Czym zająć dziecko w wakacje, zeszyty ćwiczeń, które zajmą Ciebie i dziecko

Czym zająć dziecko w wakacje, zeszyty ćwiczeń, które zajmą Ciebie i dziecko

Zdarza Ci się czasem czuć strach? Podobno tylko głupi ludzie nie boją się nigdy niczego. Strach jest naturalny, tak samo jak złość, smutek, radość, wstyd... Wszystkie te uczucia są człowiekowi potrzebne, żeby mógł żyć w zgodzie ze sobą, akceptować i lubić siebie nie tylko musi dać sobie prawo do przeżywania ich. Nie zawsze to jest proste, a kiedy jesteś dzieckiem i wszyscy każą Ci być grzecznym, to zapanowanie nad emocjami może okazać się bardzo trudne. 





Dziś jest wpis książkowy. Ale proszę przeczytajcie go, bo to, co dziś Wam polecę, to prawdziwa petarda. Jako mama Aspika mam radar, kiedy takie pozycje pojawiają się na rynku informuje mnie o nich mój szósty zmysł. Tak było i tym razem. A że zaczęły się wakacje i pisania ze szkoły nie ma, to żeby rączki nie wyszły z wprawy, to takie książko-zeszyty ćwiczeń są jak najbardziej wskazane. Przed Wami seria "Akceptuję, co czuję"

O co chodzi


Każda z tych książek ma około 100 stron i składa się z trzech części. Jej postawą są ćwiczenia dla dzieci od lat pięciu, które pomogą uporać się z tym co trudne, ze strachem, emocjami i brakiem pewności siebie. Poza ćwiczeniami w zeszycie znajdują się też plansze do wycięcia, które pomogą utrwalić umiejętności uzyskane dzięki ćwiczeniom, trzecia część to poradnik dla rodziców, jak pomóc dziecku uporać się z trudnościami. W serii znalazły się "Strach - wróg czy przyjaciel?", "Moje emocje" i "Pewność siebie"

Opinia Zeta


Zet rzucił się na te książki, jak tylko otworzyłam paczkę, bardzo spodobała mu się szata graficzna, trochę zabawna, trochę komiksowa, bardzo zachęcająca. Uznał, że "Strasznie mega fantastycznie", że już na pierwszej stronie napisali, co jest mu potrzebne do rozwiązania zadań, bo nie będzie musiał po nic chodzić. Po czym usiadł z samym ołówkiem :D Cóż taki jego urok. Do zadań zasiadł niezwykle chętnie, bo większość z nich angażowała jego wyobraźnię, a przy okazji przypominała to, czego już uczył się wcześniej, ale nie zawsze pamięta, żeby stosować. Krótko mówiąc - podoba mu się.

Okiem Mamy


Bardzo podoba mi się to, że książka o Emocjach, ta którą uważałam za najtrudniejszą daje dziecko nagrodę już po 30 stronach, dyplom odkrywcy. Potem jest jeszcze więcej zabawy i utrwalania, ale też wiedzy, dziecko znajdzie w książce np. informację czym jest oksytocyna i jak ją w sobie wytworzyć, a także wiele innych fajnych pomysłów, jak poradzić sobie z emocjami. W części dla rodziców znajdziesz informacje o tym, jak korzystać z książki i jak sobie radzić, kiedy nic już nie działa. Powiem szczerze, że ćwiczenia, które znalazły się w tym zeszycie, to znane mi z innych źródeł techniki radzenia sobie z emocjami, tyle, że podane w bardzo fajny przystępny sposób.

Analogicznie do emocji wyglądają też książeczki o strachu i pewności siebie. Znajdziecie w niej m.in. sposoby na to, jak się uspokoić, kiedy pojawi się strach, ale też wytłumaczenie dlaczego to uczucie jest ważne i potrzebne. Ale nie zabrakło tu też "spreju na potwory". Rodzice dowiedzą się (lub przypomną sobie), że strach jest potrzebny i do czego, a także nauczą się pomagać dziecku w trudnych sytuacjach motywując je do pokonania strachu w sposób właściwy, nie wytwarzając niepotrzebnej presji, która tylko potęguje frustrację. Szczerze mówiąc ta książka pomoże i Wam w trudnych momentach.

Podobnie z pewnością siebie, nie tylko w dziecku zaszczepicie zdrowe poczucie własnej wartości, zobaczycie też, że Wy sami macie z czego być dumni. Dowiecie się także, że macie prawo różnić się od innych i to jest dobre. Ta nasza inność pozytywnie wpływa na naszą wartość jako ludzi. Książeczka uczy, że mamy prawo być różni i mamy prawo mieć swoje potrzeby i to jest dobre.

Podsumowując


Cóż Wam mogę więcej powiedzieć, te książki są świetne, nie tylko dla dzieci ze spektrum, ale dla każdego dziecka, dlaczego? Bo trzeba się uczyć radzić sobie z emocjami od najmłodszych lat. Żyjemy w rozpędzonym świecie, nasze dzieci mają mnóstwo zajęć od rana do nocy, często nie mają czasu, żeby zatrzymać się i zastanowić co czują. Moim zdaniem, dzięki ćwiczeniom w serii książeczek są w stanie nauczyć się przede wszystkim tego, że nasze wnętrze jest ważne, że trzeba o nie dbać, bo wtedy wszystko staje się łatwiejsze. Moim zdaniem - pozycja obowiązkowa na wakacje.

Książki ukazały się nakładem wydawnictwa Egmont, możecie kupić je np. TUTAJ w tej chwili są w promocji, więc korzystajcie.

Naturalna ochrona przed komarami

Naturalna ochrona przed komarami

W tym roku długo był spokój, chłodny maj, opryski na linii brzegowej pobliskiej rzeki skutecznie trzymały je z daleka od nas, ale poziom wód podniósł się po ulewach na początku czerwca i opryski trafił... nie powiem nawet co. To co się wykluło to jakieś komarze zombie. Masakra, jak to to kąsa, jakie jest drapieżne. Czy da się je pokonać?


pixabay

Nie pokażę Wam, jak aktualnie wygląda Teodor, cały jest spuchnięty, ma ze sto ukąszeń, masakra. Psikam go wszystkim od góry do dołu, zamykamy okna, w gniazdkach mamy wtyczki ze środkiem przeciw komarom, nic ich nie bierze, wnosimy je na ubraniach do domu. Bliskość trzech rzek i lasu jednak jest nie do przeskoczenia, a może? Tak mnie tknęło, że wcale nie zrobiliśmy wszystkiego, co w naszej mocy, żeby się tego ustrojstwa pozbyć. Są przecież jeszcze naturalne metody.

Na parapecie


U nas nie ma żadnych doniczek na zewnętrznych parapetach, a powinny być. Komary nie lubią podobno zapachu pelargonii, pomidorów i bazylii. Czyli te nie najpiękniejsze na świecie kwiatki nie bez powodu rosły na babcinych parapetach! Sadzonki pomidorów i doniczki z ziołami też niekoniecznie pełniły rolę dekoracyjną. Nieco urodziwsza lawenda też powinna podziałać, chociaż tu potrzeba hurtowych ilości.

Na talerzu


Żeby odstraszyć komary trzeba jeść dużo cebuli i czosnki, zmieniają zapach potu, a to on kusi komary. No chyba, że walisz czocherem :D osobiście lubię czosnek i cebulę, ale jak pomyślę sobie, że miałabym śmierdzieć nim z każdego pora mojej skóry, to wydaje mi się, że nie tylko kamary trzymałyby się ode mnie z daleka :D

Na skórze


Równie mocno, jak na czosnek komary kręcą noskami i na wanilię, wystarczy kilka kropelek olejku do ciasta wtartego w skórę i ponoć trzymają się z daleka (nie znoszę tego zapachu, może jestem komarem?), jeśli ktoś lubi słodkie zapachy, to z pewnością powinien spróbować. Jeśli też nie lubisz pachnieć jak słodka bułeczka, możesz spróbować olejków eukaliptusowego, goździkowego, paczulowego i z trawy cytrynowej. Czasem można natrafić też opinie, że podobną skutecznością charakteryzują się olejki cedrowy, rozmarynowy, bergamotkowy i cynamonowy. Jak się uprzeć można z tego sporządzić niezłe perfumy.

Pamiętajcie jednak, że o ile można dziecko postawić na parapecie pelargonię, czy zamontować siatki, tak smarowanie go olejkiem i karmienie cebulą do granic możliwości niekoniecznie może się okazać rozsądnym rozwiązaniem. Trzeba najpierw na maleńkiej powierzchni sprawdzić, czy dziecko nie zareaguje na te smarowidła alergicznie. Tak samo zresztą w przypadku nawet najdelikatniejszych, przystosowanych do wieku środków, choćby były kupione w aptece.

Kiedy już ukąsi


Znów, można kupić coś w aptece - u nas od lat super sprawdza się Bye Bye Mosquito, którego aktualnie próżno szukać w okolicy. Rozkupione. Kiedy dziecko się drapie, a ukąszenie puchnie, po pierwsze wato sięgnąć po wapno, czy jak w przypadku naszego Teodora po syrop przeciwalergiczny na receptę. Punktowo smaruję też alertekiem, albo fenistilem i to wcale nie w maści, a w kropelkach. Opuchlizna wiele się nie zmniejszyła, ale wyraźnie mniej go swędzi. Jeśli opuchlizna występuje miejscowo, można zrobić okład z sody: w pół szklanki letniej wody rozpuszcza się łyżeczkę sody oczyszczonej i zwilżonym tym roztworem gazikiem fundujemy okład. Powinno to poleżeć na ukąszeniu ze 20 minut. Ale uwaga wysusza skórę, więc warto potem to dobrze umyć i nawilżyć to miejsce.

A Wy jakie macie sposoby?



Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Marta Lewandowska (@matka_zywicielka)
Z pamiętnika matki cz 1

Z pamiętnika matki cz 1

Dziś będzie nietypowy wpis. Bo jakby z pamiętnika młodej (no dobra, nie aż tak bardzo młodej) matki. Sporo czytam blogów, nie tylko parentingowych, ale i lifestylowych (nadal się będę upierać, że mój własny zalicza się raczej do tych drugich), rzadko widuję na nich posty o tym, że coś nie wyszło. Sama staram się pisać tylko o tym, co pozytywne. O rzeczach, które mnie poruszają, o dobrych książkach, smacznym jedzeniu i sposobach na dzieci, które działają. Ale czy jestem idealną supermamą, której zawsze wszystko wychodzi? Co to, to nie!


pixabay


Wczorajszy dzień należał dla mnie do totalnych porażek. I wcale nie było zabawnie, jak z wpadkami za kierownicą, czy kulinarnymi niewypałami. Było mi źle i smutno, i płakałam, i byłam bezradna. Już myślałam, że do Was nie napiszę, przez ten tabun wszystkiego, co się działo, bo jakoś nie mogłam się zebrać, żeby nasmarować coś lekkiego. Wtedy pomyślałam - hej czy zawsze musi być lekko? Przecież Tobie nie jest, to może im o tym napisz!

Zaczęło się jak u Hitchcocka


Otworzyłam oczy, słoneczko za oknem 7:15, czerwiec, ptaki za oknem śpiewają, bajka... Wstałam z łóżka, Kazik się obudził i zaczął jęczeć. Powiedziałam "poczekaj", a on wziął do reki mój telefon i zrzucił na podłogę. Dziś mijają dwa tygodnie, jak odebraliśmy ten telefon z serwisu, wtedy miał zbity wyświetlacz. Teraz ma zbity wyświetlacz... Jak to zobaczyłam, po prostu zaczęłam płakać, nie mogłam przestać. Byłam zła, smutna, bezradna... Od razu przeszła mi przez głowę myśl, że fatalnie się ten tydzień zaczął, a wiadomo, jaki poniedziałek...

Potem kolejne fajerwerki


Próba pracy przy półtorarocznym dziecku oczywiście jest pomyłką, nie ma takich technicznych możliwości, żeby on usiadł i chwilę posiedział, poza tym skoro w domu są wszystkie dzieci, to mniej więcej w momencie, kiedy trzeci kończy jeść śniadanie, pierwszy już chce drugie śniadanie, poza tym, ktoś czegoś nie wie, ktoś inny coś zgubił i tak w kółko. Normalnie wykonuję wszystkie takie wydania i podania wykonuję lewą ręką bez wstawania z kanapy. Dziś? Dziś mnie to wszystko przerosło, zwyczajnie, nie ogarnęłam. Miałam napisać w dzień tekst, zrobić zdjęcia, bo chciałam Wam polecić super książeczki, miałam pomalować fronty od szafek, miałam, miałam, miałam i prawie nic z tych rzeczy nie zrobiłam. Ciągle ktoś coś chciała, a ja z każdą minutą czułam, że podchodzę bliżej krawędzi, a za nią tylko otchłań bezradności. Więc... znowu płakałam.

Może jak zaśnie


Tak sobie powtarzałam, że położę Kazika, powieszę pranie i poza odkurzaniem zrobię milion rzeczy niehałaśliwych. Jak już zacznę to pójdzie przecież z górki. Najgorzej zacząć. Usiadłam więc z najmłodszym na kanapie, uciszyłam starszaki i czekam, zasnął, odkładam, krzyczy, biorę na ręce, zasypia, położę się z nim i potem ucieknę. Nie uciekłam, próbowałam 3 razy, w końcu nie wytrzymałam, poszłam sobie prosząc, żeby poszedł spać, albo się uspokoił. Nie zrobił żadnej z tych rzeczy, więc stwierdziłam, że wydam obiad. Nieco zbyt słony krem ze szparagów i karkówka z ziemniakami i ogórkami wzbudziły zadziwiający entuzjazm. Zjedli, zadowoleni i wtedy znów ta myśl "ciekawe, co pier...nie?"

Bomba na stopie


Po obiedzie normalnie, wiecie, zmywarka, blaty, szara rzeczywistość. Jeśli śledzicie nas na INSTAGRAMIE to pewnie wiecie, że Kazik właśnie rzuca pieluchy. Do tego momentu pokonał z pięć par majtek. Stoję radośnie przy zlewie i słyszę... Nadciąga zło, nim zdążyłam dojść do łazienki z dzieckiem wiedziałam, że poniosłam porażkę. W łazience, to co nigdy nie powinno znalazł się na mojej stopie. Znów się rozryczałam, z tej bezradności, porażki i dlatego, że moim dziennym plecaczku kamyczków było już pod dekiel. "Więcej nie udźwignę" pomyślałam. Do łazienki wbiegł Teodor.  - Mamusiu, czy Ty płaczesz? - zapytał. Nie czekał na odpowiedź, przytulił mnie mocno, a wiedzcie, że jak Teodor przytula, to przenika Cię, nie ma granicy między Wami, on bierze od Ciebie część smutku i on po prostu znika. Podniosłam się, dosłownie i w przenośni, umyłam i przebrałam Kazika, zabrałam ich na lody. Dlaczego? Bo w końcu w mojej głowie przestały się pojawiać myśli "tydzień źle się zaczął". Nagle dotarło do mnie, jak paskudnie zaklinam rzeczywistość i jak ściągam na siebie kłopoty.

Happy end?


Ten dzień do końca był ciężki. Mam pół pralki zasikanych gaci, na spacerze Kazika przebierałam dwa razy, nie poczytałam dzieciom na zasypianie, nie umyłam podłogi, nie wiem, co jutro dam im na obiad, prace w pokoju Kazika nie posunęły się nawet o centymetr.  Pisząc to jem chipcy, oglądam "GoogleBox" i zastanawiam się, czy mieszając "dziś" i "wczoraj" nie popsułam do końca tego tekstu. Ale jednocześnie towarzyszy mi myśl, że jutro (czyli dziś) jest nowy dzień, nowy początek, nowa szansa. Jedyne, co muszę zrobić to wziąć się w garść, uśmiechnąć się do siebie w lustrze i zapomnieć o porażkach. Rozpamiętując to co nie wyszło nie posuniesz się na przód. Wyciągając wnioski z porażek i ucząc się na błędach masz szanse dobiec do mety. Więc "albo, albo"

Nie wiem, jak Wy, ale ja rano zaczynam od czystej karty i jutro planuję wrócić do starego zwyczaju,  jak rano odbędzie się porażka, to w południe zacznę od nowa, i po obiedzie i jeśli trzeba będzie  to wieczorem też. Bo sama siebie programuję tylko dobrze.

A tak przy okazji, poszukuję pięknych i oczywiście tanich dodatków w stylu boho i marynarskim do wnętrz, pomożecie? A może mamy tu na pokładzie jakiegoś specjalistę od roślinek? Potrzebuję palm i traw, które wyglądają tropikalnie a dadzą radę w cieniu i w naszym klimacie. Mam tu aktualnie rozgrzebane trzy projekty, dwa wnętrzarskie i jeden "zewnętrzarski" ;) Będziecie chcieli zobaczyć?

Okiem Żywiciela: Dzień Ojca all inclusive

Okiem Żywiciela: Dzień Ojca all inclusive

Chcielibyście znowu móc biwakować w lesie, grać w piłkę w każdy weekend, wbijać kolejne levele w grach komputerowych albo ... kupować LEGO bez krzywych spojrzeń kolegów i żony??

Instagram Żywicielka

Nie ma problemu, wystarczy zostać ojcem :)

Ja zostałem dziewięć lat temu i sześć lat temu i niecałe dwa lata temu i już nigdy nie przestanę nim być. Mam w domu ponad 9 kilo klocków Lego, ostatnio kupiłem (tak legalnie!!) Diablo II, a w ostatnim miesiącu na basenie byłem chyba z 15 razy (chyba mi oczy od tego chloru wypłyną) i w głowie zaczynam rozważać bardzo ważny dylemat czy nasz pierwszy zdalnie sterowany samochód terenowy może być na prąd czy iść od razu w benzynowe? Życie jest piękne.

Oczywiście nie zawsze bywa różowo, czasem trzeba dziecko przewinąć (tutaj przewodnik jak to ogarnąć), trzeba też dzieci kąpać tak żeby po kąpieli były wesołe i różowe,a nie markotne i sine. No i z czasem trzeba będzie ich wdrażać w coraz więcej brutalnych prawd tego świata. Czasami nie da się tego zrobić w puchowych rękawiczkach i musimy stawiać jasne granice ba tego podobno Ci mali przebiegli krętacze o słodkich oczkach oczekują.

Zapewne będą jeszcze oczekiwali, że wcielę się w role szofera, złotej rączki i bankiera udzielającego bezzwrotnych pożyczek. Za 10-15 lat pewnie dowiem się, że nic nie wiem i w ogóle to jestem ciemny jak tabaka w rogu i jakaś właścicielka ponętnych bioderek wie więcej niż Ojciec. Cóż takie życie przynajmniej zostanie mi Lego.

Póki co w ich oczach jestem połączeniem Tony'ego Starka z Thorem, a jak łapie Pokemon'a za pierwszym rzutem pokeball'a to owacje są takie, jakby właśnie zdobywał decydującą bramkę na mundialu. Żyć nie umierać.

Trzeba tylko pamiętać,że wychowujesz człowieka i On będzie tym co po Tobie zostanie, a to brzemię, którego nie można lekceważyć.


List otwarty do Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka

List otwarty do Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka

Dziś będzie krótko i treściwie. Piszę ten tekst dopiero teraz, kiedy moje emocje już nieco opadły i jestem w stanie mówić o tym w słowach godnych kulturalnego człowieka. Jestem pewna, że wielu z Was doszły słuchy, co głosi Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak.

pixabay

Panie Mikołaju,


Nie wiem, co jeszcze trzeba powiedzieć, jakie tragedie się muszą wydarzyć, żeby do głów co poniektórych dotarło, że KLAPS TO TEŻ BICIE. Panie Mikołaju, dla dobra wszystkich dzieci powinien Pan podać się do dymisji. Pańskie słowa to zbrodnia na dzieciach, pańskie słowa dają przyzwolenie na przemoc. Nie miały one prawa paść z ust człowieka, który powinien za wszelką cenę chronić dzieci ich prawa Nie miały one prawa paść z ust rodzica. Nie miały one prawa paść z ust człowieka.

Gdzie jest granica?


Jeśli mówi Pan, że klaps to nie bicie, to ja się pytam, jaka jest definicja tego klapsa? Czy jak jest siniak to jest bicie, a jak nie ma, to nie bicie? Nie rozumiem, nie umiem pojąć. A może, jak niegdyś zakonnice w słynnym domu dziecka przywiązywały dzieci do łóżek tetrowymi pieluchami, bo tak nie było śladu, to też nie dopuszczały się przemocy? Może jak ktoś kopnie psa to też nie jest przemoc? Przecież nie widać siniaka. Panie Mikołaju, nie rozumiem. Gdyby Pan dał swojemu dziecku klapsa na moich oczach, to nie czekałabym, czy powstanie siniak, reagowałabym, stanęłabym w obronie dziecka, bo jest niewinne i bezbronne, bo nie ma pan prawa, ani zgodnie z kodeksem karnym, ani moralnym bić dziecka.

Dziecko to człowiek


Mówicie głośno, że dziecko to człowiek od chwili poczęcie, że trzeba chronić życie, a jednocześnie mówi Pan, że można mu przyłożyć? A żona, jak Pana wkurzy, też dostanie klapsa? Albo sekretarka, ktoś w kolejce w markecie, albo jak Pan wkurzy swojego szefa, to on może Pana walnąć? Często się tak bawicie? Matko, brak mi słów. Dziecko to taki sam człowiek, jak Pan, chociaż nie, dzieci są dobre i niewinne z natury, Pan te cechy najwyraźniej zatracił. Jak  człowiek wykształcony, prawnik może segregować ludzi? No bo inaczej tego nie da się nazwać, dziecku można dać klapsa, ale Panu pewnie nie bardzo...

Ślady zostaną


Nawet jeśli klaps nie zostawi śladów na ciele dziecka, to zapewniam, na psychice tak. Polecam Panu lekturę TEGO TEKSTU, jak na przemoc zareagował mój syn, dziecko, które NIGDY jej nie doświadczyło. Mówi Pan,że dzieci są chyba z Pana dumne. Myślę, że kiedyś przeczytają wywiad z Panem i przestaną. Internet nie zapomina takich kwiatków. Psychika dziecka jest krucha, dopiero się kształtuje, klaps to nie tylko upokorzenie, to zaszczepianie w dziecku myśli, że coś jest z nim nie tak, skoro mama i tata go biją, to znaczy, że nic nie jest wart. Dziecko nie szuka winy w rodzicach, szuka jej w sobie. Uczy się też, że przemoc to odpowiedź na wszystko, z czym sobie nie radzi. Będzie biło kolegów w klasie, na początku tylko tak troszkę, jak tatuś... Kiedyś będzie bić swoje dzieci, bo przemoc rodzi przemoc.

Z poważamiem
Marta Lewandowska-Sobolewska
Matka trzech Synów, którzy nie wiedzą czym jest przemoc.

Blog Ojciec


Zaczęło się od Postu, który Blog Ojciec opublikował na swoim Instagramie i FB. Kliknij i podpisz.


O czym pamiętać pakując dziecko na kolonie

O czym pamiętać pakując dziecko na kolonie

Wczoraj już coś Wam napomknęłam, ale stwierdzam, że  w tym roku, to pewnie już będziecie szukać informacji, co dziecku spakować, niż czy je puścić, tamten tekst przyda Wam się za rok, ten, już dzisiaj. Bo skoro świadectwa odebrane, to tylko "wpier...l" i można jechać na wczasy ;)


pixabay

Poza tym, że jestem matką dzieciom, to jeszcze mam pewne doświadczenia, jako opiekun kolonii. I wierzcie mi dzieci w tych koloniach nie są najtrudniejszym elementem układanki, mimo że mam na koncie także wyjazdy z dziećmi z rodzin z problemami. Zawsze najtrudniejsze jest to, że rodzice nie chcą współpracować, bo wiedzą lepiej.


1. Odzież


Chcesz mieć pewność, że Twoje dziecko będzie codziennie zakładać czystą bieliznę? Z t-shirty zawiń majtki i skarpetki, tyle paczuszek, ile dni wyjazdu plus dwie zapasowe powinny załatwić sprawę. Zapoznaj się z informacją organizatora, co powinno mieć Twoje dziecko ze sobą i nie pakuj więcej. Bez sensu, żeby dziecko dźwigało. Pamiętaj,że wielka walizka na kółkach jest super na wczasy all inclusive, na kolonie - niekoniecznie. Takie wycieczki często nocują w ośrodkach wypoczynkowych rodem z PRL. Jeśli Twoje dziecko zatrzyma się w takim obiekcie na trzecim piętrze to plecak będzie mu tam łatwiej wnieść. Nie licz na bagażowych, to nie ten klimat.

2. Leki


Nie wkładaj dziecku syropku "na wszelki wypadek". Jeśli dziecko przyjmuje jakieś leki na stałe deponujemy je u wychowawcy i on odpowiada za dawkowanie. Na wszelki wypadek (gorączki, obstrukcji i zadrapań) koloniści mają ubezpieczenie i zapewnioną pomoc medyczną. Nawet jeśli Twoje dziecko jest najbardziej odpowiedzialnym ośmiolatkiem na świecie, nie wiesz, z kim zamieszka w pokoju, czy pod wpływem kolegów nie dostanie małpiego rozumu, itd. To są dzieci, nawet na lekach na zgagę jest napisane "przechowuj w miejscu niedostępnym dla dzieci". Nie bez powodu.

3. Kosmetyki


Zainwestuj w małe buteleczki i przelej do nich to w czym Twoje dziecko kąpie się, myje włosy w domu. Nie jest to czas na eksperymenty, nie chcesz chyba, żeby zadzwonili do Ciebie i powiedzieli, że dziecko ma ostrą reakcję alergiczną, kiedy Ty będziesz akurat głośno śpiewać"Gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni". To samo z pastą do zębów środkiem zabezpieczającym przed ukąszeniami owadów i tym,który nakłada się już post factum.

4. Telefon


Akurat tu jestem okropna, bo uważam, że dziecko, które jest odwożone i przywożone wszędzie, nie potrzebuje mieć telefonu w ogóle. Przecież masz nr do nauczyciela, szkolnego sekretariatu i rodziców kolegów, oni też raczej nie odmówią dziecku kontaktu z Tobą jeśli zajdzie taka potrzeba. My wychowaliśmy się w czasach, kiedy komórek nie było, ba, nie każdy miał telefon stacjonarny i szło się do szkoły z kluczem na szyi, trak się też wracało, rodzice podziwiali Cię jak spałeś a potem wieczorem, kiedy wracali do domu odkrywali, że nadal żyjesz. Twój dzieciak, też da radę. Na koloniach dzieci najczęściej nie mogą mieć telefonu i akurat ja uważam, że to bardzo dobrze. Większość z nich i tak zamiast dzwonić do mamusi oglądałaby po nocach głupoty na YouTube, albo grało zamiast spać.

5. Kontakty i odwiedziny


Masz oczywiście pełne prawo dzwonić i pytać jak się miewa Twoje dziecko, zwykle są wyznaczone w ciągu dnia godziny takich kontaktów. Ale czy koniecznie musisz rozmawiać z dzieckiem? Zakładam, że jeśli zdecydowaliście się je gdzieś puścić to dobrze sprawdziliście opiekunów, organizatorów, itd. Powinniście mieć więc do nich względne zaufanie. Jeśli dziecko świetnie się bawi, a po usłyszeniu Twojego głosu przypomni sobie, że jednak tęskni i zacznie płakać, co zrobisz? Kiedy czekaliśmy na Kazika zawieźliśmy starszaki do moich rodziców, oni tam mają all inclusive, uwielbiają tam być. Dzwoniłam codziennie, gadałam z mamą i Zetem, wiedziałam nieomal minuta, po minucie co robią. Któregoś dnia babcia zawołała Teda. Usłyszał mnie i to był koniec. Choć poprzednie 4 dni nawet o nas nie zapytał, kiedy usłyszał mój głos wpadł w taką histerię, że jeszcze godzinę później, kiedy po niego pojechaliśmy, bo wymiękłam, nadal pochlipywał. Zastanów się, nawet jeśli nie pojedziesz po niego, to czy chcesz, żeby płakał? Odwiedzinom jestem zupełnie przeciwna. Niewiele znam dzieci, których rodzice odwiedzili na pierwszym wyjeździe i te dzieci zdecydowały się zostać do końca turnusu.

6. Dane na wszelki wypadek


Większość dzieci, które jadą na kolonie raczej wiedzą, jak się nazywają znają też adres, dane rodziców i ich numery telefonu (przynajmniej powinny). Ale jeśli Ty jesteś w Warszawie, a Twoje dziecko na koloniach w Zakopanem, raczej nie staniesz szybko obok, kiedy zadzwoni do Ciebie ktoś obcy i powie, że Twoje dziecko straciło z oczu swoją grupę. Osobiście wewnątrz podręcznego plecaka Zeta przyszyłam zafoliowaną kartkę z nazwą kolonii, nazwiskiem i numerem telefonu opiekunki. Pamiętaj, żeby powiedzieć dziecku, gdzie ma takie informacje. Oczywiście w większości przypadków one się nie przydadzą, na całe szczęście zresztą, ale bywa różnie, lepiej się zabezpieczyć.

Bonus!


Jak już pisałam w poprzednim tekście, Zet pierwsze kolonie ma za sobą. Pojechał tam między zerówką a pierwszą klasą, miał więc niecałe 7 lat. Wybraliśmy bliską lokalizację (na wszelki wypadek), organizatorem tego wyjazdu była mama mojej przyjaciółki, do której miała absolutne zaufanie. Oczywiście byłam z nią hotline jak nie bezpośrednio, to przez Sylwię, której córka wyjechała z Zetem. Zet pojechał, nie zapłakał nawet razu, bawił się dobrze, głodny nie chodził, brudem nie zarósł, przebierał się codziennie, tylko paznokcie miał długie jak wrócił. Przywitał się ze mną i zapytał, gdzie jest Ted. Z bratem w doskonałych, serdecznych relacjach pozostawał przez następne dwa tygodnie, łącznie ze spaniem razem. W zeszłym roku na pewniaka zapisaliśmy go na te same kolonie, zresztą sam wyrażał taką chęć. Ostatecznie nie pojechał, bo... nie chciał rozstawać się z bratem. Może za rok pojadą już razem?
W jakim wieku dziecko powinno wyjechać na kolonie

W jakim wieku dziecko powinno wyjechać na kolonie

Czy moje dziecko jest gotowe pojechać na kolonie albo obóz? Zastanawia się co roku wielu rodziców. Jeśli szukacie odpowiedzi stuprocentowej na to pytanie, to nie pytajcie obcych. Zapytajcie siebie. Bo przecież to my rodzice znamy najlepiej swoje latorośle, przynajmniej tak powinno być.





Oferty biur podróży zapraszają na wyjazd już dzieci sześcioletnie, ale to nie znaczy, że każdy urodzony w 2013 roku dzieciak powinien już jechać na trzy tygodnie bez rodziców na Karaiby czy choćby do Ciechocinka. Ba, nawet nie każdy dwunastolatek jest na to gotowy. Skąd więc wiadomo czy Twoje dziecko powinno wyjechać?

Zacznijmy od chęci


Po pierwsze nie wchodzimy do przypadkowego biura podróży w drodze do Biedronki, bo poniosła nas impreza i nie kupujemy dziecku wyjazdu w ramach niespodzianki. To musi być odpowiedzialna, przemyślana decyzja. Dziecko musi chcieć pojechać, Wy musicie chcieć je puścić. Jeśli dziecko dopytuje Was o taką możliwość,a Wy jesteście w stanie wysłać je na obóz i nie mówimy tu tylko o możliwościach finansowych, to warto poszukać spokojnie odpowiedniej oferty.

Samoobsługa


Jeśli Twoje dziecko wieczorem wymaga pomocy przy myciu, trzeba mu przypominać o umyciu zębów, nie jest w stanie samodzielnie założyć piżamy, a rano nie umie ogarnąć ubierania, to od razu możesz uznać, że to jeszcze nie czas. Macie przed sobą trochę roboty. Przed wyjazdem na kolonie dziecię trzeba nauczyć absolutnej samoobsługi przy higienie. Jeśli wycierasz dziecku tyłek, to poza tym, że nie może pojechać samo, to jeszcze robisz mu krzywdę, a wierzcie mi lub nie, ale istnieją dzieci sześcio-, a nawet ośmioletnie, które nie są w stanie same się umyć.

Dieta


Kiedy Zet miał wyjechać na swoje pierwsze (i jak dotąd jedyne, ale o tym potem) kolonie, przez trzy miesiące skupiliśmy się na intensywnym rozszerzaniu diety. Żeby nam to dziecko nie zeszło z głodu, musieliśmy trochę powalczyć o... jedzenie chleba, tak, tak, pierwsze kanapeczki Zet przyjął jako siedmiolatek, wcześniej nie było takiej opcji. Zastanów się, czy Twoje dziecko jest w stanie zaakceptować żywienie masowe, przecież nikt nie zrobi mu na koloniach kluseczków lanych na rosole, bo on tylko to lubi. A coś jeść musi.

Gotowość do rozstań


Są dzieci, które nigdy nie nocowały nigdzie bez rodziców. Może warto zacząć od nocki u babci, cioci, kolegi? Nie rzucajcie się na głęboką wodę, tu lepiej sprawdzi się metoda małych kroczków. Bo dziecko będzie czuło się pewniej, a Wy będziecie spokojniejsi. Fajną opcją jest wyjazd z kimś, kogo dziecko zna i lubi. Chodzicie na konie, albo piłkę, może tam organizowany jest wyjazd? Często w wakacje na koloniach dorabiają sobie nauczyciele, może ten ulubiony Twojego dziecka ma takie plany? Warto się tym zainteresować,ewentualnie próbować dogadać się z rodzicami kolegów i koleżanek Twojego dziecka, może ich pociechy jadą w fajne miejsce, na debiut takie towarzystwo to dobry pomysł.

Nie będę Wam pisała, jak wybrać dobrych organizatorów czy bezpieczne miejsce, o tym jest mnóstwo tekstów w sieci, o swoim poglądzie na te sprawy może napiszę przy innej okazji ale jutro napiszę Wam jeszcze kilka  zdań o tym, co jest ważne, żeby dziecku taki wyjazd ułatwić, kiedy decyzja zostanie już podjęta.

Okiem Żywiciela: Z bloku do domu

Okiem Żywiciela: Z bloku do domu

Całe życie mieszkałem w bloku aż do 11 sierpnia 2017 roku. Całe życie chciałem mieszkać w domu na wielkiej działce aż do ... :). Żartuje dalej chce mieć dom na wielkiej działce najchętniej takiej, że jak będę chciał zabrać listy ze skrzynki to będę brał rower i jechał nim wzdłuż rzeczki, obok jaskini u podnóża skalistej góry i przez zagajnik, aż do tej skrzynki. Wiecie taki mały disneyland dla chłopca, który dalej we mnie mieszka.




Marzenie udało się spełnić częściowo i nasz disneyland da się obejść na nogach. Są jednak rzeczy, które mnie zaskoczyły po przeprowadzce - oto kilka z nich:

- trawa nie kosi się sama, chociaż akurat nie mam z tym większego problemu, bo można założyć słuchawki i te parę godzin spędzić z audiobookiem albo muzyką. Poza tym czyż piwo nie smakuje najlepiej właśnie po koszeniu?

- kominek to nie jest fanaberia - żebyśmy się dobrze zrozumieli ogień w kominku w zimowy wieczór jest rewelacyjny, ale poza tym kominek to wielki kloc zajmujący mnóstwo miejsca w salonie, który generuje dużo sprzątania kosztuje więcej niż 65 calowy telewizor i przez większą część czasu stoi nieużywany. Chyba, że masz piec, który rozpala się grzałką na prąd i nie da się do niego po prostu nasypać węgla i rozpali, ,a w Twojej okolicy dość częstą rozrywką są braki prądu. Nagle okazuje się, że takie alternatywne źródło ciepła, które nie potrzebuje prądu bardzo się przydaje i nie trzeba skrobać telewizora ze szronu żeby obejrzeć jakiś film.

- wiecie jak wielkie są drzewa? Pewnie każdemu wydaje się, że wie, ale niewiele osób tak naprawdę ma rację. Jakiś czas temu ścięliśmy 6 około 40 letnich świerków, które zagrażały naszemu domowi oraz domowi sąsiadów. Niestety, tak trzeba było zrobić. Pnie, gałęzie i igły zostały u nas na działce. Igły... Do tej pory usunąłem około 30 taczek samych igieł. Nie gałęzi, pniaków tych było duuużo więcej. 30 taczek samych igieł, a jeszcze pewnie drugie tyle zostało. Wyobrażacie to sobie? Mógłbym mieć basen wypełniony igliwiem a to tylko 6 drzewek.

- ptaki - w tym roku to po prostu szaleństwo - tyle ich śpiewa od samego rana,że najchętniej po wyjściu z domu zamiast do pracy poszedłbym na hamak i leżał cały dzień i chyba nawet obszedłbym się bez smartfona na tym hamaku przynajmniej przez jakiś czas. To, że będzie widać gwiazdy to wiedziałem, ale w mieście nigdy ptaki to prawie tylko wróble i gołębie, a tutaj? Różnica jest ogromna.

Najważniejszy fakt jaki zrozumiałem był dla mnie jednocześnie największym zaskoczeniem. Nigdy nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy mieszkali obok mnie nie myślałem o nich jako o sąsiadach ,a jako o obcych. Dopiero po zamieszkaniu na wsi zrozumiałem kim jest sąsiad. Jeśli zamiast 100 rodzin w bloku/na osiedlu masz 1-2 sąsiadów to lepiej żebyście grali w jednej drużynie. Jest to relacja, w której bardzo widać, że mały gest jednej osoby może bardzo dużo zmienić w sytuacji kogoś innego. Np. jedziesz odebrać dzieci ze szkoły/przedszkola i zabranie jednej osoby więcej do auta nie robi żadnej różnicy, ale dla drugiej rodziny to może oznaczać nie branie urlopu albo uniknięcie podróży. To samo jest z kurierami, pożyczaniem narzędzi i milionem innych rzeczy. Sąsiad szczególnie na wsi to skarb.

Oczywiście stwierdzenie,że "dostało się mieszczuchowi" w trakcie czytania jest jak najbardziej dozwolone tylko wiecie co? Wyprowadziłbym się jeszcze raz i jeszcze raz. Nie chce już wracać do miasta.


Wakacje z dziećmi, czy to koszmar rodziców?

Wakacje z dziećmi, czy to koszmar rodziców?

Dziś Teodor ma już zakończenie roku szkolnego, we wrześniu zaczyna zerówkę, Zet ma zakończenie roku za niecały tydzień. Nadejdą wakacje,zacznie się lato.  Lato z dziećmi. Ja i ich trzech, tak będą w większości wyglądać nasze najbliższe tygodnie.





Naszła mnie taka refleksja, że przynajmniej raz w tygodniu słyszę, jak ktoś mnie podziwia, bo ogarniam trzech synów. I ciągle zastanawiam się, czy oni faktycznie mnie z jakiegoś niejasnego dla mnie powodu podziwiają, czy chcą być grzeczni i podtrzymać rozmowę. Nie czuję się obiektem podziwu.

Coś za coś


Nasze dzieci są dobrze ułożone, ładnie się wysławiają, lubią czytać i są zwyczajnie fajne. W domu jest czysto, ale często panuje nieporządek. Bo jak mam jeździć na ścierze i przeganiać ich z kąta w kąt to wolę mieć rozwalone zabawki i uśmiechnięte dzieci. Wiecie, kiedyś będzie ładnie, a dzieci drugi raz małe nie będą. Wiem, że wielu moich czytelników to perfekcjoniści. Rozrzucone klocki, to nie u nich. Ale u nas to standard. Skoro cała trójka się bawi, jest w twórczym szale, to musi być bałagan. Skoro chcą pomóc w gotowaniu, to kuchnia będzie zarąbana. Ale moje dzieci w tym nieładzie noszą na codzień uśmiechy i umieją upiec biszkopt, ubić bitą śmietaną i siadają całą trójką czytać. Tak wolę.

To nie tylko mój "krzyż"


Celowo piszę w cudzysłowie, bo nikt nam nie kazał mieć trójki dzieci. Podjęliśmy świadomą decyzję i cieszymy się nią każdego dnia. We dwoje. Bo mówienie, że "ja fajnie wychowuję chłopców" to tęgie niedopowiedzenie. Mój mąż (tak znów laurka) jest mega zaangażowanym tatą. Zna kolegów naszych dzieci, wie co się działo wczoraj w szkole, jaki jest aktualny problem i za co pochwalić. W wakacje, może nie skosić trawy na czas, nie naprawi cieknącego kranu, ale z dziećmi spędzi maksimum czasu, jaki ma poza pracą, a przy tym stara się ich uczyć różnych rzeczy. Wakacje częściowo spędzimy u moich rodziców, bo Ted już po tygodniu od poprzedniej wizyty zaczyna płakać, że tęskni za babcią. Zet to w zasadzie ma troje rodziców, bo moja mama miała swój wielki wkład w wychowanie go, kiedy ja wróciłam do pracy. Bez dziadków, nawet jeśli nie są na co dzień, ciężko jest funkcjonować. Dzieci uwielbiają i moich i Michała rodziców, a my bardzo cenimy sobie wypady na kawę tylko we dwoje.

Uśmiechnij się, to wakacje!


Przeraża Cię, że Twoje dziecko będzie ciągle w domu? Niepotrzebnie! On (lub ona) też chce przeżyć te dwa miesiące fajnie. Więc rozluźnij tyłek i bądź dzieckiem. Śpij ile fabryka dała, tańcz w rosie, skacz na trampolinie i wyluzuj. Jak nie zjecie zupy, nie umrzecie, Twoje dzieci nie będą tego wspominać, ale rodzica, który zabierał je regularnie na rower już tak. Niezależnie od tego, czy spędzisz z dziećmi całe lato, czy tylko dwa tygodnie cennego urlopu, baw się i pozwól im się bawić!

Przyjrzyj się


Nasze dzieci od rana do nocy są zajęte, szkoła,zajęcia pozalekcyjne, treningi i inne "cuda-wianki". Takie mamy czasy, że tego czasu nie ma. W wakacje częściej widujesz owoc swoich lędźwi, więc przyjrzyj się mu. Może dziwnie reaguje na piasek, unika zamoczenia się, albo niepokoją Cię inne jego zachowania. Masz czas, skup się na dziecku, to doskonała okazja, żeby ocenić jego rozwój, zobaczyć relacje na placu zabaw, zgrabność w ruchach, emocje... Wykorzystaj ten czas, następny dopiero za rok.
Uff, jak gorąco 11 porad, jak radzić sobie radzić w upały

Uff, jak gorąco 11 porad, jak radzić sobie radzić w upały

Ciepło co? To chyba najczęściej używane zdanie do rozpoczęcia niezobowiązującej dyskusji w ostatnich dniach. Przecież wszystkim jest ciepło. W końcu już prawie lato, czerwiec mamy rekordowo ciepły. Niby wszyscy wiemy, że nie wolno leżeć w południe plackiem na trawniku, ale jakie są te żelazne zasady zachowania w upały? 




Przede wszystkim pamiętajmy, że najbardziej narażeni w tak wysokie temperatury są ludzie starsi, chorujący na serce i małe dzieci. Jeśli chwilę się zastanowimy wystawimy też miskę z wodą dla bezpańskich i dzikich zwierząt. Ale o czym jeszcze pamiętać?

1. Zakazane godziny


Warto wzorować się na krajach, gdzie upały są standardem, tam częstym zjawiskiem są sjesty. Oczywiście urzędów w Polsce nikt nie zamknie, ale jeśli nie musisz wychodzić między 11 a 16 zostań w domu. Na spacer z dzieckiem idź bladym świtem, albo wstrzymaj się do popołudnia.

2. Nawadniaj się ale unikaj lodu!


Teraz będą nudne, ale ważne cyferki, zacznę od dzieci w wieku 6-12 miesięcy. taki malec powinien wypijać 800-1000 mililitrów wody na dobę, dzieci 1-3 letnie 1,25 litra, przedszkolak - 1,6 litra, dzieci w wieku 7-9 lat - 1,74 litra. Dorosła kobieta potrzebuje około 2 litrów, mężczyzna 2,5 litra. Nie jest to ilość wody, którą mamy wypić tylko przyjąć, czyli również ta w posiłkach i owocach. Tak czy inaczej jej ilość wzrasta wraz z temperaturę. W upały powinno zwiększyć się spożycie wody o 40 proc. Wiem, że kiedy za oknem piekło zimna cola brzmi kusząco, ale lepiej sobie ją darować. Zimny napój może wywołać w rozgrzanym organizmie szok termiczny. Unikajcie też alkoholu, kawy i mocnej  herbaty, one odwadniają. Najlepsza będzie woda w temperaturze pokojowej albo niezbyt mocna herbata zaparzona kilkanaście minut przed wypiciem.

3. Czapka na głowę, okulary na nos


W dobie kiedy modne są wszelkie chustki, turbany, kapelusze, możemy przebierać i wybierać, co założymy na głowę, ale nie wychodź z domu bez nakrycia głowy, bo nie tylko przesuszysz włosy, ale też możesz doznać udaru. Oczy też warto chronić przed szkodliwym promieniowaniem, ale nie okularami z bazaru czy marketu, kup jedną parę porządnych okularów u optyka, takich z filtrami.

4. Bez filtru się nie ruszam


Każdego roku u Polaków diagnozuje się 3 tysiące nowych przypadków czerniaka. Poza tym, nawet jeśli będziesz mieć szczęście w tej loterii, to istnieje coś takiego, jak fotostarzenie skóry. Innymi słowy chcesz byćpiękna młoda i zdrowa, sięgnij po kremy i preparaty ochronne 30 lub nawet 50 SPF. Osoboście mam uczulenie na słońce, używam "pięćdziesiętki" zapewniam, słońce dalej "bierze" tylko tak zdrowiej.

5. Zajrzyj do lodówki


Czy naprawdę uważasz, że żurek i klopsy w ciężkim sosie to jest danie na dziś? Może lepiej sięgnąć po sałatkę, albo chłodnik? Nie zmuszaj też dzieci do jedzenia w samo południe, w wyjątkowo upalne dni można klasyczny posiłek zastąpić choćby sokiem warzywno-owocowym. U nas dziś dla Kazika będzie sok z marchwi, selera naciowego i jabłek.

6. Odkryj ten wózek!


Nigdy nie zakrywaj wózka z dzieckiem pieluchą, to tak, jakbyś zamknęła dziecko w szklarni, albo nagrzanym samochodzie. Przy 32 stopniach na zewnątrz wiatr nie zrobi dziecku krzywdy, od słońca osłoń parasolem.

7. Kierowco weź wodę


Upały dla kierowców to jest masakra, zanim wsiądziesz do samochodu otwórz drzwi i wywietrz. Dopiero wtedy wsiądź i włącz silnik unikaj bardzo chłodnego nawiewu w twarz, żeby się nie przeziębić, staramy się też nie szaleć z tym chłodem, 5-7 stopni mniej niż na zewnątrz będzie w sam raz. Jeśli czujesz, że potrzebujesz rób przystanki, lepiej się spóźnić i dojechać. Nie zapomnij zabrać ze sobą większej ilości wody, nie tylko do picia, ale też na wypadek awarii układu chłodniczego, który ponoć może oszaleć w upale.

8. Czas wywietrzyć lokal!


W ciągu dnia zamknij okna i opuść rolety lub zasłoń zasłony. Wietrzyć najlepiej jest wczesnym rankiem lub późnym wieczorem, kiedy temperatura na zewnątrz jest niższa.

9 Ulga tu i teraz


Kiedy jest naprawdę gorąco warto zamoczyć stopy lub kark. Pomocne mogą też być odświeżające mgiełki i woda termalna w sprayu. Przyniosą natychmiastowe orzeźwienie.

10. Sen nietypowy


Łóżko Zeta jest wysoko, pod spodem ma biurko. Kiedy wjechały upały, materac zjechał na podłogę. Niżej jest chłodniej, fajną opcją jest też sen w hamaku. Wtedy owiewa nas ze wszystkich stron i robi się przyjemniej. Warto latem sięgać po satynową pościel, jest chłodniejsza.

11. Pamiętajmy o zwierzakach


Wystaw tą wodę w misce, nawet jeśli mieszkasz na piętrze, przecież ptaki też są spragnione. Na ogrodzie napiją się koty, psy, jeże i wielu innych mieszkańców okolicy są spragnieni. Na spacerze nie ciągnij psa po betonie. pozwól mu iść po trawie. Próbowałeś chodzić boso po chodniku w tym skwarze?

A jak Wy sobie radzicie?
Jak uratowałam włosy przed ścięciem

Jak uratowałam włosy przed ścięciem

Rok temu musiałam podjąć drastyczne kroki, moje zmęczone ciążą, farbowaniem i ciągłym upinaniem włosy spadły na podłogę w salonie fryzjerskim, było ich nie mało, bo tak z 60 cm, ale nie było innego wyjścia. Suche pasma już dawno przestały być ozdobą, a zaczęły być problemem. Rozczesywanie, to był koszmar, o układaniu nie było mowy. A przecież czytałam składy kosmetyków, używałam odżywki, a jednak coś poszło nie tak. Było tylko jedno wyjście - zacząć od nowa.




To "od nowa" na początku było proste. Moja nowa, bardzo krótka fryzura wymagała w zasadzie tylko regularnego mycia i odrobiny pudru do stylizacji. No i troszkę lakieru, i odrobinki suszenia... Po farbowaniu stwierdziłam, że w zasadzie poza tym, że ścięłam te włosy, to nie zrobiłam nic inaczej. A wiadomo, tylko idiota podejmuje w kółko te same kroki oczekując, że ich rezultat w końcu będzie inny. Coś trzeba było w końcu zmienić.

Nowa marka na rynku


Moje niezwykle ekscytujące przemyślenia na temat mojej fryzury zbiegły się z konferencją prasową z okazji wprowadzenia na polski rynek nowej marki kosmetycznej - Arganicare, dzięki uprzejmości dziewczyn z AllAboutLife.pl miałam okazję tam być. Nie myślcie sobie, że byłam tam wczoraj, o nie, nie. Ja nie z tych, kosmetyki testuję od ponad miesiąca, a że głowę myję codziennie, to już coś mogę Wam o nich powiedzieć.




Kolagen mój przyjaciel


Kolagen, to jest takie coś co sprawia, że jesteśmy jędrni, a nasze włosy są sprężyste. Z wiekiem nasz prywatny kolagen przestaje być prymusem i jeśli chcemy zachować młody wygląd dobrze jest go dostarczać z zewnątrz. W kremach ten składnik jest już zupełnie powszechny, jednak warto go szukać także w kosmetykach do włosów. Seria, która trafiła w moje ręce miała nawilżać, uelastyczniać i odbudowywać włosy, gwarantując jednocześnie lekkość i jak pięknie pisze producent na swojej stronie "chronić je przed trudami dnia codziennego". W skład mojego zestawu testowego weszły szampon i odżywka do włosów cienkich, uszkodzonych i łamliwych, a także spray 10 w 1, który ułatwia rozczesywanie. Nie będę Wam przepisywać tu składów i obietnic producenta, bo możecie sobie kliknąć TUTAJ i sami poczytacie. Znajdziecie tam też pełną ofertę kosmetyków. Wolę się skupić na tym co faktycznie zadziało się  na mojej głowie.




Pierwsze wrażenie - bez szału, a drugie?


Po pierwszym użyciu tych kosmetyków zadzwoniłam do koleżanki i rzekłam coś w stylu: chyba mi nie podeszły te kosmetyki, ten szampon jakiś tępy bez SLS, odżywka też taka sobie. Ale poużywam jeszcze, zobaczę, co będzie. Godzinę później dotknęłam swoich włosów i... nie mogłam przestać! Włosy były gładkie, miękkie i takie "sypiące się" lub mówiąc bardziej po ludzku - nie plątały się. Była to przyjemna odmiana. Przy kolejnym myciu przypomniałam, sobie że mam jeszcze serum. Oczywiście czytanie instrukcji jest dla mięczaków i użyłam go źle. Bo powinnam przed myciem, a ja użyłam po myciu przed suszeniem i co? I nie wydarzyła się żadna tragedia, włosy dalej były lekkie a przy tym niewiarygodnie gładkie, jak tafla szkła, dosłownie.Ale to serum zachwyciło mnie czymś jeszcze. Resztki wsmarowałam w dłonie i okazało się, że te są tak gładkie, jak po zabiegu parafiną.  Magia! Na wyjazd nie pakowałam pełnowymiarowych kosmetyków, wzięłam ze sobą próbki. Te do których podchodziłam najbardziej sceptycznie - z olejem kokosowym. Zwykle po nim okropnie puszą mi się włosy, więc uzbroiłam się w garść spinek, tak na wszelki wypadek. Jak się okazało niepotrzebnie. Te też były  dobre dla moich włosów. Jednym słowem piszę Wam laurkę bo jestem szczerze zachwycona i z czystym sumieniem polecam.




Czy to drogie?


I tak i nie. Z mojego punktu widzenia 43 zł za szampon czy odżywkę to dużo, za serum trzeba zapłacić prawie 70 zł. Gdybym tu ostatnią postawiła kropkę to byłoby to niedopowiedzenie. Używam tych kosmetyków od miesiąca, codziennie. Na raz wykorzystuję trzy - cztery naciśnięcia pompki jednego i drugiego kosmetyku. Zużyłam może 1/6 opakowań. A mają one pojemność 400 ml. Serum używa się dosłownie 3 kropelki na krótkie, choć bardzo gęste włosy, na długie potrzeba pewnie 10. Kosmetyki są bardzo wydajne i dzieląc ich cenę na  pół roku (bo pewnie na tyle mi wystarczą) wychodzi całkiem rozsądnie. Popularny szampon "zamiast nożyczek" kosztuje około 13 zł i wystarcza mi na 4 tygodnie. Więc jest defacto droższy.

Przychodzi Żywicielka do fryzjera...


Tą recenzję chciałam już napisać tydzień temu,a ponieważ wybierałam się do fryzjera, postanowiłam poczekać. Zapytałam moją niezastąpioną Sylwię, w jakiej kondycji są moje włosy. Wiecie, opinia eksperta. Pochwaliła. Uff. Stwierdziła, że o Arganicare już ktoś jej mówił i faktycznie widać po moich włosach, że kosmetyki są warte uwagi. Także jeśli szukacie czegoś naprawdę bombowego do suchych i zniszczonych włosów to z czystym sumieniem zachęcam do wypróbowania. Nie zawiedziecie się. Już nie mogę się doczekać, kiedy jesienią pojawią się ich kosmetyki do pielęgnacji twarzy.

I bonus dla tych co dobrnęli do końca - Żywicielka z długimi włosami.


Okiem Żywiciela: Kim On jest?

Okiem Żywiciela: Kim On jest?

Kiedy szukałem tematu na dzisiaj Zet z dziecięcą prostolinijnością stwierdził "Tato, napisz o mnie". A, że podobno dzieciom się nie odmawia więc oto Zet:





Wielbiciel Minecrafta, hodowca slime'ów (Slime Rancher) i wielbicielem historii wszelakich byleby były śmiesznie opowiadane. Zygmunt jest najstarszy z całej trójki więc jak to z prototypem bywa na nim uczyliśmy się, co to znaczy mieć dziecko i to On wywrócił nasz świat do góry nogami. Jeśli kiedyś to przeczyta, może jako nastolatek to niech wie, że jest Mega kolesiem i bardzo się ciesze, że jest z nami.

Mógłbym tu pisać o aspergerze i całej historii, jaka temu towarzyszy ale Zygmunt bardziej chciałby, żebym opisał to, co budował w Minecrafcie myślę, że może kiedyś powstaną wirtualne galerie z rzeźbami z minecrafta, a wtedy On bedzie Fidiaszem sześcianu.

To niesamowite patrzeć, jak dojrzewa młody człowiek, jak zmienia się jego zachowanie i jak to, co jeszcze niedawno było nieosiągalne, nagle wydaje się proste. Jak możesz poprosić syna, żeby poszedł do pobliskiego sklepu, jak budzisz się rano, a uśmiechnięty urwis oznajmia, że rozpakował zmywarkę. Jak chwyta brata z rękę na parkingu, żeby nie wpadł pod samochód. Jak pływa samodzielnie, chociaż jeszcze miesiąc temu musiałeś stać tuż obok w basenie i podtrzymywać.

Powiedzieć, że Zygmunt lubi czytać, to nie powiedzieć nic. Nie ma wieczoru, który nie kończyłby się lekturą, albo powiastka o smokach, albo encyklopedia dla młodych, a i gazetą o grach też nie pogardzi.

Wiele razy nas zaskoczył i udowodnił, że w dyskusji jest przeciwnikiem, którego należy szanować. Ostatnio dwa razy z rzędu użył zwrotu "w Kilimandżaro" więc poprawiłem go (tak mi się przynajmniej wydawało), że Kilimandżaro to góra i mówimy na Kilimandżaro , usłyszałem, że to wulkan i jako taki ma krater i tym sposobem można coś wsadzić w Kilimandżaro...  Dyskusja z Zetem jest jak spontaniczna wyprawa, nigdy nie wiesz dokąd Cię zaprowadzi. Czasem jest to właśnie wnętrze Kilimandżaro, czasem starożytna Grecja, a jakiś czas temu tablica Mendelejewa, która zbudował z bratem. Nie można się nudzić po prostu.

Jak każdy rodzic zastanawiam się co wyrośnie z moich dzieci i mam nadzieje, że będą mieć w życiu lepiej niż ja. Co będzie robił Zet? Nie wiem, ale pewnie nakręcą o tym kiedyś film scenariusz powinien napisać Juliusz Verne, a reżyserować Michael Bay.




Ach co to był za maj!

Ach co to był za maj!

W kilku słowach opowiem Wam co wydarzyło się u nas w maju. Bo był to naprawdę fajny miesiąc i chciałabym zachować go w pamięci, jak najdłużej.




Pogrupuje sobie trochę te wspomnienia i pokaże Wam kilka naprawdę fajnym momentów, które zatrzymaliśmy w kadrze. 

#majwsukience


Nie udało mi się przechodzić tak 31 dni, bo pogoda daleka była od ideału, ale odpuściłam może 3 dni, z czego raz Kazik miał gorączkę i nie wytknęłam nosa z domu. Nie przewietrzyłam wszystkich sukienek z szafy, ale czerwiec zapowiada się łaskawiej, więc nadal jest szansa :) <KLIK>








No to zaczynamy! Maj w sukience, pokażcie swoje kiecki na dziś! U mnie w roli głównej moja ciążowa sukenka, którą uwielbiam za kolor, materiał i kieszenie. Mimo, że w ciąży nie jestem ( @monia_mamita nie ma szans!) to tą kieckę kocham i zostawiłam ją sobie. Jak się ogarnę to wrzucę Wam na story, jak to wygląda na człowieku, póki co człowiek jeszcze nie nadaje się do publikacji 😜 My dziś ruszamy zbierać mlecze na miód majowy, najlepsze są te z pierwszej dekady maja zbierane przed deszczem. U nas jeszcze nie pada, więc spieszymy się. Przetwory czas zacząć! #majwsukience #flatlay #flatlaystyle #flatlaynation #flatlaysquad #flatlaylove #dressy #womenoutfit #classicstyle #rockstyle #outfitinspiration #fashionstyles2you #fashionstyles2me #momfashion #momootd #momswithstyle #stylishmama #reallifemom #sukienka #ramoneska #dailydress
Post udostępniony przez Marta Lewandowska (@matka_zywicielka)

Wszystko kwitnie


Jak każda szanująca się blogerka po prostu musiałam być przy ścianie bzu, w sadzie, wśród kwitnących jabłoni i na polu rzepaku, no nie mogło być inaczej. A Michał zrobił tak piękne zdjęcia, że sama nie wiem, co pokazać.








Post udostępniony przez Marta Lewandowska (@matka_zywicielka)



Wyświetl ten post na Instagramie.

W tym oto rzepaku dostaliśmy od chłopa ochrzan, że depczemy 🙈 Rzepak mi świadkiem, że nie ucierpiała żadna gałązka 😂 Dziś buro i ponuro, ale przynajmniej nie muszę się martwić, że moje świeżo wsadzone jaśminy uschną, nie ma tego złego. Na blogu Michał napisał tekst pod wiele mówiącym tytułem "chłopiec czy dziewczynka?" 😱 Idę po kawę, bo trochę zaspałam, na szczęście dzieci nie zaspaly, więc są już w placówkach, a ja siedzę i się zastanawiam, która kieckę dziś złożyć 🤔 Dobrego poniedziałku InstaLudzie! 😘😘😘 #blondegirl #womanoutfit #rzepak #yellowflowers #rockstyle #mystyle #fashionstyles2you #fashionstyles2me #womanstyle #majwsukience #kwiatowo #kobietapo30 #kobietapotrzydziestce #styleinfluencer #modnamama #springoutfit #myeverydaymagic #inspiremyinstagram #styleinspo #polerzepaku #rapefield #fieldofdreams #bloomingeverywhere #fieldofflowers #fieldofrape #yellowfield #mondaymood

Post udostępniony przez Marta Lewandowska (@matka_zywicielka)



Świętowaliśmy! 


9 maja 2009 roku świętowaliśmy naszą 10 rocznicę ślubu. A potem jeszcze był dzień matki, były łzy wzruszenia w przedszkolu i bardzo przyjemny obiad z moją mamą, tylko we dwie po babsku <3


  


Czas  z dziećmi


Upłynął nam głównie na planszówkach zabawach w domu i wspólnej lekturze, bo ciągły deszcz skutecznie unieruchamiał nas w domu, ale czy to takie do końca złe? Nie powiedziałabym.





Byłwałam


Dwa razy udało mi się w pojedynkę pojechać do Warszawy na fajne imprezy, pierwszą z nich była konferencja z okazji wprowadzenia na polski rynek kosmetyków Arganicare, które testuję już na tyle długo, że za parę dni będę mogła napisać dla Was rzetelną recenzję. Drugie wyjście to była Gala wręczenia nagród Influencer'sTop2019. Powiem Wam, że jestem pod wrażeniem wielu polskich marek, która tam odkryłam i sukcesywnie możecie spodziewać się informacji na ten temat.


Matka do garów


W tym miesiącu w naszej kuchni ruszył proces ładowania spiżarni na zimę. Już mamy syrop z mniszka lekarskiego i pędów sosny. Ale nasza codzienna kuchnia nieco zelżała, coraz więcej w niej warzyw i owoców - idzie w końcu lato. Żeby nie narazić się na deficyty białka i dostarczyć go naszemu jedynemu wegetarianinowi w domu zaczęliśmy sięgać po białko konopne i powiem Wam, że to jest hit!






A teraz czekamy, co przyniesie nam CZERWIEC! <3
Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger