KIEDY NAJWAŻNIEJSZY JEST CZŁOWIEK. HISTORIA PEWNEGO FESTIWALU CZ 2. Iwonka

Dokładnie tydzień temu pojawiła się tu pierwsza część rozmowy z Panem Mirosławem Satorą, prezesem Fundacji Pro Omnibus z Ciechocinka. Jeśli nie czytaliście, to polecam Wam tą lekturę, tylko uprzedzam, doszły mnie słuchy, że na tym tekście się płacze. Ale to jest dobry płacz. Oczyszcza, a tekst uświadamia, jak wiele szczęścia mamy. Pokazuje, że są ludzie, którzy potrafią czynić dobro.


Fundacja ProOmnibus/Marta i Magdalena Wróbel

Dziś zapraszam Was na kolejną część, na historią ludzi niezwykłych, którzy mają piękny hotel TeoDorka Med&SPA, który bez mrugnięcia okiem zamykają w szczycie sezonu dla gości komercyjnych, tylko po to, żeby uczestnicy Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Młodzieży Niepełnosprawnej nocowali w jednym miejscu, korzystali z zabiegów i przez kilka dni zapomnieli o losie, który nie był dla Was łaskawy

W końcu Fundację udało się zarejestrować.


Tak, to było w 2001 roku, wtedy długo nie było jasne, czy Festiwal będzie czy nie. Ostatecznie wtedy się nie odbył. Ale to i tak było pracowite lato. Trafiła wtedy do sanatorium w Ciechocinku dziewczyna niespełna siedemnastoletnia, Iwonka. Miała porażenie rdzenia kręgowego. To strasznie dziwna historia, bo położyła się wieczorem normalnie do łóżka, ale rano już nie mogła wstać. Dziewczyna dostała tylko jeden turnus, a ówczesny prezes Uzdrowiska miał taki pomysł, żeby zorganizować jej jeszcze jeden. Przyszedł do nas po pomoc. Początkowo byliśmy zdziwieni, bo to jednak wielkie przedsiębiorstwo państwowe, a on chodzi po dyrektorach, prezesach i właścicielach innych obiektów i prosi o pomoc. Oczywiście okazało się, że jego ograniczają przepisy, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ludzie dobrej woli się zrzucili i pomogli choremu dziecku.

Daliście swój grosik?


Tego już nie pamiętam, ale przypadek Iwony mocno nas zainteresował. Prawda była straszna. Iwona była molestowana przez swojego ojca. Choroba miała więc w jej przypadku podłoże psychiczne. Postanowiliśmy jej pomóc. Rozmowy z rehabilitantami, lekarzami nie pozostawiały złudzeń. Trzeba mnóstwo pracy i sporo pieniędzy, ale dziewczyna ma szanse stanąć na nogach. Kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy Iwonę, przyjechała na wózku, towarzyszyła jej rehabilitantka. To była końcówka kwietnia, od słowa do słowa, okazało się, że Iwona ma w lipcu urodziny. W domu nie było szans na wielką celebrację tego dnia. Siedmioro rodzeństwa, ojciec, wiadomo... Wtedy Basia (Barbara Matwiej, właścicielka hotelu TeoDorka) zaproponowała: "Iwonka, my Ci zrobimy te urodziny u nas, zaprosisz, kogo chcesz, nic Cię nie będzie interesowało, jest tyko jeden warunek - musisz przyjść na to przyjęcie. Nie przyjechać na wózku, tylko przyjść. Możesz się na kimś opierać nie ważne, masz być w pionie, zobaczę Cię idącą i wszystko załatwione."

Przyszła? Udało się?


To co stało się następnego dnia, to był precedens, ponoć do dziś w ciechocińskim sanatorium nikt tego wyczynu nie powtórzył. Iwonka już o 6:00 rano wezwała rehabilitantów i dzień w dzień pracowała, bardzo ciężko do 22:00. I w lipcu na swoje urodziny przyszła! Oparta na rehabilitantce, delikatnie poruszała nogami, ale była w pionie, udało się! Dostała wtedy mnóstwo prezentów. Cała ta sytuacja zmotywowała ją tak bardzo, że w październiku z Ciechocinka wyjechała bez laski. To by się nie udało, gdyby nie muzyka. Zorganizowaliśmy chyba z sześćdziesiąt koncertów, zapraszaliśmy kogo się dało, każdego, któ zgodził się w imię pomocy Iwonce zagrać za darmo, mieliśmy swój sprzęt nagłaśniający, ja to wszystko prowadziłem i tak zbieraliśmy pieniądze na kolejne turnusy, a ona od brzasku do nocy pracowała, ciężko pracowała.

Macie z Iwonką kontakt?


Wiele razy do nas dzwoniła, pisała, dziękowała. Po dwóch latach byłem w Toruniu i nagle w środku miasta widzę, że ktoś do mnie biegnie, rzuciła mi się na szyję, to była ona - Nasza Iwonka. Było w niej mnóstwo wdzięczności. Opowiadała o chłopaku, którego poznała, że się zakochała. Przyjemnie się tego słuchało, po kolejnych dwóch latach spotkałem ją, była już żoną tego chłopaka i mieli dziecko.

Warto było postawić świat na baczność, dla tej jednej osoby?


Oczywiście, myślę, że los wiedział co robi, kiedy nie udało się zorganizować Festiwalu. W 2002 roku wiedzieliśmy już, że Grażyna nie przyjedzie. Zorganizowaliśmy wtedy Ciechociński Impresje Artystyczne, trochę na bazie Festiwalu, ale jednak inaczej. W kolejnych latach wróciliśmy do korzeni, ale to już nie był przegląd, a konkurs. W czasie jednego z Festiwali Grażyna zmarła, pożegnaliśmy ją pięknym koncertem. Teraz co roku wspominamy Grażynę, bo to dzięki niej Festiwal powstał. W Bristolu (restauracja w centrum Ciechocinka) odsłoniliśmy jej tablicę pamiątkową.

Ile Festiwali dotychczas się odbyło?


W tym roku był XXIII nie jestem w stanie powiedzieć, ilu artystów, w tym czasie pojawiło się na naszej scenie, ale samych debiutów mamy co roku minimum 10. Niestety, co roku mamy wielkie ograniczenia finansowe i lokalowe i jakie tylko można sobie wyobrazić.

Teraz już wszyscy mieszkają tu w TeoDorce? 


Tak. W tej chwili jesteśmy już w stanie wszystkim zapewnić nocleg i wyżywienie.

W szczycie sezonu rezygnujecie z zarobku. To droga impreza.


Pomaga nam PEFRON. Koszta się zwracają, ale faktycznie nie ma mowy o zarobku takim, jak w przypadku klienta komercyjnego. Mogli byśmy oczywiście, jak wcześniej umieszczać uczestników w innych obiektach, gdzie też płaciliśmy za noclegi. Ale miało to wielki minus. Dzieciaki mieszkały wtedy w różnych miejscach w całym mieście. Dziś mamy ten komfort, że oni mają szansę się integrować. Rozpiera nas duma, kiedy wieczorami nie chcą iść do łóżek, spotykają się na łące za hotelem, w salach konferencyjnych i śpiewają razem, rozmawiają. Myślę, że jest to też z dużą korzyścią dla opiekunów, bo między nimi też zawiązują się przyjaźnie, oni się wzajemnie wspierają. Poza tym, mają tu próby, nie muszą się martwić o transport. Mają trzy tygodnie tego komfortu, że są tu na miejscu i faktycznie odpoczywają.

A kiedy wyjeżdżają...


...robi się przerażająco cicho. Przez trzy tygodnie hotel tętni życiem. Cała TeoDorka śpiewa. Najgorzej było, kiedy mieszkali w różnych miejscach, cały dzień mijał nam w parku. Tam były próby, koncerty, całe życie przenosiliśmy tam. Po wyjeździe uczestników ciężko było znaleźć sobie miejsce. To takie uczucie, jakby dzieci opuściły gniazdo. Bardzo smutny moment w roku.

Byli uczestnicy wracają do Was?


Tak. Siadają na widowni. Kiepsko by było czterdziestolatków przedstawiać jako uczestników na Festiwalu Młodzieży. W tej chwili, w konkursie można brać udział do 25. roku życia, al śpiewają i 35 latkowie, starszych nie wpuszczamy. Na początku konkurs miał rozpiętość wiekową od 14 do 23 lat. Ale z biegiem czasu doszedłem do wniosku, że nie jest to dobre rozwiązanie. W tej chwili mamy do 16 lat i do 25. Takie przedziały wiekowe sprawdzają się lepiej.

Trudniej znoszą porażki ci młodsi?


Tak, to na pewno.Naszym celem jest jednak pokazanie, że to nie niepełnosprawność, ale talent powinien być siłą napędową. Często jest tak, że rodzice, opiekuni, martwią się, że jednak ich podopieczny odpadnie w eliminacjach, bo my mocno stawiamy na jakość. A prawda jest taka, że jeśli nie spróbują, to nigdy się nie dowiedzą. A Festiwal nie jest po to, żeby biadolić. Tu nie jest ważna niepełnosprawność. Tu liczy się talent.

A wpadniecie do mnie jeszcze za tydzień? To będzie rozmowa w trzech częściach, więc wtedy dam Wam już ostatnią, słowo. Ale dajcie mi chwilę, bo spisywanie tej rozmowy sporo mnie kosztuje. Uczy pokory, wzrusza. Widzę oczyma wyobraźni (bo oczu wspomnień chyba nie ma) Pana Mirka i Panią Basię mówiących o tych ludziach, którzy przewinęli się przez Festiwal, przez ich ramiona. Ciągle się wzruszam. Pani Basiu, zróbmy s tego książkę! A Was, zapraszam za tydzień. Oczywiście wpadajcie też jutro, będę mieć dla Was fajny rabat do wykorzystania.

12 komentarzy:

  1. poruszasz bardzo ciekawe i ważne tematy na blogu. fajnie ze tu trafiłam

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia z tą Iwonką <3 Bardzo inspirująca <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak.
    To mogą być wzruszające historie. Przez kilkanaście lat pracowałam przez ścianę z domem dla niepełnosprawnych dzieci. Jednak... wzruszenia są wyczerpujące

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała rozmowa. Tacy ludzie to skarby. Dobrze, że są między nami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny pomysł z tym udostępnieniem hotelu. Jak prosto można komuś sprawić radość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Potwierdzam, czytanie grozi płaczem :) Może ja się łatwo w ciąży wzruszam ? :) Natalia

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze warto, bo to nie może tylko jedna osoba tylko AŻ jedna...

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam wcześniej o Twoim wypadzie do Ciechocinka, ale takiej rozmowy i takiej historii się nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniałe, że talent wybija się ponad wszystko, cudownie, że są ludzie, którzy chcą dać szansę innym w jego odkryciu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie zarzekaj się, że już na pewno ostatnim będzie ten 3-ci, bo my chcemy więcej... Uwaga techniczna: to jest PFRON, chociaż czyta się pefron...

    OdpowiedzUsuń
  11. WOW, brawa dla właścicieli hotelu ;) Fajnie, że ludzie wspierają takie inicjatywy ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger