Nie jestem męczennicą

Trafiłam ostatnio na Instagramie na post dziewczyny, matki trojga dzieci o tym, że jakaś nowo poznana osoba na wieść o jej wielodzietności wyraziła swoje współczucie. Autorka posta bardzo się zirytowała.




Jakoś na początku ciąży z Kazikiem, kiedy mój stan stał się oczywisty dla otoczenia (czyli tak trzy minuty po zrobieniu testu) poznałam pewną kobietę. Wiedziała, że już mam dwójkę dzieci, spojrzała wymownie na mój brzuch i bezceremonialnie zapytała "Wpadka?" z przekonaniem w głosie. Usposobienie mam takie, że najpierw mówię potem myślę, więc wypaliłam "A opowiedzieć Ci też o technice poczęcia?"

Kiedy urodził się młody zaczęłam bardzo często słyszeć od ludzi "podziwiam", "jak Ty sobie dajesz radę?", "współczuję". Przez kilka miesięcy opowiadałam w odpowiedzi historię mojej mamy, która kobietą dzielną jest i zawsze była, bo wyjścia nie miała. Ale o szczegółach innym razem.

Zaczęłam się zastanawiać, jakim tokiem myślenia kierują się współczujący. 

Myślę sobie, że wbrew oburzeniu internetowej mamy z pierwszego akapitu, nie mają nic złego na myśli. Jeszcze w latach siedemdziesiątych wielodzietność nie była niczym nadzwyczajnym, model rodziny 2+2 to taki "wynalazek" rozpowszechniony w latach osiemdziesiątych, kiedy ja sama byłam dzieckiem. Długo idealnym schematem była ekipa niczym z reklamy kremu czekoladowego do smarowania pieczywa: mama, tata, syn i córka. Właśnie w takiej rodzinie się wychowałam. Ale czy nie można inaczej?

Już jako mała dziewczynka miałam taki pomysł, że chciałabym mieć jedno dziecko więcej niż moi rodzice. Czemu? Nie mam pojęcia, tak wydawało mi się fajnie. Lekka panika pojawiła się w mojej głowie, kiedy okazało się, że nasz plan się ziścił i będziemy wielodzietni. Ale nie sam fakt wielodzietności mnie przerażał, raczej to, że pracowałam na umowę o dzieło i w zasadzie z dnia na dzień nasza sytuacja finansowa miała ulec pogorszeniu. Nie pracuję - nie zarabiam. Żadnych zwolnień, wypracowanego macierzyńskiego - nic.

Współczucie pojawia się nagle

Zauważyłam taką tendencję, że współczucie wyrażali ci, którzy sami mają jedno lub dwoje dzieci. Każda z tych osób podjęła własną świadomą decyzję. Myślę sobie, że z wygodnictwa zapadła ona w niewielu domach. Raczej z przekonania społecznego, że 2+2 to ideał, niektórzy pewnie uważali, że sytuacja finansowa nie pozwala na więcej, jeszcze inni na swojej rodzicielskiej drodze natrafili na różne trudności. Tak czy siak nikt z nich nie mógł być w tej kwestii autorytetem, bo zwyczajnie nie wiedział co nas czeka.

Mamy też kilka tak "mało wielodzietnych" rodzin w otoczeniu, jak my, z trójką dzieci. Oni żartowali, że nasz aktualny problem to pilny zakup większych garnków. Tylko od jednej z takich rodzin usłyszeliśmy, że jak przybywa trzecie dziecko, to zmiana jest taka jakby urodziło się ich dwoje.

Urodził się Kazik i... ziemia się nie rozstąpiła

Dalej robiliśmy zakupy, pranie, porządki, gotowaliśmy obiady, odwoziliśmy dzieci do placówek... Innymi słowy, życie toczyło się dalej. Noworodek w domu zawsze wprowadza trochę zamieszania, w końcu nowy prezes wkracza do zarządu dobrze prosperującego przedsiębiorstwa. Ale show must go on. Tylko trzeba się na nowo zorganizować.

Nawet rozumiem tych naszych znajomych, którzy mówią "Przesrane macie, żadnej babci, cioci na miejscu. Wszystko na waszej głowie". Jasne, fajnie by było czasem móc podrzucić dzieci dziadkom na godzinkę, poprosić o odebranie z placówek, zabranie na spacer. Takich opcji nie mamy na co dzień. Ale z drugiej strony, czy to dzieci babci, czy nasze? Czy cała rodzina wyprowadziła się z okolicy, żeby nam nie pomagać, czy to jednak my wybraliśmy nasze miejsce do życia z dala od rodziców? I wreszcie, czy ktoś nas zmusił do posiadania trójki dzieci, jakichkolwiek dzieci?  No, nie.

Więc dlaczego ktokolwiek zakłada, że jesteśmy pokrzywdzeni przez los? Ktoś, kiedyś powiedział: "Najlepsze, co możesz dać swojemu dziecku, to rodzeństwo". Tak postanowiliśmy i tak wygląda nasza rodzina. Jasne, że czasem bywa ciężko, ale czy nam jest trudniej niż samotnej matce z dwójką dzieci, która mieszka daleko od rodziny i przyjaciół? Nie sądzę. Nas jest dwoje.

Chcesz mnie wesprzeć? 

Nie będę się opędzać. Jeśli moje dzieci przeszkadzają Ci hałasując w kolejce w sklepie, przepuść nas, szybciej sobie pójdziemy i będzie cisza. Nigdy nie proszę o przepuszczenie, jeśli dzieci są spokojne, więc kiedy już to robię, to wierz mi, że mam powód. Nie zawsze mogę zrobić zakupy bez nich. Jeśli widzisz, że mam problem z ogarnięciem się w drodze na pocztę, bo nie ma podjazdu dla wózków, pomóż mi go wnieść, zamiast irytować się, że powoli wchodzę po schodach, albo zwyczajnie poczekaj.

Nie jesteśmy męczennikami, nie musisz nam współczuć, uśmiechnij się do nas ;)

7 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie zaapelowałaś do osób, którym mogą "przeszkadzać" cudze dzieci. Powinny być bardziej wyrozumiałe dla innych rodziców, a przede wszystkim innych dzieci. Powinniśmy sobie nawzajem pomagać zamiast oceniać swoje błędy wychowawcze. Kto z nas ich nie popełnił...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej ludzkiej życzliwości też jest sporo, ale jak wszędzie i tu się trafi zawsze jakiś specjalista od wszystkiego ;)

      Usuń
  2. Zgadzam się z tym co napisałaś, powinniśmy sobie na wzajem pomagać, a nie krytykować. Spotkałam się kiedyś z tą sytuacją, że moje dziecko komuś przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że żeby zmienić pewne rzeczy to przede wszystkim my - matki musimy być dla siebie życzliwe :*

      Usuń
  3. Wielodzietna to była moja babcia, bo urodziła 15. Dziwi mnie że spotykałaś/spotykasz się z takimi komentarzami. Naprawdę ktoś Ci powiedział "współczuję"? Ja ci powiem szczerze coś innego, zazdroszczę. W jednym tylko przyznam rację: czasami bez pomocy babci, cioci czy kogokolwiek innego rzeczywiście jest trochę trudniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nomenklatura jest bezlitosna :) Dlatego śmieję się, że my jesteśmy "mało wielodzietni", u mojego taty było ich dziewięcioro, ale nie ważne - inne czasy. Ale tak, zdarza się, że ludzie mi "współczują". Ale właśnie o tym jest ten tekst, że bywa trudniej bez pomocy, ale to nie jest powód do współczucia. Myśmy podjęli wiele świadomych decyzji, które bywają niepopularne ;)

      Usuń
  4. Wydaje mi sie ze wiele mam stworzyło ten obraz męczennicy. Ja podziwiam wielodzietne mamy, ale ten podziw nie ma nic wspólnego ze współczuciem.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger