Kiedy kształtuje się samoocena

Kilka dni temu poprosiłam pojechałam z Zygmuntem i Kazikiem do moich rodziców. Z racji na to, że w domu nie mamy telewizora, moje wygłodniałe dzieci natychmiast włączyły kanał z bajkami. Jednym okiem zobaczyłam, że wybrały "My Little Pony". Rainbow Dash miała ogromne pretensje do swoich rodziców, że za każdym razem, kiedy brała udział w jakichś zawodach, przynosili jej wstyd swoim wylewnym kibicowaniem. Wyznała przyjaciołom, że jeszcze kiedy była malutkim kucykiem, rodzice sami przyznawali jej medale, dla najlepiej śpiącego bobasa, najlepiej jedzącego, itd.




Dzięki przyjaciołom zrozumiała, że to, jaka jest teraz, że odnosi sukcesy, że wierzy w siebie to wynik właśnie tych zachowań rodziców, na które się skarżyła. A jak to jest w naszym świecie? Co wpływa na samoocenę naszych dzieci?

Kiedy znamy siebie


Podobno dziecko w wieku około pół roku zaczyna rozumieć, że jest oddzielnym bytem niż matka, nim skończy dwa lata wie, że posiada siłę sprawczą. Zdaniem niektórych naukowców już na tym etapie dziecko zdaje sobie sprawę nie tylko z tego jak wygląda, ale też z tego czy zachowuje się grzecznie, jak lubi się bawić i czyje towarzystwo preferuje. Tyle, że nie wszystko potrafi wyrazić słowami.

Oczami innych


Oczywiście zakładamy, że ludzie, jako gatunek mamy wbudowaną pewną moralność, podświadomie czujemy co jest dobre, a co nie koniecznie. Ale czy tak jest naprawdę? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, ale wiem, że znaczną część obrazu świata kształtujemy na podstawie tego, jak odbierają go nasze autorytety. W najwcześniejszym okresie życia bez wątpienia są to opiekunowie. Rodzic, który cieszy się z każdego pozytywnego zachowania dziecka, docenia jego wysiłek i głośno klaszcze, kiedy maluch odniesie sukces już u niemowląt wpływa pozytywnie na jego samoocenę. Również tą w późniejszym okresie życia.

Dość istotna wydaje się tu być kwestia, żeby doceniać starania, a nie tylko sukcesy dzieci. Przykładowo. Dziecko ma ułożyć wieżę z klocków, kładzie dwa, przy trzecim wieża się przewraca. Jeżeli uśmiechniesz się i zachęcisz do dalszych prób, dziecko uwierzy, że potrafi, że mu się uda i znów będzie próbować, aż odniesie pełen sukces. Jeśli zawstydzisz się nieporadnością dziecka, bo np. obok syn koleżanki trzasnął wieżowiec na 17 pięter, to maluch też poczuje się zawstydzony i w kolejnej próbie będzie mniej przekonany, że mu się uda. Co za tym idzie, jego działania będą bardziej nerwowe i... najprawdopodobniej doprowadzą do kolejnej porażki. Podobny efekt osiągniesz, jeśli mając nadzieję, że koleżanka nie zauważy "troszkę pomożesz" maluchowi. Dziecko dostanie podprogowy przekaz "Ty nie umiesz, ja to zrobię za Ciebie, bo coś z Tobą nie tak".

Później nie lepiej


O ile w początkowym okresie najważniejszy dla dzieci jest ich obraz w oczach rodziców, tak w wieku przedszkolnym dochodzi do tego jeszcze pani przedszkolanka. Od jej podejścia zależy bardzo dużo, choć rola rodziców się nie zmniejsza. Dzieci chcą by dorośli się uśmiechali, cieszyli z ich sukcesów i kibicowali, kiedy zadanie wymaga wysiłku. Takie zachowani sprawia, że dziecko szybko przyjmuje obraz siebie, jako osoby, którą stać na wiele, osoby, która nie musi się przejmować porażkami, bo to tylko chwilowa trudność. Rzecz, którą często widuje się w przedszkolu i o zgrozo, nie raz w szkole podstawowej. Rodzic z dzieckiem wpadają do szatni, dorosły nerwowo zerka na zegarek, za chwilę musi być w pracy, a tymczasem latorośl nie ogarnia obsługi kapci. Rodzic rzuca się więc na pomoc, a dokładniej wyręcza dziecko, bo tak jest szybciej, bo tak jest mu wygodniej. A dziecko dostaje komunikat "nie umiesz nawet zmienić butów, jak chcesz zdobywać świat?" Wyjście trochę wcześniej z domu, słowne wskazówki dają dziecku komunikat "mama/tata we mnie wierzy, dam radę".  I znowu przypomniał mi się obrazek Marty Niewiadomskiej.


Ale to nie jest tylko kwestia samodzielności, to też kwestia samooceny. Bo od takich banalnych i z pozoru nieistotnych sytuacji się zaczyna, ale potem pojawiają się kolejne, konkurs plastyczny, zajęcia sportowe czy nauka pisania.Serio, każdy z nas zrobi to szybciej niż czterolatek, może nawet wygrasz ten piórnik, kiedy to Twoja dekoracja świąteczna weźmie udział w przedszkolnym konkursie, ale serio, czy warto?

W podstawówce zmieniają się proporcje


Szczególnie w tych młodszych klasach, ocena rodziców w oczach dziecka nie jest już tak obiektywna, trzeba się bardzo pilnować, żeby nie zostać zepchniętym z piedestału autorytetów. Dziecko w swoim odczuciu spędza więcej czasu w szkole niż w domu, dlatego to wychowawca zdaje się znać je lepiej i bardziej obiektywnie oceniać jego słabe i mocne strony. Jeśli nauczyciel zachęca do podejmowania wysiłku, nazywa zachowania, to samoocena szybuje w górę, jeśli zaś mówi "jesteś bardzo niegrzeczny, tak to sobie możesz mówić w domu" albo "Jasiek, znowu dwója, nigdy się nie nauczysz tabliczki mnożenia?" to z tą samooceną może być problem. Jestem jednak pełna wiary w to, że po pierwsze we współczesnej szkole nie ma już miejsca na krzyk i linijkę, ale tak na wszelki wypadek... Jeśli czujesz, że dziecko przestało wierzyć w Twoją ocenę swoich kompetencji, to niekoniecznie próbuj mu wmówi, że jest inaczej, raczej skup się na ocenianiu działalności poza szkolnej. Doceń jego sukcesy w grze planszowej, pochwal, że w tym tygodniu przeczyło trzy książki, itd. Skupiaj się na tym, że to czyni je wyjątkowym, że nie każdy tak potrafi, że jesteś dumna/-y, że pływa coraz lepiej, że świadczy to o jego determinacji i dowodzi, że wysiłek się opłacił.

A potem dostajesz nastolatka


To już, jak to się mówi inna para kaloszy. Około 12 roku życia człowiek zaczyna dostrzegać, że w różnych sytuacjach może zachować się zupełnie inaczej, choć nadal jest tą samą osobą. Może przeklina przy rówieśnikach, ale przy rodzicach czy nauczycielach już niekoniecznie. I pojawia się pytanie "kim właściwie jestem?" "Który ja, to faktycznie JA?" Teoretycznie można sobie wybrać, ale tak naprawdę wiadomo, że nie.Poszukiwanie siebie przez zmianę stylu bycia, stylu ubierania jest naturalną drogą przez którą mniej lub bardziej burzliwie przechodzi każdy z nas. W tym okresie na naszą samoocenę wpływa to, jak na te zmiany reaguje głównie środowisko rówieśnicze. Jeśli koledzy akceptują, to samemu też jest łatwiej zaakceptować siebie. Kiedy miałam 12 lat założyłam do szkoły bardzo modną w tym czasie spódnicę na szelkach. Mój kolega z równoległej klasy powiedział "Fuj, ale masz krzywe nogi" tak bardzo był wiarygodny, że przez lata nie nosiłam spódnic, a jeśli już to długie.Zawsze, kiedy próbowałam wybrać coś krótszego, z tyłu głowy słyszałam to "FUJ". Minęło blisko ćwierć wieku, nim znów odsłoniłam nogi i okazało się, że inni wcale się tych moich nóg nie brzydzą. Nie wiem, czy można ustrzec dziecko przed takim podkopaniem wiary w siebie. Ale warto dawać mu przestrzeń do wyrażania siebie i czasem do wylania frustracji w domowym zaciszu, to z pewnością pomaga. Poczucie akceptacji i wsparcie zawsze jest dobre dla samooceny.

Ale to jeszcze nie koniec


Jak patrzę na siebie, moja samoocena nieco ustabilizowała się dopiero w okolicach trzydziestki, ale nadal mam momenty, kiedy mam ochotę schować się pod ziemię.W dorosłym życiu jednak najłatwiej jest nam przejrzeć się w oczach partnera, dlatego ważne, aby wiązać się z ludźmi, którzy nie deprecjonują naszych osiągnięć, a kiedy trzeba potrafią nam dać kopa motywacyjnego. Bo na dorosłych też działa "dasz radę!" powiedziane z przekonaniem. Od ludzi, którzy mówią "nawet nie próbuj, to poza zasięgiem Twoich możliwości" uciekaj. Od razu.

7 komentarzy:

  1. Mam podobnie, jak Ty. Zaczęłam doceniać siebie i postrzegać własną osobę pozytywnie dopiero w okolicach trzydziestki. Niestety nikt nie cofnie czasu i nie zwróci mi tych zmarnowanych szans, które zaprzepaściłam przez niską samoocenę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Samoocena to temat rzeka. Tak, jak przeważnie pozytywny obraz siebie budujemy latami, tak pewność siebie możemy stracić w ciągu chwili - wystarczy jeden nietrafiony komentarz, by na całe życie zostały kompleksy czy niezadowolenie z siebie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja samoocena jest bardzo niska - tak ukształtowali ją moi rodzice. Do dziś pamiętam jak uczyłam się do matury a moja mama zapytała: "Po co to robisz, przecież i tak nie zdasz". Dlatego ja sama staram się, aby mój syn słyszał z moich ust jak najwięcej słów wsparcia i pochwał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie ostatnio rozmawiałam na ten temat z mężem, tak łatwo przychodzi nam podkopywanie samooceny innych, tak trudno nam samym myśleć dobrze o sobie. Straszne to jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. Samoocena i jej kształtowanie to trudny etap. Każdy z nas przechodzi przez chwilę i długie chwile załamania. Trzeba nauczyć się też przyjmować krytykę i tego również uczę moje dzieci. Muszą nauczyć się ją rozpoznawać, to najlepsza droga do utrzymania wysokiej oceny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomimo miłości rodziców, u mnie niska samoocena utrzymywała się bardzo długo, ale jak już udało mi się od niej uwolnić, doznałam ogromnej ulgi wolności.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko zależy z kim bywamy i czy jesteśmy krytykowani czy też chwalą nas.FAJNIE TO WSZYSTKO OPISANE

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger