Okiem Żywiciela: Przychodzi matka do lekarza

Kto z dziećmi do przychodni chodzi, ten się w cyrku nie śmieje. To ostatnio modne powiedzonko dobrze obrazuje sytuacje w polskiej ale i pewnie nie tylko służbie zdrowia. Mamy w domu Aspiego, astmatyka i każdy z nich jest dodatkowo alergikiem, więc ten odcinek linii frontu Państwo kontra obywatel jest Nam w miarę nieźle znany.


pixabay

Tu chciałbym Wam przedstawić Głównodowodzącą naszych sił zbrojnych, naszego doktora honoris causa domowej medycyny - oto Marta.

Teoretycznie jest to dość oczywiste, że jako osoba spędzająca z dziećmi najwięcej czasu, zna je najlepiej i najszybciej wychwytuje zmiany w ich zachowaniu, oddychaniu itd., ale ostatnio mój kolega opowiadał, jak to lekarz tylko po przyłożeniu stetoskopu do pleców o odsłuchaniu czterech oddechów był w stanie poprawnie zdiagnozować zapalenie płuc, tu przypomniała mi się sytuacja jak Marta stwierdziła przyglądając się przechodzącemu Teodorowi - coś jest nie tak, On dziwnie oddycha - następnego dnia był u lekarz i okazało się,że to zapalenie oskrzeli. Bez stetoskopu z odległości trzech metrów. HA!

Nasze ostatnie dwie lekarki pierwszego kontaktu (nie pamiętam nomenklatury NFZ) chodzi mi o te, do których zawsze chodzimy nie raz stwierdzały: "Pani Marto najlepiej niech Pani nie przychodzi do przychodni,bo grypa zbiera srogie żniwo,  jeśli Pani słyszy,że Teodor gorzej oddycha, to niech Pani sama dopasuje dawkę."

Jak byłem dzieckiem to zawsze się dziwiłem skąd Mama wie, że nie mam gorączki po przyłożeniu ręki do czoła, w sumie to dalej się dziwie, bo Marta też tak umie, a ja nie, nawet jak mi się wydaje, że teraz to już na pewno gorączka to okazuje się, że akurat teraz nie.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli oczywistym jest, że do lekarza trzeba chodzić i nie można wszystkiego leczyć samemu, czy to słońcem, lewoskrętną witaminą C czy wykładami profesora Zięby. MEDYCYNA WAŻNA JEST I BASTA! Ale mieszanka podstawowej wiedzy, duużo kobiecego wyczucia, empatii i logiczne myślenie, to naprawdę ogromna pomoc dla lekarza, który trochę zaufa zdaniu Matki i nie traktuje jej jak spanikowanej idiotki. Tak, tak też się zdarzało tylko dziwnym trafem później wychodziło na nasze. 

Oczywiście mylić się jest rzeczą ludzką i uważam, że nie można od lekarzy wymagać perfekcyjnej nieomylności, bo to jest po prostu niemożliwe. Po prostu czasem trzeba dwóch albo trzech diagnoz u różnych lekarzy. Zresztą do lekarzy mamy generalnie szczęście, a może po prostu nie boimy się ich racjonalnie oceniać i jeśli nie robią na nas dobrego wrażenia to ich zmieniamy. W końcu nikt nas kajdanami nie przykuł do jednego konkretnego nazwiska.

Czasem też trzeba dać lekarzowi coś, z czym może pracować. Kiedyś któryś z chłopaków zaczynał być chory - wiecie osłabienie, trochę gorączki, jakieś pokasływanie, kichnięcie - moja pierwsza myśl była - jutro z rana idziemy do lekarza - Marta na to przytomnie - poobserwujemy go przez noc i jutro przez dzień, jeśli coś się drastycznie pogorszy to lekarz, a jak nie to przez ten dzień czy dwa poleczymy go domowymi metodami. Jak przejdzie to dobrze, jak nie to pójdziemy do lekarza i wtedy zamiast antybiotyku o szerokim spektrum jaki dostalibyśmy od razu, lekarz będzie miał co diagnozować i dostaniemy lek lepiej dopasowany, który szybciej da rezultaty. Proste i logiczne do mnie przemawia.

Po raz kolejny podkreślę nasi chłopcy są pod opieką lekarzy i nasze decyzje zawsze z nimi konsultujemy. Nie bądź głupi lecz i szczep swoje dzieci!

7 komentarzy:

  1. Matki zawsze wiedzą.
    Natomiast znając Ciebie dość długo wierzę w Twoją logikę.
    I to taki dobry komplet.
    Nie byłabym sobą gdybym przemilczała szerzenia...czyli, jeżeli pojawi się następny to znaczy, że w pobliżu jest gniazdo



    OdpowiedzUsuń
  2. Zawierzcie starej owadobójczyni

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę policzyć na palcach jednej ręki, ile razy byłam u lekarza w dzieciństwie:) No może trochę przesadziłam, ale rzadko mnie mama prowadziła. Grypy, przeziębienia - wszystko domowymi wiejskimi sposobami leczyła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie mam wielkiego zaufania do lekarzy, bo przez kilja lat diagnozowali mnie zupełnie błędnie. Dlatego zazwyczaj nie kończę na jednej wizycie - tylko zasięgam jeszcze kolejnych porad u innych specjalistów, a potem składam to w jedną całość.

    OdpowiedzUsuń
  5. też uważam, że matka wie najlepiej i nie ma co włóczyć dziecka po lekarzach

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pamiętam te czasy jak z każdą temperaturą i przy pierwszym kaszlnięciu już się stało w kolejce do rodzinnego i wracało z reklamówką tabletek i syropów. Na szczęście to się zmieniło a przynajmniej u nas zupełnie inaczej podchodzi się do tych spraw niż w Polsce, szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z lekarzami różnie bywa. My na szczęście zawsze trafialiśmy na dobrych specjalistów.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger