jednak cała sytuacja jest spowodowana przez Ciebie. Dziś, może na chwilę się zatrzymasz i przemyślisz sprawę, ale o facecie pomyślisz, że to jego strata, szefowej albo dasz prawo do gorszego dnia, albo uznasz, że to typ, który musi się czepiać i akurat padło na Ciebie, a przyjaciółka? Wiadomo, zaraz dostanie okresu i hormony same się uspokoją. Nie szukamy na siłę winy w sobie, znamy swoją atrakcyjność, kompetencje zawodowe i wiemy, że dla bliskich umiemy zrobić wiele. Dopuszczamy do siebie, że nie wszystko od nas zależy i nie wpływa to na naszą samoocenę.

Dzisiejsze trzydziestki, to dawne dwudziestki, więc uśmiechnij się do siebie i korzystaj z życia. Masz tylko jedno.
Jak odpieluchować dziecko, czy warto kupić pieluchy wielorazowe

Jak odpieluchować dziecko, czy warto kupić pieluchy wielorazowe

Pamiętam, kiedy zaszłam w pierwszą ciążę, koleżanka opowiadała mi o tym, że najgorsze w rodzicielstwie jest odpieluchowywanie dzieci. Jej osobisty mąż na wieść o jej drugiej ciąży zareagował mniej więcej tak: "Super! O nie! Jednak nie super. Znów będziemy mieć zasikane dywany!" U nas nie było tak źle.




Pan Zygmunt, prawdopodobnie przez wzgląd na ukryte wtedy jeszcze przed nami zaburzenia integracji sensorycznej, miesiąc przed drugimi urodzinami sam zaczął zgłaszać potrzeby. Potem nastąpił częściowy regres, ale ostateczne pożegnanie z pieluchą zajęło nam mniej więcej tydzień. Skończyliśmy paczkę i nie kupiliśmy następnej, kupiłam za to ze trzydzieści par majtek i podobną ilość spodenek w lumpeksie. W nocy nie sikał wcale, w dzień szybko ogarnął temat. Z Tedem czuliśmy, że trzeba załatwić to równie drastycznie. Ponieważ z "dwójką" miał problemy od początku, jak tylko zaczął siadać, zaczęliśmy go już przy pierwszych sygnałach sadzać na nocnik. Kiedy skończył półtora roku znów - nie kupiliśmy pieluch. Pierwszej nocy Teodor obudził Michała, żeby zapalił mu światło w łazience. I tyle. Tu w zasadzie problem nie istniał. Z Kazikiem już wiem, że będzie trudniej.

Czy jest gotowy?


To pierwsze pytanie, na które należy sobie odpowiedzieć chcąc zrezygnować z pieluch. Mówi się, że do półtora roku dziecko nie jest świadome swoich potrzeb fizjologicznych i próba nauczenia np. roczniaka, żeby nie robił w majtki, jest z góry skazana na fiasko. Generuje tylko niepotrzebny stres i u dziecka i u opiekunów. Dopiero osiemnastomiesięczne dziecko jest w stanie powiązać "mrowienie" z mokrymi gatkami. Ale jak wiemy dzieci rozwijają się różnie i tak jak z chodzeniem zarówno 10 miesięcy jest ok, jak i półtora roku. Tak i tutaj nie sugerowałabym się aż tak mocno kalendarzem, a bardziej obserwacją zachowania dziecka. Jeśli maluch "oddala się na kupę", czasem dzieci chowają się za zasłonką, czasem kucają w kącie, Kazik... zaczął chować się w pokoju Teodora. To znaczy, że już coś zaczyna świtać.

Pieluszka na noc i na podróż


Nie będę tu nikogo wytykać palcami ale naprawdę, znam sporo dzieci, które w wieku sześciu lat śpią z pieluchą. Uważam, że jest to błąd w sztuce. Dziecko zwyczajnie gubi rachubą, czy może robić teraz, czy musi szukać toalety. Ze starszakami mieliśmy taki system, że pod prześcieradło kładliśmy podkład do przewijania, szczęśliwie zmieniliśmy go raptem kilka razy.zwykle okazywał się zbędny. W podróży, a w tym czasie nie mieliśmy auta i jeździliśmy autobusami, radziliśmy sobie tak, że zawsze miałam w torebce pieluchę, na którą gdyby syna przycisnęło między przystankami mógł się załatwić. Proste i wygodne. A dziecko ciągle jest bez pieluchy i szybciej się uczy.

Zaczynamy z Kazikiem


Kazik nie ma jeszcze półtora roku, część spraw załatwia u Teodora, zgłasza to po fakcie, a i na nocniku za bardzo nie chce siadać, nawet po przebudzeniu. Stąd mój pomysł, że będzie trudniej. Postanowiliśmy mu więc troszkę uświadomić, że sikanie w gacie jest mało komfortowe. Zdecydowaliśmy się więc spróbować pieluszek wielorazowych. Choć ten temat chodził za mną już od dłuższego czasu. No bo wiadomo i mniej śmieci i dla delikatnej skóry mniej chemii. Ale z drugiej strony rozpieszczona przez jednorazówki trochę bałam się sterty prania, przecieków i innych historii. Na próbę zostaliśmy posiadaczami jednej pieluszki i bambusowego wkładu.

Wybór pieluszki


Tych pieluszek jest zatrzęsienie, są tańsze, droższe, chińskie, szwedzkie... My wybraliśmy polską. Pieluszka Mila, bo taka zagościła w naszym domu, kosztuje około 20 zł i rośnie razem z dzieckiem, bo ma mnóstwo zatrzasków, dzięki którym z łatwością dopasujesz ją do swojego dziecka. Wkłady w zależności od tego na jaki materiał się zdecydujemy, to koszt od 7 zł za wkłady z mikrofibry do 20 za te bambusowe. Otulacz i wkłady, które wybraliśmy znajdziecie w sklepie Simed, więc nie będę się rozpisywać tu o danych technicznych poszczególnych rozwiązań. Napiszę raczej o naszych wrażeniach.

Użytkowanie


Kiedy drżącą ręką odpakowywałam naszą przygodę z pieluszkami wielorazowymi urzekło mnie ich doskonałe wykonanie, bo otulacz jest bardzo starannie odszyty, co jako krawcowa amator doceniam. Zatrzaski dobrze trzymają, nie ma szansy, żeby dziecko samo je rozpięło. Tempo zakładania pieluchy jest niewiele wolniejsze niż to przy jednorazówce, chociaż myślę, że lada chwila dojdę do takiej wprawy, że nie będzie różnicy. Za 19 zł można dokupić bibułki jednorazowe, które chronią wkład przed zabrudzeniem.Chociaż nie zawsze udaje mi się wcelować z położeniem bibułki i wkłady dopierają się bez problemu. Zabrudzony otulacz  myję pod kranem i w zasadzie od razu można używać go na nowo, bo materiał jest wodoszczelny i nie nasiąka.

Wkład bambusowy wytrzymuje bez problemu całą noc i skóra dziecka po zdjęciu go nie jest mokra. W ciągu dnia, jeśli akurat wkłady są w praniu wkładam Kazikowi do otulacza pieluchę flanelową i...też daje radę. Po dwóch tygodniach sumiennego używania muszę powiedzieć, że pieluszki Mila pozytywnie mnie zaskoczyły, już zamówiłam majteczki treningowe, które też mają w ofercie i lada dzień siadam do szycia spodenek, bo za chwilę będziemy żegnać pieluchy zupełnie. A i dodam jeszcze, że mimo wysokich temperatur, Kazik nic sobie nie odparzył, nie zdarzyło nam się też, żeby pieluszka przepuściła wilgoć czy zawiodła w inny sposób.

A jakie wy macie myki na odpieluchowanie dziecka?








Okiem Żywiciela: 5 najbardziej przerażających umiejętności dzieci

Okiem Żywiciela: 5 najbardziej przerażających umiejętności dzieci

Największym błędem, o jakim słyszałem przed urodzeniem naszego w sumie każdego dziecka to "wyśpij się na zapas", otóż jest to może rada dobra dla Matki ale na pewno nie dla Ojca. Zaraz po porodzie, czyli w sumie przez jakieś dwa tygodnie dziecko praktycznie się nie rusza, tylko je i śpi - jest idealne.


Matka Żywicielka

Pierwsze kilka miesięcy to dla niego rozprostowywanie kości (w końcu przez kilka miesięcy było ściśnięte w małym worku) i potężny rozwój wewnętrzny na który potrzeba paliwa i odpoczynku. To męczące zaczyna się później.

Marta do dzisiaj mi wypomina, jak nie mogłem się doczekać kiedy Teodor zacznie mówić, a teraz jak człowiek chce coś powiedzieć, to nic, tylko wziąć numerek i iść zaparzyć sobie kawę zanim przyjdzie jego kolej.

Numero uno - coś co zburzy Wasz świat


Dziecko zaczyna chodzić, po pierwsze ciągły stan alarmowy, bo chodzi jak na szczudłach i ciągle jest niebezpieczeństwo, że potknie się o np. cień kwiatka padający na podłogę, po drugie drastycznie zwiększa się jego zasięg wiec okulary, piloty, laptopy, nożyczki, szklanki przestają być bezpieczne stojąc na oparciach foteli, stolikach kawowych itd. zgroza i bieganie.

Nr dwa - co to jest? 


Nie wiem, co to, więc wsadzę to do buzi i spróbuję zjeść. O, czerwona mrówka, kabelek, szkło albo tabletka! Nie jest to dla mnie zagrożenie numer jeden, bo teoretycznie można mieć czysto na podłodze, pod kanapami, za fotelami, pod stołami ale bądźmy uczciwi, ileż to razy goniłem młodego, bo widziałem, że coś przeżuwa potem wyrywałem to z paszczy kombinując, jak to zrobić, żeby nie użarł mnie w palec za mocno, po czym okazało się, że to krakers, a nie toksyczne odpady, tylko skąd u nas krakers skoro skończyły się kilka dni temu i zapomniałem je kupić na ostatnich zakupach?

Nr trzy - umiem wchodzić na...


...krzesła, ławy i fotele - parę "atrakcji" pokrywa się z chodzeniem, bo z krzesła można sięgnąć prawie nieba, a jeszcze jak umiesz je przesuwać to już w ogóle wypas. U nas ostatnio wszedł ten etap w życie więc wchodzenie na stół w kuchni kiedy próbujesz rozwałkować ciasto na pizzę albo podajesz obiad - uuhm no po prostu cudowność. Poza tym spadanie z takiego krzesła, jeszcze na jakiś kant to już jest realne zagrożenie, więc stan przedzawałowy pełną gębą.

Nr cztery - mówienie i czytanie


 -"Tato, a czemu do tego pana napisałeś: dupa?", "Hej, nie wolno się tak odzywać!" - wykrzyczane do bandy rycerzy ortalionu, gdy stoicie sami na przystanku. Poza tym słowotok, jesteś smutny - opowiem Ci o bajce, którą oglądałem w drugim pokoju na cały regulator, czytasz? Tato, a wiesz, że w mojej ulubionej grze... Jesteś w toalecie? Tatooo nalejesz mi soku? Butelka zawsze stoi tuż obok, zawsze...

Numer pięć


To umiejętność ostateczna, która będzie nas prześladować do końca życia, przynajmniej tak powinno być: Samodzielność - zaczyna się od wyrycia gwoździem na drzwiach samochodu: "Kocham Was rodzice" poprzez "chciałem przystrzyc żywopłot i najpierw było krzywo i chciałem poprawić i na końcu wyszedł taki nie za wysoki (20 centymetrów i to wcale nie żywopłot tylko bujne krzewy borówki i porzeczki kupione za miliony monet). Potem jest: "Nie mów mi jak mam żyć!, a na końcu "Do wszystkiego doszedłem sam!".

Jak tu ich nie kochać?
Idźcie już spać. Czyli  dramat w sześciu aktach

Idźcie już spać. Czyli dramat w sześciu aktach

Każdy, kto próbował wysłać do łóżek dzieci, które nie chcą spać, wie, jaka to ciężka robota. U nas jak wiecie - razy trzy. Bo panowie, choć wloką nosy po parkiecie i już od 16 nie mają siły na nic od od wezwania na kolację, do odłączenia zasilania wstępuje w nich nowa energia, zupełnie, jakby po kryjomu podłączali sobie powerbanki. 


Matka Żywicielka

Wracają z placówek zmęczeni, choć wiedzą, że to nie przejdzie, już od drzwi pytają czy mogą włączyć komputer. Gonię ich do obiadu, którego nie chcą jeść, bo przecież jest tyle ciekawszych rzeczy. Po posiłku i obowiązkowe jest zbiorowe czytanie. Czytam zwykle na głos, jak to mówi Ted "dziwnymi głosami", a oni zaśmiewają się do łez. Potem dostają po pół godziny na rozbudowanie światów w Slime, Minecraft czy innym dziwnym świecie. I nadchodzi czas kolacji...

Rozdział pierwszy: Puścimy Was z torbami


- Chłopcy, będziecie jeść kolację? - pytam przewrotnie co wieczór. Oczywistym jest, że przed nami biesiada w średniowiecznym stylu. Stół ugina się pod różnościami, każdy z nich wymyśla po kilka potraw, które KONIECZNIE musi zjeść natychmiast.
- Tak, jestem bardzo głodny - odpowiada jeden z synów i już wszyscy trzej biegną do stołu. Żartujemy czasem, że u nas w domu nie ma kolacji, są zawody w "kto szybciej doprowadzi starych do bankructwa". A taka nasiadówka musi potrwać i tak wieczór się kurczy.Kazik jako pierwszy kończy posiłek i idzie się kąpać, po nim wędrują starszaki.

Rozdział drugi: Narada  w "Yellow san marine"


Oni we dwóch w wannie, to jest masakra, zwykle upierają się, żeby iść do łazienki razem, obmyślają wtedy nowe plany zawładnięcia światem, które oczywiście będą wprowadzać w życie już rano. Ponieważ w tym czasie zwykle usypiam Kazika, to zza zamkniętych drzwi dobiegają mnie tylko szczątki informacji, poza tym, wiadomo - nie mogę Wam powiedzieć co oni tam gadają, bo to wszystko jest strasznie tajne i gdybym Wam powiedziała, to wiecie... Gdyby nie salwy śmiechu, które co jakiś czas dobiegają z łazienki, można by pomyśleć, że poszli już spać, ale nie.

Rozdział trzeci: Żądza pieniądza


- Mamoooo, a są dzisiaj "Milionerzy"?
- Tak Kochanie.
- O-o-o! To ja będę oglądać!
- I ja też!
Nie ma znaczenia, że następnego dnia muszą wstać o 6:00, od emisji odcinka, w którym Dobrze Wychowana wygrała milion, ich żądza pieniądza jest wielka i czekają na kolejne konfetti. Teodor jest bezwzględny, przy prezentacji uczestników zawsze ogłasza, że kibicuje najładniejszej kobiecie i głośno daje wyraz swojemu niezadowoleniu, jeśli Pani zbyt wolno wciska guziczki. Bywa, że wtedy się obraża i na Huberta Urbańskiego i na TVN i na tego, kto siedzi na fotelu naprzeciw prowadzącego, najczęściej jednak na nas. W końcu jesteśmy najbliżej. Złość mija wraz z końcowymi napisami.

Rozdział czwarty: Nagłe potrzeby


Oczywiście mimo wcześniejszych obietnic, że od razu po programie pójdą spać, nagle okazuje się, że trzeba KONIECZNIE się teraz napić. zęby jednak nie zostały umyte, więc trzeba to zrobić teraz, bardzo dokładnie i koniecznie długo. Na jedzenie już się nie łapiemy, po kąpieli nie ma jedzenia i koniec. Gdzieś trzeba postawić granicę ;) No ale czy odmówisz dziecku przytulaska? A panowie tuż przed snem mają silną potrzebę przytulenia się i do mamy i do taty, ba nawet do Kazia, jeśli się uda, że jeszcze nie śpi. Jeśli śpi należy go pogłaskać po głowie.

Rozdział piąty: Machanie i czytanie


- Mamoooo, a przyjdziesz do mnie jeszcze cztery razy?
- I domnie!
- Mamooo, a trząchniesz mi kołderką?
- A mogę Ci trochę powiedzieć o tej nowej książce, którą mi dałaś?
Tak, 22:00 dzieci już dawno powinny spać, a ja biegam między pokojami, trzącham kołdrą, słucham o smokach, daję buziaczki, przytulaski, ściskam pluszaki, poprawiam podusie... No ale jak im odmówić, no jak? A co jeśli jutro albo za tydzień już nie będą chcieli się do mnie przytulać? Jeśli przez noc mi urosną tak, że trząchanie kołdrą z naszego rytuału przeobrazi się w "siarę"? Gonie ich, żeby już odłożyli książki, że czas spać a drugiej strony serce mi rośnie, jak widzę, że Zet ma na łóżku cztery książki a Ted znów śpi przytulony do "Czy to pierdzi?"

Rozdział szósty: Dogrywka!


Skoro już się uporaliśmy ze starszakami, to czas, żeby Kazik zaliczył pierwszą pobudkę na cyca, bo przecież inaczej mama może zniknąć! A skoro już wstał, to może warto powtórzyć to czego uczyliśmy się w ciągu dnia? Tu przerwałam wieczorne pisanie tego postu, bo Kazik przyszedł do mnie... z książeczką "Mniam mniam", przypomniało mu się, że rozpakowywaliśmy zakupy, a w książeczce jest przecież taka ilustracja! Koniecznie więc musieliśmy o tym pogadać. 23:17. Czytam książeczkę z półtorarocznym dzieckiem. Normalka. O 23:30 ostatecznie idziemy do łóżka razem.

Matka Żywicielka

Zdjęcia oczywiście zrobiłam dziś rano. W nocy nie mam takiego ładnego słońca ;)
Chodź do kuchni! Dwa dania z tych samych składników

Chodź do kuchni! Dwa dania z tych samych składników

Od czasu do czasu zdarza mi się napomknąć o tym, że lubię gotować. W naszym domu niewiele jest takich dań, które zjedzą wszyscy.Szczerze mówiąc, szukając teraz w pamięci takich dań, które jedzą wszyscy nie odnajduję. Michał nie je rosołu i ryby, Zet nie je mięsa, Ted nie lubi placków ziemniaczanych, a Kazik ma takie dni, że w ogóle nie je.




Dlatego za wielki sukces poczytuję sobie takie obiady, kiedy uda mi się zrobić większość potrawy w jednym garnku. Jakiś czas temu wpadłam w popłochu w sobotni wieczór do Biedronki, bo uświadomiłam sobie, że w niedzielę sklepy będą zamknięte. Całkiem przypadkiem trafiłam na stand Knorra. Post nie jest sponsorowany.

Fajne mieszanki


Od lat, jeszcze zanim w naszym domu pojawiło się pierwsze dziecko przestaliśmy używać kostek rosołowych, jarzynek i innych Veget. Od pierwszych aplikacji typu "co znaczy E?" unikamy wyskoprzetworzonej żywności, a co za tym idzie porzuciliśmy fixy, miksy i inne ułatwiacze, A jednak mój wzrok zatrzymał się na tym standzie, bo paczuszki miały inną szatę graficzną, niż to co firma oferowała wcześniej. Po przeczytaniu składu nie odnotowawszy żadnych utrwalaczy, konserwantów a nawet soli, pokusiłam się o zakup pełnej oferty. A ponieważ każda torebeczka kosztowała 1,39 zł to stwierdziłam, że taką inwestycję mogę poczynić.


Jedne zakupy


Kilka dni temu pisałam na moim Instagramie o zupie-krem we włoskim stylu. Dziś dam Wam na nią przepis i podpowiem, co jeszcze z tych składników możecie zrobić.

Co kupić?
bakłażan
cukinia
2 czerwone papryki (czy wiecie, że do gotowania trzeba brać te z trzema dupkami, a do kanapek z czterema?)
2 cebule
3 ząbki czosnku
seler naciowy
2 marchewki
brokuł
1 ziemniak
1 por

Danie nr 1: Zupa-krem w stylu włoskim



Łyżkę masła roztapiam w garnku, szklę na nim posiekaną drobno cebulę i por oraz mix przypraw, pod koniec smażenia dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek. Zalewam wodą i dodaję połowę warzyw, całego ziemniaka. Przyprawiam do smaku solą, pieprzem, ziołami prowansalskimi,gałką muszkatołową i Knorrem do Za''atara. Na koniec miksuję i jaram się tym, co mi wyszło. Podaję z groszkami ptysiowymi.



Danie nr 2: Za'atar


Z założenia jest to danie wegetariańskie, ale ja lubię mięso. Warzywa z listy zakupów kroję w kostkę i wrzucam do brytfanki, skrapiam oliwą i wkładam na 40 minut do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Filety z udek kurczaka kroję w kostkę i podsmażam na oleju. Na patelnię z mięsem dodaję upieczone warzywa. Dalej robiłam zgodnie z przepisem na opakowaniu przyprawy. Podałam z kaszą gryczaną. Było naprawdę smaczne.




Koreański grill


Wczoraj wróciłam z zakupów i stwierdziłam,że w sumie ni kupiłam nic na obiad. Na szczęście miałam w domu schab,gruszkę, sos sojowy... Zabrakło kolendry, ale i tak wyszło fajnie. Dojrzałą gruszkę starłam na tarce, dodałam 4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę, sos sojowy, skończył mi się olej sezamowy, więc dodałam czarny sezam, sok z połowy cytryny, dwie łyżki oleju słonecznikowego i posiekany szczypior, wsypałam mieszankę przypraw, wymieszałam i włożyłam plastry schabu. Po dwóch godzinach usmażyłam na mocno rozgrzanej patelni grillowej. Podałam z ziemniakami i surówką z rzepy i papryki. Danie jest ostre ale smaczne.






Jeśli traficie na te mieszanki w sklepie koniecznie zobaczcie ich skład. Warto.



Najgorszy Dzień Matki

Najgorszy Dzień Matki

Kiedy jeszcze mieliśmy kablówkę, pasjami oglądałam serial "Pępek świata".  Główna bohaterka, matka dzieciom Franky (jeśli mnie pamięć nie myli), co roku na dzień matki miała specjalne względy u dzieci. Nie znosiła tego. Jaki jest idealny dzień matki?


pixabay

Jej szczególne traktowanie było "SZCZEGÓLNE" dostawała do łóżka śniadanie, którego nie znosiła, dzieciaki waliły się na nią rozlewały sok, rozsypywały okruszki, zaczynały się kłócić. W efekcie Francky musiała się cieszyć z dziwnych prezentów, które jej rodzina w pośpiechu kupiła na stacji benzynowej i generalnie było do bani. Była tylko jedna ucieczka, Franky jechała do własnej matki... Która w końcu po latach wyznała jej, że nie znosi tych wizyt, bo dzień matki, to najgorsze święto, trzeba robić tak, żeby dzieciom było miło.

Element zaskoczenia


Refleksja o dniu matki naszła mnie wczoraj wieczorem, kiedy to mój syn pierworodny zapytał, czy może sam pójść na spacer. Zdziwiłam się, bo on nie lubi chodzić sam. Ostatecznie wziął Teda i poszli we dwóch. Oczywiście Kazik zapragnął iść za nimi. Dogoniliśmy ich przy polu pełnym chabrów. Zbierali dla mnie bukiet. - Mamo, chciałem, żebyś miała niespodziankę na dzień matki, dlatego już dziś chciałem Ci dać kwiaty, bo w niedzielę, to by nie była niespodzianka - powiedział mi Zet. I miał rację, bo w urodziny, rocznice i inne święta spodziewamy, się, że COŚ miłego nas spotka. A kto spodziewa się prezentu pięć dni przed terminem?


A jeśli nie dasz rady przed terminem


Jeśli chcesz zaskoczyć swoją mamę, to zacznij od rachunku sumienia. Co podarowałeś jej na ostatnie Boże Narodzenie? A na urodziny, a pięć lat temu?  Ile szalików potrzebuje jedna kobieta? Czy Twoja mama jest hydrą i ma trzy szyje? Uwielbiam książki, ale czy kolejny romans, to jest dokładnie to, co Ty chciałabyś dostać? Storczyk? WOW, ale oryginalnie! Mniej więcej wcale. Pojedziesz do mamy? Super! Będzie mogła Cię poczęstować kawą i ciastkiem. Pewnie o niczym innym nie marzy, w końcu zawsze się cieszy, jak przyjeżdżasz! A co miałaby powiedzieć? Mamy tak mają, one nie powiedzą dorosłym dzieciom niczego, co mogłoby sprawić, że te dzieci przestaną się pojawiać. Wymyśl coś innego! Może zadzwonisz do mamy i powiesz o 11:00 po Ciebie przyjadę, bądź gotowa i zabierz ją do kosmetyczki, a może kolacja, albo teatr? Nie mów dokąd idziecie, zasugeruj strój adekwatny do miejsca i zrób prawdziwą niespodziankę. Wybierz to, co mama lubi.

Piękne przedmioty


To nie tylko zdjęcia wnuków. Kolejny kubeczek z wizerunkiem roześmianego wnuka, czy koszulka z napisem najlepsza babcia na świecie, to nie są fajne prezenty na dzień matki! Chcesz podarować przedmiot? Błagam, daruj sobie wazon, paterę do owoców... Kup coś osobistego. Może dyskretna bransoletka, albo... seksowna bielizna? W końcu Twoja mama jest kobietą! Chce poczuć się atrakcyjnie.

Przeżycia


Naprawdę nie trzeba dawać w prezencie kosmetyków przeciwzmarszczkowych. Może lepiej podarować przeżycie? Może mama zawsze chciała się nauczyć rolować sushi, tańczyć flamenco albo taniec hula. Zastanów się co mamę zachwyca i daj jej to. Nie musisz od razu wydawać tysięcy na cały kurs, ale pozwól jej spróbować, może podarowanie jednej lekcji czegoś ją odblokuje i pociągnie to dalej, bo dasz jej impuls. A może poprzestanie na jednej, ale będzie wspominać to jako niezwykłe doświadczenie?

Postaraj się, mamę masz jedną.



Czym zająć trójkę dzieci w różnym wieku?

Czym zająć trójkę dzieci w różnym wieku?

Jako matka tak zwana wielodzietna, choć przyznaję, że nie lubię tej nomenklatury, najczęściej mierzę się z jednym problemem: czym zająć całą trójkę? Bo owszem, jak jedzą to siedzą razem przy stole i każdy zajęty jest swoim talerzem. Ale jak zdarza się np. deszczowy weekend, to nie mogą przecież cały dzień jeść! Dlatego takie zabawki, którymi mogą się bawić razem są na wagę złota. 




Jeśli zastanawiacie się, co się sprawdzi dla dziewięcio-, sześciolatka i półtorarocznego bąka i nie oczekujecie odpowiedzi YouTube, to jest szansa, że coś Wam podpowiem. U nas w domu najfajniejsze są oczywiście te zabawki, którymi już ktoś się bawi i to co akurat dostanie w prezencie najmłodszy. Żartuję sobie trochę, ale faktycznie zwykle jest tak, że zainteresowanie jednego dziecka generuje ten sam stan u pozostałych. Tyle, że nie zawsze jest to rozsądne i bezpieczne dla wszystkich. Ale do rzeczy.

Klasyka w nowej odsłonie


Kiedy moje dzieci próbują zainteresować dziadków swoimi zabawkami, często okazuje się to niemożliwe przez przepaść pokoleniową jaka ich dzieli. Nasi rodzice wcale nie mają 90 lat, są w okolicach 60-ki, ale prawda jest taka, że kiedy chłopcy opowiadają im o slime, Minecraft, czy nawet Lego Jurasic World okazuje się, że ani babcia, ani dziadek nie bardzo wiedzą co z tym fantem zrobić. Rodzi to frustrację w jednych i drugich. Chłopcy coraz lepiej rozumieją, że jeśli np. zaproponują dziadkom wspólne układanie puzzli czy budowanie z klocków to wszyscy będą wiedzieć o co chodzi i dobrze się bawić. A przecież o to chodzi. Kto z nas nie miał w dzieciństwie drewnianych klocków? Pomyślicie, że to nudne? O nie! tu nie ma nudy. Znaleźliśmy takie, które przeszły mały lifting i dzięki temu stały się w naszym domu hitem!

Gdzie tu haczyk?


Haczyka nie ma, są magnesy. Umieszczone w ściankach malutkie magnesy są na tyle mocne, że spokojnie można zbudować z klocków potężne budowle, a jednocześnie na tyle delikatne, że nie przyszczypują maleńkich paluszków, co wcześniej nam się niestety zdarzało. A tutaj nawet Kazik nie ma problemu z łączeniem i rozłączaniem magnesów. Kooglo, bo to o tych klockach mowa oczarowały całe stadko.

Bezpieczeństwo i ekologia


W naszym domu często mówi się o śmieciach, segregujemy, staramy się minimalizować ilość odpadów. Daleko nam do zero waste, ale nie bierzemy bezsensownych foliówek, staramy się nie kupować niepotrzebnych rzeczy. Dzieci chyba coraz lepiej rozumieją, że plastikowe zabawki daleko są od ekologii, dlatego, te z naturalnych materiałów pojawiają się w naszym domu coraz częściej. Ale nie tylko o drewno tu chodzi. Ważne są też farby, których używa się do ich malowania i tu wszystko w Kooglo jest na 5+ podobnie, jak opakowanie z ekologicznego tworzywa. Nie bez znaczenia przy maluchu jest też to, że każdy klocek jest idealnie gładki, a ich krawędzie są delikatnie zaokrąglone. Wspomnę też o tym, że wejście na Kooglo bosą stopą jest mniej bolesne niż na wiadome klocki ;)

Zabawa


Tu pozwólcie, że posłużę się opowieścią obrazkową.

Ej, chłopaki! Pobawicie się ze mną? Mam klocki!


No dobra, co tam masz?


O niezłe! To co zbudujemy? Może skorpiona?








Niezły przystojniak!


To teraz żyrafa!



A ja zrobiłem mikrofon!


Jestem aspirującą gwiazdą rocka!


A ja zrobię monster łosia!







No i nie mogło tu zabraknąć Pana Profesora Kooglo! W koronie i bez ;)



Pamiętajmy też o zastawieniu pułapki na mamę!



KOOGLO to świetny pomysł na prezent z okazji dnia dziecka. Pomyśl o nich, zanim zalejesz swój dom plastikową falą. Moi Muszkieterowie polecają.

Klocki KOOGLO – drewniane klocki magnetyczne, które łączą tradycję zabawy drewnianymi klockami z nowoczesnym podejściem. Dlatego ich ścianki zostały uzupełnione magnesami. Dzięki temu można je łączyć ze sobą na wiele sposobów, budując przestrzenne konstrukcje, które nie rozpadną się tak łatwo podczas budowy. Z nami wszystko się poukłada!

50 sztuk w ekologicznym opakowaniu,
wymiar bazowy klocka: 3 cm,
color - drewno bukowe naturalne oraz barwione,
wyprodukowane w Polsce,
certyfikat CE.

Klocki możecie kupić TUTAJ

Za możliwość przetestowania tej zabawki i rozrywkę w deszczowy weekend, dziękujemy producentowi i Profesorowi KOOGLO. ;)
Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger