Wiosna budzi się... Nasz ogród, dużo zdjęć

W sierpniu miną trzy lata od naszej przeprowadzki na wieś, aż trudno mi uwierzyć. Pierwsze lato ledwo zahaczyliśmy, w drugie, mieliśmy małego Kazika, który za nic nie chciał siedzieć w wózku, trzecie lato właśnie nauczył się chodzić i trzeba było mieć oczy dookoła głowy, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Na ogrodzie działo się mniej więcej nic. To znaczy stanął domek dla chłopaków, powstała plaża (tutaj znajdziecie plażę w zeszłym sezonie), ale to wszystko mimochodem.


Forsycja uchowała się w kącie przed kretem.

W tym roku, wiadomo, wszystko jest inne. Postanowiliśmy więc trochę zorganizować tę przestrzeń na zewnątrz, bo coś nam mówi, że całe lato będziemy korzystać z dobrodziejstw 13 arów, na których stoi nasz dom. Krótko mówiąc, trudno nam sobie wyobrazić, abyśmy po tych wydarzaniach mieli gdzieś wyjechać. Planujemy więc tu małe eldorado, dzięki któremu będziemy mieli tu wygodnie i praktycznie nie tylko w tym roku. Pozwólcie, że opowiem Wam o tym, co tu się teraz dzieje.

Działkowicze z piekła rodem


Michał wychował się w bloku, nie mieli ogródka działkowego, jedyne co miał wspólnego z uprawą ziemi, to rok studiów techniki rolniczej i leśnej. Sama wychowałam się w domu z ogrodem, a moi rodzice siali co roku warzywa na własne potrzeby, ale delikatnie mówiąc - temat mnie nie pochłonął. Porwaliśmy się więc trochę z motyką na słońce. Na szczęście po pierwsze żadne z nas nie boi się używać grabi i motyki, mój tata chętnie służy nam radą, mamy też trochę znajomych, którzy są nieźli w te klocki, no i mamy internet (który dzięki pracy zdalnej już trzykrotnie w tym miesiącu dokupowałam....). W każdym razie podchody nieśmiałe, do posiadania warzywniaka czyniliśmy już dwukrotnie, najpierw z Kazikiem wózkowym dochowaliśmy się kilku niezgrabnych marchewek, które zjadły nam nornice - nać była imponująca, a potem, z Kazikiem włażącym na wszystko ze dwa razy zjedliśmy własne rzodkiewki i sałatę, po czym wyjechaliśmy w upały na wakacje i wszystko trafił szlag... Dynie całą zimę jedliśmy własne.


Najpierw trawnik


Mamy tu ogromny problem z kretami. Prawdopodobnie mieszka tu jakiś wielki ród tych stworów, bo chłopcy kilka dni temu równając trawnik rozgrabili ponad 250 kretowisk. W zeszłym roku prowadziliśmy nierówną walkę, bo wsadziliśmy borówki, które następnego dnia rano kret wykopał, więc wsadziłam je znowu, on znów swoje, itd. Wygrał. Nasz trawnik w zasadzie przestał istnieć, kopiec na kopcu. Jakiś czas temu znajomy stwierdził, że on też miał wielki problem z kretem i podobnie jak my wypróbował wszystkie dostępne na rynku metody walki, bezskutecznie. Problem sam zniknął, kiedy zaczął nawozić trawnik. W tym roku też próbujemy. Podobno kret tego nie lubi i ma sobie iść. Może jestem naiwna? Ale próbuję.

Wygrabiliśmy cały trawnik, żeby pozbyć się suchej trawy, chłopcy rozgrabili kopce, w ich miejscu dosialiśmy trawę w wersji "sport" czyli odporną na intensywne użytkowanie. Ponieważ nie pamiętam już kiedy padało, trzeba było te miejsca najpierw porządnie podlać, podlewanie będzie naszym przyjacielem przynajmniej do momentu ukorzenienia się trawy. Nie mamy systemu nawadniającego, w lecie, kiedy w okolicy jest problem z wodą, podlewamy sporadycznie. Przedwczoraj rozsypałam nawóz z azotem. Nowe kopce są trzy. A nie trzydzieści, więc póki co wierzę w skuteczność.


Winorośle z Winnicy Wina Marcina, w poprzednim sezonie owocowały!

Mnóstwo gołych placków po krecie...

Mały warzywnik


W zasadzie w naszych planach są dwa. Jeden pod kuchennym oknem, od południowej strony został obsiany dyniami i rzodkiewką, miała być jeszcze sałata, ale błysnęłam i zapomniała kupić nasiona. Poprawię się przy okazji zakupów. To taki mały skrawek, na większym z tyłu działki będzie marchewka, pory, papryka, to, co normalnie kupujemy, a jesteśmy (przynajmniej teoretycznie) w stanie wyhodować sami. W pomidory nie idę, za mało wiem na ten temat.

Trochę owoców


We wtorek byłam w rodzinnych stronach zawieźć zakupy rodzicom, wracając podjechałam do RolMarketu kupić drzewka i krzewy, kilka, na początek. Zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami dwóch krzaczków malin, trzech borówek, dwóch drzew wiśni, jednej brzoskwini i jednej czereśni. Zaszalałam i kupiłam sobie jednego migdałka do ozdoby, a co! Nie wszystko musi być praktyczne.  Oczywiście o tym w jakiej ziemi i w jakim porządku to wszystko należy wsadzić nie mam zielonego pojęcia. Widziałam, że sąsiedzi sypali trociny pod borówki, ale na tym moja wiedza się kończy. Pani w centrum ogrodniczym chyba zobaczyła wymalowane na mojej twarzy zagubienie, bo sama podeszła i pomogła mi wybrać krzewy, drzewka i podłoże pod nie.

Brzoskwinia kwitnie!


Co jeszcze zostało?


Całe mnóstwo roboty. Poi pierwsze drugi warzywniak czeka nadal na skopanie. Plaża nadal jest raczej zimowa, trzeba ją wygrabić, dosadzić rośliny, zagospodarować skrzynie, powiesić hamak. Mam taką fantazję, że uwielbiającemu gotować Kazikowi może postawimy tam kuchnię samoróbkę, żeby mógł przygotować dla nas pyszny gulasz z błota ;) Kolejna rzecz to meble do siedzenia, uparłam się, że zrobimy je z palet, które dostaliśmy w tamtym roku, Jeszcze nie zaplanowaliśmy, jak będą wyglądać. Chcemy zrobić dwa komplety, jeden do siedzenia przy domu z widokiem na bawiące się dzieci i drugi pod wiatę  z widokiem na pole, do picia kawy w ciszy. Trzeba pomalować domek, wiele, wiele trzeba zrobić, rozrywka na cały sezon. ;)

drzewka posadziliśmy wokół miejsca na ognisko

To miejsce na basen.

Szafirki w końcu zakwitły!

Projekt plaża uruchamiam po świętach.

Sezon na czytanie na zewnątrz oficjalnie otwarty.

Krokus! W końcu się wyłonił, ciekawa jestem czy zakwitnie, przebiśniegi zniknęły...

Widok z drzwi wejściowych. Tu stanie jeden komplet siedzisk. Będzie widać dzieci w basenie, na trampolinie i na plaży. 

Ciekawe czy będą owoce?

Te drzwi możecie znać z instagrama



Wyświetl ten post na Instagramie.

Nie będę się bardzo rozpisywać. 2 kwietnia ale i cały rok jest dla nas niebieski. Bardzo dziękuję @alice.wskaa i @jakpiekniebyckobieta że w całym tym zamieszaniu pamiętacie o wszystkich, dla których autyzm i Zespół Aspergera są codziennością. Niezmiennie przytulam wszystkie niebieskie rodziny, nie jest to dla nas łatwy czas, ale #bedziedobrze Na blogu tekst o Aspiku w czasie zarazy. #cosniebieskiego #blue #fotkawczwartek #helloinstagram #lifestyleblogger #dzieci #instadzieci #microinfluencer #microblogger #smallblogger #paznokciehybrydowe #fashionstyles2me #polskananiebiesko #worldautismday #swiatowydzienautyzmu #zespółaspergera #autyzm400000 #asperger #zostańwdomu #zostajewdomu #kwarantanna #kidslifestyle #jj_its_kids #pixel_kids #kidsforreal #our_everday_moments #aspergers #inspiremyinstagram
Post udostępniony przez Marta Lewandowska (@matka_zywicielka)

4 komentarze:

  1. U nas ogród wymaga solidnej renowacji! Takiego fotela nie mam gdzie powiesić i leży w garażu :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Sąsiadka gdy potrzebuje wiedzy o roślinkach czy warzywach to sąsiadka niech pyta :) służę pomocą :) ps. borówka potrzebuje kwaśnej ziemi dlatego trociny lub kora, które mają odczyn kwaśny, a dodatkowo pozwalają utrzymać wilgoć w podłożu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli będziecie intensywnie używać ogrodu,
    to kret zniknie, bo nie lubi towarzystwa ludzi i hałasów :-)
    A dzieci jak wiadomo produkują hałas w dość dużej ilości :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. My ogrodu nie mamy, ale w tej sytuacji na maksa wykorzystujemy nasz całkiem spory balkon:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger