Z pamiętnika matki cz 1

Dziś będzie nietypowy wpis. Bo jakby z pamiętnika młodej (no dobra, nie aż tak bardzo młodej) matki. Sporo czytam blogów, nie tylko parentingowych, ale i lifestylowych (nadal się będę upierać, że mój własny zalicza się raczej do tych drugich), rzadko widuję na nich posty o tym, że coś nie wyszło. Sama staram się pisać tylko o tym, co pozytywne. O rzeczach, które mnie poruszają, o dobrych książkach, smacznym jedzeniu i sposobach na dzieci, które działają. Ale czy jestem idealną supermamą, której zawsze wszystko wychodzi? Co to, to nie!


pixabay


Wczorajszy dzień należał dla mnie do totalnych porażek. I wcale nie było zabawnie, jak z wpadkami za kierownicą, czy kulinarnymi niewypałami. Było mi źle i smutno, i płakałam, i byłam bezradna. Już myślałam, że do Was nie napiszę, przez ten tabun wszystkiego, co się działo, bo jakoś nie mogłam się zebrać, żeby nasmarować coś lekkiego. Wtedy pomyślałam - hej czy zawsze musi być lekko? Przecież Tobie nie jest, to może im o tym napisz!

Zaczęło się jak u Hitchcocka


Otworzyłam oczy, słoneczko za oknem 7:15, czerwiec, ptaki za oknem śpiewają, bajka... Wstałam z łóżka, Kazik się obudził i zaczął jęczeć. Powiedziałam "poczekaj", a on wziął do reki mój telefon i zrzucił na podłogę. Dziś mijają dwa tygodnie, jak odebraliśmy ten telefon z serwisu, wtedy miał zbity wyświetlacz. Teraz ma zbity wyświetlacz... Jak to zobaczyłam, po prostu zaczęłam płakać, nie mogłam przestać. Byłam zła, smutna, bezradna... Od razu przeszła mi przez głowę myśl, że fatalnie się ten tydzień zaczął, a wiadomo, jaki poniedziałek...

Potem kolejne fajerwerki


Próba pracy przy półtorarocznym dziecku oczywiście jest pomyłką, nie ma takich technicznych możliwości, żeby on usiadł i chwilę posiedział, poza tym skoro w domu są wszystkie dzieci, to mniej więcej w momencie, kiedy trzeci kończy jeść śniadanie, pierwszy już chce drugie śniadanie, poza tym, ktoś czegoś nie wie, ktoś inny coś zgubił i tak w kółko. Normalnie wykonuję wszystkie takie wydania i podania wykonuję lewą ręką bez wstawania z kanapy. Dziś? Dziś mnie to wszystko przerosło, zwyczajnie, nie ogarnęłam. Miałam napisać w dzień tekst, zrobić zdjęcia, bo chciałam Wam polecić super książeczki, miałam pomalować fronty od szafek, miałam, miałam, miałam i prawie nic z tych rzeczy nie zrobiłam. Ciągle ktoś coś chciała, a ja z każdą minutą czułam, że podchodzę bliżej krawędzi, a za nią tylko otchłań bezradności. Więc... znowu płakałam.

Może jak zaśnie


Tak sobie powtarzałam, że położę Kazika, powieszę pranie i poza odkurzaniem zrobię milion rzeczy niehałaśliwych. Jak już zacznę to pójdzie przecież z górki. Najgorzej zacząć. Usiadłam więc z najmłodszym na kanapie, uciszyłam starszaki i czekam, zasnął, odkładam, krzyczy, biorę na ręce, zasypia, położę się z nim i potem ucieknę. Nie uciekłam, próbowałam 3 razy, w końcu nie wytrzymałam, poszłam sobie prosząc, żeby poszedł spać, albo się uspokoił. Nie zrobił żadnej z tych rzeczy, więc stwierdziłam, że wydam obiad. Nieco zbyt słony krem ze szparagów i karkówka z ziemniakami i ogórkami wzbudziły zadziwiający entuzjazm. Zjedli, zadowoleni i wtedy znów ta myśl "ciekawe, co pier...nie?"

Bomba na stopie


Po obiedzie normalnie, wiecie, zmywarka, blaty, szara rzeczywistość. Jeśli śledzicie nas na INSTAGRAMIE to pewnie wiecie, że Kazik właśnie rzuca pieluchy. Do tego momentu pokonał z pięć par majtek. Stoję radośnie przy zlewie i słyszę... Nadciąga zło, nim zdążyłam dojść do łazienki z dzieckiem wiedziałam, że poniosłam porażkę. W łazience, to co nigdy nie powinno znalazł się na mojej stopie. Znów się rozryczałam, z tej bezradności, porażki i dlatego, że moim dziennym plecaczku kamyczków było już pod dekiel. "Więcej nie udźwignę" pomyślałam. Do łazienki wbiegł Teodor.  - Mamusiu, czy Ty płaczesz? - zapytał. Nie czekał na odpowiedź, przytulił mnie mocno, a wiedzcie, że jak Teodor przytula, to przenika Cię, nie ma granicy między Wami, on bierze od Ciebie część smutku i on po prostu znika. Podniosłam się, dosłownie i w przenośni, umyłam i przebrałam Kazika, zabrałam ich na lody. Dlaczego? Bo w końcu w mojej głowie przestały się pojawiać myśli "tydzień źle się zaczął". Nagle dotarło do mnie, jak paskudnie zaklinam rzeczywistość i jak ściągam na siebie kłopoty.

Happy end?


Ten dzień do końca był ciężki. Mam pół pralki zasikanych gaci, na spacerze Kazika przebierałam dwa razy, nie poczytałam dzieciom na zasypianie, nie umyłam podłogi, nie wiem, co jutro dam im na obiad, prace w pokoju Kazika nie posunęły się nawet o centymetr.  Pisząc to jem chipcy, oglądam "GoogleBox" i zastanawiam się, czy mieszając "dziś" i "wczoraj" nie popsułam do końca tego tekstu. Ale jednocześnie towarzyszy mi myśl, że jutro (czyli dziś) jest nowy dzień, nowy początek, nowa szansa. Jedyne, co muszę zrobić to wziąć się w garść, uśmiechnąć się do siebie w lustrze i zapomnieć o porażkach. Rozpamiętując to co nie wyszło nie posuniesz się na przód. Wyciągając wnioski z porażek i ucząc się na błędach masz szanse dobiec do mety. Więc "albo, albo"

Nie wiem, jak Wy, ale ja rano zaczynam od czystej karty i jutro planuję wrócić do starego zwyczaju,  jak rano odbędzie się porażka, to w południe zacznę od nowa, i po obiedzie i jeśli trzeba będzie  to wieczorem też. Bo sama siebie programuję tylko dobrze.

A tak przy okazji, poszukuję pięknych i oczywiście tanich dodatków w stylu boho i marynarskim do wnętrz, pomożecie? A może mamy tu na pokładzie jakiegoś specjalistę od roślinek? Potrzebuję palm i traw, które wyglądają tropikalnie a dadzą radę w cieniu i w naszym klimacie. Mam tu aktualnie rozgrzebane trzy projekty, dwa wnętrzarskie i jeden "zewnętrzarski" ;) Będziecie chcieli zobaczyć?

5 komentarzy:

  1. Nie tylko ty tak masz, moja Florka działa od kilku dni podobnie, a ja nie jestem w stanie zrobić nic...

    OdpowiedzUsuń
  2. O Matko dzięki Ci za ten tekst! :* Myślałam że tylko ja mam takie dni kiedy to życie podsyła takie iskierki... Rzuci jedną, drugą, trzecią... I czeka ile potrzeba żebym się poddała, albo popłakała... Dobrze wiedzieć że jest Nas więcej :)
    Jeszcze raz dzięki :* My kobiety jesteśmy mega twardzielki, mimo kilku łez które lecą czasem jak szalone :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, takie dni - to normalne. Każdy tak ma, każdemu się zdarza. Życzę siły, dopuszczania i pozytywnego myślenia. Wszystko mija, a jutro będzie lepiej. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie jedna kobieta doskonale wie o czym piszesz...
      Kasia H.

      Usuń
  4. Czytając takie teksty zaczynam się zastanawiać, czy chcę zostać matką :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger