Nie byłam na pierwszych występach moich dzieci. ,,Koronarok" odebrał nam wiele. Ale też sporo dał

Do tej pory nie ominęłam żadnego występu moich dzieci. Miałam to szczęście, że zawsze mogłam na nich być. Jasełka, dzień babci i dziadka, dzień mamy, ślubowania szkolne i przedszkolne. Piekłam ciasteczka na urodziny, razem z owocami taszczyłam je z samego rana do przedszkola... I nagle przyszedł on. koronawirus. Dokładnie rok temu przyszedł i zabrał mi to, co dla każdej matki jest ważne.


Pixabay


Pokolenie, które nie zna świata bez maseczek

Kazik urodził się w grudniu 2017 roku. Tegoroczny śnieg będzie pewnie pierwszym w jego pamięci. poprzedniej zimy miał dwa lata i jego wspomnienia z tego okresu raczej nie będą wyraźne. Jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że pewnego dnia, zdejmiemy maski, pójdziemy do kina, albo na obiad do knajpy.

Kazik nie będzie wiedział jak się zachować. Ostatnim razem jak był w kinie miał może rok. Opowiadanie mu dziś o tym brzmi, jak totalne si-fi. Dobrze, że mieszkamy na wsi, gdzie jest mało ludzi i spokojnie da się zobaczyć kogoś idącego w oddali bez maseczki. Przecież istnieją dzieci, które urodziły się już w erze wszechobecnych maseczek.

Przedszkole bez mamy

Wiecie, jakie to było smutne, jak dzieci śpiewały dla dziadków, a oni  nie mogli tego zobaczyć? Pokazałam im dopiero tydzień później wideo z zamkniętej grupy na Facebook. Nie byłam na ślubowaniu Kazika w przedszkolu i Teodora w szkole. Kiedy mieli urodziny zamiast tych ciasteczek, które zawsze przypalam, ale są tak zdrowe, że aż mdli musiałam zanieść cukierki.

I to dwa dni wcześniej, żeby odleżały kwarantannę. Oczywiście z tego samego powodu nie było owoców, zanim minęłoby 48h, mogłyby zgnić. Takie wspomnienia będę mieć z roku, kiedy moje dzieci zaczęły kolejno przedszkole, pierwszą klasę i czwartą klasę. Żadnych przedstawień, wchodzenia do szkoły po dziecko. 

Czy jeszcze będzie przepięknie?

Jak mantrę od roku powtarzamy ,,Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie..." Tylko co znaczy normalnie? Wg czyjej normy będziemy liczyć? Ostatni rok zabrał mi bardzo dużo. Zabrał mi to, czego już nigdy nie odzyskam, bo już nie będzie tych pierwszych występów, ślubowań...

Ale byłabym hipokrytką, gdybym napisała, że nie dał mi nic w zamian. Ostatni rok, to był wyjątkowy czas. Czas, który w 100 procentach skupiliśmy się na rodzinie. Pracując z domu spędziliśmy razem maksimum czasu, graliśmy w planszówki, oglądaliśmy bajki i robiliśmy mnóstwo rzeczy, na które nigdy wcześniej nie mieliśmy czasu. Życzę wam zdrowia. A reszta? Pies to trącał, mamy siebie.

4 komentarze:

  1. "Mamy siebie" - tak to najważniejsze :) czasem sobie myślę, że pandemia właśnie po to była potrzebna, żeby oduczyć nas zaliczania aktywności, a skupienia się na relacjach. Ślubowania pierwszaka nie będzie, ale może nie byłoby też tyle czasu na wspólne wygłupy? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będzie normalnie,dopóki ludzie będą się na to wszystko zgadzać. Koronawirus wedle słów ekspertów będzie z nami już zawsze,będzie pojawiał się w sezonowych "rzutach" tak jak grypa - i można albo nauczyć się z tym funkcjonować,albo zamknąć się na resztę życia w piwnicy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero, kiedy musimy stosować się do tych wszystkich ograniczeń, widać, jak wiele tracimy ze zwykłych aspektów życia, ale właśnie, najważniejsze, aby w tym wszystkim być razem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Grunt to trzymać się razem, ale uważam, że nam to na dobre wychodzi dzięki tym nakazom i zakazom.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger