Depresja. Sześć rzeczy, które dała mi terapia

 Wiele razy pisałam już o depresji w 9 na 10 przypadków robię to całkowicie poważnie. Dziś chciałabym to zrobić trochę inaczej. Bo chyba nigdy nie powiedziałam tego wprost, ale przerobiłam trochę ten temat. Z okazji Światowego Dnia Walki z Depresją chciałbym Wam opowiedzieć kawałek mojej historii z terapią w tle i na własnym przykładzie powiedzieć, dlaczego warto się na terapię wybrać. A o korzyściach z tego przedsięwzięcia opowiem już z lekkim przymrużeniem oka.


pixabay


Ale od początku. Jak doprowadziliśmy już diagnozę Zeta do końca, wiedzieliśmy kiedy i z jakimi specjalistami ma zajęcia, załatwiliśmy wszystkie niezbędne orzeczenia i całą resztę, dopadła mnie rzeczywistość. Tak, jakby na głowę spadła mi cegła i uwolniła absolutnie wszystkie lęki i obawy. Poczucie, że zrobiliśmy już wszystko, co na daną chwilę dało się zrobić, żeby pomóc dziecku, zamiast się cieszyć, poczułam pustkę. Taką rozrywającą próżnię, która, gdybym miała jakikolwiek wybór, nie dałaby mi wstać z łóżka. Na szczęście były dzieci i cała reszta, więc wstawałam. Któregoś dnia wstałam i za namową Michała i koleżanki poszłam na terapię. 


Czego się na niej dowiedziałam?

W sumie to niczego. Pierwszych kilka spotkań miałam poczucie marnowanego czasu, wypełniałam jakieś tabelki odpowiadałam ogólnikami na nic nie znaczące pytania. Tak bez emocji. A któregoś dnia przy kolejnym pytaniu zaczęłam tam wyć. Płaczem nie do opanowania, silniejszym od mojego poczucia zażenowania, że oto rozkleiłam się przy obcej babie. Siedziałam w tym fotelu z Ikei i płakałam chyba z godzinę, w sumie nie wiem czemu, nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć czego to pytanie dotyczyło, ale płakałam sobie, a z każdą łzą wypływały ze mnie kawałki mojej potłuczonej duszy. Terapeutka nic nie mówiła, podawała tylko kolejne chusteczki, a ja ochoczo je brałam. Lżejsza o wiadro bólu i pieczołowicie zrobiony makijaż, wstałam i wyszłam czując, że właśnie nastąpił przełom, że coś ,,pyknęło". Chodziłam tam jeszcze jakiś czas, ale zdecydowanie, to tamta sesja zmieniła moje życie, ta jedna, konkretna, nieomal w całości przepłakana. To było pięć lat temu. Nadal miewam spadki nastroju, jedne mniejsze, drugie większe, zwykle przypadają jakoś w lutym, ale zdecydowanie łatwiej mi z tych dołów wychodzić. 

Co dała mi terapia?

1. Uniknęłam psychiatryka i leków. 

Trafiłam ze swoim bólem do specjalisty na tyle wcześnie, że nie trzeba było mnie izolować, ani nawet szprycować kolorowymi tabletkami. Zdecydowanie łatwej mówić ludziom, że biorę na poprawę nastroju witaminę D, niż prozac.

2. Nauczyłam się mieć wyjebane

Nie boję się tego słowa, bo ono dokładnie oddaje moje zwycięstwo. Wiecie, ja kiedyś potrafiłam się przejąć tym, że ktoś się zaśmiał w mojej obecności, a ja nie wiedziałam z czego - więc na pewno ze mnie. Teraz nawet jak wiem, że głupi uśmieszek jest ze mnie to wyznaje filozofię ,,mniej wyjebane, a będzie Ci dane" mam tu na myśli święty spokój.

3. Tak pięknie odmawiam

Kiedyś, jak ktoś mnie o coś prosił, to po prostu to robiłam, nawet jak bardzo nie było mi to na rękę i krzyżowało plany. ,,Nie" nie istniało w moim słowniku. Dziś używam tego słowa z wielką przyjemnością i wiecie co? Nie czuję potrzeby tłumaczenia obcym ludziom, czemu odmawiam. Jakiż to daje komfort psychiczny.

4. Mówię jasno, co mi nie pasuje

To chyba najtrudniejsze, zwłaszcza wobec bliskich. Ale jak cudownie jest i lekko, kiedy nie kiszę w sobie tego, co mnie gryzie. Takie podejście pomaga w zachowaniu higieny psychicznej, bo po co coś w sobie dusić? Takie niedopowiedzenia rosną w nas jak placek drożdżowy pod pierzyną i zatruwają naszą duszę. A przecież nie muszą!

5. Przestałam kontrolować świat

To była moja zmora, obwiniałam się za wszystko, nawet jeśli to nie ja zawaliłam, samochód nie odpalił - samobiczowanie, dziecko wywaliło buraczki na dywan u sąsiadów - samobiczowanie, autobus się spóźnił - bicie w piersi, itd.... Teraz zupełne tego nie mam. Nie mam poczucia, że dałam ciała, bo pociąg miał godzinę opóźnienia, normalnie - wsiadam w inny, coś mi nie wyszło, spoko - los tak chciał, jak nie drzwiami, to oknem, dam radę. 

6. Wyprzedzanie spadków

Nauczyłam się wyczuwać swój zbliżający się spadek formy, zanim trafi mnie szlag i sięgnę dna. Kiedy czuję, że zbliża się drama zaczynam robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność i dają siłę


I uwaga, jeśli coś Cię męczy, Ty też możesz iść i szukać pomocy, jeśli na pierwszym spotkaniu, masz ochotę rzucić się na terapeutę, bo płaczesz, jest dobry, jeśli nie wzbudza Twoich emocji, daj mu czas, jeśli wkurza Cię jego sposób bycia, to poszukaj innego, tego kwiatu, to pół światu. Trafisz w końcu a właściwego, a po pomoc w poukładaniu życia zawsze warto iść. Terapeuta jest obiektywny, nie da Ci recepty na lepsze życie, ale pokaże, gdzie jest problem, pomoże znaleźć wyjście z niego i poprawi Twój komfort życia. Tak po prostu. A nieco poważniej o depresji pisałam tutaj:

Depresja u dorosłych 

To może zabić Twoje dziecko - depresja u dzieci.

11 komentarzy:

  1. Dziękuję za ten post. O depresji warto mówić. Cieszę się, że udało Ci się pomóc samej sobie i odbyć terapię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Depresja niestety dalej jest tabu. I niestety, jak z autyzmem - mamy pewien stereotyp w głowie, poza który nie umiemy wyjść. A depresja często przebiera się w strój błazna i dramat dzieje się w środku.

      Usuń
  2. Piękny post. Cieszę się, że ten problem jest coraz bardziej nagłaśniany. Może w końcu podejdziemy do niego na poważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w sobie wiarę, że jest coraz lepiej jeśli chodzi o świadomość społeczna. Ale niestety chorzy nadal się mierzą ze stygmatyzacja.

      Usuń
  3. Dobrze, ze coraz więcej się na ten temat mówi, bo dzięki temu ludzie zmagający się z depresją będą wiedzieli, że są miejsca, w których mogą otrzymać pomoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wcale nie ma ich mało i terapia wcale nie musi dużo kosztować, to nie jest kwestia przypadłości bogaczy. Teraz mieszkam na wsi i tu na miejscu jest darmowy psycholog, a nawet dwóch i nie ma terminów z kosmosu.

      Usuń
  4. Długo nie potrafiłam odmawiać innym, bo jeśli to jakimś cudem zrobiłam, to gryzły mnie wyrzuty sumienia. Z czasem nauczyłam się tej sztuki, a ludzie jakby bardziej szanowali mój czas teraz niż kiedyś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, a jakie to jest piękne auto na prawdziwość relacji.

      Usuń
  5. Widzę, że same plusy. Na pewno warto samemu się zastanowić, czy nie powinniśmy udać się gdzieś po pomoc.

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie, same plusy. Myślę jednak, że problem ze znalezieniem dobrego psychoterapeuty to jest duży problem. Zwłaszcza w małych miastach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja to jestem mistrzem w mówieniu nie 😂🙈

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger