Mój facet mi nie pomaga!

Wczoraj się trochę pośmialiśmy, przy okazji doskonałego tekstu Żywiciela. dziś wracamy na ziemię ;) No bo OK, umie przewinąć dziecko, bez dwóch zdań. Nawet jeśli przy tej okazji staje się "amebą", udaje mu się. Tylko dlaczego właściwie nie pomaga mi przy dzieciach i w pracach domowych?


Jako matka trzech synów powiem szczerze, że mam świadomość tego, jak trudne jest nauczenie faceta, że przy sedesie istnieje magiczny guzik, który sprawia, że to co się z człowieka wydostanie znika w czeluściach, że zmywarka nie odgryza ręki, a wrzucenie do kosza z brudną bielizną tego, co właśnie z siebie zdjąłeś nie grozi ciężkim kalectwem. Siedzę sobie pośrodku tego męskiego rozgardiaszu i myślę sobie - mój mąż mi wcale nie pomaga. Nie pomaga, bo nie musi. Wcale nie chodzi o to, że jestem taka niezwykle samodzielna i pracowita, o co to, to nie! Zwłaszcza to drugie. Jestem raczej z tych, co się narobić nie lubią.

Jest tyle ciekawych zajęć, ciekawszych niż prasowanie, czy pucowanie blatów. Nie lubię tego robić. Z prac domowych gdybym mogła wybierać postawiłabym na gotowanie i pranie, łącznie z wieszaniem i składaniem. Reszta? Nie, dzięki. Żywiciel też nie należy do przodowników pracy. Jak to więc spiąć, żeby działało?

fot. Pixabay/olichel


Najważniejsze jest podejście

W dniu, w którym postanowiliśmy założyć rodzinę, ustaliliśmy jedną ważną rzecz - to będzie nasza rodzina. Każde z nas musi więc o nią dbać, w każdym wymiarze. Nikt nikomu nie robi łaski, że przygotuje jedzenie dla stada. Czasy mamy takie, że polować już nie trzeba, ale Biedronka nie odwiedzi się sama. Tak, jak samo się nie posprząta, nie wypierze i dziećmi się samo nie zajmie. Ustaliliśmy, że to wszystko są NASZE sprawy, nie moje, nie jego, NASZE.

Jaśnie Pan wraca z pracy...

- No ale jak? Nie kumam! Chciał dzieci? Ma dzieci? To od czego odpoczywa?- złapał się za głowę Żywiciel, kiedy opowiadałam mu o mojej koleżance, która dzień i noc jest sama z dziećmi. Mąż ma odpowiedzialną pracę, wraca z niej późno, bardzo zmęczony, bierze pilota i zalega na kanapie. Ona w tym czasie cichutko bawi się z dziećmi w drugim pokoju, bo "tatuś musi odpocząć". - Odpoczywa od własnych dzieci? Od kobiety, którą wybrał? - nie dowierzał Żywiciel. Szczerze mówiąc sama nie do końca rozumiem.

Kasa bejbi, kasa

Tak się rozglądam po moich znajomych, tych, którzy mają podobne sytuacje, jak wyżej i widzę, że łączy ich jedna rzecz (bardzo często, bo daleka jestem od generalizowania). On ma dobrą robotę, zarabia na utrzymanie rodziny, a ona "siedzi w domu". Piszę w cudzysłowie, bo nie wiem, jak Wy, ale ja w domu rzadko siadam. U nas było różnie, czasem więcej zarabiał On, czasem ja, zupełnie bez pracy byłam raczej ja, ale to zwykle była nasza wspólna decyzja i ten stan rzeczy nie trwał długo, bo zawsze jakaś praca się przyplątała. W każdym razie, faceci często tak mają, że wychodzą z założenia, że jak zarabiają na wszystkich, to sorry - robota wykonana, więcej nie chciej. Żywiciel tak nie ma. Nie ma presji, że "musi mi pomóc", bo ja ze swoimi sprawami świetnie sobie radzę. Dzieci są nasze i dom jest nasz, nie pomaga mi tylko ogarnia własne podwórko.

To jego dzieci

Dzieci nie są tylko obowiązkiem kobiety. Zdecydowaliśmy tak, że to ja zostanę w domu, żeby "ogarniać sprawy"codzienne, bo mam większą łatwość organizowania się z kalendarzem w ręku, pilnowania, godzin rozpoczęcia zajęć, dni, w których są jakieś zajęcia dodatkowe. Rano wstaję, budzę dzieci, wyprawiam je do placówek, odwożę, spędzam dzień z Kazikiem, gotuję, nastawiam pranie, zmywanie, odbieram dzieci, pomagam w lekcjach, odwalam odkurzanie, mycie okiem... On w tym czasie jest w pracy, siedzi przy biurku i zarabia. Kiedy wraca, zmienia jeansy na dresy i przejmuje dzieci. Jego rolą jest wydawanie kolacji, kąpiel, usypianie, to jest ten czas, kiedy ja siadam do komputera, piszę tekst na bloga, czasem robię jakieś zlecenia, płacę rachunki, planuję nasze weekendy... Brzmi logicznie? No bo takie jest. On mi nie pomaga, nie musi, robi swoją część pracy. Bo to jest NASZA rodzina.

Porządek musi być!

Każdego dnia jestem w bliskich relacjach z naszym odkurzaczem, szlifuję kuchenny stół, panuję nad transferem ubrań z suszarki do właściwych szaf, ale nie sprzątam. Środa po południu, chłopcy byli na boksie, zawiozłam ich i czekałam aż skończą. Kiedy wróciłam, nasz kąt grozy był pusty. Wiesz, co to jest kąt grozy? Każdy ma takie miejsce w domu, tam lądują rzeczy, które nie mają wyznaczonego miejsca, czekają aż ktoś się nad nimi zlituje. Czekały półtora miesiąca, a dziś bez słowa zostały uprzątnięte przez Żywiciela i wiesz co? Kiedy wróciłam, nikt nie oczekiwał, że ułożę epos na ten temat. Bo to nie były moje graty, były NASZE.

Nie daj sobie wmówić

Że robisz mniej, że coś musisz. Tego stada nie założyłaś sama i nie jest ono tylko Twoją sprawą. Ostatnio koleżanka opowiadała mi, jak wywołała oburzenie swojej ciotki informacją, że nie prasuje mężowi koszul. Nie pomogło tłumaczenie, że on rzadko chodzi w koszulach, a poza tym sam lubi prasować. I zaczęła się zastanawiać, czy prasować w tygodniu po powrocie z pracy, czy hurtem w sobotę. Absurd. Presja społeczna to nie jest rzecz, która powinna wpływać na Twoje życie. To Wam ma być w Waszym życiu dobrze. a zanim zaczniesz wylewać gorzkie żale mężowi, że się nie angażuje, zastanów się nad jedną rzeczą, czy kiedykolwiek powiedziałaś mu, że nie chcesz robić wszystkiego sama?

10 komentarzy:

  1. Ja na szczęście też nie mam tego problemu. Mój mąż mi pomaga we wszystkim. Czasami nawet lepiej ogarnia niż ja :D i chwała mu za to :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażające jest dla mnie to, że w wielu domach to nadal nie jest standard...

      Usuń
  2. Wydaje się, że piszesz o czymś co miało miejsce kilkadziesiąt lat temu. Niestety nie jest to stereotyp i nadal w wielu domach tak to działa :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal żyjemy w świecie patriarchatu, tak wychowano nasze pokolenie.

      Usuń
  3. U nas tez nie ma tego problemu. Oboje pracujemy, oboje dyżurujemy wiec sprawy domowe, codziennie ogarnia ten który ma więcej czasu/siły. Nie wyobrażam sobie żeby po 24/36 czy nawet 48 godzinach dyżuru powiedzieć Mężowi zajmuj się teraz Młoda bo chce odpocząć albo wysprzątaj dom bo „Twoja kolej”. Wszystko naturalnie się rozwiązuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martyna, u Was choćby z racji pracy jest normalnym, że po kilkudziesięciu godzinach na nogach trzeba odpocząć. Ale ja mówię o rodzinach, gdzie oboje np. siedzą za biurkiem, on wraca odpoczywa, a ona jeździ na żelazku, gotuje biad i ogarnia dzieci. Na koniec ma być uśmiechnięta i zadowolona...

      Usuń
    2. Takie coś zdecydowanie nie ma szans bytu :)

      Usuń
  4. U nas podział obowiązków jakoś naturalnie powstał, bez żadnego ustalania. Może ja przejmuję nieco więcej obowiązków w domu i wszystkie sprawy papierkowe ale Krzysiek ma te cięższe i przejął wszystkie związane z ogrodem i samochodami. My należymy do tych co sobie pracę próbują ułatwiać, pozbyliśmy się zbędnych rzeczy zbierających kurz, zasłon, dywanów, chodników. Pierze pralka, zmywa zmywarka, odkurza roomba, Zuźka lubi latać z mokrą szmatą po meblach i parapetach. Nastepny zakup to bedzie robot mopujący 😉 . Jedyny problem jest z gotowaniem, no cóż, to należy do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas od zawsze obowiązki są podzielone. Sprawdza się to świetnie od ponad 8 lat:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger