O pewnej znanej aktorce

Zanim zostałam Matka Żywicielka przez 11 lat pracowałam w mediach, zreszta, tę przygodę zakończył dopiero w listopadzie 2017 roku, trzy tygodnie przed narodzinami Kazika. W tym czasie do moich obowiązków należała m.in. obecność na różnych sesjach zdjęciowych, kontakty z szeroko pojętymi gwiazdami i ich menadżerami, przez ostatnie kilka lat robiłam też wywiady z ulubieńcami tłumów. Pomyślałam, że fajnie będzie spisać wspomnienia z niektórych współprac, bo aż żal samemu o nich zapomnieć.

fot. pixabay/skitterphoto

Dziś historia z końcówki mojej pracy, kiedy to już z Kazikiem w brzuchu robiłam wywiad z pewną Naprawdę Znaną Aktorką. Gwiazda w pełnej krasie, taką karierą, rozpoznawalnością, warsztatem i rolami poza Nią nie może się chyba poszczycić żadna inna polska aktorka. Oczywiście nie podam Wam nazwiska, bo nie w tym rzecz. Wystarczy byście mieli obraz tej Osoby jako Damy Polskiego Kina, choć największe rolę ma prawdopodobnie za sobą, Jej twarz i zmysłowy głos znają wszyscy.
No więc sam pomysł na rozmowę z Nią obśmiano już w redakcji, albowiem Pani nie gada z większością dziennikarzy. W środowisku wszyscy wiedzą, że jest niedostępna. A ja wymyśliłam sobie jeszcze, żeby pokazać ja jako osobę ciepła, rodzinna, mocno związana z wnuczką, a Ona nawet idąc po bułki jest bardziej hot niż ja, kiedy się wyszukuje, mimo, że jest po 60ce.

Okazało się jednak, że jakimś cudem mam szczęście i to wielkie, bo Pani jest przyjaciółka mojej Bardzo Eleganckiej Znajomej, której już kilka koleżanek ze mną rozmawiało i były bardzo zadowolone z publikacji. Finalnie udało się nam na spotkanie umówić i nawet zaniosłam z godnością, kiedy Pani przez telefon zwracała się do mnie per "Żabciu". Umówiliśmy się powiedzmy na wtorek w porze lunchu, ale Pani prosiła, żeby przypomnieć jej o spotkaniu dzień wcześniej.

Dzwonię więc radośnie w poniedziałek, a Pani Gwiazda oświadcza "Żabciu, ale to jest absolutnie nie-moż-li-we! Jutro o tej porze będę w samolocie do Cannes. Mój znakomity przyjaciel mnie zaprosił, wracam za dwa tygodnie, to może wtedy?" No i już widzę oczyma wyobraźni wielki dramat, bo za dwa tygodnie to numer, w którym wywiad idzie będzie od trzech dni w drukarni, a że to numer świąteczny, to szans na opóźnienie nie ma. Proszę, błagam, może teraz, może przez telefon, przyjadę, gdzie tylko Pani zechce ale materiał MUSI powstać, biorę ja na litość w końcu pęka "No dobrze dobrze, zadzwonię za pół godziny, powiem Ci Żabciu, gdzie przyjechać". Oczywiście za pół godziny telefon milczy. Biorę więc słuchawkę i kręcę po 40 minutach. "Ach, Żabciu zapomniałam, ale skoro Ci tak zależy, przejedź.....byłaś kiedyś na masażu tajskim? Ja stawiam i zapraszam, to pogadamy." Wsiadam w taksówkę i pędzę w połowie drogi telefon "Żabciu, nie będzie masażu, jedz na drugi koniec miasta i szukaj knajpy, przyjadę napijemy się herbaty i pogadamy".

Wybrałam jedną z popularnych restauracji, zamówiłam herbatę i wysłałam adres. Nagle patrzę, jak przerażeni kelnerzy stają w szeregu na baczność, zobaczyli Ją przez okno. Nim pomyślała, by sięgnąć do klamki otwarto jej drzwi, zdjęto płaszcz i przyprowadzono do stolika. "Żabciu! Czemu wybrałaś tą spelunę? Byłam tu kiedyś, dramat, Ten Znany Właściciel myśli, że jest restauratorem. Śmiechu warte, a obsługa? Widzisz, jak się obijają?" Wskazała na stojąca obok nas młodą kelnerkę. Bogu ducha winna dziewczyna aż wstrzymała oddech. Jednak z godnością przyjęła zamówienie na gorącą miętę, która działa cuda dla skóry i już po chwili postawiła przed Bardzo Znaną Aktorką dzbanuszek z parującym napojem i błyszczącą filiżankę.

Bardzo Znana Aktorka zajrzała do środka, a jej twarz zmieniła się w głaz. Piekło zamarzło w dzbanuszku we wrzątku pływało kilka listków świeżej mięty, co nie zadowoliło wymagającej klientki. Na oczach gości teatralnym głosem objechała od góry do dołu wszystkich pracowników restauracji, którzy uwijali się jak w ukropie, żeby wynagrodzić Bardzo Znanej Aktorce straty moralne, które poniosła zaglądając do dzbanka. 

fot. pixabay/congerdesign


Ostatecznie udało nam się rozpocząć rozmowę, która była zaskakująco miła. Pod koniec spotkania zostałam jednak sprowadzona na ziemię. Dowiedziałam się bowiem, że Bardzo Znana Aktorka jakiś czas wcześniej napisała książkę, której, o zgrozo, nie przeczytałam, szczęśliwie, zupełnie przypadkiem w torebce Bardzo Znanej Aktorki znalazł się jeden egzemplarz... z imienną dedykacją dla mnie, wpisaną już wcześniej w domu.

Kiedy spisałam wywiad przeczytali go absolutnie wszyscy w redakcji i każdy naniósł swoje poprawki, trak, żeby każdy przecinek znalazł się na właściwym miejscu, żeby nie było się do czego przyczepić. W dniu, kiedy wywiad miał wrócić po autoryzacji do mnie otrzymałam SMS: "Nie wyrażam zgody na publikację, pozdrawiam." Zamarłam, o raz kolejny już dostałam wylewu, zawału i czkawki.

Oszczędzę Wam szczegółów dalszych rozmów, maili, SMS'ów i miliona osób zaangażowanych w przekonanie Bardzo Znanej Aktorki, żeby jednak wywiad się ukazał, bo tak się ostatecznie stało. Dowiedziałam się jedynie, że moja rozmówczyni była tego dnia w kiepskiej formie i wiele rzeczy mówiła, jakby nie była sobą, przez co wypadła zbyt prostacko. Autoryzacja na koniec ograniczyła się do wycięcia z wywiadu jednego zdania i wklejenia na rozkładówkę zdjęcia okładki książki Bardzo Znanej Aktorki. 


2 komentarze:

  1. Świetnie napisane, czyta się doskonale, przypomina mi to styl Pruchniewskiej, bardzo fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie piszesz! Przyjemnie się czyta!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger