Błoto i śmierć głodowa

Dziecięce wyobrażenie świata znacznie różni się od tego, co dostrzegają dorośli. Mówimy "nie wchodź tam, bo spadniesz", "nie ruszaj, bo się sparzysz", "nie biegnij po lodzie, bo się przewrócisz". Dla nas to takie proste, bo przewidujemy konsekwencje pewnych działań. Mamy w końcu doświadczenie, trzydziestkę na karku i wiele ran na kolanach na koncie. Ale dlaczego własnej mądrości życiowej oczekujemy od kilkulatka?


Comfreak/pixabay

Moja babcia mawiała "jak się nie sparzysz, nie dowiesz się, że ogień jest gorący", no przecież najmądrzej jest uczyć się na cudzych błędach, ale najskuteczniej na własnych. Jak wiecie z wczorajszego postu aktualnie koczujemy u mojej mamy, przez małą awarię domową. Ale zdaniem moich dzieci - cudem uniknęliśmy śmierci głodowej.

Chłopaki, jedziemy do babci


Będę starała się nie zamulać, mamy w końcu piątunio i luzujemy zadki. Więc w skrócie. Po kilku godzinach od próby ponownego uruchomienia pieca odkryłam, że nadal nie daje on ciepełka, krótka rozmowa z Żywicielem i decyzja - biorę dzieci i jadę do mamy. Spakowałam na prędce po dwa komplety ciuchów dla każdego, wrzuciłam do torby kosmetyki, syrop od gorączki i zarządziłam wymarsz wojsk. Wsadziłam potomstwo do auta, sprawdziłam pasy, wsiadłam. Odpaliłam auto, wrzuciłam wsteczny, przejechaliśmy metr, może dwa, koła zamieliły, silnik zgasł. Roztopy. Stoimy. Odpalam, jedynka, metr, zamieliło, zgasł... Tył, przód, po trzy razy i nic. Nie udało mi się wyjechać z bramy.

Zaczynam się spinać


Podjazd rozjeżdżony jak pole na wiosnę, samochód w poprzek, próby ruszenia kończyły się fiaskiem, poprosiłam dzieci, żeby były cicho, wdech policz do pięciu, wydech.
- Mamo, czy my tu umrzemy? - zapytał całkiem poważnie Teodor.
- Nie synku - odpowiedziałam spokojnie.
- A mamy kanapki? - dopytywał syn nr 2.
- Teoś, dopiero zjedliśmy obiad, jesteś głodny? - zdziwiłam się, bo nie dojadł swojej porcji.
- Nie, ale jak będziemy tu długo to zgłodnieję.
- Synku, ale nie będziemy tu długo, zaraz wyjedziemy, a poza tym jesteśmy na NASZYM PODWÓRKU,  w każdej chwili możemy wrócić do domu.
- Aha - odpowiedział bez przekonania.
Wykonałam kilka manewrów, wyjechaliśmy.

A co by było...


- Matko! Dobrze, że się udało - włączył się do dyskusji syn nr 1.
- A co się miało nie udać? - zapytałam najbardziej beztrosko, jak umiałam.
- Bo wiesz, ja to już patrzyłem, że sąsiad w domu, jakbyśmy się w tym błocie tak całkiem zakopali - powiedział Zet - to byś do niego zadzwoniła i przerzuciła nas pojedynczo przez płot.
- Zygmunt, jakbyśmy się tak całkiem zakopali, to byśmy poszli do domu i tyle, najwyżej siedzielibyście w bluzach - starałam się być głosem rozsądku.
- A jakby się nie dało iść?! - popatrzył na mnie jak na wariatkę. Ja wiem, że nasz podjazd jest delikatnie mówiąc mało reprezentacyjny po starciu z moim małym autobusem, ale z auta wysiada się prosto na kostkę brukową.

Tknęło mnie


Nagle doznałam olśnienia, to co dla mnie było chwilową trudnością, dla nich mogło potencjalnie być końcem świata. Przecież oni nie mieli nigdy takiej sytuacji, nie mieli się do czego odnieść. Często jest tak, że to, co nam dorosłym wydaje się logiczne, dla dzieci wcale takie proste nie jest. Dla nich, jak ktoś, kto jest ich ostoją bezpieczeństwa, zaczyna się denerwować, to znaczy, że jest DRAMAT. Często piszę Wam "spójrz na siebie oczami dziecka" i to jest właśnie ten moment, zanim w sobotę stojąc w kolejce na basen powiesz "Umrzemy tu ze starości" zastanów się! Jak to brzmi dla dziecka? Po co wprowadzać element niepokoju? Niedawno pisałam o tym, jak NIE mówić do Aspika, ale powiem Wam szczerze, że ta idea tyczy się wszystkich dzieci. One są szczere, prawdziwe, rozumieją świat dosłownie, więc matko, ojcze nie paplaj co Ci ślina na język przyniesie. Nie strasz.

9 komentarzy:

  1. To prawda do dzieci trzeba mówić w prosty sposób, i najlepiej dosadnie tłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieci rozumuja inaczej, ale niezmiennie mnie to zachwyca 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieci pod tym względem są bezbłędne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieci myślą trochę abstrakcyjnie, co niezmiennie powoduje u mnie uśmiech

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładnie-nie raz palnęłam coś a potem starsza córcia mi dała do myślenia..życie

    OdpowiedzUsuń
  6. :) no tak nas to śmieszy (zakopiemy się w błocie na własnym podwórku i żegnajcie bliscy - umrzemy śmiercią głodową) ale dzieci mają prawo do przerażenia . Kiedyś w napadzie złości powiedziałam do syna że mu nogi powyrywam z tyłka. Kilka godzin później wpadł z wrzaskiem do babci ŻE CHCE CHODZIĆ A MAMA MU CHCE NOGI POWYCIĄGAĆ

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sama czasami jestem mega zestresowana i zdenerwowana tym, co wielu ludziom wydaje się śmieszne - więc tym bardziej dzieciom się nie dziwię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niełatwo mówić do dzieci. One przecież wszystko rozumieją na swój sposób.

    OdpowiedzUsuń
  9. o tak, takie pamiętanie o tym że dziecko nie ma się do czego odnieść jest szalenie ważne. Plusem takiego spoglądania dziecięcego jest to, że rzeczywiście jest ono świeże - bo właśnie bez tych wszystkich naleciałości które mają dorośli. I dlatego dla dorosłego, czasem jest takie odkrywcze :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger