Okiem Żywiciela: Kogel mogel czyli kulinarny galimatias po naszemu

Lubię jeść, co prawda mam swoje już ugruntowane gusta, ale nie trzeba mnie namawiać do próbowania nowych rzeczy i wiem, że czasem zaskakujące połączenia dają bardzo przyjemne efekty. Oglądając ostatnio MasterChef'a dla dzieci olśniło mnie. Jak poczytamy menu restauracji, które wykraczają poza "napełnij mój brzuch strawą ciepłą i odpowiednio słoną nie opróżniając mojej kiesy do czysta" i trafimy na te wszystkie musy z buraka garnirowane karmelowymi grzankami i flambirowane sherry albo puree z groszku i gruszki podane w arbuzowych miseczkach to tak sobie myślę, że im młodsze dzieci tym lepsi z nich powinni być kucharze.


pixabay


Nie wierzycie? Oto przykładowe pozycje z menu naszych artystów spod znaku chochli i patelni. Paróweczki na chłodno podane z delikatnym twarożkiem homogenizowanym lub krem pomidorowy z dodatkiem maccheroni (makaron kolanka) oraz musu jabłkowego. Nie brzmi dziwnie i wykwintnie? To niektóre z dań jakie nasze pociechy same sobie zaserwowały i z chęcią pałaszowały. Niestety przeważnie nie jest tak różowo.

Najbliższe pojęcie jakie w naszym domu wiąże się z piramidą żywieniową to piramidalne problemy. Zygmunt od małego rzygał na widok chleba, a mając 3-4 lata z pełną powagą orzekł, że będzie wegetarianinem i wszystko by było spoko, gdyby nie to, że lista produktów jakie Zygmunt jada jest krótsza niż spódniczki Dody, Teodor był złotym dzieckiem jeżeli chodziło o jedzenie. Zjadał chętnie i ze smakiem, lubił surówki i owoce do momentu, kiedy poszedł do przedszkola. Tam najprawdopodobniej podpatrzył u innych, że surówek należy unikać za wszelką cenę i teraz bujamy się przy każdym posiłku, żeby zjadł choć trochę warzyw i choć prawie każde mu smakuje, jak już da się namówić, to następnego dnia walka zaczyna się od nowa. Ostatnią naszą nadzieją jest Kazik, który póki co je wszystko (to jabłko z pomidorówką to jego pomysł) i chętnie, potrafi zjeść tyle samo co Zygmunt będąc trzy razy lżejszy (Kazik 12kg - Zygmunt prawie 36kg).

Marta robi wspaniałą robotę, żeby tę naszą przyszłość narodu nakarmić jak najlepiej i jak najzdrowiej, ale jak to w życiu bywa z różnym skutkiem. Dla Zeta musi być zupa i tam udaje się włożyć naprawdę sporo rzeczy (Zygmunt ze smakiem zjada gotowany brokuł, a smażona kiełbaska jak przyznaje bardzo ładnie pachnie, ale nie ma mowy żeby ją jeść), Teodor z kolei gardzi zupą i najlepiej, żeby codziennie był kotlecik z ziemniakami, no i ewentualnie zasmażane buraczki (hit ostatnich dni), Kazio z chęcią zje i to i to ale nie łudzę się, że tak zostanie na długo. Żeby ich nakarmić nie wystarczy jeden gar i czasem trzeba iść na kompromisy. Zresztą kto nigdy mrożonej pizzy nie kupił niech pierwszy rzuci kamień.

Ja wiem, że nauczenie dzieci jedzenia wszystkiego jest proste. Wystarczy im tłumaczyć, czasem prosić albo pogrozić, ewentualnie nie podawać nic innego i w końcu się złamią. Można też zmieniać przepisy i traktować posiłki jako wspólną zabawę. To wszystko jest prawdopodobnie prawdą chociaż głównie w teorii. A przynajmniej tak zaczynam myśleć po prawie 10 latach naszej walki o nawyki żywieniowe naszych dzieci. Nie poddamy się jednak i oby moc była z Wami i z Nami.

11 komentarzy:

  1. My mamy w domu niejadka, który często przez wiele dnibogranicza się do chleba z masłem albo makaronu bez jakichkolwiek dodatków. I trudno, nic na siłę. Sama też tak miałam jako dziecko - więc liczę na to, że prędzej czy póżniej i on z tego wyrośnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie z niejadkiem bywa uciążliwe. Mimo to można je przekonać do jedzenia, tylko trzeba mieć ogromną cierpliwość.

    OdpowiedzUsuń
  3. oj u nas to samo- starsza je dosłownie wszytsko a młodsza niejadek okropny ale walczę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje się na szczęście dogadały, jedna jest mięsna, druga warzywna - nic się nie marnuje :D

    OdpowiedzUsuń
  5. u nas buraczki to też hit, też staram się wkładać jak nawięcej warzyw w posiłki moich dzieci, na szczęście jeśli chodzi o nabiał to nie mam poroblemu, uwielbiają ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciężka to robota nawet po 18 latach. Wiem coś o tym. Mój niejadek mnie czasami przyprawia o zawrót głowy

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie to nigdy nie stanowiło problemu, bo dziecko jadło wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam dwóch synów. Starszy na początku był niejadkiem. Nie zmuszalismy do jedzenia, nie nakladalismy wielkich porcji. Teraz na szczęście synek je normalnie: nie za dużo, nie za mało. Lubi warzywa, owoce i surówki, ale na słodycze musimy uważać. Dziadkowie i ciocie próbują rozpieszczać, dlatego musimy mieć kontrolę. 😉Natomiast młodsza pociecha nigdy nie miała problemów z apetytem. Lubi wszystko, warzywa i owoce zjada bez problemu, to samo z zupami. Od początku staraliśmy się jeść posiłki wspólnie i może dlatego jest jak jest. 😉🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też jemy razem, my kolorowo, a oni jak widać, u Zeta nawet w okolicy talerza nie może się znaleźć nic czego nie planuje zjeść, z drugiego to raczej ziemniaki, u Teda może leżeć co chce, on sobie dokładnie niechciane rzeczy wyskubie, Kazik, póki co złoty dzieciak do jedzenia.

      Usuń
  9. My oboje z synem jesteśmy niejadki i chyba najchętniej to byśmy nic nie jedli, gdyby tak się dało ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na szczęście trafiło mi się dziecko, które jeść lubi, choć oczywiście, jak każdy człowiek, ma rzeczy, które jej nie smakują.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger