Wszystko albo nic, pomysł na popołudnie z dziećmi

 To niezmiennie mnie zadziwia, jak długi staje się dzień, kiedy nigdzie nie trzeba jeździć. Dzieci wstają, robią lekcje, jedzą obiad a o 12:00 są wolne, jak sanki w maju. Szkoda, że pogoda nie majowa, bo wilgoć, chłód i utrudniony dostęp do przychodni, każą nieco zastopować zapędy brykania na świeżym powietrzu przez kilka godzin. Wietrzenie tak, długie gonitwy po podwórku już raczej nie, zwłaszcza, że najmłodszy chory. 






A czas jakoś trzeba wypełnić, bo chłopcy owszem świetnie zajmują się sobą sami, ale też po pierwsze chcą spędzać z nami czas, co trzeba wykorzystać, bo za rok, dwa, już może nie być tak różowo, a po drugie - lubię ich. ;) Żebyśmy nie musieli tylko siedzieć i patrzeć na siebie wyciągamy kolejne gry z ,,tajnej szafki", tam zawsze znajdzie się rozrywka. Wczoraj rozpakowaliśmy ,,Wszystko albo nic" od Wydawnictwa Nasza Księgarnia i powiem Wam, że bardzo spoko.


Dlaczego tak

O tym, co znajdziecie w pudełku nie będę Wam pisać, możecie kliknąć TUTAJ i wszystkiego się dowiecie, opowiem Wam natomiast, dlaczego warto mieć tę grę. Jest ona o tyle nietypowa, że nie chodzi w niej o to, żeby pokonać resztę, tylko, żeby współpracować, a to trochę minimalizuje ryzyko afery, że ktoś chciał wygrać i nie wyszło. 


Jak grać

W pudełku są dwie talie kart: mniejsze z zadaniami do wykonania i większe służące do wykonania tych zadań. W zależności od poziomu trudności sami decydujemy ile zadań drużyna wykona. Cztery zawsze są odkryte, reszta czeka w kolejce. Gracze mają też po cztery większe karty w ręku, a cztery leżą odkryte na stole. Trudność polega na tym, że mimo iż współpracujemy, nie możemy sobie zaglądać przez ramię, możemy się umawiać, jakie zadanie realizujemy, jako pierwsze. Dokładamy karty po kolorze lub wartości, tak, aby osiągnąć realizację kart zadań, np. co druga karta na stole musi być niebieska, albo suma kart różowych i zielonych musi być równa. Gramy, póki zadania nie zostaną wykonane, albo nie skończą nam się karty. 


Wrażenia

Gra jest łatwa, nie wymaga skomplikowanej strategii, wymaga natomiast skupienia i współpracy. Zmusza do liczenia i kombinowania, budzi kreatywność, skłania do współpracy. Wariant łatwy spokojnie zajmie Was przez 20-30 minut. A teraz najlepsze, można grać też bez dzieci, wszak oni chodzą spać wcześniej. ;) Ponieważ dokładnie za półtora miesiąca mamy święta, to już czas pomyśleć o prezentach, a zapewniam Was, że ta gra okaże się lepszym pomysłem, niż kolejna zabawka.






4 komentarze:

  1. Myślę,że z takiej gry wszyscy będą zadowoleni : i mali,i duzi :) Świetny sposób na rodzinne spędzanie czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już mi się podoba :) U nas też jesienią rządzą wszelkie gry planszowe, ale ileż można grać w monopol :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znamy tej gry. Wygląda świetnie, więc chętnie przyjrzymy jej się bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba coś dla nas, bo nasz 4,5 latek jeszcze nie do końca potrafi pogodzić się z przegraną, jak gramy w jakieś gdy, gdzie ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa :P

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger