OKIEM ŻYWICIELA: Idole

Znacie ten stary dowcip? Rosja, Komuna. Pani w szkole pyta dzieci kim są ich idole. Dzieci po kolei odpowiadają: Rumcjas, Gagarin, jakiś znany sportowiec, w końcu przychodzi kolej Jasia. Jasiu wstaje i pełen dumy odpowiada: - Moim idolem jest towarzysz Stalin! - Bardzo dobrze Jasiu, piątka - odpowiada nauczycielka. Jasio siada, wyciąga książkę Karola Maya i mówi: Sorry Winetou, biznes jest biznes.


pixabay/freephotos


Ja jako dziecko jakoś nie mogłem wybrać sobie idola, niby chciałem być jak Robinson Crusoe ale od początku czytania o jego przygodach miałem wrażenie, że przynajmniej kilka rzeczy zrobiłbym inaczej. Bardzo lubiłem słuchać Michaela Jacksona albo Queen ale ani nie znałem tych ludzi, ani nie wiedziałem jacy są w prawdziwym życiu. Często zdarzało mi się fantazjować z kolegami, jakie superbohaterskie moce warto by było mieć, ale zawsze wychodził z tego taki koktajl, że nie sposób było przypisać go jednemu bohaterowi. Do sportowców też mnie jakoś nie ciągnęło, chyba z tych samych powodów, co do muzyków. Zawsze chodziło mi po głowie coś w rodzaju: super kopie piłkę/biega/skacze, ale co jeśli umie tylko to i nic poza tym? Tak samo nigdy nie rozumiałem uwielbienia dla klubów piłkarskich, czy konkretnej marki samochodowej, albo jednego rodzaju muzyki.

Po trzydziestu sześciu latach mieszkania na Ziemi dalej twierdzę ,że nigdy nie miałem idola i chyba nigdy nie będę miał. Oczywiście, jest mnóstwo osób, do których czuję szacunek, lub które czymś mi zaimponowały ale zestaw jest dość oryginalny. Spróbuję tak na szybko stworzyć takie powiedzmy TOP 5 osób na świecie dla mnie:

1. Św. Franciszek z Asyżu - w tamtych czasach głosić pochwałę ubóstwa wbrew kościołowi? To trzeba mieć jaja ze stali. Oczywiście, jego stosunek do kobiet już pozostawia trochę do życzenia ale ma u mnie swój kącik - może przez te obrazki ze zwierzętami w książkach dla dzieci?

2. Robinson Cruzoe - za to, że wrócił na wyspę. Jakbym miał 9 żyć, jak kot to jedno z nich chciałbym przeżyć tak, jak On.

3.Marek Kotański - na niego pierwszego zwracałem uwagę jako dziecko kiedy w telewizji pokazywali "gadające głowy". Zawsze w swetrze, bluzie kiedy inni byli w garniturach i zawsze mówiący brutalnie szczerze.

4. Maksymilian Kolbe - taki Franciszek z Asyżu tylko w czasach prawie współczesnych. Oczy się same pocą jak człowiek poczyta na jego temat.

5. Albert Einstein - za to, że pozwalał swojemu kierowcy prowadzić za siebie wykłady - tak po prostu dla jaj. Mimo tytułów, nagród pozostał wesoły, stąpającym po ziemi człowiekiem.

Jak się zastanowić to ta lista, to nie lista osób ale cech, jakie cenię w ludziach. Mądrość, odwagę, dobroć i nie mniej ważne poczucie humoru. Banał, ale mój banał i przynajmniej nie muszę przepraszać Winetou, a teraz zagadka, kto był producentem butaperki w kolorze foliowym? Dla podpowiedzi dodam,że gość też ma miejsce na mojej liście.

3 komentarze:

  1. Przyznam, że jakoś nigdy nie poszukiwałam idoli, ale za to mocno wciągałam się w poszukiwanie autorytetów, odnajdywania w nich tej naturalnej mądrości życia, i to wcale nie musiały być sławne osoby, ale te faktycznie coś wnoszące do społeczeństwa, nawet w (nie)zwykłej codzienności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jako nastolatka miałam kilku idoli. Oczywiście głównie ze świata filmu i muzyki, wówczas nie było to nic ambitnego. Teraz mam nie idoli lecz autorytety, a to zupełnie inne bajka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest dokładnie jak piszesz, nie o ludzi chodzi, a oto co sobą reprezentują.
    _____
    Magda Ostrowska

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger