Kanapka konfliktu początkiem dobrej zmiany

Dziś planowałam napisać jeden z tych ważnych tekstów, ale tak sobie pomyślałam, że pozwolę Wam na chwilę zajrzeć na nasze"podwórko".Taka historyjka banalna mi się przydarzyła z synem pierworodnym i tak sobie pomyślałam, że Wam opowiem.


pixabay


Powiedzieć, że z Zetowym jedzeniem jest krzyż pański,to nic nie powiedzieć. Ale to pewnie większość z Was wie, bo parę razy się już ten temat tu pojawił. Nie będę więc powielać tej opowieści. Wczoraj Zet po raz trzeci w tym tygodniu wrócił ze szkoły z kanapkami, które zapakowałam mu rano. Wcześniej je zjadał, jedyne słuszne - chleb tostowy z masłem i serem. Nie jest to najzdrowsze na świecie danie, ale jedyne, jakie zjadał poza domem i nagle przestał.

Co z tym fantem robię


Zanim zawiadomicie Dr Anię, opiekę społeczną i innych wielkich tego świata dodam, że w domu jada trochę lepiej, ale co Wam będę mówić,no wkurzyły mnie te kanapki, bo jeszcze parę dni wcześniej syn robił dym,że dwie to za mało i mam mu robić cztery. Przyjęliśmy taką zasadę,że jak nie zjadł w szkole, to mamy gotową odpowiedź na pytanie: co na kolację? Dziś los był dla nas łaskawy i przy tej kolacji mogliśmy posiedzieć we dwoje. Zaczęliśmy więc rozmawiać o tym, że w jego jadłospisie nadszedł czas na zmiany.

Takie okno się zdarza


Przez większość roku Zet nie dopuszcza do siebie myśli o rozszerzeniu diety, ale raz na jakiś czas pojawia się okno. W takich momentach zaczął wcześniej jeść mufinki (4 lata), naleśniki (5 lat), chleb (6 lat), ryba smażona (7 lat), makaron ze szpinakiem (8 lat), było ich więcej, ale te podaję tak dla Waszego wyobrażenia sytuacji. Chodzi o to, że pojawia się taki tydzień lub dwa w roku, kiedy Zet próbuje nowych rzeczy i część z nich zostaje z nami na stałe, dlatego momentu nie można przegapić.

Może dasz książkę?


Kiedy słyszę to zdanie, przy jedzeniu, wiem, że mówi o książce kucharskiej. Lecę wtedy do biblioteczki, niczym zielona mucha do świeżej wołowiny. Dziś przyniosłam Rodzinną kuchnię Lidla. Do razu wiadomo, że dania mięsne nie przejdą, to jeszcze nie teraz. Przeglądamy, czytamy tytuły, oglądamy zdjęcia, studiujemy składy i zaznaczamy. To jest proces. Dumna jestem z niego, bo wybrał w sumie 18 dań. Robię więc listę zakupów i zamykam się w kuchni, tylko tak na niby, bo nie mam tam drzwi. Ale trzymajcie kciuki, żeby coś weszło! O tym, jak nam idzie, będę o tym gadać na InstaStories, zapraszam Was ;)

5 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki by wszystkie 18 dań się przyjęło

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że takie zmiany będą jak najczęściej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehh... My jesteśmy na etapie diety "Nie" a jak już spróbuję to wszystko jest "sredniawe" :( niestety pozostajemy na ograniczonej diecie. Może fajne zdjęcia zachęca 🤔

    OdpowiedzUsuń
  4. o kurka pieczona, a ja myślałam, że moje dzieci są wybredne, bo Ema też prawie mi nic nie je, ale Twój Zet bije je na łeb na szyję. I co tam już testujecie?

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger