Okiem Żywiciela: Na koniec świata z plecakiem prezerwatyw?

Wiecie co to znaczy być preppersem? To znaczy mniej więcej to, że jeśli dookoła będą szalały powodzie i pożary spowodowane wojną nuklearną z najeżdżającymi Ziemię kosmitami to Wy spokojnie przeniesiecie się do prywatnego schronu przeciwatomowego i będziecie czekać, aż zawierucha się skończy i będzie można zacząć zaludniać Ziemię od nowa. To taka moja prywatna definicja, która jeśli skręcić sarkazm do minimum w miarę pokrywa się z tym, co przeczytałem w "Vademecum przetrwania" autorstwa Piotra Czuryłło. 


Kiedy Marta przyniosła mi tą książkę bardzo się ucieszyłem, a jak się dowiedziałem, że będę ją mógł czytać w domu przy dzieciach i nazywać to pracą nad artykułem, to byłem wniebowzięty. Książkę uczciwie przeczytałem od deski do deski i obejrzałem wszystkie zdjęcia szczególnie, że jest to moja pierwsza recenzja i chciałem być maksymalnie rzetelny. 



Jako dziecko zaczytywałem się w Robinsonie Cruzoe (przeczytałem go 11 razy) i bardzo pociągała mnie perspektywa zaczynania cywilizacji od zera. Czasami marzyłem o sytuacji jak w pierwszym sezonie serialu "Lost". Tak samo, jak autor pochodzę z Olsztyna i również kocham las, do którego z chęcią się zapuszczam, kiedy tylko mam okazję. Może właśnie dlatego ta książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia na jakie liczyłem? Bo ze smutkiem muszę powiedzieć, że to nie jest książka dla mnie.

Książka jest wydana "na bogato",prawie 300 stron, duża czcionka, twarda oprawa, gruby miły w dotyku papier (Magno Volume 100g/m2, Zing - mówiłem, że przeczytałem do deski) i sprawia wrażenie bardzo eleganckiej. Co trochę gryzie mi się z filozofią jaką opisuje, bo nadaje się bardziej na półkę, a nie do plecaka kiedy będziemy opuszczać dom szukając ratunku.

Autor dużą jej część poświęcił nastawieniu psychicznemu i roli jaką nasza psychika odgrywa w sytuacjach kryzysowych i w pełni się z tym zgadzam, nasz mózg to narzędzie,  dzięki któremu my nieowłosione małpy bez pazurów potrafiliśmy polować na mamuty i latamy w kosmos dlatego boli mnie, kiedy czytam, że mam natychmiast zaakceptować zaistniałą sytuację i nie stosować wyparcia. Wyparcie to jeden z mechanizmów, jakie są wbudowane w nasz mózg, to nie jest kwestia wyboru. Nie da się tego zmienić, jak szamponu do włosów.

Jeśli trochę już w życiu podróżowałeś i nie mam na myśli latania na "zostaw wszystkie swoje pieniądze w naszym hotelu" (All Inclusive) i zdarza Ci się coś w domu naprawić albo ugotować, to niewiele się z tej książki dowiesz, za to jeśli Twoje naturalne środowisko to kawiarnia i laptop, a do tego brzydzisz się pracą fizyczną i do wieszania obrazków zatrudniasz fachowca, to faktycznie masz szanse skorzystać z tej książki i być może zdobyć ciekawe hobby albo po prostu rozbudować swoje portfolio umiejętności. Dwa najjaśniejsze punkty to dla mnie plecak pełen prezerwatyw (jako wyposażenie atrakcyjnej Pani, która postanowiła kupować sobie wikt i opierunek uprawiając najstarszy zawód świata) i witamina C działająca jak Ketonal. Gdyby tylko takich rzeczy było więcej...

Może jakby zamiast paru zdjęć lasu dorzucić jakieś rysunki pułapek albo szałasów? Zegar słoneczny albo układy gwiazdozbiorów jakie widać na naszym niebie? Trochę konkretów, mięsa, bo póki co jest sałata na pięknym talerzu. Zdjęcia niestety też nie porywają, a dodatkowo nie ma przy nich żadnych podpisów choćby miejsca czy nazwy zioła jakie pokazują, a gwoździem do trumny jest według mnie cena 64,90 za książkę, którą można przeczytać w 3-4 godziny.

8 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że gdyby teraz dotknął nad jakiś kataklizm nie wiedziałabym jak postąpić. Taka książkę warto mieć w domu i zapoznać się z nią

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie jedynym przygotowaniem jest poznawanie dziko rosnących jadalnych roślin czy grzybów. Ale mam do tego stare atlasy, jeszcze po mojej mamie. Taką książkę z chęcią za to by spróbował przeczytać syn, dopiero raczkujący w temacie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja przez przygody Robinsona nie mogłam przebrnąć, więc ta książka to nie do końca moje klimaty;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W sytuacji kryzysowej to szlag trafi nas wszystkich zanim się obejrzymy za siebie,
    a że na Białorusi stawiają elektrownię jądrową i raz już im reaktor wypadł na ziemię,
    to mamy szansę, że tak się stanie bardzo szybko...

    OdpowiedzUsuń
  5. W tych kwestiach niestety jestem lewą. Myślę, że byłabym wspaniałą ofiarą. Chyba że obudziłby się we mnie dziki instynkt przetrwania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z taką książką trudno byłoby naprawdę przetrwać. Chętnie bym ją przeczytała, gdyby okazała się bardziej wartościowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. wydarza się katastrofa a pewnie większość Europejczyków nie wiedziałaby co zrobić. Książki tego typu warte przeczytania ale też chociaż raz spróbowania wypróbować, zobaczyć te rzeczy. Samo przeczytanie w sytuacji kryzysowej może nie pomóc

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja w sytuacji kryzysowej ucieszyłabym się że jedną z dwóch książek nie-lektur które mój mężulek przeczytał w życiu to był podręcznik przetrwania dla sił specjalnych 😂

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger