Rodzicielstwo to strach, którego nie umiesz sobie wyobrazić, póki go nie poczujesz

Rodzicielstwo to strach, którego nie umiesz sobie wyobrazić, póki go nie poczujesz

 Gdyby rodzicielstwo było chorobą, objawy byłyby nieoczywiste. Pacjent miałby czasem zdarte gardło, a czasem złamane serce, bywałby niezwykle płaczliwy, ale też niezdrowo pobudzony, przy jednoczesnym, permanentnym "ospaniu". Ciekawym objawem tego schorzenia byłoby trzymanie się pazurami przy życiu, bo najgorszy w całym tym rodzicielstwie jest strach. Że się czegoś nie zdąży. Że się czegoś dość dobrze nie robi. Że się robi za mało, albo za dużo. Że nie starczy na coś, że coś się przeoczy.



Bycie rodzicem to strach, który jest z Tobą zawsze.

Boisz się, że zaśpisz rano, że w lodówce nie będzie tego, co akurat dzieci chcą jeść. Ale też strachy całkiem poważne, jak ten, kiedy trzymasz dziecko w ramionach, a ono się dusi, albo z jego czoła leje się krew. Ile razy sprawdzałaś, czy nie złamał nosa, albo nie wybił zębów, oczywiście stałych, bo te najbardziej narażone na urazy rosną z przodu i, cholera jasna, wychodzą jako pierwsze.

Pamiętam, jak nienawidziłam kolek, nocnych lęków, ale najgorsze, tak naprawdę były ciche noce. Kiedy najstarszy miał 7 miesięcy przespał po raz pierwszy całą noc. To przerażenie, kiedy szłam do jego pokoju rano, podpowiadało mi najgorsze scenariusze. Może to nagła śmierć łóżeczkowa, a może wypadł z łóżeczka? Ale nie, on spał, tak po prostu, beztrosko, spał.

Drugi wcale nie był lepszy, był uprzejmy rodzić się ponad 13 godzin, czym doprowadził mnie nie tylko do skrajnego zmęczenia, ale też przerażenia. Kto na bogów robi to własnej matce? Tak nie można! I ta saturacja, która szeroko otworzyła oczy lekarki i kazała jej wypluć z siebie słowa: "Siostro, tlen i inkubator, alarmujemy oddział" - można usłyszeć coś gorszego, leżąc na łóżku porodowym?

I potem dogrywka, o pięciu miesiącach ciągłych kolek - duszności, pierwsze są najgorsze, bo jak pomóc niemowlęciu. Szpital, spanie na siedząco na twardym krześle nie robi wrażenia, bo póki trzymasz głowę w łóżeczku, on śpi, a ty słyszysz, jak oddycha. Albo i nie oddycha. To drugie gorsze.

Przeklęta cisza

Najgorsza w rodzicielstwie jest cisza. Ta przytomność, która pojawia się nagle, adrenalina każe biec po pomoc. Nogi same cię niosą. Dyżurka, nie ma nikogo, pokój lekarzy, biegną za tobą, robią zastrzyk, nim zdążysz coś powiedzieć. Płacz. Najlepszy dźwięk, jaki możesz wtedy usłyszeć. Jest, wrócił. Straszny sen. Tylko że to ci się nie śni. Już do rana nie zmrużysz oka. Adrenalina nie pozwoli. Słyszysz pikanie pulsoksymetru, ciche miarowe, bez alarmu. Jest.

Nie minęły dwa lata, znów, z duszą na ramieniu jedziesz do szpitala, tym razem nie prosisz, żeby oddychał, tylko żeby nie spał, do czoła przyciskasz mu ręcznik, on robi się czerwony, krzyk, szwy i nagle zdajesz sobie sprawę, że ten drugi, nie mniej przerażony jest u sąsiadki, wstawiłaś go za drzwi bez słowa. Pewnie się boi. Nie sprawdzisz, bo nie masz telefonu, portfela, nic nie masz, tylko dziecko z czterema sterczącymi z czoła nitkami, w głowie odbijają się od pustki słowa lekarki "trafił w tętniczkę, stąd tyle krwi".

W domu poligon, łazienka wygląda jak masarnia, salon, jak miejsce zbrodni. Szorujesz krew i w końcu gula w gardle odpuszcza, kanaliki łzowe odblokowane, możesz płakać. Szlochasz. Cisza skończona. Dobrze, bo najgorsza jest cisza.

Nim zabrzmi płacz

Robisz to znowu. Kolejne dwie kreski na teście. Masochizm? Naiwność? Będzie ich więcej. "Do trzech razy sztuka, teraz już na luzie" - myślisz. O święta naiwności... Tym razem dramat rozgrywa się wcześnie, nim zdążysz się na dobre ucieszyć. Jak lekarz może powiedzieć bezradnej ciężarnej, leżącej na kozetce: "Badań na razie nie zlecam, bo nie wiadomo, czy się opłaca". Leżysz i nie wierzysz, świat usunąłby  ci się spod nóg, ale leżysz. 

Dzień Dziecka, piękny żart, pod przychodnią czeka Luby, dwoje dzieci i zapakowany pod sufit samochód, właśnie mieliście jechać na weekend nad jezioro, ale co teraz? Przecież człowiek w środku może być chory, a lekarka daje ci karteczkę "Skierowanie na test PAPPA i szczegółową diagnostykę. Podejrzenie wady genetycznej". - Pani zrobi w szpitalu jakimś, może na Żelaznej, ale dziś już nie zrobią - mówi i wymownie patrzy na drzwi.

Wychodzisz, choć wydaje Ci się, że nie poruszasz nogami. Nogami, sercem - niczym. Świat stanął. Co dalej? - Przyszpitalna przychodnia ginekologiczno - położnicza działą od poniedziałku do piątku w godzinach 7-15 - słyszysz w słuchawce 6 razy. Jest piątek 18:04. Nic nie możesz. Prywatnie na badanie - bardzo proszę, nawet jutro, 500 zł i może będzie pani wiedzieć do poniedziałku. Jedziesz, bo co masz zrobić.

Badanie, znów niepewność, wynik niejednoznaczny, zalecenie do amniopunkcji. 14tc 4d. Pięknie, czasu ubywa, zaraz nikt nie zrobi badania, a ty nie wiesz, co cię czeka. 

Kolejni lekarze, badania, strach, dwa tygodnie na leżąco, czekasz, kilka razy dziennie on sprawdza skrzynkę, znajomi pocieszają, im dłużej czekasz, tym większe szanse, że wynik będzie dobry. Przychodzi. Drżącymi rękoma otwierasz kopertę "Płód prawidłowy, męski". Opadasz, koniec, finał, szczęśliwe zakończenie. Tego rozdziału, bo wcale nie strachu. Strach jest zawsze. 

Rodzicielstwo to ciągły niepokój. To ciągłe zerkanie na zegarek, panika, kiedy telefon nie odpowiada. Ściskanie gardła, kiedy z obozu, czy wycieczki dzwoni i zalewa się łzami. Rodzicielstwo to nie jest łatwa robota, a wiem, co mówię, a przecież robię to dopiero od 13 lat.

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger