Czas na naukę czytania!

 Z nauką czytania jest tak, że każdemu dziecku przychodzi inaczej. Zygmunt literki jakoś tak znał od początku. W czasie zajęć w LOGOS, Pani Psycholog podsuwała mu książeczki do nauki czytania globalnego, odkąd skończył cztery lata. W efekcie jako pięciolatek czytywał samodzielnie książeczki. Stawialiśmy na proste kolorowe bajki, a także książki z pierwszego poziomu Czytam sobie. Czytanie spodobało mu się tak bardzo, że w wieku sześciu lat czytał od deski do deski każdą encyklopedię dinozaurów, jaka wpadła mu w ręce. Dziś książka 120 stron zajmuje mu góra dwa wieczory i codziennie, kiedy idzie do łóżka muszę mówić, proszę Cię tylko już nie czytaj po ciemku.



Oczywiście ma to swoje plusy, bo trudno dostępną lekturę pożycza od kolegi na jeden dzień i czyta ją jednym tchem. I to nie jest tak, że przez nią przelatuje, bo on czyta ze zrozumieniem i nawet po dwóch latach jest w stanie opowiedzieć każdą przeczytaną historię. Szkoda, że tak dobrze nie zapamiętuje tabliczki mnożenia, albo tego, że trzeba posprzątać pokój, ale o tym innym razem. Jak wiecie, Teodor właśnie zaczął naukę w pierwszej klasie. Tu już z czytaniem nie idzie tak łatwo. Jego oczy nie poruszają się płynnie i ciężko mu jest pochłonąć na raz większą partię tekstu. W czasie izolacji, kiedy to my robiliśmy za nauczycieli naszych dzieci zaczęłam drukować dla Teodora proste czytanki zaznaczając mu kolorami kolejne sylaby w tekście i BUM! Zaskoczyło. Choć o płynnym czytaniu nie ma jeszcze mowy, to i tak bez wątpienia sytuacja znacznie się poprawiła.


Czas na samodzielność


W naszym domu książek jest dużo, dla dzieci w każdym wieku, bajek, encyklopedycznych pozycji, powieści dla człowieka w każdym wieku i każdy możliwy gatunek. Choć często twierdzę, że nie kupię, nie przyjmę więcej, póki na miejsce każdej nowej dwie nie pójdą w świat, to jakoś mniej wychodzi niż przychodzi. Kiedy przychodzi pora na wieczorne czytanie chłopcy sami wybierają po co sięgną. Ale coraz częściej Teodorowi radzimy, aby wybierał to, co przeczyta sam. Żeby miał tu jak największy wybór, znów sięgnęłam po serię "Czytam sobie" od wydawnictwa HarperKids. 


Szeroki wybór

Te książeczki są cienkie, lekkie, można je spokojnie zabrać do szkoły i poczytać na przerwie, albo trzymać pod poduszką, co Teodor czyni z lubością. Fenomenem tej serii jest bez wątpienia szeroka tematyka, bo każde dziecko znajdzie tu coś dla siebie. Jest edukacja ekologiczna zawarta w fabularnych historiach, są dzieje człowieka, ale i książki, które po prostu czyta się dla przyjemności. Seria jest podzielona na poziomy. W pierwszym poziomie znajdziecie pozycje, w których tekstu jest niewiele, litery są duże słowa proste, a obrazki kolorowe. Te książeczki zawierają do 200 słów złożonych wyłącznie z podstawowych głosek. Do tego mimochodem w tekście są ćwiczenia wspierające naukę sylabizowania. Drugi poziom to już około 900 słów, historie składają się z bardziej złożonych zdań, wyraźnie widać, że Czytelnik przechodzi już na wyższy etap. Poziom trzeci jest już dla połykaczy stron. Żeby dobrnąć do końca opowieści trzeba przeczytać blisko 3000 słów, w tekście są już wszystkie głoski, a trudniejsze słowa można odszukać w alfabetycznym słowniku.


Dla kogo 

Seria Czytam sobie dedykowana jest dzieciom w wieku 5-7 lat, które rozpoczynają swoją przygodę z czytaniem. Zdecydowanie, obok szkolnej czy przedszkolnej edukacji jest to sposób na rozwój tej umiejętności, ale także na rozkochanie dzieci w czytaniu. Bo czytanie jest fajne, pozwala oglądać świat z zupełnie innej perspektywy, pobudza wyobraźnie i wspiera naukę ortografii oraz sprawia, że stajemy się bardziej elokwentni. Wybitni polscy autorzy i ilustratorzy dołożyli wielu starań, żeby ta seria faktycznie zachwyciła dzieci. Polecam ja i Biblioteka Narodowa. 









1 komentarz:

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger