Dziwne prace, które wykownywałam

Wszyscy koronawirus i koronawirus, już mam szczerze dość. Więc pozwólcie, że trochę zmienię temat. Myłam włosy i naszło mnie olśnienie, co mogę Wam opowiedzieć. Niespodzianki nie będzie, bo post ma tytuł, który wyjaśnia wszystko. Do rzeczy.


pixabay

Jak wielu ludzi z mojego pokolenia imałam się różnych zjęć zanim jeszcze wyfrunęłam z rodzinnego domu. W podstawówce, pani ze świetlicy zabrała całą naszą klasę na swoją uprawę aronii. Pewnie pracownikom sezonowym trzeba by zapłacić pieniędzmi, nam wystarczyło powiedzieć, że nauczymy się czym jest praca. Może obiecano nam jakąś wrzutkę do klasowej kasy, nie pamiętam, ale pamiętam, że strasznie dużo trzeba było tego zebrać, żeby ową panią zadowolić. Nie odnieśliśmy sukcesu.

1. Samodzielny wybór


Na początku mojej szkoły średniej w Płocku otwierali Auchan, razem z moją przyjaciółką znalazłyśmy ogłoszenie w lokalnej prasie, że można zarobić rozwożąc ulotki. Pojechałyśmy po nie ochoczo PKSem, do dziś pamiętam, jak pani otworzyła garaż i zapytałyśmy, która kupka ulotek jest dla nas, a ona powiedziała, że wszystkie. Ledwo się z tym zabrałyśmy na przystanek, zajęłyśmy ulotkami pół bagażnika w autosanie. Rozwoziłyśmy ulotki po okolicznych wioskach rowerami. Uciekałyśmy przed psami, przed ludźmi, którzy chcieli nas pogonić. Zarobiłyśmy po kilku dniach chyba po 200 zł na głowę. Interes życia, moi rodzice ulotkami, które nam zostały rozpalali w piecu jeszcze chyba przez dwie zimy.

2. Praca z przydziału


Skończyłam liceum dostałam się na studia zaoczne i ruszyłam do pośredniaka. Dostałam skierowanie na staż do "firmy kosmetycznej" okazało się, że mam być asystentką koordynatorki w Avon. Była to całkiem fajna praca. Poza puszczaniem faksem zamówień od konsultantek i chodzeniem z ulotkami po ulicach, nauczyłam się sporo w kwestii makijażu i poznałam sporo fajnych dziewczyn. W między czasie moja szefowa awansowała i została kierowniczką okręgu. Pomagałam urządzić biuro, zostałam dziewczyną od telefonów, ale staż się skończył i przyszła kolejna osoba, której nie trzeba było płacić, ja już nie była potrzebna.

3. Jak się nie ma co się lubi...


Nauczyłam się w tym Avonie trochę o tym, jak rozmawiać z ludźmi, żeby chcieli od Ciebie kupować, więc znalazłam pracę w handlu. Dokładnie miałam sprzedawać okulary przeciwsłoneczne ze stojaka na deptaku. Całkiem fajna opcja, bo ludzie faktycznie ode mnie kupowali, nawet, jak padał deszcz, może z litości, a może z sympatii, w każdym razie byłam tam na prowizji i gdyby nie fakt, że mój szef był jakby dziwny, pewnie spędziłabym tam czas do późnej jesieni. Zarobiłam trochę kasy i odeszłam. Ale powiem Wam, że ilość różnego rodzaju zboczeńców na takim deptaku przeszła moje najśmielsze oczekiwania.

4. Śmiała decyzja


Jako bezrobotka studentka, pożyczyłam 200 zł od koleżanki wsiadłam w autobus z jedną torbą i pojechała do Warszawy, zatrzymałam się u znajomych ze studiów i zaczęłam szukać pracy, po trzech dniach wylądowałam w Smyku. Niczym Al Bundy sprzedawałam buty. Tyle, że moi klienci mieli między 2 a 10 lat i z reguły byli jeszcze bardziej roszczeniowi niż ich rodzice, którzy pasjami przychodzili do sklepu wylać swoje frustracje. Po trzech tygodniach dostałam lepszą pracę.

5. Media bez tajemnic


Do tego momentu nawet nie wiedziała, że istnieje coś takiego, jak agencja fotograficzna, nigdy nie zastanawiałam się skąd się biorą zdjęcia w gazetach. W czerwcu 2006 roku zatrudniono mnie w jednej z nich, jako sprzedawcę "latającego" czyli takie pomocnika, zastępcę dużego handlowca. Najfajniejsze doświadczenie, jakie może Ci się przydarzyć, jak masz 21 lat. Szybko fartem, bo ktoś się zwolnił, dostałam własne tytuły i to całkiem fajne. Czyli takie, które kupowały dużo zdjęć, a ja byłam na prowizji, jak odebrałam pierwszą pełną wypłatę, to popłakałam się ze wzruszenia. Serio, ja nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę takie pieniądze. Ale ponieważ mój teraz mąż, a wtedy narzeczony zatrudnił się u konkurencji, a agencja obcięła mi prowizję, zwolniłam się.

6. Zróbmy portal!


Zadzwonił do mnie szef Michała i zaproponował, żebym przyszła do nich, bo chcą zrobić portal plotkarski, a ja podobno nieźle piszę, więc poszłam. Portalu nikt nie czytał, bo nikt nie miał pojęcia o jego istnieniu, zero reklamy, pomysłu na rozwój i chęci inwestowania ze strony właścicieli, niestety skazały ten projekt na porażkę. A szkoda. Bo był wielki potencjał, mieliśmy własne zdjęcia paparazzi, dostęp do wielu gwiazd i spokojnie moglibyśmy dogonić pudelka. Ale niestety skończyło się to tak, że pisałam tylko ja i nie wolno mi było przesadzać z plotkami, bo pod szyldem portalu mieliśmy być grzeczni, cóż, nie wyszło.

7. Całkiem normalnie


Tu , że streszczę w kilku zdaniach 8 lat mojego życia. Praca w redakcjach, najpierw w fotoedycji, potem jako dziennikarz, przepleciona rodzeniem dzieci, zmieniała redakcje z różnych powodów, zwolnili mnie tylko raz, ale to odrębna historia, w którą nie będę się zagłębiać, korporacje czasem tak mają i tyle. W każdym razie był to świetny czas, bardzo dużo się nauczyłam, nie tylko "fachu" ale też o ludziach i o sobie. Ale miałam jeszcze jedno ciekawe zajęcie, w tak zwanym międzyczasie. Zwolniłam się z redakcji, potrzebowałam odmiany i tak...

8. Znalazłam się w SMS premium


To była moi drodzy miazga! Weszłam do miejsca, gdzie średnia wieku wynosiła 24, z czego ja ją mocno zawyżałam. Ludzie mieli po 18 lat, problemy ze sobą i z otaczającym ich światem. Zaopatrzeni w scenariusze rozmowy dyskutowali z tymi wszystkimi osobami, które odpowiadały na SMSy od Wróża Macieja i wróżki Zeldy, czy innych wymyślonych jasnowidzów. Przez te SMSy rozwiązywali problemy sercowe, finansowe i co gorsza zdrowotne. Prowadzili romanse, jako Samotny, Zamożny wdowiec z Podkarpacia, albo Atrakcyjna rozwódka z Warszawy. Wytrzymałam prawie tydzień. Kiedyś opowiem Wam co tam się działo, nie uwierzycie. Ale serio, nie odpisujcie NIGDY na SMS premium. Tam nie ma żadnych loterii, żadnych pieniędzy do wygrania, ani żadnego przystojniaka, który wypatrzył Was w pociągu. Tam są pozbawieniu sumienia ludzie, którzy zachęcani premią są w stanie napisać absolutnie wszystko.Jedyny warunek, żeby się dostać do takiej pracy, to umiejętność bezwzrokowego pisania na klawiaturze.

7 komentarzy:

  1. Sporo tego, ja aż tak często pracy nie zmieniałam ;) Może dlatego, że nie lubię zmian - co ma zarówno swoje dobre, jak i złe strony. Do tych złych należy między innymi fakt, że przez ponad 5 lat tkwiłam na stanowisku w handlu, gdzie byłyśmy wszystkie mobbingowane na potęgę. Trauma mi zostanie chyba już na zawsze - od tamtej pory nie znoszę pracy z ludźmi i najlepiej działa mi się zdalnie, w zupełnej samotności. Oprócz tego miałam też przygodę zawodową z domem dziecka i funduszami unijnymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość tych zajęć to raczej były "chwilówki" jeszcze był sklep obuwniczy, w którym pracowałam dosłownie parę dni w jakieś lato na zewnątrz było 35 stopni, w sklepie 17. Dostałam skierowanie do lekarza medycyny pracy, gdzie poszłam z katarem, bo przeziębiłam się w pracy. Nie podpisali mi tych badań, bo byłam chora. Więc do sklepu już nie wróciłam, ale nawet nie umiem tego umiejscowić w czasie 🤣

      Usuń
  2. Jak Cię znam tak nic mnie tu jakoś nie dziwi 😂🙈

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, jakie doświadczenia. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sporo tego. Ale popatrz jakie doświadczenie życiowe. No i 2letni zapas ulotek ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieźle się uśmiałam czytając ten wpis, bo przypomniały mi się moje pierwsze prace - roznoszenie ulotek, ankietowanie przechodniów, praca w Tesco i sklepie z żelowymi gadżetami :) Oj dużo tego było :) Teraz miło powspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Każde takie doświadczenie ma wpływ na naszą przyszłość... warto próbować i dotykac różnych dziedzin.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger