A gdyby tak przestać się starać?

"Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził" - mawiała moja babcia, w moich dziecięcych wtedy uszach brzmiało to, jak słodka rymowanka. Nie dochodziło do mnie wtedy, jak mądrą radę ukochana Babunia chce mi przekazać. Musiało upłynąć trochę czasu, zanim dotarło do mnie wiele rzeczy.




Pod przykrywką dobrego wychowania zwykłam robić dziwne rzeczy. Pomagać koleżankom, bo o to poprosiły, nawet jak nie miałam na to czasu ani ochoty, starać się w szkole bardziej na zajęciach, które wcale mnie nie interesowały, tylko po to, żeby nauczyciel mnie polubił. Potem w dorosłym życiu nie było lepiej. Słuchałam zwierzeń współpracowników, którzy zaśmiecali moją głowę swoimi nieudanymi związkami, problemami z rodzicami i innymi pierdołami. Gdzie się nie ruszyłam, zaraz znajdowała się jakaś pijawka energetyczna, która oczyszczała swoją głowę zaśmiecając moją.

Znasz to?


Każdy to zna, tak sądzę.Człowiek, jako istota stadna potrafi robić różne rzeczy, tylko po to, żeby inni go lubili. Żyjemy w przeświadczeniu, że karma wraca i jeśli Ty wysłuchasz wynurzeń Renaty i pomożesz jej znaleźć rozwiązanie problemów, to sama możesz liczyć na jej pomoc. Tylko,że w razie czego nie pójdziesz do niej, bo Renia, jak już uporasz się z jednym jej problemem znajdzie inny większy. Co gorsze, moja potrzeba ratowania świata zaczęła się rozłazić na innych. Kiedy  ktoś z naszych znajomych dzwonił, że się przeprowadza, mówiłam do Michała idź, trzeba pomóc, my też kiedyś będziemy potrzebować pomocy. No i potrzebowaliśmy, a wtedy okazało się, że jest jakaś epidemia (choć dziś to może nie najszczęśliwsze słowo) bólu pleców (a może dupy? nie jestem pewna), w każdym razie efekt był taki, że mój mąż przywiózł sam naszą małą toyotą kanapę, którą zniósł z drugiego piętra w pojedynkę.

Stop!


Żeby w mojej głowie zapaliła się lampka kontrolna potrzeba było trochę czasu spędzonego na placu zabaw. Ale niestety nie w moim dzieciństwie. Na owy plac chadzałam z moim dzieckiem, czasem siedziałam na ławce z innymi matkami, ale częściej z moim dzieckiem w piaskownicy (moim i innymi). Pewnego dnia zobaczyłam, jak na slow motion, jak mój syn, bez słowa sprzeciwu przerywa zabawę i oddaje ukochaną koparkę Fabiankowi, czy innemu stworzeniu, tylko dlatego, że ten drze się głośniej. Tego było za dużo, guziczek przeskoczył. Wyjęłam z rączek rumianego roczniaka zabawkę mojego dziecka, po którą jechała specjalnie do kiosku na Dworcu Zachodnim i oddałam ją Zetowi. Z ławki, zwanej pieszczotliwie lożą szyderców spiorunowały mnie spojrzenia, jakbym zrobiła coś strasznego. Pomyślałam "tu jesteśmy spaleni" i wiecie co? Rozbawiło mnie to. Żadna z par oczu, które na mnie patrzyły nie należała do ludzi, na których mi zależało,a jedna, patrząca z wdzięcznością, przyczepiona do siedzącego w piachu dziecka błyszczała, jak miliony monet w znanej, choć niezbyt mądrej piosence. Poczułam ulge, poczułam, że dobrze zrobiłam.

Zmiany


Zajęło mi to trochę czasy i pomocy ekspertów, ale powoli zaczęłam odmawiać, mówić, że nie zostanę w pracy dłużej niż trzeba, że wolę jechać do domu. Renatki zaczęłam unikać, nadal nie umiałam jej powiedzieć wprost, że jej problemy są raczej banalne i nie będę się nimi zajmować, a kolejna "miłość życia" poznana na festiwalu w weekend zdecydowanie się nie odezwie, skoro nawet nie wzięła numeru telefonu. Jednym słowem (dwoma) Pieprzyć to! To moje życie, mam jedno, szkoda czasu na uszczęśliwianie innych, zwłaszcza tych, na których tak naprawdę wcale mi nie zależy.

Pieprzyć to! Alexandra Reinwarth


Dopiero teraz trafiłam na tę książkę, a szkoda, bo mój mąż może by się nie nadźwigał cudzych szaf, a ja nie zaśmiecałabym sobie umysłu cudzymi problemami pierwszego świata. Ten poradnik to skarbnica wiedzy dla każdego, kto nadal żyje, by spełniać oczekiwania innych, spycha na dalszy plan to, co jest dla niego ważne, robi to co zadowala innych, poza nim samym. Alexandra opisując przykłady z własnego życia pokazuje czytelnikowi głupoty, których wszyscy się dopuszczamy, zbrodnie, przez które sami skazujemy się na naginanie zasad w imię uszczęśliwiania innych. Pokazuje w jakich sytuacjach warto powiedzieć "pieprzcie się" a w jakich, po prostu sobie odpuścić. Dzięki autorce masz spore szanse, że poprawisz swój komfort życia i nie zostaniesz "zimną suką".

Moja opinia


Książka, jak na poradnik, jest bardzo zabawna i dosłowna. Nie ma tu miejsca na domysły, autorka dość łopatologicznie przedstawia swoje stanowisko, co zdecydowanie w tym przypadku jest uzasadnione. Dzięki przykładom koleżanki, która wiecznie rozstaje się z chłopakiem, tylko się rozstać nie może, wujka rasisty, którego ciągle zaprasza się na uroczystości rodzinne (póki nie narobił zamieszania na weselu kuzynki i je nigeryjskiego męża), robieniu porządków, zakrawających o remont generalny, przed każdą wizytą teściowej Alexandra pokazuje absurdy naszego życia, które każdy popełnia. Gdybym przeczytała tę książkę dziesięć lat temu, już dawno odpuściłabym wiele nieistotnych spraw. I tak je odpuściłam, ale zajęło mi to więcej czasu. Ale Ty nadal masz szanse skorzystać z tej wiedzy.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu OTWARTE.

7 komentarzy:

  1. Oj doskonale Cię rozumiem też mo dużo czasu zajęło, zanim nauczyłam się odcinać od pijawek energetycznych

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wielką ochotę przeczytać tę książkę, widziałam ją w zapowiedziach i już wtedy wzbudziła moją ciekawość

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak bym o sobie czytała! Problem jeszcze ze mną jest taki, że sama daję dużo i wymagam od ludzi, żeby się zachowywali tak jak ja. No i wtedy zaczynają się schody, bo ludzie mają to gdzieś :D
    Renatkę też kojarzę. Pewnie nie tą samą... Ale każdy z nas zna jakąś Renatkę, no nie? :D Dzięki za polecenie tej książki, stanowczo wpisuję ją na moją listę!

    OdpowiedzUsuń
  4. no książka wypisz wymaluj dla mnie, czasami by się chciało tak wszystkim rzucić :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam to. Miałam podobnie w dzieciństwie. A to musiałam ustępować innym, dzielić się tym, co mam, być mądrzejsza. Wiele razy ktoś decydował za mnie nawet nie pytając mnie o zdanie. To było okropne. W dorosłym życiu dopiero zaczęłam się buntować. Trochę to trwało, jednak kiedy wyprowadziłam się z rodzinnego domu, moja asertywność i pewność siebie wzrosła. Chciałabym, żeby moje dzieci wiedziały czego chcą i potrafiły "walczyć" o swoje. Młodszy syn (1,5 roku) rozpycha się łokciami, natomiast starszy...starszy ma spokojniejsza naturę, ustępuje. Mieliśmy podobną sytuację na placu zabaw kiedy był mały. Widziałam jak dziecko wyrwało mu foremkę, a on nie zareagował, mama tamtego dziecka też. Tylko powiedziała do mojego synka: on ci nie zabierze, trzeba się dzielić zabawkami. Wtedy poczułam coś i odpowiedziałam tej kobiecie, że wcale nie trzeba, a można. Trzeba, to na pewno nauczyć dziecko kultury i zapytać się czy można pożyczyć, a nie wyrywać z rąk. Nie będę tu pisać jakimi epitetami ja i moje dziecko zostaliśmy obrzuceni.
    Pracuję nad swoją asertywnoscią i chce wspierać w tym moich synków.
    Książkę z pewnością przeczytam. Już zapisałam jej tytuł w notatniku. Dzięki za ten wpis. 👍

    OdpowiedzUsuń
  6. Brzmi bardzo interesująco i myślę, że dla wielu osób powinna to być lektura obowiązkowa;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O ta książka to chyba coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger