Biblioteczka maluszka. Całkiem inne książeczki z okienkami

Jak byłam dzieckiem, mieliśmy w domu "Zwierzyniec" Jana Brzechwy. Zresztą do tej pory mam tą książkę. Wtedy byłam szczerze zachwycona tym, jaka jest kolorowa, jakie ma piękne obrazki. Byłą zupełnie inna niż wszystkie, które mieliśmy. Dziś wiem, że książkę wydano na cienkim papierze w miękkiej okładce, kiedy patrzę na nadszarpnięte zębem czasu, nieco pożółkłe strony, nadal się uśmiecham. Ale kiedy kupuję kolejne książki dla moich dzieci, wiem, że ja o takich nawet nie mogłam marzyć.




Teraz książeczki są nieco inne. Jako rodzice stając w księgarni często nie wiemy, w którą stronę spojrzeć, bo i to nęci, i to kusi. Dziś przychodzę do Was z książeczkami, na które warto zwrócić uwagę. Seria trzech książeczek z okienkami, ale nieco innymi.

Mówimy tu o trzech książeczkach "W oceanie", "Na farmie, "W Arktyce". Książeczki są bardzo fajnie wydane i od tygodnia dzielnie towarzyszą Kazikowi w roli sparingpartnerów w codziennej zabawie. Grube strony, zaokrąglone rogi i porządnej jakości folia, pozwalają im trwać w niezmienionym kształcie, mimo usilnych prób dwulatka, żeby ten stan rzeczy zmienić.

Na każdej stronie książeczki środek wykonany jest z grubej folii, na której nadrukowane są kolejne warstwy obrazu, dzięki temu książeczka sprawia wrażenie trójwymiarowej. Obrazki są ładne, kolorowe, a jednocześnie pięknie oddają faktyczny kształt zwierząt, bo to one są gwiazdami książeczek.

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ilość gatunków przedstawionych w tych książeczkach, sama wiele z nich widziałam po raz pierwszy w życiu. Zaskoczyła mnie chociażby czeczotka tundrowa. Bardzo przyjemnie się to ogląda, choć muszę przyznać, że przy wielu zwierzątkach na pytanie "co to?" odpowiadam Kazikowi "ptaszek". Bo choć książeczki na pierwszy rzut oka wydają się być dedykowane dla jego grupy wiekowej, to z tekstem już trochę gorzej.

Wiem, wiem, czepiam się. Ale moim zdaniem ktoś zdecydowanie nie przemyślał słownictwa, które znajduje się w tej książeczce, bo ona za nic w świecie nie pasuje do dwu - trzy latka. Nie ma tu wierszyków, ok, ale czy "majestatyczne długopłetwowce" to słowa, które dwulatek zrozumie? Mam wątpliwość. Mamy zwyczaj rozmawiania z dziećmi bez "ciuciania i pieszczenia" ale jednak uważam, że słownictwo dla kilkulatka powinno być nieco prostsze. Powiecie, że może książeczka jest dla starszych dzieci? No może i jest, ale czemu wobec tego jest na grubych stronach?

Niezależnie od mojej opinii, co do tekstu i tak uważam, że książeczki warto kupić, bo są po prostu piękne, a umówmy się, że dwulatkowi ostatecznie ich czytać nie musicie, wystarczy je razem pooglądać, odpowiedzieć, poudawać te zwierzaki. Bawić się razem!

Książeczki kupicie TUTAJ








9 komentarzy:

  1. Właśnie szukam książeczek dla mojej chrześnicy na Mikołaja, a te mimo słownictwa nadają się dla niej jak znalazł :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe propozycje dla dwulatków.

    OdpowiedzUsuń
  3. śliczne są te książeczki, też je mamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne, kolorowe ilustracje. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja akurat popieram takie słownictwo, bardzo mi się podoba nie traktowanie dzieci bo macoszemu ;) zresztą, dla dzieciaka taka "skomplikowana" nazwa brzmi chyba fajniej 😉

    OdpowiedzUsuń
  6. O, skoro nie da się i tak łatwo zniszczyć to te książeczki są w sam raz dla mojego dwuletniego synka. Chociaż po tym jak rozkurzył swoje własne łóżeczko, które w ostateczności do niczego się nie nadawało to śmiem twierdzić, że dałby radę i tym książeczkom...a niszczenia takich cudowności jak książki nie toleruję i bardzo ubolewam gdy jakaś ulega uszkodzeniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie książeczki z okienkami są chyba najbardziej pożądane przez dzieciaczki. Ich zainteresowanie dzięki nim wzrasta!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla dziecka to na pewno frajda, takie książeczki. Super.

    Pozdrawiam,
    VB

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger