Fizyka kwantowa, Roblox i inni przyjaciele moich dzieci

Fizyka kwantowa, Roblox i inni przyjaciele moich dzieci

Poniedziałek był dla mnie wyjątkowo podły. Raz, że wstałam w kiepskim nastroju, dwa, że dzieci od rana szalały, a trzy, że nic mi nie szło. Miałam bardzo ambitne plany, ale jak to się ładnie mówi "nie wpykło". Trochę zaczyna mnie gonić desperacja, bo przecież za moment wyjeżdżamy, a ja jestem w lesie z przygotowaniami. Ogarnęłam sobie tylko jedną rzecz. Zamówiłam furę książek dla dzieci, żeby w razie niepogody nie padły mi z nudów nad tym morzem.




Pokaże Wam nasze nowe czytadełka w kilku rzutach, bo w jednym się nie zmieszczą to raz, a dwa, książę Kazimierz nie miał nastroju pozwalającego matce zrobić zdjęcia jak trzeba. Krótko mówiąc odmówił spania, w związku z czym był w wyśmienitym nastroju...

Fizyka kwantowa i inne z serii Bobas odkrywa naukę


To jest sztos! Powiem Wam, że jak wyjęłam te książki z pudełka to wiedziałam, że wszyscy je pokochają. Po pierwsze na obrazkach jest dużo kotów (Ted), pieski, auta i spadanie (Kazik) i są o nauce (Zet). W tych książeczkach na podstawie tego co widzi i co robi Bobas dziecipoznają podstawy poważnych zagadnień naukowych. Mali naukowcy dowiedzą się czym jest grawitacja i dlaczego upuszczona kluska spada na podłogę, zamiast przyczepić się do człowieka, który przecież też ma swoje przyciąganie. Dzięki fizyce kwantowej odkryją, że kot może spać i nie spać jednocześnie. Energia odnawialna pokaże, że nawet bardzo mali mieszkańcy Ziemi mogą o nią zadbać. Termo-dynamika wyjaśni maluchom drogę, jaką musi pokonać energia ze słońca, żeby dotrzeć do Dzidziusia. Myślicie, że Wasz dzieci są za małe na taką naukę? Przecież fizyka otacza nas ze wszystkich stron, to pierwsza nauka z jaką mamy do czynienia. Warto więc tłumaczyć dzieciom najprościej jak się da od samego początku, jakie prawa rządzą światem. Ta seria wpisuje się w trend STEM, który ma rozwijać już w najmłodszych dzieciach zainteresowanie naukami ścisłymi. Nam się podoba!




Literkowe przedszkole jak zawsze niezawodne!


To nie jest nowa seria, mamy już kilka takich książeczek, ale bez wahania zamówiłam kolejne. Zdecydowanie z myślą o Teodorze, który we wrześniu zaczyna zerówkę i będzie wdrażał się w świat literek. Książeczki są cienkie i lekkie, dzięki czemu z łatwością można je nosić zawsze przy sobie i wyjąć z torby np. w poczekalni u lekarza. Seria ma za zadanie zaprosić przedszkolaka do świata liter, dzięki zabawnym historyjkom dzieci poznają nowe słowa, w każdej książeczce znajdziecie też kilka zadań z labiryntami, kolorowaniem i rysowaniem. W sam raz dla małych odkrywców. Dla nas te książeczki mają jeszcze jeden walor. Teodor nadal ma problem z wymawianiem niektórych głosek, np. G, dzięki powtarzaniu nowych słów mimo wakacji utrwala to, czego uczył się na zajęciach u logopedy. Teraz te książeczki kosztują po 2,50 za sztukę, warto więc zainwestować w całą serię.







Mój zeszyt obserwacji przyrodniczych


Bardzo lubię tą formę i tak się składa, że nasze dzieci też. Często rozmawiamy na spacerach o ptakach i roślinach, które żyją wokół nas. Mamy to szczęście, że mieszkamy w pięknej okolicy i dzieci już nie dziwi widok sarny, jelenia czy łosia. Wiedzą, że obok nas w lesie dzieją się co dzień rzeczy magiczne, bo przyroda jest magiczna. Czasem Zet mówi: Mamo, chciałbym to wszystko zapamiętać. I te zeszyty mu w tym pomogą. Będziemy obserwować przyrodę w lesie, w mieście, przyjrzymy się owadom wokół nas i zerkniemy nieco innym okiem na pożywienie. Zeszyty są pełnie nie tylko zadań typu pokoloruj, narysuj, itd, ale też fajnych pomysłów na zabawy, zachęcają do hodowania własnych kiełków z ziaren znalezionych w domowej spiżarni, przerabiania butelek po wodzie na doniczki, itd. A przy tym niosą ze sobą mnóstwo wiedzy, która nie tylko pozwoli błysnąć na lekcjach, ale przede wszystkim przyda się w życiu, jak choćby to, jakich E... w pożywieniu należy unikać.





Nie samą nauką żyje człowiek, coś dla fanów Roblox


Na te książki, nie ma co kryć najbardziej czekali chłopcy. Do poczytania w czasie drogi będzie akurat. Roblox najlepsze gry Role-Play to bardzo zachęcający przewodnik po ponad 40 grach. Bardzo dokładne opisy, o co chodzi w poszczególnych grach, jak osiągnąć w nich sukces, jakie triki stosować. Młodsi fani Robloxa z pewnością docenią też zeszyt z naklejkami, gdzie z łatwością stworzą swoje niepowtarzalne awatary. 250 naklejek spokojnie zajmie małego gracza na kilka godzin i da mu dużo przyjemności.




Okiem Żywiciela: Miłość liczona kaloriami

Okiem Żywiciela: Miłość liczona kaloriami

Karmienie dzieci to rytuał, czasem mam wrażenie, że jest to najważniejsza rzecz na świecie i nieustanny powód do zmartwień dla kobiet (przynajmniej tak mi się wydaje, że kobiety są wybitnie dotknięte tą przypadłością). Dziecko się śmieje, bawi, jest radosne i ewidentnie zadowolone z życia? Co z tego skoro na śniadanie zjadło tylko pół kanapki. Na pewno umrze z głodu przed zachodem słońca.


pixabay

Pierwszy raz się z tym spotkałem oczywiście u swojej Babci. Dużo się mną opiekowała, kiedy byłem mały i nie było ilości jedzenia wystarczającej, aby ją zadowolić. Zawsze była gotowa dorobić kanapek, albo dogotować ziemniaczków. Jak już byłem starszy, to zawsze tłumaczyłem to sobie tym, że Babcia pochodzi z pokolenia, które przeżyło wojnę, nie raz opowiadała jak jedli obierki z ziemniaków, bo tylko to było i po prostu ma głęboko zakorzenione w sobie, że jeśli już mamy jedzenie to trzeba je zjeść.

Okazuje się jednak,że to nie tylko to pokolenie postanowiło pompować w dzieci jedzenie aż spuchną, może to z kolei wina komuny i tego, że ciężko było dzieci poić octem i musztardą? Standardowo każda ciocia, stryjenka, wujenka i koleżanka rodziców zawsze proponowała jedzenie, jako taki zagajacz, początek rozmowy. Bigosiki, klopsiki, sałatki nie było świąt, którym nie towarzyszyłoby pochłanianie setek albo tysięcy kalorii.

Mamy XXI wiek, nie ma tygodnia, żeby nie powstała jakaś nowa zmieniająca świat żywienia dieta. Jak połączyć je wszystkie to człowiek jadłby tylko mięso dostosowane do swojej grupy krwi i to ze zwierząt jakie jedli jaskiniowcy zamieszkujący nasze tereny, a do tego bio warzywka hodowane na nawozie produkowanym przez jednorożce i elfie wróżki, a jednak czekolada i cukierki są świętym graalem wszystkich babć i dziadków.

Z jednej strony jest to logiczne, w końcu niczym nie da się łatwiej wywołać uśmiechu na twarzy bąbelka ale przecież wszyscy chcemy, żeby następne pokolenia były zdrowsze, sprawniejsze i żeby żyło im się łatwiej. Dlaczego więc napychamy ich od małego słodyczami i przyzwyczajamy do jedzenia ponad miarę? Ja jestem gruby i wiem, że jest to moja wina, ale wiem też, że gdybym był od małego przyzwyczajany do zdrowszych posiłków, to byłoby mi łatwiej. Może kiedyś doczekam się akcji "Kocham, nie tuczę". Życzę tego Wam wszystkim i sobie też.


Spełniłam marzenie z dzieciństwa! Czyli projekt plaża bez odchudzania

Spełniłam marzenie z dzieciństwa! Czyli projekt plaża bez odchudzania

Kiedy byłam dzieckiem, marzyłam o leżeniu całymi dniami na plaży. Lubię piasek. W pobliżu nie było plaży. Ale moje dziecięce marzenie spełniło się. Teraz piasek mam wszędzie, nawet w nocy na nim leżę, ale po kolei. 





Bo ta historia wcale nie należy do takich bardzo krótkich, raczej do dramatycznych, jak "Balladyna" i długich, jak turecki tasiemiec. Postaram się jednakowoż streszczać, żebyście mi tu przy piątku, mówiąc kolokwialnie "nie odwalili kity z nudów" :)

1. Miała baba świerki


Kiedy kupiliśmy nasz dom, trawnik był płaski, jak Holandia, zielony jak Irlandia i jedyne co z niego wystawało to siedem świerków, pięć z nich miało ponad 40 lat i gibały się na wietrze tak, że przy każdym podmuchu zastanawialiśmy się, czy takie złamane ośmio- czy dziesięciometrowe drzewo jest w stanie za jednym zamachem zgarnąć chatę naszą i sąsiadów. Po konsultacjach z mądrzejszymi od nas uznaliśmy, że drzewa, przynajmniej te rosnące na granicy działek muszą zniknąć. Przyjechało dwóch młodych i przystojnych drwali i powalili drzewa na ziemię. Za uprzątnięcie ich trzeba było jednak drwalom zapłacić więcej niż za ścinanie, a że my na dorobku, to uznaliśmy, że jakoś ogarniemy. To było w marcu zeszłego roku. Drzewa, a co gorsze gałęzie i igły, w ilości niemożliwej do policzenia dumnie zdobiły kącik na froncie podwórza, wzbudzając mój cichy jęk bezradności, aż do czerwca tego roku. Paliliśmy co jakiś czas ognisko, ale prawda jest taka, że jakoś niewiele tego ubywało. 

2. Wzięli się w końcu do dzieła


Pewnie mielibyśmy większą motywację do działania, gdyby owy kącik miał jakieś przeznaczenie, gdybyśmy mieli na niego pomysł, a tak... Czas płynął, aż w końcu pewnego dnia obudziłam się z wizją. Nie byle jaką, stanęłam przed hałdą gałęzi i rzekłam do Żywiciela - tu będzie plaża! Ruszyliśmy z robotą. Michał pociął i usunął wszystkie gałęzie i do spółki zaczęliśmy wywozić igły, matko, ile tego było! Po 50 taczkach przestałam liczyć. Ale udało się, choć odciski na dłoniach mam do dziś.






Oto jest wcale nie Instagramie zdjęcie. Nie ma na nim #majwsukience nie ma bzów, jabłoni, truskawek, uśmiechniętych dzieci ani nawet pysznej kawki. Jest On. W brudnych ciuchach, rąbiący drewno. Takiej siły Wam życzę na poniedziałek. 😉 Bo żeby zrobilo się ładnie, trzeba się najpierw natyrać. Dziś z samego rana ganialam szerszenia, którego bzyczenie mnie obudziło. Znalazłam go u Teodora w pokoju 😱 Na blogu tekst Michała pod wiele mówiącym tytułem "Przychodzi matka do lekarza", jakbyście mieli ochotę, to link jest w bio. #maz #malzenstwo #mondaymoods #itsmonday #startoftheweek #mondayvibes #brodacz #brodacze #polishbreard #brodatoniemoda #zarost #ogrod #wiosnawogrodzie #wmoimogrodzie #pracawogrodzie #mojefoto #truelife #reallifegoals #oneshot #porzadki #instahusband #myhubby
Post udostępniony przez Marta Lewandowska (@matka_zywicielka)  

3. Przygotowanie terenu


Kiedy już uporaliśmy się z całym syfem, który byliśmy w stanie sami ruszyć, zostało nam tylko wezwać pomoc. Miły Pan z sąsiedztwa przyjechał wielką koparko-ładowarką i zgrabnie, niczym baletnica, na naszym wąskim podjeździe poprzerzucał większe kłody zgodnie ze wskazaniami Michała. Zrobiło się czysto. Szybciutko rozłożyliśmy grube plandeki i czekaliśmy na przecudownego Pana Mariana, który na dwa razy przywiózł nam 12 ton pięknego, wiślanego piasku. I tak, stała się plaża....







4. Upiększanie czas start!


Myślę, że ten proces potrwa co najmniej dwa sezony, a tak naprawdę, będzie nasz plaża dojrzewać z nami. Póki co dochowaliśmy się pięknie kwitnących host, pomostu z palet, który czeka na stolik i krzesła, które zajmą na nim godne miejsce, tak żeby można się było na tej plaży napić kawy. Będzie więcej roślin, lampki... Będzie magia. Bo spełnianie marzeń jest magiczne. A jak widzisz, że korzystają z Twojego marzenia inni, to tym fajniej.







5. Są i minusy


Piach mamy dosłownie wszędzie, dzieciom każemy się otrzepywać z piasku, zanim wtargną do domu, w cieplejsze dni każemy im myć nogi na zewnątrz, ale prawda jest taka, że przydaje się tu moja miłość do odkurzania, bo piasku jest sporo, nawet w łóżkach :D Ale cóż, mamy poczucie, jakbyśmy cały czas byli na wakacjach!

A na koniec zapraszam Was na debiut na IGTV :) nie umiem go niestety osadzić.

https://www.instagram.com/tv/B0WKUy2ILvO/
7 powodów, żeby pojechać na weekend do rodziców

7 powodów, żeby pojechać na weekend do rodziców

Bycie dorosłym i niezależnym człowiekiem ma niezliczone plusy. Podobnie, jak mieszkanie w pewnej odległości od rodziców. Ale powiem Wam, dlaczego warto pojechać na weekend do rodziców, a właściwie, dlaczego ja to robię, często pozostawiając w domu słomianego wdowca. 


pixabay

Zanim zaczniecie snuć domysły o tym, jak to mój mąż nie chce jeździć do teściów, zgaszę Wasz zapał, chce i lubi, ale pracę ma jaką ma i bywa, że cały weekend jest wyłączony, a wtedy ja siup! Dzieci do auta i jadę.

1. Dobrze od siebie odpocząć


Mniej więcej dwie godziny po naszym wyjeździe Michał pisze, że tęskni. Zwłaszcza, kiedy w sobotę pracuje z domu. Ale to dobrze, że tęskni, ja też tęsknię i dzieci. Jak się tęskni, to znaczy, że się kocha i czasem warto sobie o tym przypomnieć. Ale i dać tej drugiej osobie od siebie odpocząć, pobyć samemu. A wyjazd do rodziców sprawia, że nie jestem sama z dziećmi przez 48 h.

2. Horyzonty


Kiedy byłam dzieckiem, moi dziadkowie mieszkali za płotem, widywałam ich często, codziennie, czasem kilka razy na dzień, wiedziałam co lubią, jak się relaksują i co ich wkurza. Moje dzieci do dziadków blisko nie mają, ale chcielibyśmy, żeby znali swoją historię. Dlatego staramy się umożliwić im możliwie dużo spotkań z nimi. Dziadek i babcia uczą ich wielu rzeczy, o których my nie mamy pojęcia. Dziadek opowiada historie, uczy matematyki, babcia puszcza muzykę, której w domu nie usłyszą, gotuje dania, które zupełnie mi nie wychodzą. To wszystko poszerza horyzonty.

3. Powrót do przeszłości


Moi rodzice (z niejasnych dla mnie przyczyn) nadal traktują mnie jak małą dziewczynkę, mama zawsze pyta co ugotować, tata niezmiennie rozbawia mnie swoimi żartami. W czasie wizyt u nich czuję się trochę jak dziecko, kiedy dziadkowie kupują batoniki dla wnucząt mają też jeden dla mnie. W cudowny sposób po przekroczeniu ich progu znów staję się wolnym od wielu problemów dzieckiem.

4. Mikołaj przy każdej wizycie


I nie, nie, moi rodzice nie kupują mi prezentów, ale jak wracam od nich, to spokojnie mogę przeżyć w schronie kilka tygodni. Mają trzy kury, kury znoszą najlepsze jajka na świecie, jedyne słuszne. Za każdym razem dostaję zapas wystarczający do następnej wizyty. Ogród rodziców jest podobnej wielkości, jak nasz, ale mnie warzywnik w ubiegłym roku pokonał, w tym roku odpuściliśmy go sami. Od rodziców przywożę botwinkę, fasolkę, czy co tam akurat obrodzi, ostatnio wiśnie. Moja mama ma silne poczucie misji, więc na zakupach u lokalnego rzeźnika kupuje moją ulubioną wędlinę, itd.

5. Daj sobie pomóc


Rodzice zabiorą dzieci na spacer? Fajnie, będę miała chwilę na napisanie tekstu, poczytanie książki czy umycie naczyń po niedzielnym obiedzie w ciszy. Przy trójce dzieci cisza to towar deficytowy. A jak się uwinę, to jeszcze zdążę posłuchać śpiewu ptaków, zamiast ciszy, bo tam śpiewają jak szalone. Dziadek chce położyć chłopców spać i poczytać im, super, pozwolę mu, robię to codziennie, on rzadko. On ma z tego przyjemność, dzieci mają frajdę, a ja kilka chwil oddechu.


6. Nowe pomysły


Czasem i ja się wypalę, z pomysłów na posiłki, zabawy, gry... A wtedy wkraczają dziadkowie z pomysłami na teatrzyki cieni, poszukiwanie tropów zwierząt i innymi, o których  ja zapomniałam, spacery ze starszakami, tam, gdzie Kazik nie dojdzie i wózek nie dojedzie, nagle wszystko staje się możliwe, tak po prostu.



7. Pielęgnujemy


Wszyscy mamy przyjemność z tych wizyt. Mam wrażenie, że teraz większą niż kiedykolwiek, moi rodzice nie tylko uwielbiają chłopców, ale chyba i we mnie dostrzegają partnera do rozmowy. Wspominamy, planujemy, śmiejemy się i sprawiamy sobie maleńkie przyjemności. Wszystko po to, żeby ci, którzy są dla nas ważni czuli się kochani i potrzebni. Tak po prostu.
Co mnie dobija

Co mnie dobija

Hej świecie piękny, co to się dzieje, miałam na dziś już napisany post o tym, że przeżyłam kolejne urodziny i niewiele się zmieniło. Ale nie o tym będzie. Niezmiennie zaskakuje mnie to, że świat zmierza w jakimś dziwnym kierunku, na który zgadzać się nie chcę i nie zamierzam.


pixabay

Dużo się takich "paskud" mi ostatnio nazbierało i chciałabym ich trochę wylać. Nie będę ich nosić w środku, bo za bardzo mi ciążą. A ja nie lubię dźwigać. Lubię wierzyć, że ludzie są dobrzy, że każdy z nas nosi w sobie dziecięcą niewinność i łagodność, tylko bywa, że gdzieś po drodze to gubimy, przestajemy być szczerzy.

Nienawiść


Trudno mi sobie wyobrazić gorsze słowo. Serio. Nie jestem w stanie pojąć tego, jak można czuć coś tak okropnego do człowieka, tylko dlatego, że jest inny. Zapewne, domyślacie się, że widziałam kilka migawek z Białegostoku. Nie rozumiem, serio. Ta Pani mówi wszystko.




Rozstania


Gotuje się we mnie wszystko, jak dowiaduję się o kolejnych rozpadających się związkach w moim otoczeniu. Ludzie rozmawiajcie ze sobą, mówcie, ale i słuchajcie, nie to, że dla dobra dzieci czy wspólnych kredytów. Dla siebie. W domu pełnym miłości, szacunku i zrozumienia żyje się lepiej. Łatwiej wychować dzieci i łatwiej uniknąć rozstania. Róbcie sobie małe przyjemności, interesujcie się tym, co bawi i wzrusza waszego partnera, jaki gatunek literacki go pochłania. Kto to ma wiedzieć jak nie Wy o najbliższej osobie? Jak macie kłopoty i nie radzicie sobie z nimi, szukajcie pomocy na zewnątrz. Czasem takie spojrzenie z boku może naprostować Wasze tory. Zawsze warto próbować. Nie róbcie sobie świństw, nie żonglujcie i nie handlujcie dziećmi, nie róbcie sobie pod górę, miejcie klasę i szacunek do wspólnych lat.

Bezduszność


W maju przybłąkała się do nas kotka. Bardzo oswojona, trikolor. Brzemienna. Ewidentnie wyrzucona z auta. Kot wybrał sobie kilka domów na wsi, łazi to tu, to tam, okociła się u znajomych, zostanie wysterylizowana. Ale ktoś złamał jej serce. Ktoś ją wyrzucił, bo stała się problemem. Kiedyś znajomi kupili psa, chcieli uczyć dziecko odpowiedzialności. 10 letnie dziecko. Nauczyli chłopaka odpowiedzialności tak, że psa oddali, kiedy po pięciu miesiącach odkryli, że dziecko ma psa w dupie, a oni jakoś nie bardzo dali radę go wychować. Pies nie wychował się też sam. Czaicie, jaki bezczelny? Nie poznał się, że pańcia i pan nie mają czasu i sam musi się tym zająć.

Brak uwagi


Niby sobie siedzimy, fajnie fajnie, całe dnie razem, a nie bardzo wiemy, jak dzieciaka kolega ma na imię. Gdzie ten dzieciak pojechał rowerem, co oglądał na YouTube? Siedzimy sobie przy tym stole, żremy niedzielny rosół, a kto go ugotował? Znad telefonu często nawet nie wiemy, kto podał... A kto pozmywa? Samo się zniknie. To przerażające, ale takie obrazki są częste. Jeśli spędzasz z kimś czas, mieszkasz w jednym domu poświeć mu trochę uwagi, ustal sam ze sobą, że od 14 do 16 nie tykasz telefonu, połóż go na lodówce wyłącz dźwięki, również wibracje i spędź czas z tymi, których kochasz, pogadaj, pośmiej się, kopnij piłkę. Daj trochę z siebie.


Okiem Żywiciela: Wszystkiego najlepszego Kochanie, czyli who the f**k is Matka Żywicielka

Okiem Żywiciela: Wszystkiego najlepszego Kochanie, czyli who the f**k is Matka Żywicielka

Mojej Kochanej Małżowinie trzeba dostawić kolejną świeczkę na torcie i z tej okazji poprosiła, żebym napisał coś o Niej i nagle zacząłem zazdrościć roboty saperom i linoskoczkom.


INSTAGRAM

Może zrobię tak jak Ona czasem robi jak mijamy ciężarówkę na drodze: zamknę oczy i zobaczymy co z tego wyjdzie?

Moja żona, jak każda kobieta zmienną jest, nawet w cyklu dobowym, co wieczór jest do rany przyłóż, a co rano nie podchodź, bo Ci przyłożę. Ja jestem rannym ptaszkiem, więc jak się domyślacie na początku generowało to masę zabawnych sytuacji, na dowód mogę pokazać blizny.

Jej zmienność widać też w jej stosunku do samochodów, nasze pierwsze auto czasem pieszczotliwie określa mianem Toyci i zgadza się ze mną, że głupio tak ją sprzedać, bo nasza. Ale to ona, zupełnie nie rozumiem czemu, kiedyś postanowiła taranować ją kosiarką? Może to były te dni?

Jej zmienności dorównuje tylko ambicja, pamiętam, jak jechaliśmy kiedyś do Ojcowa, Ona w nocy z wielką wprawą pokonywała te wszystkie górskie zakręty, nawroty i agrafki. Szło jej to tak łatwo, że za dnia nie chciała słyszeć o wsiadaniu za kierownicę. Za łatwo pewnie by było...

Matka Żywicielka jest bardzo otwartym człowiekiem i ludzie łatwo się przed Nią otwierają, jest naprawdę dobrym człowiekiem i nie potrafi przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy. Tylko tequila powoduje, że się zamyka w sobie, albo w toalecie.

Marta jest też pewną i odważną kobietą. Prowadziła własną firmę i z powodzeniem stosowała nowatorską technikę optycznego prowadzenia rachunków. W skrócie polega to na tym, że jeśli przejeżdżamy na przykład koło księgowej i nasz mózg przypomina Nam o tym, czego jej nie dostarczyliśmy, wystarczy uparcie patrzeć w drugą stronę, aż odjedziemy na bezpieczną odległość.

Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać cudowności mojej żony, ale przecież nie mogę tak słodzić. Są też mroczne cechy jej osobowości.

Wieczorami moja energia zanika i bywam pół zombie, a Ona wtedy bezdusznie bierze się za obiad na następny dzień albo za pisanie artykułów dla Was, cierpię od samego patrzenia.

Marta opiekuje się domem i chłopcami, kiedy ja jestem w pracy, zamiast obejrzeć jakiś serial albo coś, to często gra z chłopcami w jakieś gry albo im czyta, przez co Oni nauczyli się mnóstwa nowych słów i coraz trudniej jest wygrywać dyskusje i ogólnie nie łatwo ich wymanewrować.

***

Kocham Cię moja połówko, jesteś mi żoną, przyjacielem, partnerem i wszystkim czego mi brakuje. Razem się śmiejemy, razem brniemy przez życie i razem zwyciężamy. Już się nie mogę doczekać tego campera. Wszystkiego naj...




7 powodów, żeby być sobą

7 powodów, żeby być sobą

Taką mam fantazję, żeby w piątki wróciły lżejsze teksty. Wczoraj na Instagramie wywołałam niechcący dyskusję o tym, dlaczego wszyscy kłamią i udają, że nie mają bałaganu. Każdy to zna, odsuwanie rozwalonych zabawek poza kadr zdjęcia.Przecieranie dziecku dzioba ukradkiem, kiedy ktoś z rodziny wyciąga aparat. Ale czy to ma sens?





Pomyślałam, że podam Wam kilka moich powodów, dlaczego nie warto tego robić. Nie warto udawać, w tym zakłamanym świecie, warto pamiętać i kim się jest i... pozostać tą osobą. Choć brzmi to jak pusty slogan, mam wrażenie, że czasem tak zapętlamy się w dążeniu do nieistniejących ideałów, że zapominamy, jak to jest nie udawać.


1. Nie udawaj przed partnerem, że masz cycki


To się zaczyna niewinnie, chodzimy w biustonoszach push up, z gąbkami, fiszbinami i innymi powiększeniami, a potem... W końcu trzeba to zdjąć i jest szok. Dobrze, że teraz modne jest "bezbiuście" i bielizna w kształcie trójkąta. Koniec z kotem w worku! Poza tym, fajnie jest też rozmawiać, na pytanie czy chrapiesz, odpowiadać zgodnie z prawdą, jak coś Ci nie pasuje, mów od razu. Takie rzeczy się po prostu wydadzą. A co jeśli Tobie już będzie zależało, a on powie "za dużo kłamstw, niby drobiazgi..."

2. Nie przesadzaj ze sprzątaniem dla gości


Wiadomo, że jak z kimś się umawiasz, to wyrazem szacunku dla gości jest przyjęcie ich we względnym ładzie. Ale pamiętam, jak znajomy kiedyś powiedział, że nie warto tracić czasu dla ludzi, przed odwiedzinami których wszyscy biegają po domu próbując ukryć codzienny rozgardiasz. Jeżeli komuś przeszkadza, że masz zwyczaj trzymania kubka z kawą na parapecie, albo jego dramatem jest to, że poduszka na kanapie leży krzywo, to może szkoda dla niego czasu. Serio.

3. Niech lubią właśnie Ciebie


Każdy z nas chce być fajniejszy niż jest. Ale to trzeba do tego dążyć, a nie udawać. Jak chcesz mieć większą wiedzę z jakiejś dziedziny, to szukaj źródeł, ucz się, a nie udawaj, że znasz się na spawaniu podwodnym tylko dlatego, że słyszałeś, że istnieje coś takiego. Tak samo jest z każdą rzeczą. Jeśli udajesz, że znasz się na tym, czy tamtym, w końcu ktoś poprosi Cię o pomoc i się wyda. Poza tym ludzie będą lubić Twoją maskę, pozę, którą przyjąłeś, a nie Ciebie. Czy wtedy można powiedzieć, że masz prawdziwych przyjaciół?

4. Unikaj tych, których nie lubisz


Życie jest dość krótkie, a przynajmniej za krótkie, żeby spędzić je z ludźmi, na których Ci nie zależy. Nie bądź miły do bólu dla wszystkich. Może to nie jest popularny pogląd, bo mamy być mili, dobrze wychowani i uczynni. Ale przecież nie każę Ci podkładać świni koleżance z biurka obok. Po prostu jeśli jej nie lubisz, to nie chodź z nią na kawkę, jeśli nie przepadasz za sąsiadką, to ukłoń jej się grzecznie, pomóż jej wstać jeśli upadnie, ale na litość boską, nie musisz spędzać z nią długich godzin na słuchaniu, co wyczynia Kryśka z trzeciego piętra. Powiedz wprost, że plotki o Kryśce Cię nie zajmują, masz ciekawsze rzeczy do zrobienia i odejdź. Idź do tych, których lubisz.

5. Zakładaj wygodne ciuchy


Chcesz ubierać się modnie, ale będące właśnie hitem bransoletki z muszelek zupełnie Ci się nie podobają? Nie kupuj ich! Nie musisz, przecież nawet nie są wygodne, uwierają w nadgarstek. Jeśli źle czujesz się w spodniach z wysokim stanem, to kup sobie biodrówki, dobrze jest się wyróżniać, nie być kolejną "Andżelą z HM" da się inaczej. Wybieraj to, co Ci pasuje i w czym jest Ci wygodnie. Tak łatwiej pozostać sobą.

6. Na życie nie nałożysz filtra


Można sobie oczywiście stworzyć alter ego w sieci. Dobrze przemyślana strategia, piękne kadry, precyzyjnie wybrany preset, który nawet ze starej kanapy po babci zrobi jednym kliknięciem bajeczną scenografię, tylko po co? Oczywiście możesz pozostać incognito, nie gadać do ludzi na story, nie odpisywać na wiadomości, nie spotykać się z nikim poznanym w sieci. Ale to, że na trzaskasz sobie pięć milionów followersów, którzy nie będą lubili Ciebie, tylko wyobrażenie o Tobie, to niekoniecznie jest powód do dumy. Prawda się zawsze obroni. Tak sądzę.

7. Jest jeden wyjątek


Zawsze bądź sobą, chyba, że możesz być Batmanem. Wtedy lepiej być Batmanem.


Podstawy codziennej pielęgnacji, czego używam

Podstawy codziennej pielęgnacji, czego używam

Co roku przed urodzinami nachodzi mnie taka refleksja, że młodsza już nie będę. Niby wiadomo, czas płynie, każdy z nas powinien to wiedzieć i być gotowy na kolejne zmarszczki, siwe włosy, itd. Ale jednak, jakoś coraz trudniej mi się z tym pogodzić, chciałabym zatrzymać czas. A przynajmniej procesy starzenia.




Z tym wiekiem to jest jeszcze jeden problem, bo jakoś nie przeszkadza mi, że dzieci rosną. Chłonę każdą chwilę z ich dzieciństwa, bo wiem, że nie wróci, ale optymalnie byłoby, jakby oni rośli, a ja nadal miałabym 25 lat. Ale niestety nie da się. Staram się więc, żeby aż tak bardzo nie było widać tej mojej metryki. Opowiem Wam dziś o mojej codziennej pielęgnacji.

Podstawy


Kiedy byłam w ciąży z Zygmuntem przez chwilę pracowałam w gazecie typowo urodowej. W tamtym czasie dowiedziałam się o pielęgnacji i makijażu chyba więcej niż na wszystkich kursach kosmetycznych, jakie skończyłam. Tam nawet grafik miał większą kosmetyczkę niż ja. Naczelna, kobieta niezwykle elegancka o nieokreślonym wieku dbała o to, żeby pracownicy używali dobrych kosmetyków i co najważniejsze robili to regularnie. Ta praca wyglądała trochę książkę i film "Diabeł ubiera się u Prady". Tyle, że nie tylko zakładało się szpilki, kiedy szefowa zbliżała się do redakcji, ale jeszcze wszyscy zaczynali się czymś smarować. Był to bardzo zabawny i przyjemny epizod w moim życiu.

Oczyszczanie


Dziś zostały mi już tylko wspomnienia z pracy w tym niesamowitym miejscu i kilka dobrych nawyków. Rano i wieczorem swoje kroki kieruję do łazienki, tam zaczynam swój rytuał. Nieważne, czy właśnie wstałam, czy dopiero się kładę. Nalewam mleczko do demakijażu na dłoń i opuszkami palców dokładnie masuję nim twarz. Zawsze kolistymi ruchami ku górze. Górną powiekę od nosa do zewnątrz, dolną od zewnątrz w kierunku nosa, tak układają się mięśnie, tak najmniej rozciąga się skóra i wreszcie, tak mam pewność, że nie wcisnę kosmetyku do oka. Ścieram mleczko przy pomocy zmoczonej ściereczki muślinowej lub wielorazowego wacika.Jedno i drugie regularnie piorę i wyparzam. Potem myję twarz delikatną pianką albo żelem micelarnym, w tej chwili używam tego drugiego, ale nie jestem raczej szczególnie wierna kosmetykom, rzadko zdarza mi się kupić po raz kolejny ten samo produkt, a przynajmniej "z rzędu". Podobno skóra się przyzwyczaja i przestaje reagować. Na koniec oczyszczania przemywam skórę płynem micelarnym, żeby mieć pewność, że pozbyłam się wszystkich zanieczyszczeń.



Mój poranny rytuał wygląda dokładnie tak samo, mimo że śpię przecież bez makijażu (latem nie maluję się na co dzień), ale przecież moja skóra w nocy pracuje, produkuje sebum, nakładam też wieczorem krem, zwykle bogatszy niż na dzień, moja twarz dotyka poduszki, w domu, choćby było turbo czysto lata kurz. To wszystko trzeba starannie zmyć.

Nawilżanie


Wbrew pozorom większość rodzajów skóry potrzebuje właśnie nawilżania. Na dzień używam lekkiego kremu, który szybko się wchłania i nie powoduje błyszczenia. Ostatnio jestem wielką fanką kremu... Cien z Lidla.Trafiłam na niego przypadkiem, stałam przy kasie i miałam strasznie suche ręce, a on stał na standzie. Kosztował jakoś koło 4 zł i był do skóry wrażliwej, wrzuciłam go do koszyka z zamiarem zużycia go do rąk, ale potem jakoś wylądował na mojej twarzy i szczerze mówiąc bardzo pozytywnie zaskoczył. Na noc nakładam w tej chwili jakiś śluz ślimaka.Obawiam się, że mogę być ignorantką w tej kwestii, bo nie mam pojęcia, ile ten kosmetyk kosztuje. Dostałam go od przyjaciółki w prezencie, orzekła, że jak zacznę go używać, to nie będę chciała już żadnego innego i faktycznie muszę przyznać, że zachwyca. Na mojej twarzy często pojawiają się mikro strupki, bo taka jestem wrażliwa. Krem ze śluzem ślimaka rozprawia się z nimi w jedną noc. Wrzucę Wam zdjęcie, to możecie sobie poszukać, czy w Polsce można to kupić, mój słoiczek przyjechał z Holandii.



Pozbywanie


Moja skóra jest wrażliwa, sucha, ma skłonność do uwidaczniania naczynek, które są płytko osadzone i bardziej inwazyjne zabiegi oczyszczające nie wchodzą w grę. Mam taki peeling, któremu jestem wierna od lat, to chyba jedyny kosmetyk, który jak mi się skończy to faktycznie kupuję ponownie. Chociaż jest tak wydajny, że nie dzieje się to zbyt często. Ziaja Pro peeling enzymatyczny. Nakładam go przynajmniej raz w tygodniu, a czasem i dwa. Generalnie, żeby wszelkie mazidła działały jak trzeba, musimy pozbywać się zrogowaciałego naskórka i ten preparat to załatwia. Od czasu do czasu zetrę się też mechanicznie, ale tylko naturalnymi preparatami z delikatnymi drobinkami. W tej chwili moją tareczką jest arbuzowy peeling od Nacomi. Pachnie tak, że chce się go zjeść.






Maseczki


Tu mogłabym napisać elaborat i przegląd wszystkiego, co dostępne jest wdrogeriach w małych opakowaniach. Ale wspomnę tylko o trzech preparatach, które ostatnio królują. Pierwsza rzecz to maseczki z zieloną glinką od Dermaglin, serio spróbujcie, jeśli tego nie robiliście, są też w wersji dla facetów, skóra po nich jest obłędnie gładka, jakby wszystkie toksyny wyssało aż od pięt, a kosztuje to grosze. Druga rzecz jest niestety znacznie droższa, ale mam to opakowanie już długo to MM System maseczka z witaminą C. Moje naczynka ją kochają, buzia jest natychmiast 5 lat młodsza. Moje nowe odkrycie, którego nie ma na zdjęciach, bo akurat zużyłam ostatnią to maseczka ze śluzem ślimaka z L'biotica. Do tego oczywiście dochodzą jeszcze maseczki prosto z kuchni.



Niekoniecznie drogo


Jak popatrzycie na zdjęcia to zobaczycie, że moje kosmetyki wcale nie kosztują milionów, a stan mojej skóry jest zadowalający, jak to możliwe?Systematyczność! To jest klucz, bo nawet najdroższy i najbardziej wypasiony preparat nie uczyni Cię młodszą, gładszą i piękniejszą jeśli będzie się kurzył na półce. Żaden kosmetyk nie zdziała też cudów, jeśli nie będziesz się zdrowo odżywiać i nawadniać organizmu. To wszystko razem działa jednak cuda, więc warto się wysilić.



7 powodów, dla których weekend z przyjaciółką jest lepszy niż... wszystko

7 powodów, dla których weekend z przyjaciółką jest lepszy niż... wszystko

Jako matka wielodzietna mogę śmiało głosić takie teorie, oczywiście trochę żartem, a trochę serio. Nie będę Wam tu opowiadać, jaka to ja jestem uciemiężona na co dzień, bo nie jestem, ale umówmy się, że mając troje dzieci, z czego jedno półtoraroczne, do najbardziej wypoczętych na tej planecie też nie należę. Dlatego, kiedy zadzwoniła do mnie Aneta z podobnymi przemyśleniami poczułam okazję, która może się nie powtórzyć. - Wyjedźmy razem! - rzuciłam i maszyna ruszyła.



Nieomal natychmiast nadarzyła się okazja, której się nie spodziewałam voucher z Prezentu Marzeń na wyjazd do SPA dla dwojga, zamieniłyśmy na wyjazd z przyjaciółką. Bo czasem tak jest lepiej, bo czasem warto zatęsknić, żeby spojrzeć na swoje codzienne życie z innej perspektywy. A poza tym, od dawna wychodzę z założenia, że najfajniejsze co można dać komuś w prezencie to przeżycia. A to przecież idea Prezentu Marzeń. Resztę mogę kupić sobie sama.

1. Pitu-pitu o niczym


Mąż jak cudowny by nie był, nie umie gadać o "dupie Maryni", a koleżanka tak! Ona (a nie niepijący kawy mąż) zareaguje z uśmiechem na propozycję postoju na kawę. To ona będąc gościem w Twoim samochodzie nie będzie zbliżać swoich rąk do odtwarzacza muzyki. Tak to można jechać i dwa dni. Ale jechałyśmy krócej, bo zdecydowałyśmy się na wypoczynek w Ciechocinku w TeoDorka SPA&Med. To zaledwie 2,5 godziny od Warszawy.

2. Kosmetyki i buty wszędzie


Nikt Ci nie pitoli nad głową, że zajęłaś całą półkę w łazience. Co prawda łazienka w hotelu była na tyle duża, że zmieściłyśmy się obydwie, ale przynajmniej miałam poczucie, że ekspansja terytorialna była równa. Podobnie z podziałem miejsca w szafie. Dałyśmy radę i nasza relacja na tym nie ucierpiała.

3. Wspólne sprawy


Koleżanka nie będzie marudzić, że już zrobiła Ci 30 zdjęć przy tężni, a Ty chcesz jeszcze jedno, bo Twoja skóra na szyi ułożyła się źle. Ona też robi w Instagramy, więc znała mój ból. Dodatkowa godzinka w jakuzzi? Nie ma problemu, w końcu hotel zapewnił taką rozpustę, więc możemy i tam gadać o głupotach.




4. Możesz liczyć na podziw


Jeśli w czasie posiłku Twoja porcja będzie choć odrobinę większa niż jej możesz spodziewać się, że usłyszysz, jakie to fajne, że tyle jesz i nie jesteś słoniem. Facet przy posiłku co najwyżej ochrzani Cię, że wyjadasz mu frytki.

5. Nie pogania Cię


Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto powie kobiecie w szpilkach, żeby szła szybciej. Poleciały kamienie od facetów. Koleżanka, która też ma buty na obcasie będzie spokojnie dreptać przy Twoim boku.



6. Uratuje Twój wizerunek


Zapomniałaś eyelinera? Nie martw się, pożyczy, prostownica też się znajdzie w jej walizce. Kobieta kobiecie nie musi być wilkiem, może być wsparciem.

7. Zrozumie Cię w bólu


Słyszałaś, żeby facet się przejął, bo nie umie czegoś wyłączyć? Nie umiałam wyłączyć klimatyzacji w pokoju, ona się nie śmiałą, też nie umiała. Kibicowała mi w magicznym tańcu przy panelu sterowania, który nie miał guziczka "wyłącz".

O voucherze


Pakiet, który wybrałyśmy na Prezent Marzeń obejmował dwa noclegi, dwa śniadania, dwie obiadokolacje, dwie godziny w strefie wellness, masaż, zabieg na twarz i nielimitowany czas na siłowni. Szkoda, że żadna z nas nie wzięła stroju do ćwiczeń. Gapy z nas i tyle.



Miejsce


Hotel TeoDorka jest położony w pięknych okolicznościach przyrody na pięknej 7 hektarowej działce, która dochodzi do wału wiślanego. Mimo to do centrum Ciechocinka można spokojnie dojść pieszo w kilkanaście minut i taką formę polecam, bo w centrum ciężko zaparkować. Pokoje w hotelu są przestronne, jasne i dobrze zaplanowane. Swobodnie można się w nich mijać nie trącając się łokciem. W naszym pokoju były dwa łóżka, duża szafa, biurko z fotelem, stolik kawowy z dwoma fotelami, woda mineralna, szklanki, w łazience znalazłyśmy mygło i żel pod prysznic, oczywiście nie zabrakło też ręczników i telewizora. Do tego balkon z pięknym widokiem. Trzeba być jednak gotowym na to, że o takie rzeczy, jak żelazko czy zestaw do czyszczenia butów trzeba poprosić w recepcji. Nie znajdziecie też w pokoju lodówki i telefonu stacjonarnego. Nie jest to duży problem, ale jakoś mnie zaskoczyło. Jeśli chodzi o szlafroki w SPA trzeba być gotowym na dodatkowy koszt, lub wziąć własny. (Ludzie przestańcie kraść w hotelach, to straszna obora).





Ludzie


Recepcjoniści, chętnie udzielają pomocy wszystkim, nawet bardzo wymagającym gościom. Kelnerzy i pokojowe również są pomocni i wyrozumiali, a co najważniejsze bardzo sympatyczni. Masażystki Pani Katia i Pani Marta, świetnie znają się na swoim fachu i po dwóch dniach z nimi moje plecy przestały być sztywne i Kazik już mnie nie przedrzeźnia, kiedy rano sprzątam zabawki ;) Sercem tego obiektu jest właścicielka - Pani Basia. I to serce faktycznie w hotelu czuć, bo ta kobieta niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zjawia się natychmiast, kiedy jest potrzebna. Do tego to osoba ciepła i gościnna. Napiszę Wam o niej więcej już niedługo, bo Pani Basia to wulkan, kobieta pełna pasji, pomysłów. Dziś wspomnę tylko, że w dniach 25-29 lipca, będzie bardzo zajęta, ponieważ jej Fundacja Pro Omnibus organizuje XXIII Międzynarodowy Festiwal Piosenki Młodzieży Niepełnosprawnej.

Wrażenia


Po pierwsze jestem pewna, że powtórzymy z Anetą ten wyjazd. Żartowałyśmy, że będziemy jeździć w rocznicę tego weekendu, ale nie sądzę, że wytrzymamy aż tak długo. Prezent Marzeń faktycznie spełnił nasze oczekiwania, dostałyśmy przeżycia, piękne wspomnienia i dużą dozę relaksu. Wielką i pozytywną niespodzianką byłą tu osoba właścicielki TeoDorki, która bezsprzecznie mnie oczarowała. Nie tylko swoją głową pełną pomysłów i gościnnością, ale przede wszystkim swoim zaangażowaniem. Tym, że znała historią każdego pracownika, że opowiadała nam do późna o Festiwalu, o swoich znajomych i historię swojego pojawienia się w Ciechocinku. To jest chyba moje największe przeżycie tego weekendu.





Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger