Okiem Żywiciela: Jajecznica po boksersku

Nie każdy musi być szefem kuchni godnym gwiazdek Michelin'a ale jak w każdym temacie jakąś fundamentalną wiedzę powinno się mieć. Jeśli mówimy o gotowaniu to zawsze to lubiłem, nie jestem w żadnym razie ekspertem, ale parę solidnych pozycji w swoim repertuarze mam, co prawda na co dzień gotuje Marta ale w sytuacjach awaryjnych potrafię ją zastąpić (żartuje Kochanie, jesteś niezastąpiona) i dzieci nawet po tym nie wymiotują.


Hans/pixabay

Kiedyś pracowałem jako kelner w restauracji, która mieściła się na terenie wojskowo-sportowym przez co obsługiwała głównie sportowców. Stałą grupą gości było kilkunastu młodych bokserów (paru z nich potem widywałem w telewizji, pewnie szkoda, że nie robiłem im zdjęć albo nie brałem autografów). Przychodzili na śniadania po porannych treningach. Menu mieli raczej stałe i niezbyt skomplikowane (normalne żarcie żadne tam ryże tylko dużo, bo przy ich wysiłku przepalali wszystko). Zdarzyło się kiedyś, że w wyniku jakichś zawirowań kadrowo-organizacyjnych kuchnia do pracy nie przyszła, a bokserzy na śniadanie tak.

Jeść nadal chcieli


O ile wydanie pieczywa, ogarnięcie wędlin i serów nie stanowiło większego problemu to jednak chłopaki musieli na to trochę poczekać, co jak się domyślacie nie poprawiło im nastroju, szczególnie, że byli po solidnym treningu i adrenalinka była odpowiednio podniesiona.

Jak zaczęliśmy znosić im jedzenie z kolegą, to zaczęły padać pytania o gorący posiłek (zawsze mieli coś na ciepło, a to kiełbaski, a to parówki z wody ,a to jajecznica.) Należało im się jak psu buda ale było jeden problem. W restauracji byłem tylko ja i mój kolega. O braku ciepłego bokserzy nie chcieli słyszeć i sytuacja zaczęła się robić delikatnie nerwowa. Nie wiedzieć czemu akurat wtedy przypomniały mi się słowa jednego z trenerów tych chłopaków, że gdyby nie boks to spora część z nich skończyłaby w kryminale, bo talent do bitki idzie u nich w parze z temperamentem. To skłoniło mnie to zrobienia im ciepłego posiłku.

Wybór padł na jajecznicę ,bo parówek nie było, a kiełbasy było niewiele. W restauracji nie było też nikogo, kto odważył by się powiedzieć 12 rosłym bokserom "sorry chłopaki, dokładki nie będzie". Jajecznica wjechała, atmosfera się oczyściła, bokserzy poszli robić coś innego gdzie indziej, a jakiś czas później przyjechała nie odbierająca wcześniej telefonu właścicielka z mężem i córeczką. Opowiedziałem co zaszło i oczywiście dostałem burę, bo przecież nie mogę, nie umiem i w ogóle jakim prawem jej w garach grzebałem. Dopiero jak stwierdziłem, że szkoda, że jej tu nie było, bo wtedy mogłaby sama wytłumaczyć bandzie specjalistów od walenia w mordę, czemu nie dostaną tego co im się należy i za co ich związek nam zapłacił, to się uspokoiła, a i jej mąż chyba doskonale rozumiał moje położenie. Po tym zostałem poproszony i zrobienie jeszcze raz jajecznicy tym razem dla właścicieli restauracji i zrobiłem.

Po śniadaniu otrzymałem prawo do grzebania w garach i podawania własnoręcznie robionej jajecznicy gościom. Szkoda tylko, że o jakiejś premii wtedy zapomnieli...

6 komentarzy:

  1. Jajecznica - jedno z niewielu dań, które lubię i potrafię przygotowywać ;) Generalnie nie gotuję, wolę stołować się na mieście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jajecznica to proste i szybkie danie, do którego można dodać wiele ciekawych dodatków :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja uwielbiam jajecznicę z wędliną i cukinią:) Smaczne i wartościowe śniadanie

    OdpowiedzUsuń
  4. Też jestem zdania, aby w życiu coś umieć....z każdej dziedziny, chociaż, jedno coś

    OdpowiedzUsuń
  5. Zjadłabym! Narobiłaś mi smaka, chyba zrobię jutro na śniadanie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. UWielbiam jajęcznicę ! U nas w domu wszyscy za nią przepadają więc odkrywanie jej w nowych odsłonach to super sprawa.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger