Medycyna estetyczna oczami współczesnej kobiety

Ostatnio moja osobista koleżanka napisała świetny post. Opowiedziała w nim o tym, jak traciła dziewictwo... z medycyną estetyczną. Przeczytajcie koniecznie TUTAJ. Aneta wyznała, że obawiała się spotkania z igłą, ale od dawna marzyła o tym zabiegu, bo już jako nastolatka zauważyła pierwsze zmarszczki wokół oczu (ach, ten szalony początek XXI wieku, który spędziliśmy wszyscy w solarium). Tekst świetny, a zwróciliście uwagę na komentarze?


pixabay


Gdybym nie była bezrobotną matką wielodzietną, możecie być pewni, że korzystałabym z podobnych zabiegów. Nie dlatego, że nie akceptuję siebie, ale dlatego, że wkurza mnie, że moje błędy młodości (opalanie), życiorys (trzy razy nieprzespane noce przy dzieciach) i metrykę (nie ma litości) widać na pierwszy rzut oka. Nie zrobiłabym się na jeden słuszny wzorzec, ale pozbyłabym się zmarszczek wokół oczu, zrobiłabym sobie fajny podbródek i rozważyłabym niewielką ingerencję w rozmiar biustu, tak, żeby ciuchy lepiej leżały. Zrobiłabym to, co nie znaczy, że nie lubię siebie. Lubię. Ale makijaż jednak robię.

Wielkie poruszenie


Aneta swoim szczerym wpisem wywołała niechcący dyskusję. Zastanawiano się, czy warto się poprawiać, czy to oznaka braku akceptacji, czy to, że ciutkę się wyprasowała świadczy o tym, że nie może pogodzić się z upływającym czasem. A może jest gorsza od tych, które piszą, że NIGDY by tego nie zrobiły, bo lubią patrzeć, jak czas je zmienia? Zanim zaczniecie analizować tę sytuację i szukać jedynej słusznej odpowiedzi na te  pytania, pozwólcie, że coś Wam powiem. Znamy się już jakiś czas, nie wiem ile, z pięć lat? Autorka owego tekstu zdecydowanie nie ma problemu z samooceną, nie ma do tego podstaw. To piękna i mądra kobieta, świadoma swoich zalet i wad. Nikt nie powinien jej pewności siebie oceniać na podstawie kilku nakłuć igłą. A jednak w internecie, nawet jeśli występujesz pod imieniem i nazwiskiem, jakoś tak masz więcej odwagi, bo ciekawa jestem, czy któraś z tych osób, które napisały nie do końca miłe komentarze powiedziałyby jej to samo w twarz? Szczerze wątpię.

Barbarzyństwo staje się normą


Kiedy w latach 20tych XX wieku Pola Negri, jako jedna z pierwszych kobiet na świecie zaczęła malować paznokcie u stóp, nie tylko uznawana była za kobietę nieprzyzwoitą, ale o mało nie wpędziła do grobu własnego lokaja. Mężczyzna prawie zemdlał, obawiając się, że stopy jego pracodawczyni krwawią. The Beatels (ci kolesie w garniturach z grzywkami) uznawani byli za symbol zepsucia, bo na ich koncertach młode damy piszczały i mdlały, o Elvisie nawet nie będę mówiła, bo ten zdecydowanie nie miał dobrego PR (poza rzeszą fanów na całym świecie). Słabo było też z radiem, które miało pożerać dusze młodzieży, potem nie lepszy był telewizor. Bawi Was to, a tak było. Dziś to wszystko wydaje się takie normalne. Paznokcie u stóp malujemy nawet zimą, w aucie słuchamy radia, a Paul McCartney wydaje się być całkiem statecznym dziadkiem przy Lady Gadze czy byłej gwiazdce Disneya. Wydawało mi się, że kwestie medycyny estetycznej też już mamy nieco opatrzone, ale chyba jednak żyłam w błędzie.

Każdy z nas ma swoją igłę


Kiedy rano idę zaprowadzić chłopców na autobus zakładam kaptur na głowę i już. Ale zanim pojadę do Lidla po bułki, myję włosy, bo nie będę chodzić po sklepie w kapturze. Jeśli idę do znajomych, albo wychodzę z mężem na spacer w weekend maluję się (latem nie). Zanim wrzucę zdjęcie do internetu, obrabiam je. Nigdy nie ukrywałam tego, że nie do końca wyglądam jak z obrazka. Na instagramowym story, rzadko korzystam z filtrów, ale jeśli już to robię to głośno o tym mówię, tak jest szansa zobaczyć, jak wyglądam rano :D Jakiś czas temu odkryłam, że są ludzie, którzy story ucinają tak, żeby ukryć użycie filtra. Czaicie? Bo ja nie do końca. Ale podobno tak się dzieje. Każdy z nas filtruje rzeczywistość, choćby tuszem do rzęs. Każdy chce wyglądać trochę lepiej, niż faktycznie wygląda.

Kto jest bez winy


Nie neguję tego, że ktoś może faktycznie akceptować swój wygląd, kochać swoje zmarszczki (osobiście nie mam nic do tych od śmiechu), ale czy ma prawo oceniać ingerencję innych. Jaki sens ma zadanie sobie trudu i napisanie komuś w internecie "o nie, JA bym nigdy tego nie zrobiła, bo JA kocham siebie" - w domyśle, może i jesteś gładka, ale na pewno siebie nie lubisz? Szkoda by mi było czasu. A już najbardziej śmieszy mnie, jak takie opinie wygłaszają ludzie, którzy sami używają wszelkich filtrów z poprzedniego akapitu. Wszystko jest dla ludzi, a szczere mówienie o tym, że ktoś coś poprawił uważam za tysiąckroć lepsze działanie, niż udawanie, że nic się nie majstrowało, a jednak...

A młodzież patrzy....


Wiecie, jak to jest, w kolorowych magazynach photoshop, w TV rysy twarzy zmienione dietą i cycki, które urosły od słońca w czasie wakacji na Bali, a ludzie siedzą i myślą: coś ze mną nie tak, nos się nie kurczy, zmarszczki nie prostują, a biust jest coraz dłuższy a nie większy. No i wszystkich nas to zakłamanie obrzydza, ale jak ktoś mówi otwarcie "zrobiłam to" to też znajdzie się ktoś, komu się to nie spodoba. Tylko czy warto się tym przejmować?

11 komentarzy:

  1. Myśle, ze teraz medycyna estetyczna poczyniła duże kroki i już nie wyglada się jak... po operacji plastycznej 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy ma prawo żyć po swojemu z kosmetykami, zabiegami u kosmetyczki oraz zabiegami medycyny estetycznej. Za mną bardzo małe kroku w tym temacie, ale nie odrzucam również czegoś więcej. Operacji, narkozy się bardzo boję, na szczęście teraz jest wiele metod, które przynoszą fajne efekty bez konieczności drastycznych zabiegów. Dla mnie to nie brak akceptacji, niska samoocena, ale chęć zrobienia i zadbania o siebie. Czasu może nie uda mi się zawrócić, ale zasługuję aby sprawić sobie małe przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze jak ktoś czuje potrzebę takiego zabiegu i pomoże mu to się lepiej ze sobą czuć niech to robi. Nikomu tym nie szkodzi. Ja sama osobiście bym się na niego nie wybrała. Głównie z lęku przed igłami oraz z tego, że nie widzę powodu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zasadniczo to ja się nigdy nie maluję, filtrów nie używam i w ogóle jestem pod tym względem jakaś prehistoryczna. Ale co do medycyny estetycznej - wisi mi to, jeśli ktoś się wyprasował czy zrobił sobie nos. Jego ciało - jego sprawa, mnie nic do tego. Byleby nie robić z siebie cudaka, glonojada i maszkary z cyckami w rozmiarze M, bo to już jest żałosne i tragiczne (przynajmniej dla mnie).

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze mówiąc zastanawiałam się nad spłyceniem zmarszczek, ale jakoś... szkoda mi jednak na to pieniędzy. Za to mam koleżankę, która kwasem hialuronowym delikatnie powiększyła usta. Miała naprawdę bardzo wąskie, prawie niewidoczne i zabieg wyszedł bardzo ładnie, choć był bolesny. Czasem delikatnie można pomóc naturze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kompletnie nie jestem za powiększeniem sobie ust czy poprawianiem nosa... chociaż moje stanowisko na pewno wiąże się z tym, że nigdy nie miałam kompleksów na punkcie swoich ust czy wyglądzie nosa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, że ten tekst jest całkiem o czymś innym? 🤔

      Usuń
  7. Poddanie się zabiegom medycyny estetycznej wcale nie musi oznaczać, że ktoś nie kocha siebie. Zresztą co nam do tego, co kto sobie poprawił, co zrobił, jak to zrobił. Nie jestem zwolenniczką takich zabiegów, ale jeśli ktoś chciał i miał powód - cóż nie mnie to oceniać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiem, że teraz medycyna estetyczna to praktycznie standard, ale ja chyba jestem jednak konserwatywna i igłom mówię nie. Mam nadzieję, że tak już zostanie i będę żyła i starzała się z godnością:) Nie neguję tego, że ktoś się poprawia czy ogólnie korzysta z medycyny estetycznej - to osobista decyzja i nic nikomu do tego <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie totalnie nie obchodzi co ludzie robią ze swoim ciałem i tego samego oczekuję. Jednak nie korzystałam, nie korzystam i nie chcę w przyszłości korzystać z medycyny estetycznej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Sama uważam, że nie ma w tym niczego złego - jeśli ktoś chce się poprawiać, to czemu nie? ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger