Okiem Żywiciela. Poród: Do trzech razy sztuka.

Poród Kazika miał się odbyć w tym samym szpitalu co poród Teodora więc mocno nastawiałem się na patrzenie wszystkim na ręce i generalnie bycie najbardziej upierdliwym tatusiem jakiego tam widzieli w ostatniej pięciolatce. Nie zdążyłem...

Matka Żywicielka

Kazik od samego początku nie oszczędzał rodziców, już w badaniach płodu wyszło, że przezierność jest nie taka, jak trzeba i jest podniesione ryzyko zespołu Down'a, więc od początku towarzyszył Nam stres i kolejne badania lekarskie. Wtedy na przykład dowiedziałem się, że można sobie w Polsce zrobić "trochę" dokładniejsze USG od tego standardowego. Pomyślcie w jakim byłem szoku, gdzie zamiast "budyniu" Marta zobaczyła obraz, na którym można było zobaczyć zawiązki zębów i wcale nie kosztowało to dużo więcej niż zwykłe USG 3D. Marta przeszła też amniopunkcję czyli ktoś wbijał jej igłę w brzuch zupełnie jak w Dr.House. Całe szczęście badania,które robiliśmy rokowały raczej dobrze ale w dalszym ciągu prawdopodobieństwa schorzeń genetycznych były kilka rzędów wyższe niż norma.

Poród Kazika miał jeszcze jeden duży minus. Mianowicie przewidywany termin wypadał w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia więc oczami wyobraźni widziałem te rozchichotane położne i lekarzy zaglądających do rodzących pomiędzy jednym śledzikiem, a drugim. W końcu pracuje w tabloidzie i nie jedna historia się przez newsroom przewinęła. To w połączeniu z doświadczeniami poprzedniego porodu powodowało, że wyobraźnia podsuwała obraz rodem z obrazów Hieronima Boscha.

Ponieważ siedzieliśmy już w tej kolejce górskiej dobrze zapięci i bez możliwości zmiany (przez zbyt wysoką przezierność obowiązywał nas szpital trzeciej referencyjności, do tego udało Nam się znaleźć wspaniałego lekarza na Żelaznej) postanowiliśmy ogarnąć co się da. Święta postanowiliśmy urządzić u teściów, żeby chłopcy zostali z nimi w momencie kiedy zaczęłaby się akcja, ogarnęliśmy torbę, mieliśmy dwa zapasowe plany w razie problemów z chłopcami bądź dotarciem do szpitala, a kolację wigilijną postanowiliśmy urządzić dzień wcześniej żeby Marta miała okazję zjeść jej ulubionego smażonego karpia.


Jak przyszło co do czego to Marta obudziła mnie w nocy i na spokojnie po wypiciu herbaty i wzięciu kanapek i torby oczywiście ruszyliśmy około czwartej rano do szpitala. Marta po drodze liczyła odstępy między skurczami (nie pomyślałbym, że jest do tego apka na telefonie), a ja skupiałem się na tym żeby nie jechać za szybko w końcu to zima. Dojechaliśmy parę minut po piątej rano, a o 6.10 (Kochanie jakim cudem pamiętasz takie rzeczy co do minuty bez sprawdzania?) mieliśmy już trzecie dziecko na wierzchu. "Jak to było zorganizowane? Autobusy jakieś popodstawiali czy co?" Nie było lekarzy po śledziku, nie było przemęczonego i opryskliwego personelu. Było po prostu idealnie. Jak Kazik wyszedł i widać było, że jest silny, szybko nabiera właściwych kolorów, dostał 10 na 10 to jeszcze dla pewności zapytałem czy wszystko w porządku, jakby lekarz miał co najmniej łóżko diagnostyczne ze Star Treka zamiast stetoskopu. Poszło tak dobrze, a my czuliśmy tak wielką ulgę, że opuściliśmy szpital już następnego dnia na własne żądanie. Miał w tym swój udział też tłum gości, którzy non stop siedzieli u współlokatorki Marty, który chyba postanowił przenieść Święta do szpitala i nie pozwalał, ani odespać, ani nawet przebrać się w spokoju.

Każdej ciąży lub porodowi towarzyszyły jakieś niespodzianki, nerwy i nieoczekiwany sytuacje ,które chyba powodują, że tym bardziej czuję, że to nasze dzieci,a nie jakiś wyidealizowane produkty z katalogu. Każdy z nich jest wyrazistym człowiekiem z krwi i kości z własną osobowością, gustem i charakterem. Nie będzie łatwo, ale nikt nie obiecywał,że będzie.


6 komentarzy:

  1. chyba nieco spóźnione, ale gratulacje z okazji trzeciego potomka :) i najważniejsze, że wyniki badań jednak się nie potwierdziły. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczere gratulacje!!! Ciesze się, że wszystko okazało się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluje! Ja jestem świeżo po porodzie 2 dziecka i już myślę o trzecim :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie poznać punkt widzenia faceta. Przeczytałam z przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję. U mnie też trójeczka. Najmłodszy syn skończył rok i 4 miesiące.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulacje! To się nazywa szybkie przyjście na świat :) Całe szczęście, że starczyło czasu na zjedzenie tego karpia :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger