Z pamiętnika (nie całkiem) młodej matki, epizod 2

Siedzę sobie, patrzę na ten biały ekran i zastanawiam się całkiem poważnie, co tu napisać, pomysłów mam kilka, ale żaden z nich nie obędzie się bez robienia zdjęć, których już teraz nie zrobię. Jest czwartek, 21:40. Ciemno na zdjęcia. Dom już śpi, a ja z Magdą Gessler w tle zastanawiam się, czy sobie nie odpuścić i nie pójść spać. Ale nie idę. Dużo tych pojedynczych dni już było, kiedy to sobie odpuszczałam, za dużo. A przecież blog miał być moją namiastką pracy, żeby nie wypaść z rytmu regularnego tworzenia.




Więc zdecydowanie nie będzie tu mazania. Będzie pisanie. Ale nie takie mądre, tylko takie człowiecze. Bo czasem ja też jestem człowiekiem, takim ze słabościami. Dobra jest tak dość często. Powiedziałabym, przez większość czasu, a jednak, jak większość internetowych twórców daję Czytelnikowi tylko część siebie, tą wygodną dla mnie i bezpieczną

A przecież nie zawsze jest różowo


Daleka jestem od polewania swojego obrazu lukrem i zasypywania go brokatem. Jednak prawda jest taka, że rzadko zdarza mi się uzewnętrzniać, kiedy mi nie idzie. A tym razem nie idzie mi od dobrego miesiąca. No jakoś nie mam serca do tego wszystkiego. I zanim napiszecie, że to wina wakacji i dzieci w domu, to zaprzeczę nie tylko z przyzwoitości, nie wiem co bym robiła, jakby ich nie było. Tak przynajmniej się nie nudzę.

Dość mazania


Mogłabym oczywiście wziąć kocyk, wiaderko na łzy i pochlipać chwilę w kąciku, ale nie chcę. Szukam więc sobie zajęć. Gotuję w ilościach niemożliwych do zjedzenia dla statystycznej rodziny. Cóż przynajmniej będziemy mieć zapasy w zamrażarce. Rozgrzebałam projekt plaża, ale ponieważ w deszczu niewiele mogłam robić na zewnątrz, to równocześnie rozgrzebałam projekt pokoik Kazika (serio pokoiczek 4m2 na razie będzie musiał wystarczyć). Mój mąż z lekkim przerażeniem w oczach jeździ po kolejne porcje palet. Na widok logo Pinteresta troszkę zaczyna mieć tiki nerwowe. Ale cierpliwie to wszystko znosi. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko zgrabnie w lipcu skończyć.

Własny bat


Zawsze jak jest mi gorzej skupiam się na tym, żeby wymagać od siebie więcej, nie tylko pisać, nie tylko robić zdjęcia, prowadzić dom i zajmować się dziećmi, ale też dołożyć sobie coś ekstra. To zajmuje moją głowę i wyciąga z tego marazmu, nie pozwala się w nim zagłębiać. To nie jest czas na czytanie książeczki w wygodnym fotelu, to raczej taki moment, kiedy zaczynam kosić trawę, bo jak się zmęczę, ale tak produktywnie, a nie na bieżni patrząc na telewizję muzyczną w fitness klubie, to mi jakoś łatwiej się robi.

Sorry za to "jękopisanie", chciałam inaczej, ale jakoś to mi wypadło. Sens przekazu miał być taki, że nie wierzcie we wszystkie lukrowane historie. Każdy, nawet największy optymista czasem ma się gorzej. Metody są dwie, albo usiąść i płakać, albo wziąć dupę w garść i zrobić wszystko, co w Twojej mocy, żeby wyjść z dołka. Powiem Wam, że ćwiczyłam obydwie metody i ta z działaniem, jakoś lepiej się u mnie sprawdza.

9 komentarzy:

  1. Lubię cię czytać i nawet jak jękopisanie takie :) hihi masz racje u mnie metoda pierwsza często jest na początku wtedy doatsje kopa w tyłek od bliskich i działam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem każdemu potrzebne są takie jęki �� a najbardziej kop w pupę

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj jak ja to znam, kiedy siedzę przez dwie trzy godziny, a ostatecznie i tak nie publikuje postu bo mi się nie chce go dopracować

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisanie nie zawsze jest łatwo i często odpuszczam. Mam masę wpisow zaczętych i nigdy pewnie ich nie dokoncze

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzymam więc kciuki, żeby Ci szło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem tutaj pierwszy raz, super się czyta :)
    trzymam kciuki i życzę dużo motywacji

    https://creamshine.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasem są takie dni niemocy ja sobie wtedy odpuszczam

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzeba znaleźć balans, a nie jest to proste. Wiadomo, że w Internetach pokazujesz to co chcesz, a życie często jest bardziej skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger