Zabawa, to nie tylko czytanie

Zet wszedł w fazę komiksową, coraz więcej takich książek pojawia się w naszym domu, dziwi mnie to trochę, bo sama nigdy nie przepadałam za tą formą, ale z drugiej strony, nigdy nie byłam też dziesięcioletnim chłopcem. Więc zamiast się dziwić, zamawiam grzecznie co wybierze z zaproponowanej przeze mnie listy i znów leci przez te historie jak burza. Sterta zapasu się mniejsza, ja ciągle coś zamawiam, a potem rozdaję, bo kolejnych biblioteczek nie ma już gdzie wstawiać. 



Żeby nie przeciążać Was treścią, spośród książek, które chłopcy pożerają robię stosiki i powoli, konsekwentnie piszę recenzje, coraz częściej na podstawie tego, co mi opowiedzą, bo rzadko już chcą czytać razem ze mną, staruchy :P mają swój świat i bawią ich te same rzeczy, więc fragmenty, które ich najbardziej rozśmieszają czytają po kilkanaście razy i znają na pamięć. 

Niefortunne przypadki młodej kaczki


Kaczora Donalda znają wszyscy, ale tą historią Kaczor się nie chwalił. Jak był młodą wygadaną kaczką, wychowywała go babcia, wiedli sobie spokojne życie na farmie aż do czasu, kiedy ich posiadłość zajął bank. Tymczasowo zamieszkali więc u przyjaciółki Donalda, Dolly, a ta, postanowiła Kaczorowi pomóc w odzyskaniu domu. Zaczyna się niewinnie od listu polecającego do pewnej prestiżowej szkoły, ale Dolly, choć piękna i sympatyczna, nie bardzo sobie radzi z pisaniem, zwłaszcza, że automatyczny słownik w komputerze zdaje się robić sobie z niej żarty. W wyniku kilku pomyłek i małego przekupstwa, Donadl dostaje się na prestiżową uczelnię, a jak sobie w niej radzi? Cóż nie bez powodu nie dostał się tam po zdanych egzaminach. Książka jest połączeniem komiksu i klasycznej ilustrowanej powieści. Fabuła wiedzie Czytelnika od jednej zabawnej historii do kolejnej i tak aż do zaskakującego finału. 

Zabawna, pięknie ilustrowana książka z pewnością przypadnie do gustu czytelnikom w każdym wieku. Wszak kto z nas nie kocha Donalda?








Śledztwa Enoli Holmes. Sprawa Lady Alistar


To już klasyczny komiks, a ściślej jego druga część o czym była pierwsza przeczytacie TUTAJ. Enola kontynuuje poszukiwania mamy, ukrywając się jednocześnie przed słynnym bratem. Dziewczyna jest jednak sprytniejsza niż się wszystkim wydaje. Ponieważ jako młoda panienka w dziewiętnastowiecznej Anglii nie może tak po prostu zostać detektywem, tworzy własnego! Wymyśla postać doktora Ragostina i zmieniając tożsamość za pomocą odpowiedniej charakteryzacji podaje się to za jego asystentkę, to za dobrze urodzoną żonę. Wśród zleconych nieistniejącemu detektywowi spraw znajduje się zaginięcie lady Celity Alistair. Enola poszukując damy zapuszcza się w niebezpieczne okolice w przebraniu zakonnicy, to wcielenie Enoli jest nieme. Jednak w wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń Enola potrzebuje pomocy słynnego brata, któremu przecież nie chce pozwolić się odnaleźć, tylko jak przechytrzyć mistrza? W końcu mama sama się nie odnajdzie. 

Wciągająca, pięknie ilustrowana książka w twardej oprawie okazała się bardzo przyjemną ucztą czytelniczą. Zygmunt z wypiekami na twarzy czeka na trzecią część!







I owieczka


Choć ja myślałam, że to świnka, ale mówią mi tu, że jednak owieczka, mięciutka, pachnąca gumą turbo i... kwadratowa. Squishme z Minecraft to seria 6 antystresowych figurek, które znajdziecie w saszetkach kolekcjonerskich, zabawa polega na tym, że nie sposób wyczuć, co jest w środku. Tym razem Teodor wybrał sobie taką saszetkę zamiast książek, taka fantazja a co! Ale obiecałam mu, że pokażę Wam owieczkę i napiszę że jest super i ma na imię Meme. 






4 komentarze:

  1. Enola Holmes jest też w formie powieści :) Czytałam jakiś czas temu. Wciągająca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami żałuję , że nie mam małych dzieci,
    tyle ciekawych książek jest teraz dla nich do przeczytania :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne książki,jakbym miała dzieci na pewno bym im takie kupiła ;) a Squishme sama uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też nie mam dzieci, ale komentuję, żeby napisać o swojej miłości do komiksów i nie tyle Donalda, co jego zony Daisy. Jak byłam mała mega dużo czytałam przygód z nią związanych i w książeczce był rysunek jak jeździ takim ekstra, różowym samochodem. I mi się tak ten samochód podobał, że zawsze chciałam, aby tata taki kupił, w sensie taki prawdziwy. A byliśmy akurat przed kupnem nowego auta i niestety, mi mojemu rozczarowaniu tata zdecydował się na inny kolor auta, nie różowy. Normalne dziecko by pewnie się zawiodło, ale nie ja. Widząc okropny, szary metalik, przyniosłam plakatówkę, oczywiście we wściekle różowym kolorze, pędzel i wodę i zaczęłam malować nową karoserię. Na szczęście dość szybko zareagował mój ojciec, a farba była zmywalna. 😁 Miałam wtedy około 4 czy 5 lat. 😂

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger