Rodziny się nie wybiera! Gra dla dorosłych

Matko, jak ciężko wrócić do rzeczywistości. Dla nas ten kwiecień był cudowny, dużo wolnego, również dla Żywiciela, trzy fantastyczne wyjazdy... Majówkę spędziliśmy na leniwca w domu, postanowiliśmy nadgonić trochę zaległości i sprawdzić, czy kanapa za nami nie tęskni. Okazało się, że tęskniła, więc daliśmy jej się sobą nacieszyć.



Ale dziś nie o tym. Mam dla Was recenzję gry "Wojny domowe" od wydawnictwa JAWA. Wcześniej polecaliśmy Wam już grę od nich dla dzieci, przy której świetnie się bawimy i chętnie do niej wracamy. W tej recenzji "Szuflandii", skarżyłam się na kiepskiej jakości szufladki - wydawnictwo przeczytało recenzję i przesłało nam nowe, poprawione, które sprawują się doskonale. Ale dziś, coś dla dorosłych.

Ciężkie pudełko


Szczerze mówiąc, kiedy wzięłam to pudełko pierwszy raz do ręki, aż się zdziwiłam, jest dosłownie pełne po brzegi, mnóstwo kart, fajna sztywna plansza, choć trochę bura, jak polskie blokowisko z wielkiej płyty. Generalnie jest na o. W pudełku jest oczywiście też instrukcja, ale do niej się doczepię. Bo jest długa i okropnie skomplikowana. Czytając ją ma się wrażenie, że mamy przed sobą powieść, niestety tak ekscytującą, jak książka telefoniczna. Oczywiście dopuszczam do siebie możliwość, że to kwestia mojego niezbyt lotnego umysłu, ale po pierwszym czytaniu odłożyłam grę na kilka tygodni na półkę, bo stwierdziła, że nie ogarnę.





Wieczór we dwoje


W któryś majówkowy wieczór położyliśmy Kazika spać, starszaki poszły oglądać film do salonu, a my siedliśmy w kuchni, żeby zmierzyć się z wojnami domowymi. Pierwsza rozgrywka musiała się odbyć z instrukcją w ręku, bo szczerze ciężko nam było to spamiętać. A twórca, chpoć streścił swój pomysł na czterech stronach drobną czcionką, to nie wyjaśnił niektórych zagadnień i musieliśmy wprowadzić trochę swoich zasad. Ciężko np. stwierdzić, czy każdy z graczy na wykonywać swoje zadanie w tym samym czasie, czy ruszamy się po punkcie, czy od razu rozprawiamy się z całym problemem?



Rozgrywka


Szczerze mówiąc po tym ciężkim początku nie spodziewałam się, że już samo losowanie postaci może generować tyle zabawy. Na początek losuje się mieszkanie i Głowę Rodziny. Karty postaci są zabawnie napisane i jeszcze lepiej zilustrowane, to z nich dowiadujemy się ilu członków będzie mieć nasza rodzina. Ponieważ jak wiadomo jej się nie wybiera, losujemy też dzieci, szwagrów i całą resztę. Rozmieszczamy towarzystwo zgodnie z wytycznymi i startujemy. Nie będę Wam przepisywać instrukcji, ale generalnie dostaje się zadania do wykonania, np. trzeba pojechać do szpitala urodzić dziecko, nie jest to takie banalne, bo trzeba wziąć ze sobą współmałżonka, zapewnić opiekę dzieciom już posiadanym i zmierzyć się z kłopotami, które cała rodzina generuje. Zarabia się punkty uznania, wydaje turbogodziny... Wygrywa ten, kto pierwszy wywiąże się z zadania.


Nasze odczucia


Mimo że nadal uważam, że nie do końca ogarnęliśmy instrukcję (serio, czuję się jak idiot :D), to przyznaję uśmialiśmy się. Michała szwagier ciągle chodził na kletkę pić z kolegami z wojska, więc nie mógł pomóc w większości zadań, jego żona Pamela już przy pierwszym wyjściu z domu przeprowadziła się do kochanka. Moja rodzina już na starcie liczyła sześć osób i przy każdym wyjściu z domu, ktoś przyprowadzał nieślubne dziecko, albo jakieś mi się rodziło. Przez ten rozród ostatecznie przegrałam, bo babcia się zbuntowała, że ją wykorzystuję do opieki nad dziećmi i poszła z moim potomstwem na klatkę schodową, gdzie Michała szwagier obalał chyba już trzecią flaszkę. Na grę potrzeba co najmniej półtorej godziny, ale fajnie spędza się przy niej czas, więc wcale się to nie dłuży. Myślę, że to świetna opcja na wieczór z przyjaciółmi przy lampce wina, bo faktycznie można się pośmiać. Moja uwaga jest taka, że kart kłopotów jest trochę za mało i ciągle się przez to powtarzają.

Tutył: Wojny domowe
Wydawnictwo: Jawa
Cena: około 50 zł
Ocena: 3,5/5





11 komentarzy:

  1. Brzmi przezabawnie! Mamy kilka świetnych planszowe, w które nawet nie zdążyliśmy jeszcze pograć (ach ten wieczny brak czasu), ale jak już się z nimi zapoznamy, to ta gra chyba będzie następna do kupienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda jak niezły pretekst do rodzinnego spotkania i zabawy :) My jak na razie zawsze obstajemy przy tradycyjnym MONOPOLY, ale może przyszedł czas na zmianę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahah może ta duża rodzina to też znak dla Ciebie że pora na siostrę dla chłopaków :P

    OdpowiedzUsuń
  4. ooo wygląda mega zachęcajaco!

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie gra musi znaleźć się w naszym domu, coś mi się wydaje, że rodzinka chętnie spędzi przy niej wspólny czas. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. My na razie ogarniamy dziecięce planszówki. Może kiedyś sięgniemy w końcu po te dla dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My z mężem kupowaliśmy je dla dzieci, a potem sami graliśmy, zupełnie jak z klockami lego. ;)

      Usuń
  7. Fajnie się zapowiada. Niełatwo mnie przekonać do planszówek, ale ta mi się bardzo spodobała. Dobrze, że wystarczy grać we dwoje, plan na wieczór z mężem już zatem jest :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam akurat sobie rodzinę wybieram, już od dawna ;) Gra wydaje się bardzo zabawna i sami chętnie byśmy się przy niej pośmiali i zrelaksowali :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Żywiciel się bardzo wczuwał. My jesteśmy fanami planszówek. Mamy sporą kolekcję, tej nie znamy. Polecę Ci świetną grę dla dwojga: Pojedynek siedem cudów świata, Azul, Sagrada.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger