Zupa z kimchi w koreańskim stylu. Co to jest kimchi?
Kiedy w moje ręce wpadło kimchi, uznałam, że szkoda go tak po prostu pożreć prosto ze słoika, co nawiasem mówiąc, byłoby bardzo w moim stylu. Ale cóż, koreańskie jedzenie brzmi na tyle egzotycznie, że musiałam coś wymyślić.
Kimchi to tak w uproszczeniu kiszona kapusta pekińska tyle, że na ostro. Jeśli wierzyć internetom wersji tego przysmaku jest tyle, co rodzin w Korei, bo każdy ma swój jedyny słuszny przepis, ale łączy je jedno. Je się je w zasadzie do wszystkiego, do smażonych jajek, ryżu, robi się z kimchi zupę i przekąsza pomiędzy posiłkami. A że kiszonki są mega zdrowe, to sami rozumiecie, że warto poszerzyć ich repertuar w swojej kuchni.
Zupa z kimchi
Dobra mówię wprost. Nie jest to raczej danie, które bez trudu przygotujecie z tego co znajdziecie w lodówce, chociaż już mi kiełkuje w głowie pomysł na bardziej spolszczoną wersję. Ta i tak nie do końca jest oryginalnie koreańska, ale zapewniam Was, że warto sobie zadać trochę trudu i zaplanować zakupy, żeby wypróbować to danie, bo jest ogień.
Składniki:
Zupa:
3 plastry wędzonego boczkuSłoik kimczi (użyłam dokładnie tej)
2 marchewki pokrojone w zapałkę
5-6 cm pora, pokrojone w zapałkę
plaster selera, pokrojony, jak wyżej
3 ząbki czosnku
olej sezamowy
Sos sojowy
garść zielonej fasolki szparagowej.
Dodatkowo:
30 g pszennego makaronu japońskiego (użyłam zielonego z algami)jajko ugotowane na twardo
2 plastry wędzonego tofu
szczypior
dwie rzodkiewki
łyżka prażonego sezamu
kropelka sosu mirim
Gotujemy!
Boczek pokroiłam w paseczki i wrzuciłam do rozgrzanego garnka, dodałam kilka kropel oleju sezamowego. Kiedy boczek się zrumienił dodałam marchewkę plasterki czosnku, selera, fasolkę i pora. Smażyłam razem około dwóch minut i wrzuciłam słoik kimchi z zalewą, znaczy jego zawartość, żeby było jasne ;). i dolałam dwa słoiki wody.dodałam trzy łyżki sosu sojowego. Gotowałam razem jakieś trzy, cztery minuty.
Na miski najpierw nałożyłam zupę, dodałam makaron, połówkę jajka, pokrojone w kostkę tofu, trzy centymetrowe paski szczypioru, cienkie plasterki rzodkiewki, obsypałam sezamem i skropiłam sosem mirim. Potem słuchałam mlaśnięć i ochów i achów Michała i własnych. Zupa smakuje jak królewska wersja bigosu ;) tyle że wypaśniejsza. Koniecznie spróbujcie!
Mogła bym się tym żywić do konca kwarantanny :D
OdpowiedzUsuńMniam, wygląda naprawde smakowicie. Dzieki za przepis! :)
OdpowiedzUsuńWyglada przepysznie, chetnie zrobie i kimczi i zupke :D
OdpowiedzUsuń