Okiem Żywiciela: Weekend bez Mamy

Udało się!!! W końcu po wielu namowach, tłumaczeniach, nocnych rozmowach mąż postawił na swoim. Żona spakowała manatki i pooojechała. W końcu, bo jej się należało, w końcu, bo nieraz mówiła, że zmęczona, że potrzebuje odmiany i co? I jakoś tak dziwnie się nie składało, bo co dzieci powiedzą, co ja biedny zrobię, jak komuś rączki odpadną i inne różne takie straszki większe i mniejsze.



 

Tym razem żona wpadła we własne sidła i dzięki Prezent Marzeń oraz TeoDorka Med&SPA pojawił się termin, miejsce i towarzystwo w osobie Anety i tym sposobem 90% powodów przeciw wyjazdowi zostało usuniętych. Teraz było już z górki.

Dramat w trzech aktach i czterech osobach?


Piątek


Około 13 pożegnaliśmy rzewnymi łzami Matkę Żywicielkę i wróciliśmy do swoich zajęć. Największą obawą była noc z Kazikiem, ponieważ jest jeszcze na piersi i śpi bardziej z Nami niż sam. Starsi chłopcy przez bite trzy godziny katowali żołnierzyki (tak te małe plastikowe jakimi bawiłem się ja) i z pomocą lego tworzyli nowe rozdziały historii podboju świata, a dokładnie jednego z pokoi w domu we wsi w centralnej Polsce (od czegoś trzeba zacząć). Potem przestało padać więc bluzy, spacer i łapanie Pokemonów, kolacja, kąpiel i pierwszy dzień z głowy. Z premedytacją wziąłem ich na spacer przed snem, bo wiedziałem, że to spowoduje, że Kazik zasnąłby nawet na furmance jadącej w rajdzie Paryż - Dakar. Budził się w nocy 3 razy szukając Mamy (tego należało się spodziewać) ale trochę spokojnego głosu i bujania dało radę go uspokoić (Zygmunt pomagał go ugadać).

Sobota


Zaczęliśmy od ulubionego sportu Polaków czyli zakupów (nieduże i bez mrożonek) i łowy na Pokemony w nowym siedlisku w okolicach Twierdzy Modlin. Rano nie ma komarów, więc można było sobie na to pozwolić. Po obiedzie w końcu zebrałem się do jakichś prac domowych (zmywarka, pralka i odkurzacz - święta trójca). Chłopcy rysowali plany maszyn bojowych i zmuszali naszego gościa do oceny przydatności miotacza podgrzewanej piany na festynie z okazji dnia dziecka. Potem kąpiel, zasypianie w objęciach Taty i można zerwać kolejną kartkę z kalendarza.

Niedziela


2.40 nad ranem Kazio budzi się w poszukiwaniu Mamy (standard) idąc za nim trafiamy do pokoju Zygmunta gdzie okazuje się, że najstarszy wyrasta na nocnego marka, bo w najlepsze ogląda YouTube'a. Poprosiłem żeby poszedł spać, poszedł, a raczej wyciągnął z półki książkę z wierszami dla dzieci i położył się. O 6 rano była druga i ostatnia wędrówka Kazika w poszukiwaniu Mamy (więc postęp, bo z 3 zeszliśmy do dwóch). Rano się trochę pobawiliśmy, potem święta trójca, około 13 z pokoju wytoczył się Zygmunt, po 14 z naszej sypialni wytoczył się Ted (zaprosiłem go tam, po tym jak znalazłem go o 9 śpiącego w salonie, chociaż jeszcze o 2 nad ranem spał u siebie). Dostali obiado-śniadanie i już około 16 wróciła Mama. Radościom nie było końca.

I co?


I nic. Po prostu normalnie żyliśmy przez te trzy dni korzystając z tego, że ja mam urlop, a Oni wakacje. Nie było to nic nadzwyczajnego, ani niezwykłego. Nie były potrzebne żadne Babcie, Teściowe ani inni pomocnicy jak sugerowali niektórzy. To były po prostu kolejne trzy dni z tysięcy jakie za Nami i przed Nami.

Dlaczego poszło tak gładko? Jakbym miał powiedzieć tak w skrócie to:
Słuchaj dzieci, szanuj dzieci i wymagaj tego samego od nich.

6 komentarzy:

  1. Brawo!I humor jest, wędrówkę ludów była i można było pogadać i zapraszam na jeziora!

    OdpowiedzUsuń
  2. I słusznie, nie wiem dlaczego niedocenia się Panów Mężów w zakresie opieki nad dziećmi.
    Było fajnie jak widać z opisu :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i super. Taki czas jest ważny i potrzebny, nie tylko dla mamy, ale i dla taty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tsta! Jesteś nieoceniony i niedoceniony...wg mnie DOSKONAŁY!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem za! Mama potrzebuje chwili dla siebie - a tato możliwości, żeby się wykazać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najważniejsze, że wszyscy zadowoleni! O to przecież chodzi:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger