Kiedy najważniejszy jest człowiek. Historia pewnego Festiwalu. Cz 3 jak Muszkieterowie

Powiem Wam, że ciężko będzie Wam ogarnąć o czym jest ten tekst, jeśli przegapiliście dwa poprzednie z tej serii, bo streścić się tego nie da. Dobra,  da się, ale ja nie chcę tego robić, bo uważam, że każde słowo z tej rozmowy było ważne. Każde chciałabym, żebyście przeczytali, więc podlinkuję Wam tutaj



Marta i Magda Wróbel

Bardzo chciałam, żeby wszystkie treści znalazły się tu, na blogu, bo cała ta historia bardzo przywraca wiarę w Ludzi. Nie przypadkowo piszę wielką literą. Bo żeby robić wielkie rzeczy, trzeba być wielkim człowiekiem. Bez wątpliwości takimi ludźmi są pani Basia Matwiej i pan Mirosław Satora, właściciele hotelu TeoDorka Med&SPA w Ciechocinku i założyciele Fundacji Pro Omnibus. Ta dwójka pomogła dziesiątkom młodych ludzi i niejednemu jeszcze pomogą, za sprawą Fundacji i Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Młodzieży Niepełnosprawnej, który nieomal ćwierć wieku organizują. 

Co ten Festiwal daje innym?


Od samego początku stawiamy na jakość. Myślę, że dajemy szansę tym ludziom, żeby pokazali, że potrafią śpiewać, często lepiej niż ich pełnosprawni rówieśnicy, których wszyscy chwalą. Zależy nam na tym, żeby rodzice dzieci z problemami, ale i talentami zobaczyli, jak te dzieciaki błyszczą, żeby wypuścili swoje dzieci z domów, żeby przestali się obawiać, co ludzie powiedzą. Niepełnosprawni mogą i powinni być postrzegani przez pryzmat swoich talentów i osobowości, a nie przez pryzmat choroby. Często jest w opiekunach taki lęk, że dzieci sobie nie poradzą, a my mówimy: Jak nie spróbują, nigdy się nie dowiedzą, czy się uda.

Zwłaszcza, że kiedyś rodziców zabraknie i będą sobie musieli poradzić...


Będą musieli i poradzą sobie. Mamy niestety problem z mediami, bo przez brak wielkich nazwisk traktują nas po macoszemu. Od kilku lat nie zapraszamy już na festiwal żadnej telewizji. Chociaż słowo "zapraszamy" nie do końca tu pasowało. Bo telewizja, również publiczna, za transmisję brała od nas kilkadziesiąt tysięcy. Przestaliśmy to robić, transmisja jest w internecie, wychodzi taniej, a zaoszczędzone pieniądze lepiej zainwestować w pomoc tym dzieciakom. Poza tym telewizja zawsze narzuca swoje porządki, zmienia w ostatniej chwili wcześniej wypracowany program. Z tym zawsze były problemy. 

Trzeba się podporządkować, a na koniec i tak pokażą co będą chcieli?


Trochę tak, ale najzabawniejsza historia była, kiedy mieliśmy transmisję na żywo. Koncert miał się rozpocząć o 18:30 i wtedy też miała wystartować transmisja. Ponieważ mieliśmy tylko godzinę czasu antenowego, umówiłem się z nimi, tak, że nie będą pokazywać wystąpień lokalnych oficjeli, którzy mieli przemawiać na koncercie. Postanowiliśmy więc, że panowie wyjdą na scenę wcześniej, tak, żeby telewizja pokazała to, co faktycznie dla uczestników było ważne, czyli ich występy. Zapadła decyzja, że goście dostaną do dyspozycji po 10 minut, zaczniemy pół godziny wcześniej, żeby wyrobić się przed transmisją. Panowie tak przejęli się tym, że mają ograniczony czas, że zamiast przemawiać po 10 minut, każdy z nich mówił dosłownie minutę. No i zostało mi do zagospodarowania 27 minut. W mojej słuchawce usłyszałem głos z reżyserki "No to gramy, wykaż się!". Wyszedłem na scenę i opowiadam co mi do głowy przyjdzie, a głos w słuchawce mówi "Jeszcze 24 minuty", zacząłem opowiadać dowcipy, głos odliczał bardzo wolno. Publiczność zaczęła się kręcić, ale uparcie stałem na tej scenie, mając świadomość groteski. W końcu okazało się, że tak się rozpędziłem, że w połowie zdania usłyszałem w słuchawce, "Mirek, sprężaj się, masz 40 sekund!". Udało się.  Ale takie przygody z telewizją mieliśmy.

Ale Fundacja, to nie tylko Festiwal.


Tak, robiliśmy mnóstwo fajnych projektów, m.in. "Tacy sami". Jeździliśmy z dzieciakami po szkołach i wyglądało to tak, że siedziała młodzież i wchodziły nasze dzieciaki ze swoimi instrumentami. Padało pytanie, czy gospodarze mogą dla nas zagrać, najczęściej to nie wychodziło, podobnie ze śpiewaniem, więc nasze dzieciaki mówiły, "To nic, my zagramy dla Was, bo umiemy, a przecież jesteśmy tacy sami". Koncepcja była taka, żeby uświadamiać tej młodzieży, że np. to, że ktoś nie może biegać nie czyni go gorszym, bo może przecież być świetny w czymś innym. Wszyscy jesteśmy tacy sami, tylko jedni umieją biegać, a inni śpiewać. Możemy się od siebie różnić pozornie, ale wszyscy mamy marzenia, plany. I to działało. Jedna sytuacja szczególnie zapadła mi w pamięć. W Raciążu na salę przyszli m.in. gimnazjaliści w tym czterech chłopców w kapturach. Początkowo widać było, że nasza koncepcja nie przypadła im do gustu, ale po trzech utworach kaptury zjechały z głów, po kolejnych kilku chłopcy bawili się z całą resztą grupy. Była z nami Agnieszka Olszewska, śpiewaczka z Bydgoszczy, która w Fundacji była instruktorką, podeszła do mnie zalana łzami i zapytała, czy widziałem chłopaków. Wzruszyła się, bo nie spodziewała się, że nasze dzieciaki zostaną tak ciepło przyjęte i zaakceptowane. 

W takich momentach czuje się że warto.


A tych momentów było wiele. Bardzo długo byśmy musieli to wymieniać. W 2006 roku przyjechała do nas pani Maria Kaczyńska. Do tej wizyty przyczynił się Andrzej Frajndt, który pełnił funkcję dyrektora artystycznego Festiwalu. Zmarła Hania Bielicka, która bardzo wspierała wiele naszych działań. Andrzej poszedł na pogrzeb, jako nasz przedstawiciel. Na pogrzebie spotkał ówczesną panią prezydentową. Okazało się, że pani Maria słuchała niegdyś muzyki Andrzeja, więc chętnie zaczęła z nim rozmawiać. Od słowa do słowa Andrzej opowiedział jej o Fundacji i zapytał, czy nie zechciałaby objąć patronatu nad Festiwalem. Nie zawahała się nawet sekundy, poprosiła tylko o oficjalne zapytanie do kancelarii męża. Bardzo chętnie też przystała na pomysł zjawienia się w Ciechocinku. To było w lipcu, a w grudniu graliśmy kolędy dla pary prezydenckiej i ambasadorowych, które co roku przed świętami zapraszane są do Pałacu Prezydenckiego. Było to pięknie zorganizowane i na dzieciach robiło ogromne wrażanie. Dwóch tłumaczy aktorka Kasia Zielińska, która tłumaczyła na angielski i Mateusz przekładający na francuski, kucharze w wielkich czapach, piękne dania, bajeczne wnętrza. Dla nich to spotkanie to był wielki zaszczyt. Pani Maria szybko wywiązała się ze swoich obowiązków względem zaproszonych gości i przybiegła do dzieciaków. Ona chciała z nimi być. Cudowna osoba, wiele nam pomogła.

Była jak Muszkieter?


Ha, wiem do czego pani zmierza! Nasza Fundacja nazywa się: Fundacja Inicjatyw na rzecz Osób Niepełnosprawnych Pro Omnibus. Tą nazwę można tłumaczyć dwojako, z jednej strony "pro omnibus" znaczy dla wszystkich, czyli nie ograniczamy swoich działań do wąskiej grupy. Z drugiej strony jest to nawiązanie właśnie  do "Trzech muszkieterów" - "Unus pro omnibus, omnes pro uno" czyli Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego i tak właśnie jest u nas.


Tak jak obiecałam tydzień temu, dziś jest ostatnia część tego tekstu. Ale do Ciechocinka i opowieści nie tylko festiwalowych jeszcze z pewnością nie raz Was zabiorę. Ale chciałam Was namówić do jeszcze jednej rzeczy. Obejrzyjcie ten występ. To tylko jeden z setek. Zajrzyjcie na stronę Fundacji, pamiętajcie o Pro Omnibus rozliczając PIT, a będąc w okolicy Ciechocinka, koniecznie jedźcie do TeoDorki, może uda Wam się porozmawiać z panem Mirkiem albo panią Basią.





Uczestnicy Festiwalu w hotelowej restauracji. Hotel zamknięty dla innych. W lipcu to Ich dom.
Fot. Marta i Magda Wróbel

Prezes Fundacji Pro Omnibus Mirosław Satora


10 komentarzy:

  1. Wielki szacunek. Pracowalam z osobami niepelnosprawnymi, wiele mi to dalo wiele nauczylo.
    Jestem pod duzym wrazeniem waszych dzialan

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, że podejmujecie się takich działań. I widać, że potraficie wybrnąć z każdej sytuacji (jak ta z telewizją). Powodzenia w dalszym działaniu

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nigdy nie słyszałam o tym festiwalu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedziałam, że Festiwal ma takie problemy z TV...
    Myślałam,że TV nie pobiera od Was pieniędzy ??

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy raz słyszę o tym festiwalu. Świetna inicjatywa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ah ta pazerność tv.
    Niemniej pięknie, że są takie festivale. Cieszę się, że piszesz o tym w postach! Takie rzeczy, te dobre trzeba nagłaśniać!! Bo przykre to jest, ale o dobru mówi się bardzo mało, prawie wcale ale o złu - nieustannie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kto by przypuszczał że wspólny weekend pozwoli nam poznać tak nie zwykłych ludzi

    OdpowiedzUsuń
  8. Ogromny szacunek!!! Dobrze , że o tym piszesz! Choc to przykre, że takie rzeczy mają miejsce

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie słyszałam o tym festiwalu. Jestem ciekawa tych 20 minut opowiadania dowcipów :)

    OdpowiedzUsuń
  10. W takim razie idę czytać poprzednie wpisy

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger