Ciężko wrócić do szkolnej rzeczywistości

Miałam wczoraj przygodę. (Właściwie to dziś, bo pisze to wieczorem.) Moje dzieci mają z założenia jeździć do placówek i spowrotem autobusem. Tego dnia wymiękłam. Wstałam rano po pięciu godzinach snu, weszłam do dziecięcych pokoi, obaj słodko spali. I tak planowałam zakupy, to pojadę z rana i dzieci odwiozę, skoro ja się nie wyspałam...


Żywicielka

Pomysł był o tyle poroniony, że wcześniej miałam zaplanowane, że we środy ich odbieram, więc równie dobrze mogłam na te zakupy pojechać później, ale szósta rano, spuchnięte oczy i zbyt słaba kawa skłoniły mnie do litości. 

Mamusia jedzie


Ustaliliśmy wcześniej, że skoro we środę Teodor kończy zajęcia 10 minut po odjeździe autobusu i na następny musi czekać dwie godziny, to w ten dzień będę po nich jeździła. Pogadam z Panią w przedszkolu, z Panią w szkole, raz w tygodniu to tak w sam raz, żeby szybko wychwycić ewentualne problemy. Ponieważ pogoda była piękna, a ja miałam być w placówkach odpowiednio o 14:00 i 14:35 wyjechałam z domu o 13:00, stwierdziłam, że tam pójdę z Kazikiem na spacer. 

Mamusia nadciąga


O 14:01 przekroczyłam próg przedszkola, na grupę Teda natknęłam się na klatce schodowej. Teda nie było. Pani od religii skończyła akurat tego dnia wcześniej i dzieci zdążyły na autobus. To o tyle kłopotliwe, że jeśli po Teda nie wyjdę na przystanek, wróci do przedszkola. A tu okazuje się, że ja stoję w przedszkolu oddalonym o 9 km od domu, a moje dziecko od 11 minut jedzie do domu. 

Sąsiadko, na pomoc


Jakbym się dobrze spięła, to wyprzedzę autobus, ale, za pół godziny kończy Zet, wie, że przyjadę, nie ma ze sobą telefonu. Pierwsza myśl, dzwonię do sąsiadki, proszę, żeby odebrała młodego, zgadza się, całe szczęście jest w domu. Ted uwielbia ją i jej dzieci, poczekają. Idę do szkoły, stoimy z Kazikiem przed placówką, czekamy na dzwonek. Dzwoni, ale telefon. Sąsiadka. Odebrała z autobusu dwoje moich dzieci. Nie było logopedii, więc Zet przyjechał do domu... Sąsiadka bierze do siebie dwóch.

Co się stało?


Pani się spóźniła - mówi Teodor. Nie wiem co się wydarzyło tak naprawdę, ale zaprowadzili go do autobusu, wsadzili, to pojechał. Sygnału z placówki, że dziecko będzie wcześniej - brak. Zet powinien być na logopedii, ma ją w planie, ma ją w orzeczeniu. Pani (wychowawczyni, nie logopeda) powiedziała, że nie musi chodzić, może jechać do domu, więc przyjechał. Fajnie?

Popadali


Kazik całe popołudnie zajmował się sobą na uboczu, jakby musiał przetrawić te wydarzenia. Zet niezwykle spokojnie odrobił lekcje, spakował plecak i przyszedł do mnie pogadać. Ted o 17 orzekł, że boli go głowa i poszedł poleżeć. Zasnął. Próbowałam go budzić trzy razy. Bezskutecznie. Nie ma gorączki, sprawdzam co pół godziny, jest zmęczony. Ciekawe o której wstanie. Jest 22:30 śpią już wszyscy. Ja też już powinnam, jest okazja. Ale, jak to matka, mam jeszcze tyle do  zrobienia. Jak zwykle skończę ten dzień po północy. Ale luz, to już czwartek, z górki.

10 komentarzy:

  1. Uważam, że szkoła w takich sytuacjach powinna informować rodziców że dzieci szybciej kończą, takie zachowanie jest mało odpowiedzialne

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę powodzenia na następne 10 miesięcy :) Bycie rodzicem to nie taka prosta sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezła przygoda! U nas na szczęście dzieci samych nie wypuszczają;) Na razie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkolną rzeczywistość na razie znam tylko od strony byłego ucznia, i wiem że ciężko było się w tym wszystkim odnaleźć. Widzę, że bycie rodzicem to w tej materii jeszcze wyższa szkoła jazdy, i to bez trzymanek. Wszystko przede mną, aż strach pomyśleć jakie przygody na mnie czekają :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej, ale to szkoła powinna poinformować Cię, że dziecko wcześniej skończyło. Zwłaszcza, że pani wiedzą, że w ten dzień przyjeżdżasz po chłopaków. Dobrze że masz taką sąsiadkę

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że możesz liczyć na swoją sąsiadkę. Idealnie mieć taką osobę w swoim otoczeniu.

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas szkolne życie zmusiło nas do dużego przeorganizowania życia

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas Bąbel w przedszkolu, grupa 5latków - i na szczęście nie ma opcji, żeby opuścił placówkę sam. Ale nowy rok szkolny zawsze wprowadza nam trochę zamętu i niestety przyczynia się do pogorszenia zachowania oraz wielu różnych stresów.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja mam na szczęście do szkoły 5 minut na piechotę, całe szczęście, że nie muszę jeździć po dzieci i nie ma u nas takich akcji.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger