Sposób na niejadka: papki czy BLW?
Za każdym razem, kiedy w rodzinie pojawia się dziecko zaczyna się temat zupek i kupek. Z moich obserwacji wynika, że przynajmniej do dziewiątego roku życia dziecka, jego jedzenie pozostaje jedną z głównych atrakcji dla wszystkich babć, cioć i całej reszty rodziny. Kiedy siadamy do stołu nastaje chwila ciszy. Czekam na wyrok.
Nasze dzieci jedzą delikatnie mówiąc średnio dobrze. Każdy z nich ma swoje fanaberie i niechęci oraz rzeczy, bez których chodzi głodny. Gdzie popełniliśmy błąd? Tego nie wie nikt, bo przecież w domu je się dużo warzyw, pilnuję tego, żebyśmy nie żyli samymi ziemniakami i mięsem, a jednak posiłki są trudną częścią mojego dnia. Spokojnie mogę powiedzieć, że próbowaliśmy wszystkich metod rozszerzania diety.
Akt pierwszy kaszki i papki
Kiedy Zet był mały byliśmy przerażeni, że coś zrobimy źle. Rozszerzanie jego diety wyglądało dokładnie tak, jak napisali w książkach, które wpadły nam w ręce. W kuchni, w honorowym miejscu wisiała rozpiska, kiedy podajemy dziecku brokuł, kiedy seler, a kiedy winogrona. Nie było takiej możliwości, żeby podać buraka dzień przed skończeniem przez niego ósmego miesiąca, jeśli kalendarz zalecał inaczej. Delikatnie mówiąc byłam szurnięta na tym punkcie. Przeczytałam niezliczoną ilość artykułów o tym, jak to dziecko się zachłysnęło, bałam się. Bałam i miksowałam. Nim Zet skończył rok spaliłam chyba ze trzy blendery. Chodziły na około. Gotowałam, miksowałam, a on pluł dalej niż widział... Jadł tylko kaszki na mleku modyfikowanym i jabłuszka ze słoiczka gerbera. To była gehenna. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z czego to wynika, dlaczego moje dziecko wymiotuje na widok chleba. Dlaczego nie je mięsa. Wszyscy mówili, że wyrośnie. Nie wyrósł. Pewne rzeczy udało nam się wyćwiczyć, ale jedzenie nadal nie jest jego ulubioną czynnością.
Akt drugi zachłysnęłam się BLW
Kiedy byłam w ciąży z Teodorem odkryłam istnienie metody BLW. Stwierdziłam, że tym razem musimy spróbować inaczej. Głęboko zakorzenione miałam jednak to, że dziecko półroczne powinno jeść inne rzeczy niż cyc. Teodor jednak nie miał takiego poglądu, on uważał, że na wszystko przyjdzie czas. Na początku nawet zmiękłam i dałam mu kaszkę, taką, jaką jadał Zet. Ale Ted dziecko niezwykle rozsądne spojrzał na mnie jak na wariatkę i odepchnął stanowczo miskę. Nasza ówczesna pediatra - mama trójki dzieci wysłuchała mnie i powiedziała: "Spójrz na niego, czy on wygląda na zagłodzonego? Daj mu czas!" No i dałam. Zapraszaliśmy go do naszeo stołu podsuwaliśmy marchewki na parze i inne cuda, a on ciągle kręcił głową. Kręcił tak tą głową do dziewiątego miesiąca. Nie chciał jeść, nie akceptował nawet wody z butelki. Wyniki badań miał dobre. Czekaliśmy.
Pojechałam z nim do mojej mamy, która zrobiła akurat naleśniki z mąki pszennej, z twarogiem, śmietaną i rodzinkami. Trzymałam Teda na rękach i jadłam naleśnika, zajęta rozmową poczułam, jak mój naleśnik się porusza! Mój syn wystawił się pierwszym posiłkiem na wszystkie dostępne w okolicy alergeny. Zjadł całego naleśnika. Od tej pory zaczął jeść. Wszystko co było pod ręką. Do jego ulubionych dań należały surowe ogórki i fasolka szparagowa. Jadł pięknie, zupy kalafiorowej nigdy nie było za dużo, schabowego wciągał, makaron z każdym sosem... Aż poszedł do przedszkola i stał się dramat. Ale powoli wracamy na właściwe tory. Zaczyna jeść rzodkiewkę, pomidora, powoli, ale jest lepiej i tutaj. Plus jest taki, że Ted wielkiego syfu przy jedzeniu nie robił nigdy. Od początku radził sobie fajnie i rękoma i sztućcami.
Akt trzeci z głodu nie umrze
Ponieważ Kazik słyszał, jak rozmawialiśmy o metodach rozszerzania diety, postanowił żyć po swojemu... Buzię zaczął otwierać na widok mojego widelca, jak skończył 4 miesiące. Dawaliśmy mu "polizać". To próbowanie trwało prawie do pierwszych urodzin. Znów, cycek wystarczał, badania były dobre, a my tym razem się wyluzowaliśmy. W dniu swoich pierwszych urodzin - w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia Kazik postanowił rozszerzyć dietę na dobre. Rzucił się do stołu i pożarł (bo inaczej tego nazwać nie można) kawał karpia, ledwie nadążyliśmy ości wyjmować i przegryzł go sałatką jarzynową. Od tej pory z mniejszym, lub większym zaangażowaniem zasiada do posiłku. Często słyszymy "miami", czasem chce, żeby go karmić, ale najczęściej je sam, również zupy i to nie tylko te zmiksowane. Na pomidorówkę czy rosół ma taką technikę, że wyjada łyżką makaron, po czym bierze miseczkę do rąk i wypija płyn. Robi bałagan. Wcale nie mały. Uwielbia kaszę jaglaną z owocami, borówki (prosto z krzaczka sąsiadów) zjada kilogramami, surową marchewkę z porem może jeść do każdego posiłku, jak widzi, że robię sobie kanapkę z warzywami, przybiega pojeść. Póki co je najlepiej z naszych dzieci. Czy to się nie zmieni? Nie wiem, Ted też jadł fajnie. Cieszę się chwilą.
Akt czwarty, odpuść!
Co jakiś czas pojawia się w naszych kręgach pytanie o rozszerzanie diety dziecka. Co Wam mogę powiedzieć. Zaufajcie swoim dzieciom. Jeśli dziecko skończyło 6 miesięcy i nadal nie chce jeść, a jest zdrowe, to dajcie mu czas, nie oczekujcie, że półroczny maluch zje wielką michę zupy i popchnie schabowym. Małe dzieci mają małe żołądki, te dwa kęsy marchewki czy pół pulpeta może faktycznie już wystarczy? Może nie ma co wprowadzać nerwowej atmosfery i stresować dziecka? Jedno dziecko zacznie jeść od razu, drugie nie będzie chciało tknąć stałych pokarmów jeszcze jakiś czas. Nie popełniajcie naszego błędu przy debiucie, nie futrujcie tego dziecka cukrem. Nie każcie mu jeść na okrągło, niech zgłodnieje, niech ma przerwy między posiłkami. Dacie radę!
Elegancko napisane! Nasz Kuba to takie połaczenie Twojego numeru 2 i 3. Z zachwytem patrzę na zdjęcie z umazanym tyłem głowy :D
OdpowiedzUsuńU nas na szczęście nie ma problemu że za mało jedzą. Ja wychodzę z założenia że jak dzieci są wesołe i aktywne to znaczy że głodne nie chodzą, badań nigdy nie robiłam, nawet nie wiedziałam że w Polsce takim małym dzieciom się robi badania krwi. Ale jeśli chodzi o Kazika to ja byłam bardzo zaskoczona jak pięknie sam jadł.
OdpowiedzUsuńMiałam podobnie, teraz przy młodszym już się tak nie spinam
OdpowiedzUsuńU nas każde dziecko inne, ale z jedzeniem nigdy nie miałam probelmu
OdpowiedzUsuńUfff, ten problem nas na szczęście ominął:)
OdpowiedzUsuńU nas było BLW. Nie mniej jednak mój prawie 8-latek je dziś niewiele produktów. BLW nie pomogło nam w zwalczeniu problemu z odruchem wymiotnym, zw. z integracją sensoryczną :/
OdpowiedzUsuńU nas Blw nie poszło, z żadnym dzieckiem, żadne z nich nie ubrudzi sobie rąk
OdpowiedzUsuńHmm, jakoś nie stosowaliśmy tylko jednej metody. Z rozsądkiem wszystko. Syn potrafił jeść sam jak to zakłada BLW, ale do tej pory (a ma 3 lata) czasem lubi żeby go karmić.
OdpowiedzUsuńRównież jestem zdania, że nie ma sensu namawiać dzieci do jedzenia. Ich żołądki są malutkie i własne poczucie głodu podpowie im najlepiej. U nas są dwa jadki i jeden niejadek, który wdał się w mamusie, tylko "solkę" i "solkę" by jadł (fasolka) przegryzając brokułami, ogórkiem i papryką. Za to najmłodszy synek warzyw nawet nie tknie, muszą być ugniecione w zupie, wtedy jakoś da się je przemycić.
OdpowiedzUsuń