Bachor. Bezradnik dla nieudacznych rodziców

Kiedy w 2009 roku Stary zakładał na mój palec obrączkę, wiedziałam, że będziemy mieć potomstwo, choć on nie był do tego przekonany. Wszędzie widziałam te pyzate, bezzębne uśmiechy. Marzyłam o posiadaniu własnego niemowlaczka. Małego słodkiego bąbelka, który będzie wydawał z siebie same słodkie głużenie, a jego malutkie stópki będę podskakiwać w wózku w czasie spacerów. Tak, miałam 25 lat. Ciągle powtarzam, że to absurd i ponury żart losu, że człowiek, który nic nie wie o życiu musi decydować dalszym jego przebiegu, ba! Musi decydować o bycie lub nie bycie własnego potomstwa, bo wtedy, kiedy najłatwiej nam zajść w ciążę i mamy największe szanse na urodzenie zdrowego potomka, wiemy o życiu mniej więcej nic.



Często Wam piszę, że kocham moje dzieci i gotowa jestem walczyć o nie jak lwica, ale też nie cukruję. Pisałam o trudach ciąży, porodu, o strachu, odpowiedzialności, kolkach i całej reszcie paskudnej strony macierzyństwa, z którą spotykamy się już na początku rodzicielstwa. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek napisałam, że powiedzenie "małe dzieci mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot" jest jak najbardziej prawdziwe. Ci, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że zwykle nie przebieram w słowach, mówię co mi leży na sercu, bywa, że w żołnierskich słowach. Tutaj choć znamy się Drogi Czytelniku coraz lepiej, staram się jednak trochę pilnować. Dziś będę się pilnować mniej, więc jeśli mas wrażliwe oczy to zamknij ten artykuł, wróć jutro, może będzie grzeczniej.

Bachor. Bezradnik dla nieudacznych rodziców


Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że istnieje takie pismo, a okazuje się, że i owszem i staż ma taki, jak moje osobiste macierzyństwo. Dominika Węcławek pierwszą okładkę stworzyła dla żartu, ale odzew, jaki na nią otrzymała zachęcił ją do pociągnięcia tematu. Dziś jednak nie o czasopiśmie, a o książce, którą dostałam od Wydawnictwa Krytyka Polityczna. Od razu ostrzegam, że to nie jest pozycja dla ludzi bardzo wrażliwych, którzy "nad życie wielbiOM swojego bOMbelka". Wy tego nie kupujcie. To jest książka dla ludzi z dużym dystansem, można się pośmiać. Bo autorzy, a jest ich czworo, to ludzie styrani przez rodzicielstwo, nie mający wyrzutów sumienia, kiedy nazywają owoce swoich lędźwi bachorami, gówniakami, itd. 

Co w książce


Wszystko. Od momentu, kiedy podejmujemy decyzję o posiadaniu dziecka, z bogatą listą agrumentów, dlaczego tego nie robić, a najlepiej nie wiązać się z przedstawicielem płci przeciwnej, bo to grozi niekontrolowanym rozmnożeniem, przez typy bezdzietnych, których można spotkać i zawsze, choć niekoniecznie wprost, powiedzą Ci, że masz przesrane, bo masz dziecko, więc masz syf, nie możesz robić kariery, ani pojechać do Tokio, no masakra!  Potem szybko się dowiecie, czy jesteście gotowi na posiadanie dziecka, o ile można być gotowym na tsunami, poprzez porady dla bezdzietnych, jak skutecznie utrudniać życie dzieciatych. A jeśli już zdecydujesz się na potomstwo, to dowiesz się jak zabezpieczyć dom, czego się bać, jak rozmawiać z rodziną i na okraszanie sześć powodów, dla których dziecko jednak warto mieć. Wśród nich autorzy wymieniają usprawiedliwienie dla oglądania bajek, kupowania niepotrzebnych rzeczy czy najlepszy z najlepszych argumentów czyli 500+ za co można żyć jak lord, aż do 18tych urodzin potomka. 

A to dopiero początek, bo przejdziemy z autorami przez całą ciążę poród, listy czytelników dzieciatych i bezdzietnych, poród celebrytki, Szczęśliwie "Bachor..." nie kończy się na niemowlęctwie, jest edukacja, życie z natolatkiem, a nawet poradnik dla bąbelków.

To jest mocna książka, stanowczo nie dla każdego. Czarny humor kipi i się wylewa, skrywany z lekkim zakłopotaniem uśmiech nie raz pojawiał się na mojej twarzy. Bo powiedzmy sobie szczerze, sami przed sobą, tu nie musicie się do tego przyznawać, czy nigdy, ale to nigdy nie zastanawialiście się, jak to by było, gdyby dzieci nie było? Jak się mieszka w apartamencie na Grzybowskiej, albo co wszyscy widzą w tym cholernym Tokio? Nigdy nie próbowaliście sobie przypomnieć, jak smakuje ciepła kawa? No śmiało, kto pierwszy rzuci kamień?

Rodzicielstwo offline


Wiem wiem, cukiereczki pokazywane w mediach społecznościowych, matki, które dwa dni po porodzie wyglądają na wyspane i chude i do tego się uśmiechają... To ciągle bombarduje nasz mózg ze wszystkich stron, ale poza Instagramem, bywa różnie... Te słodki maleńtaski drą paszcze i to wcale nie ustępuje z kolkami, próbują wymuszać płaczem, widząc, że z matki miękka rurka i da się, nie chcą odrabiać lekcji, iść na spacer, a potem wracać, nie chcą jeść jarmużu i ekologicznej 99% czekolady, mówią, że Cię nie lubią i chcą się wyprowadzić, bo wszyscy na świecie mają lepiej od nich. A moje macierzyństwo ma dopiero dziesięć lat...

Na dziecko nie można być gotowym. Nie da się, ale da się nabrać dystansu, nauczyć się, że nie tylko Wy macie przewalone i zaśmiać się cichutko, kiedy owoc Waszych lędźwi próbuje oderwać Was od lektury "Bachora". Polecam wszystkim, którzy nie chcą rzygać tęczą.

Dominika Węcławek, Katarzyna Nowakowska, Anna Rączkowska, Wojciech Grajkowski
Cena ok. 30 zł 
285 stron
Oprawa miękka
Poradnik/Czarny humor

4 komentarze:

  1. Heh, ja uwielbiam takie książki dla bezradnych rodziców, którzy czasem zastanawiają się na jaki księżyc te swoje kochane bombelki wysłać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie póki co jeszcze nie ma takich dylematów, które poruszałaby ta książka, choć na co dzień pracuję w szkole. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka zapowiada się ciekawie, szczególnie że uwielbiam takie książki za nieporadnych rodziców kochających swoje rogate pociechy

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze wydawało mi się to dziwne: organizm kobiety jest najlepiej przygotowany do ciąży jak jest młody i silny, ale za to umysł (np. u mnie poczucie bezpieczeństwa czy spokoju) dopiero jak już takim młodym się nie jest. Takie książki, bez lukru, o dzieciach są wg mnie lepsze niż poradniki jak dbać czy wychować malucha.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger